MROCZNY
PIĄTEK
|
NAJMROCZNIEJSZY
SEKRET – ALEX MARWOOD
Każda rodzina ma swoje własne
sekrety, które nie zawsze dobrze, aby wyszły na światło dzienne. Jedne są
drobne, takie jak: przemilczenie pewnych niezbyt istotnych spraw, nie mówienie
czegoś w imię, tak zwanego świętego spokoju. Jednak są takie tajemnice potrafiące
zmienić wszystko, łącznie ze sposobem postrzegania najbliższych. Ujawnienie
ich, niczym tajfun, niszczy wszystkich, a dotychczasowy świat przestanie być
taki sam. Ich ciężar potrafi być przygniatający do tego stopnia, że zmienia się
nawet dotychczasowy sposób zachowania. I nie wiadomo, czy dany człowiek był taki
wcześniej, tylko potrafił się dobrze maskować; a może zmienił się teraz.
Zaczyna się szukanie winnych, a w konsekwencji rodzina przestaje istnieć. W jej
miejscu pozostają tylko zgliszcza i wzajemne pretensje, nieprzebaczone winy
oraz zerwane nawet między rodzeństwem kontakty. Jednak czasem zdarza się, że
poznanie prawdy o bolesnym wydarzeniu przeszłości, staje się lekarstwem
powodującym metamorfozę i ponowne przebudzenie się w świecie, w którym zerwane
więzy mają szansę połączyć się na nowo. A w miejsce nienawiści, zajmuje
zrozumienie, może nawet miłość. Kto wie? Bo rodzina, jak często podkreślam, to
niezwykle kruchy twór.
Właśnie o mrocznych
sekretach pewnej zamożnej rodziny, przy odwołaniu się do autentycznej historii zaginięcia
Madeleine McCann, opowiada Alex Marwood w „Najmroczniejszym sekrecie”.
Kiedy Sean Jackson planuje przyjęcie z okazji swoich
pięćdziesiątych urodzin, nic nie zapowiada tornada, jakie tego dnia ma przejść
nad jego rodziną. Pozornie wszystko jest zapięte dosłownie na ostatni guzik,
wspaniale przygotowana rezydencja, menu, najdroższe i najbardziej luksusowe
produkty sprowadzone na tą okazję. Odprawienie robotników budujących basen przy
jego domu, aby nic nie zakłóciło ciszy i spokoju w trakcie weekendowej zabawy.
Jednak pod zewnętrzną perfekcją przygotowań, w samym sercu jego domu, niczym
zadra tkwią, nie załatwione sprawy, pretensje byłych małżonków, bunt z powodu czucia
się odrzuconym najstarszych córek mężczyzny i wreszcie rozczarowanie sobą Seana
i jego ostatniej żony, Claire. W trakcie przyjęcia te wszystkie animozje
zaczynają się odzywać, w wyniku czego idealna zabawa może zostać zakłócona.
Jednak prawdziwa bomba wybucha nazajutrz, po imprezie urodzinowej. Otóż w nocy
zniknęła jedna z bliźniaczek, najmłodszych córek jubilata, Coco. I nikt nie
wie, gdzie się ona podziała. Zaczyna się akcja poszukiwawcza na szeroką skalę.
Jednak dziewczynka przepadła bez śladu. Mija kilkanaście lat, teraz rodzina
zbiera się z powodu pogrzebu Seana. W ostatnim pożegnaniu biorą również udział
jego przyjaciele, obecni także na pięćdziesiątce mężczyzny. To właśnie pośród
panującej wówczas napiętej atmosfery, wzajemnych złośliwości zaczną wychodzić
na jaw różnego rodzaju pilnie dotąd strzeżone sekrety, łącznie z
najmroczniejszym, związanym z zaginięciem Coco. Jedno jest pewne, nikt już nie
będzie taki sam, jaki był jeszcze parę dni temu.
„Najmroczniejszy sekret” stanowił moje pierwsze spotkanie
z Alex Marwood, niestety nie było ono z tych najbardziej udanych. Zapowiadała
się przepyszna pozycja, już z samej fabuły spodziewałem się, czegoś co mogę
określić słowem „wow”: rodzinna tragedia, niedopowiedzenia, a wreszcie
zaginięcie dziecka. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron nadal panował u mnie
nastrój czytelniczego haja. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew, aby w
końcu stwierdzić, że niestety szału nie było, a samą książkę liczącą zaledwie
około 410 stron, mordowałem prawe tydzień, co zwykle zajmowało mi dwa, góra
trzy dni. I nie mogę zwalić winy na brak czasu. Po prostu w pewnym momencie
powieść dłużyła mi się niesamowicie, a mało tego wręcz mnie nudziła. Według
moich odczuć działo się tak przede wszystkim z powodu ogromnego chaosu, jaki autorka
zaprowadziła w książce. Mam wrażenie, że po prostu całość, jest jednym słowem
niedopracowana. Starała się wprowadzić zagmatwaną akcję, wielość wątków i
postaci, a nie umiała nad tym wszystkim zapanować, a do tego dołożyć skakanie
po czasoprzestrzeni między rokiem 2004, a współczesnością, stało się
przysłowiowym kamieniem u szyj. W wyniku tego jest chaos w akcji i chaos w
postaciach, w związku z którym niejednokrotnie totalnie gubiłem wątek i nie
wiedziałem do końca, o co w tym wszystkim chodzi. Marwood skacze między
poszczególnymi bohaterami, raz widzimy jednych, za chwilę innych. Z tego
powstają niedokończone wątki, a zaczynają się nowe, aby za chwilę również je
przerwać i zacząć kolejne. Po kilkunastu nieraz stronach wraca do tego co
opisywała poprzednio, a same przeplatane wątki z 2004 roku z tym co dzieje się
obecnie, nie wnoszą w moim odczuciu zbyt wiele do akcji, jedynie wywołują
wspomniany przez mnie chaos.
Niestety
oczekiwałem czegoś znacznie lepszego, a otrzymałem nie wiele. I takie książki,
które mają wszelkie predyspozycje do chwycenia mnie za twarz i trzymania w
napięciu do ostatniej strony, a zmarnowały swój potencjał – denerwują mnie
najbardziej. Muszę z przykrością ostrzec, jeśli oczekujecie mocnego thrillera
psychologicznego, to niestety się rozczarujecie „Najmroczniejszym sekretem”. I
tak dokładnie było w moim przypadku. Bardziej
przypominał mi on powieść obyczajową, niż literaturę grozy w najlepszym jej
wydaniu.
Wreszcie samo zakończenie, jest oczywiście nieco
zaskakujące, i tu autorce należy się bez wątpienia plus, jednak również ma się
wrażenie, że niezbyt wiele wnosi do całości, a jedynie dosłownie w ostatnich
kilkunastu linijkach tekstu, pojawia się coś nowego, reszta to ponownie odgrzewane
kotlety, i można powiedzieć: szanowna pani Marwood, ale o tym pani pisała nam
już wiele razy, i naprawdę czytelnik nie jest kretynem, aby ponownie mu pisać o
tym samym. I takie wrażenie pojawia się wielokrotnie. Co zdecydowanie w moim
odczuciu stanowi jeden z głównych minusów książki.
Tyle narzekania, pora poszukać więc chociaż kilku
pozytywnych cech „Najmroczniejszego sekretu”. Zdecydowanie wskazałbym próbę
przełamania pewnych schematów, które do znudzenia ostatnimi czasu dominują w
thrillerze psychologicznym z rodziną w tle. Przede wszystkim samego trójkąta
miłosnego, on jeden-one dwie lub odwrotnie, czy psychopatyczny mąż. Owszem
pewne cechy tego używa również Marwood. Sean zdecydowanie należy do tego grona
postaci, które nie budzą sympatii czytelnika. Egocentryk, człowiek agresywny,
niewierny małżonek uzależniony od seksu, traktujący kolejne kobiety jedynie
przedmiotowo; aby później zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, przez co ociepla
się nieco obraz tego człowieka. Tu nie do końca widomo, kto jest dobry a kto
zły, ludzie pojawiający się na kartach powieści są zmienni, do perfekcji wręcz
opanowali, niczym kameleon zmianę wizerunku. Ci, którzy wydają się negatywni, w
trakcie lektury zaczynamy im współczuć i odkrywać nieznane ich oblicze.
Wreszcie świetnie pokazany zostaje świat
lokalnej elity, w którym panuje jedynie cynizm, egoizm, intryga i kłamstwo, w
którym gubią się wszyscy. To świat w którym nie istnieją żadne granice natury
moralnej, i niczym w serialowej „Modzie na sukces”, tu każdy może być z każdym,
na przykład koleżanka z dzieciństwa zostaje macochą swojej przyjaciółki. Każda
z tych postaci ma swoje sekrety, swoje motywy postępowania i odczuwalny nastrój
imprezy urodzinowej zmienia się w istne bachanalia, przysłaniające nawet dramat
wywołany zaginięciem dziecka. Grzechy rodziców przechodzą na dzieci, powodując
u nich postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat swych ojców i matek. Próżno
więc szukać wyższych uczuć, czy odruchów serca, chociaż również one w pewnym
momencie się pojawiają. Przede wszystkim jednak u miejscowej śmietanki
towarzyskiej liczy się: alkohol, seks i narkotyki, podawane również dzieciom.
Nie mają oni szacunku nie tylko do ludzi pochodzących z niższych warstw
społecznych, szczególnie emigrantów zarobkowych stanowiących tanią siłą roboczą
– przy tej okazji pokazane zostaje brytyjskie społeczeństwo niezwykle wręcz
podzielone klasowo, jak również pojawia się polskich wątek Janusza Biedy- ale
również do siebie nawzajem i własnej rodziny. Chcąc ratować siebie oraz dzieci
przed tą trującą atmosferą i toksycznym towarzystwem, pozostaje tylko ucieczka
na daleką prowincję, z dala od londyńskiego szumu. Mimo pokazanego przez
Marwood przepychu, jawią się ludzie zranieni, zagubieni, wierzący jedynie w samych
siebie, nieufający nikomu, żyjący w permanentnym strachu przed osądem opinii
publicznej – zwłaszcza, aby ich grzeszne zabawy nie zostały pokazane w lokalnej
prasie, oznaczając tym samym koniec zarówno ich samych, jak również ich
kariery. Szybko można przekonać się, że tym zepsutym świecie nawet rodzice
przestają przejmować się własnymi dziećmi, a zaginięcie własnej córki staje się
tylko jednym z wielu problemów do rozwiązania.
Te
aspekty stanowią w moim odczuciu niewątpliwy atut książki. Mimo wspomnianych
wyżej niedociągnięć, to właśnie te elementy potrafią miejscami naprawdę
wciągnąć czytelnika. Autorka dosłownie bawi się bohaterami przez co udaje się
jej niejednokrotnie zaskoczyć czytelnika. Równocześnie miałem nieodparte
wrażenie, że niezbyt lubi ona stworzone przez siebie postacie.
Szkoda,
że jest to jedyna pozytywna cecha powieści, a minusy w tym przypadku dominują
niestety nad plusami, wpływając przez to zarówno na czytanie, jak również
odbiór powieści. Dla mnie niestety
„Najmroczniejszy sekret”, zostaje rzeczywiście najmroczniejszą książką tego
roku, jednak w negatywnym znaczeniu tego słowa.
Mimo wszystko polecam ją, zwłaszcza tym, którzy lubią
lektury skupione wokół tematów społecznych.
Moja ocena 5/10
Źródło: Wydawnictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz