CZAS
TĘSKNOTY & CZAS BURZY – ADRIAN GRZEGORZEWSKI
Są pewne wydarzenia, które na zawsze
wpisały się w ludzką pamięć. Jedne są przyjemne, wywołujące uśmiech na twarzy i
błogi spokój w duszy, inne natomiast - przerażające, a na ich wspomnienie płyną
łzy bólu. Do takich właśnie, zalicza się wiele faktów związanych z II wojną
światową, wystarczy wymienić, miedzy innymi: rzeź Wołynia 1943, Powstanie
warszawskie czy w ogóle niemiecką i sowiecką okupację ziem polskich. Stąd
literatura, muzyka czy kino zawsze przypominają o tych, jakże bolesnych dla
wielu osób zdarzeniach. A Druga Wojna Światowa ma poczesne miejsce w kulturze,
bowiem jej tematyka porusza serca kolejnych pokoleń, oglądających film czy czytających
książkę opowiadającą o tamtych, jakże dla młodych ludzi już odległych czasach.
Do
tego nurtu doskonale wpisuje się debiutancki cykl Adriana Grzegorzewskiego
„Czas tęsknoty”.
Koniec sierpnia 1939
roku, oznaczał dla jednych oczekiwanie na rozpoczynający się wkrótce nowy rok
szkolny, dla studentów jeszcze ostatnie tygodnie wakacji. Piotr Ochocki, student architektury
z Warszawy odwiedza rodzinne strony matki, położoną na Wołyniu wieś Bedryczany.
Goszcząc tam, u jej koleżanki, pani Marii Kosieckiej. Tu właśnie poznaje córkę
gospodyni, nastoletnia Martę, oraz
niezwykle piękną Ukrainkę, córkę miejscowego przywódcy OUN, Swietę. Ta ostatnia
zgodnie z wolą ojca ma wyjść za mąż za
ukraińskiego nacjonalistę, Jegora. To jedne zupełnie przypadkowe spotkanie
Swiety i Piotra przy miejscowej cerkwi, staje się początkiem wielkiej miłości.
Miłości wystawionej na wiele przeciwności, różnice narodowościowe, zupełnie
inne życie wiodące przez młodych – tym bardziej, że Piotr nie długo musi wracać
do Warszawy, a przede wszystkim sprzeciw ojca dziewczyny, który nigdy nie
zgodzi się na małżeństwo córki z Lachem. Szczególnie, gdy już wydał na niego
wyrok śmierci za pobicie jednego z jego rodaków. Sprawy dodatkowo przybiorą
dramatyczny obrót, gdy we wrześniu 1939 roku wybucha wojna. Ukraińcy liczą na
pomoc Hitlera w wybiciu polskich panów i powołania niepodległej Ukrainy. Piotr
opuszcza Kresy, natomiast Jegor dowiaduje się o miłości narzeczonej do
Ochockiego. Teraz zarówno ona, jak i jej rodzina znajdują się w poważnym
niebezpieczeństwie. Nie mniejsze grozi również Marii i Marcie Kosieckiej. Stąd
też chcąc ratować zarówno Swietę, jak i Martę zostają one wysłane do krewnych
Marii. Nie wiedząc, że wojna i tak upomni się o wszystkich i w nowej
rzeczywistości nigdzie nie ma już bezpiecznego miejsca.
„Czas
burzy” natomiast opowiada już o końcówce roku 1943 i kończy się kilkadziesiąt
lat po zakończeniu wojennej zawieruchy. Piotr i Swieta rozdzieleni przez wojnę,
ponownie spotykają się po wielu dramatycznych wydarzeniach. On, należy już do
szeregów Cichociemnych i zostaje przydzielony do konspiracji. W imieniu
Polskiego Państwa Podziemnego ma wykonywać wyrok śmierci na zdrajcach Ojczyzny.
Jednak i tym razem wojna upomina się o nich, nie pozwalając długo cieszyć się
odzyskanym szczęściem. Na ich drodze stanie między innymi Erika Buddenchoff,
żona niemieckiego oficera. Ochocki ma utrzymywać z nią kontakty, aby za jej
pomocą dowiedzieć się o planach Niemców. Niemniej sama Niemka, jest niezwykle
zainteresowana swoim polskim sąsiadem i nie raz pomoże mu wyjść z kłopotów.
Znajomość ta, również nie podoba się samej Swiecie, która jest zazdrosna o
ukochanego i sama zmaga się z prześladującymi ją demonami ostatnich lat.
Natomiast Marta po powrocie do Bedryczan zastaje zupełnie
nowy, obcy i nieznany jej świat. Z pomocą przyjdzie jej dobrotliwy kościelny
cerkwi, Witalij, który podobnie do Polki po stracie rodziny zostaje całkowicie
sam na świecie. Losy wszystkich bohaterów na nowo pokrzyżuje Powstanie
Warszawskie i nadchodząca już nie tylko od Wschodu, ale również zbliżająca się
już do Warszawy, Armia Czerwona. Nad Polskę ponownie nadciąga burza.
Cykl „Czas tęsknoty”
to debiut literacki Adriana Grzegorzewskiego. W jego skład wchodzą „Czas
tęsknoty” i „Czas burzy”. Autor
wywodzący się z rodziny Kresowiaków, matka bowiem pochodziła z wsi leżącej niedaleko
Drohobycza, Rychcic; ojciec zaś z Wilna. Stąd opowieści kresowe czasów wojny
były w jego rodzinie niezwykle żywe, a do tego samo zainteresowanie historią tych ziem i Powstaniem Warszawskim,
dało owo stanowiący pewnego rodzaju ukłon dla rodziny i ludzi, którzy po 1945
r. zostali przesiedleni na Zachód. Ponieważ książka zawiera dzieje, które dla wielu jeszcze żyjących osób
stanowią niezwykle bolesne wspomnienia i na zawsze będą bardzo żywe. Pokazuje je niezwykle realistycznie, zachowując całe
okrucieństwo OUN-UPA. Organizacji zrzeszającej nacjonalistycznych Ukraińców,
szerzących pogrom wśród ludności polskiej. Zabijali nie tylko mężczyzn, ale
również kobiety i dzieci, żony były gwałcone
na oczach swych mężów i potomstwa. Wszędzie, gdzie przeszli siali mord i
zniszczenie, puszczając z dymem osady Polaków. Szczególnie bolesne jest, że
tych zbrodni ludobójstwa dokonywali jeszcze wczorajsi sąsiedzi, z którymi
graniczyło się przez miedzę. Stąd w
pierwszym tomie dominuje obraz Ukrainy, która jeszcze przed wojną była
wstrząsana antagonizmami między zamieszkującymi ją przedstawicielami obqu
nacji. I wystarczyło nie wiele, aby widły i pochodnie na nowo zostały użyte. Z
tej właśnie perspektywy Grzegorzewski pokazuje postać Piotra Ochockiego, który
przejeżdżając do Bedryczan, w ogóle nie rozumie, tego co właśnie się dzieje w rodzinnych
stronach matki. To Kosiecka i kościelny Witalij muszą tłumaczyć mu, jak bardzo
niebezpieczne stało się to miejsce, a wszyscy od dawna siedzą dosłownie na
przysłowiowej beczce prochu. Jednak ęnie tylko dla niego, ale również dla wielu
czytelników poznawanie przedwojennej i wojennej Ukrainy może być niezwykle
ciekawe. Za co na pewno należą się ogromne podziękowania dla Adriana
Grzegorzewskiego, za cały ogrom pracy, jaką włożył w odmalowanie tamtych
czasów, z najdrobniejszą wręcz dokładnością. Zadbał o każdy najmniejszy szczegół
odmalowując krajobraz tych ziem, mentalność ludzi tam zamieszkujących, każda z
występujących na kartach powieści osób mówi w swoim języku, stąd słychać
zarówno język polski i ukraiński, przez to całość nabiera dodatkowego realizmu,
i staje się bardziej wiarygodna. Równocześnie zachował obiektywizm, z jednej
strony jawi się grupa Ukraińców wrogo nastawiona do polskich
sąsiadów, czekających już tylko na pomoc Hitlera; z drugiej natomiast Polacy przekonani, że
nadchodząca wojna będzie krótka. Polska uzyska wsparcie od swoich sojuszników,
Francji i Anglii, natomiast Niemcy dostana „porządne lanie”, zaś ukraińscy zdrajcy na nowo nauczą się, że nie należy
spiskować z wrogiem Warszawy, a każde ich kresowe zamieszki i tak zostaną
stłumione. Stąd przewijają się polskie grupy czatujące na ukraińskich
nacjonalistów. Wszystko to sprawia, że czytając powieść czuje się nadciagający
szybkimi krokami kataklizm, pośród pozornie spokojnego nastroju. Z drugiej
natomiast strony, obserwuje się życie zwykłych ludzi, nie mających ochoty
mieszać się do wielkiej polityki. W takim świetle jawi się Piotr malujący obrazy
i marzący o Swiecie; czy dobroduszny listonosz rozwożący korespondencję.
Równocześnie jednak wyczuwa się, że ten
jeszcze, jakoś poukładany świat, wkrótce przestanie istnieć. Nastrój grozy jest
stopniowany z coraz większą siłą, a jego kulminację stanowi obraz rzezi wołyńskiej wywołuje dreszcze na
ciele i przerażenie. Przerażenie tym silniejsze, że nie jest to fikcja
najbardziej krwawego kryminału czy horroru, ale prawdziwe wydarzenia wobec
których stanęli mieszkańcy tamtych ziem, przeżywając piekło na ziemi. Ci
ocaleni, nigdy już nie mogli wymazać zmasakrowanych ciał bliskich ze swej
pamięci.
Podobnie w drugim tomie „Czas burzy” rysuje się krajobraz
Ukrainy już po wydarzeniach 1943 r., gdzie ich konsekwencją jest wszechobecny
strach przed wrogiem, nikt nie jest wolny przed nim, zarówno dzieci słysząc
stukanie do drzwi chowające się za matczyną spódnicą, jak i dorośli. W tej
nowej rzeczywistości najstarszy syn przejmuje rolę głowy domu. Poza terrorem
UPA dochodzi, jeszcze terror hitlerowski, a powstała SS „Hałyczyna” składająca
się z nacjonalistycznych Ukraińców w swych działaniach przeciwko Polakom, byli
o wiele gorsi i bardziej okrutni od samych Niemców. Tym bardziej, że wielu z
nich znalazło się w 1944 r. w okolicach Warszawy, równie tam siejąc morderczy pomór.
Dopełnieniem gehenny staje powojenna akcja przesiedleńcza na tzw. Ziemie
Odzyskane, gdzie na przykładzie rodziny Musiałków widać, jak ludzie ci na
zawsze rozstawali się z tym, co jeszcze parę lat temu było całym ich światem.
Przyjeżdżają na nowe ziemie, które teraz dawni niemieccy właściciele muszą
opuścić. A ofiary powoli zaczynają, niejednokrotnie przemieniać w prześladowców. Chociaż również nie brakowało, zgodnego
współżycia i czysto ludzkiego współczucia w stosunku do ludzi, którzy podobnie
do obecnych przybyszów muszą opuścić swe domostwa.
Drugim akcentem w odzwierciedleniu rzeczywistości Kresów
czasów II wojny światowej, stanowi pokazanie Wileńszczyzny. Tam w 1944 r
również toczyły się walki przeciwko niemieckiemu okupantowi, a dodatkowo
dochodził kolejny wróg – Sowieci, chcący na całym świecie zaprowadzić swój
komunistyczny reżim. Grzegorzewski pokazuje w powieści między innymi Akcję
„Ostra Brama”, i udział ludności Kolonii Wileńskiej czynnie wspomagającej Armię
Krajową.
Moim zdaniem ten akcent jest dodatkowym walorem książki,
pokazując całościowy obraz Kresów i ludzi mieszkających tam w latach 1939-1944.
I chociaż oczywiście, wiele wątków jest stworzonych dla potrzeb powieści,
niekoniecznie pokrywając się z faktami, to jednak na pewno dają dość dobre
poznanie wojennej rzeczywistości tych ziem, oglądanej oczami ich mieszkańców.
Gdyż wiele elementów pojawiających się na kartach zarówno z „Czasu tęsknoty”,
jak i „Czasu burzy” Grzegorzewski znał z
opowieści swojej cioci Anieli, co ciekawe jedna z bohaterek właśnie pochodząca z
okolic Drohobycza, nosi jej imię; jak również z literatury historycznej. Przez
co oba tomy doskonale wręcz poniekąd wpisują w tocząca się od lat dyskusję,
również pojawiającą co jakiś czas w mediach, między innymi na temat rzezi
Wołynia, czy potrzeby wybuchu Powstania Warszawskiego.
Tym samym, nie sposób chociaż w paru zdaniach nie wspomnieć
o samej stolicy Polski. O ile w
pierwszej części autor jedynie epizodycznie pokazuje Warszawę, to już w
następnej ma ona swoje dość ważne miejsce. Obserwujemy mieszkańców miasta,
dorosłych, dzieci i młodzież żyjącą pod niemiecką okupacją. Szczególnie podobało
mi się przedstawienie ważnych wydarzeń z tego okresu, do jakich między innymi
należy zamach na Kutcherę czy Powstanie Warszawskie, w sposób niezwykle prosty
i zrozumiały nawet dla ludzi nie znających zbyt dobrze historii. Fakty zostały pokazane zarówno z punktu widzenia militarystycznego, jak również obserwujemy je oczami mieszkańców
grodu nad Wisłą. Widać zarówno Niemców, którzy za wszelką cenę chcą rozbić
„bandycką” strukturę, jak i komunistów
przybyłych z ZSRR , dążących do rozpracowania i likwidacji polskiego ruchu
oporu. Nie brakuje przy tym iście szpiegowskich akcji, jak: podsłuchiwanie,
wyłapywanie całkowicie przypadkowych wypowiedzi lub słów wypowiadanych w
strachu przed utratą życia. Szczególnie w tego rodzaju działaniach należało
wsłuchiwać się w jakim delikwent mówi języku i łączenie tego z jego
narodowością, na przykład Polak mówiący po angielsku czy Niemiec po rosyjsku.
Podobnie Powstanie
Warszawski, podczas którego obserwujemy walki toczone na ulicach miasta,
ofiarną służbę sanitariuszek, jak równie w głosy mieszkańców miasta cieszących
się z wyłonienia się Wojska Polskiego, a
nie Armii Krajowej, lecz w końcu powstania armii państwa walczącego z najeźdźcą.
Nadziei, panującej wówczas, jak również później grozy przegranej i płynącej z
niej rozczarowania. Ludzi wykazujących wręcz heroiczny patriotyzmem, ale i osób
myślących zupełnie praktycznie i martwiących się o swój byt. W opisie tym pojawia się wiele ciekawostek,
na przykład o wysyłaniu pączków z legendarnej i niezwykle popularnej cukierni
Bliklego dla więźniów Pawiaka.
To
wszystko sprawia, że powieść w prosty sposób pokazuje codzienność mieszkańców
ziem Polskich podczas wojennej zawieruchy. Absolutnie nie ma ona na celu- jak
podkreśla autor- wywoływać bolesnych wspomnień u ludziach pamietających tamte
dni, jedynie przypomnieć te wydarzenia wpisując je, jako tło do losów bohaterów
powieści.
Ponadto, jak podano na okładce obu tomów jest to pozycja
dla fanów serialu „Czas honoru”. I tu z jednej strony bym się zgodził, z innej
niekoniecznie. Jeżeli oczekuje się od niej odzwierciedlenia akcji tego
tasiemca, to będzie się nieco rozczarowanym. O ile serial opowiadał o losach
Cichociemnych i ich bliskich, to tutaj element ten w moim odczuciu stanowi
jedynie tło, a Ochocki wcale nie musiałby należeć do tej formacji, lecz do
każdej jednej. W moim odczuciu jest to
przede wszystkim z jednej strony pokazanie wizerunku Polaków i Ukraińców
mieszkających na Kresach i przebywających z nich drogę do Warszawy i dalej na
Zachód Europy, panujących wśród nich antagonizmów, rosnącej gorącej atmosfery
tych ziem, i przeróżnych postaw, jaki można było spotkać w czasie wojny. Na
pewno przynajmniej pierwsza połowa „Czasu tęsknoty” - jak nie więcej - przypomina mi bardziej
sienkiewiczowską „Ogniem i mieczem”, niż wspomniany serial. Dzieje się tak
między innymi poprzez klimat dominujący w powieści: krajobraz, występujące
porównania miłości Polaka do Ukrainki, w którym to przywołuje się postać Skrzetuskiego,
do tego dochodzi język w którym
posługują się bohaterowie, czy styl w jakim została napisana powieść.
Z drugiej natomiast pokazanie ćwiczeń w Anglii przygotowujących Cichociemnych do
zadań bojowych w okupowanej Polsce, a potem cała praca ich w konspiracji na
pewno przypominają poniekąd „Czas honoru”. Aby ponownie w momencie
pojawiających się scen batalistycznych
oddać ducha sienkiewiczowskiej Trylogii.
Stąd moim zdaniem książka ta, jest doskonałą pozycją
zarówno na wielbicieli prozy polskiego noblisty, jak również fanów serialu.
Każda z tych osób na pewno znajdzie w niej coś dla siebie. Wreszcie polecam, ją
na pewno wielbicielom powieści historycznej. Natomiast, osoby nie przepadające za dość brutalnymi opisami,
niekoniecznie powinny po nią sięgać. Ponieważ nie raz jest ona bardzo brutalna,
a wiele scen wywołuje dreszcze wobec zła, jakiego doznali Polacy mieszkający na Wołyniu.
Nie sposób nie wspomnieć, że Adrian Grzegorzewski
stworzył niezwykle interesujące postacie. Przede wszystkim trudno jest nie
polubić Piotra, poznajemy go, jako człowieka pragnącego zwiedzić rodzinne
strony matki i spędzić tam miło wakacje. Jak każdy młody człowiek marzy o
wielkiej miłości, wierzy, że uczucie do
Swiety przetrwa wszelkie przeszkody i żadna siła ich nie rozdzieli. Szybko
przekonuje się, że łatwo jest rzucać obietnice z których potem trudno jest się
wywiązać. Jest to nieco typ amanta, w którym kochają się wszystkie kobiety, muszące walczyć
o jego z serce z jedną tylko konkurentką - piękna Ukrainką, Swietą. Z drugiej strony, przez nieznajomość stosunków
panujących w Bedryczanach, bardzo szybko wpada w kłopoty, ściągając je również
na ludzi będących wokół niego. Podobnie jest również w dalszej części powieści.
Równocześnie w jego osobie widać, poniekąd wzór sienkowiczowskich rycerzy
walczących o wolność Ojczyzny i miłość do wybranki swego serca, ze wszystkimi i
wszystkim. Jest odważny, szlachetny. Wspaniały przyjaciel i wierny kochanek,
który zakochuje się tylko raz w życiu. Jego kreacja jest, w moim odczuciu,
archaiczna. Wzorowana za bardzo na dziewiętnastowiecznych bohaterach
występujących na kartach Trylogii, co niestety jest dla mnie zdecydowanym
minusem. Nie ukrywam, że oczekuję nawet od powieści historycznej, ludzi
bliskich współczesnym czytelnikom, a nie znajdujących się już bardziej w
lamusie. Na pewno Ochockiego można polubić, kibicować mu w jego zmaganiach,
jednak bardzo trudno było mi odnaleźć mi w nim coś dla siebie.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku okrutnego Jegora. Dla
mnie jest to Bohun wyciągnięty żywcem z „Ogniem i mieczem”. Człowiek mściwy,
krwawy i bezwzględny. W chwili odrzucenia jest w stanie zniszczyć tak wybrankę
serca, którą jak twierdzi kocha, jak również wszystko i wszystkich wokół. Dla
przyjaciół staje się wrogiem. I do końca będzie czuł chora miłość do Ukrainki.
Nieco na szczęście bardziej uwspółcześnione są Swieta i Marta.
Kobiety silne, marzące aby to one stały się dla młodego warszawiak jedną jedyną. Poznajemy je, szczególnie Swietę,
jako osoby ciepłe, marzycielki i idealistki pragnące oddać duszę i ciało
wybrankowi serca. Z drugiej strony potrafiące rzucić ostrą ripostę. Na skutek
wojennych przeżyć stają się twarde, silniejsze od mężczyzn. Potrafią kochać,
ale i w razie potrzeby zabiją wroga bez mrugnięcia okiem. To oddane patriotki,
które ofiarnie pracują w partyzantce w charakterze sanitariuszek, jednak w
obliczu zbyt nachalnych kolegów potrafią doskonale się obronić. Swieta to
kobieta inteligenta, potrafi w chwili zagrożenia poświecić siebie samą, tylko
po to aby ochronić Martę, wówczas nie obcy jest podstęp wykorzystujący obawy
przeciwnik. Dla niej dobro ukochanych ludzi, stanowi cel nadrzędny, wobec
którego nawet ona sama się nie liczy. Marta natomiast przechodzi szybki kurs
dojrzewania. Co ciekawe z dwóch rywalek stają się siostrami, przyjaciółkami
zdolnymi oddać za siebie nawzajem życie. Jednak wystarczy pojawienie się
Piotra, żeby na nowo stanęły po przeciwnej stronie barykady. Nie ukrywam, że to
właśnie one były moimi ulubionymi postaciami w powieści.
Nie sposób nie wspomnieć mądrego Witalija, mężczyzny
walczącego w wojnie 1920 r., w której to zdobył szacunek samego marszałka
Piłsudskiego. Człowiek rozdarty między polskością, a ukraińskością. Jest obcy
dla przedstawicieli obu nacji. Dzieje się tak, że będąc Ukraińcem poślubia
Polkę, jak nazywają ja jego rodacy Laszkę, przez co w ich odczuciu zdradził
swoich. Poznajemy, go jako człowieka starszego, pełnego życiowej mądrości. To
osoba szlachetna, stająca po stronie słabszych. Sprzeciwia się złu, jaki czynią
jego nacjonalistyczni rodacy. Wierzy, że przedstawiciele obu narodowości mogą
żyć w zgodzie.
Poza postaciami fikcyjnymi, do których najbardziej się
przywiązałem, nie brakuje również postaci historycznych. Wystarczy wymienić:
generała Stefana Roweckiego, generała Sosabowskiego, podpułkownika Adama Borysa
„Pługa”, rotmistrz Witolda Pileckiego. Nadających całości większej
autentyczności i wiarygodności.
Na koniec jednak muszę wytknąć jeszcze jeden minus, który
niestety bardzo mi przeszkadzał. Cykl „Czas tęsknoty” jest, jak wspomniałem debiutem
literackim Adriana Grzegorzewskiego i widać to. W moim odczuciu, brakuje tu
jeszcze, pewnego wyrazistego stylu. Z jednej strony nawiązuje do języka sienkiewiczowskiego,
próbując jednocześnie go nieco uwspółcześnić. Niestety pewien patos bijący z książki
jest zbyt wyraźny i za silny. Stąd nieco gubiłem się podczas lektury. Te dwie
tendencje są bardzo silne i za bardzo sobie przeszkadzały. Mam nadzieję, że w
kolejnych powieściach, jakie zapowiada autor, zostanie wypracowany już styl
charakterystyczny dla niego. Fajnie jest czerpać inspirację, z dobrej
literatury, jednak nie wolno dać się jej zdominować, a tak właśnie wygląda to w
obu tomach serii.
Polecam.
Moja ocena 6/10
Źródło: Wydawnictwo Między Słowami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz