Fabularyzowany reportaż o największej morskiej tragedii powojennej Polski, czyli Katastrofa Heweliusza Katarzyny Janiszewskiej.
W nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku doszło do zatonięcia promu Jan Heweliusz na trasie między Świnoujściem, a szwedzkim Ystad. Morze zabrało 55 ofiar, które zostawiły żony i dzieci. Podczas dochodzenia zrobiono wszystko, by winę zrzucić na załogę statku, zupełnie ignorując fakty rzucające się w oczy. Lista błędów armatora została całkowicie przemilczane, a rodziny przez kilkanaście lat szukały sprawiedliwości i przywrócenia dobrego imienia ich mężom.
Okręt był statkiem handlowo - pasażerski i od początku, coś było z nim nie tak. Stan techniczny zostawiał wiele do życzenia, a usterki były na porządku dziennym. Podczas sztormów zbyt mocno przechylał się. Również miało to miejsce owej feralnej nocy, której ciszę przerywało wzburzone morze i krzyki ludzi płynących Heweliuszem. W rozmowach wdowy po marynarzach otwarcie mówią o zaniedbaniach armatora. Wspominają owe dni, które były dla wszystkich niczym uderzenie pioruna. Chociaż mieszkają w różnych częściach Pomorza, wykonywały odmienne zawody, to wspólny był szok, niedowierzanie i rozpacz, za tymi, którzy nie wrócą z rejsu. To właśnie w reportażu Katarzyny Janiszewskiej ich relacja połączona ze szczegółami procesu toczącego się przed Izbą Morską wstrząsa najmocniej. Przy czym autorka reportażu idzie o krok dalej i odsłania kulisy tego wszystkiego, co próbowano przemilczeć. To, o czym bano się głośno mówić i pytać. Może trochę to pachnie teorią spiskową ale w połączeniu z resztą faktów przytoczonych wcześniej, daje co najmniej wiele do myślenia. Przede wszystkim dlaczego wrak na zawsze pozostawiono na dnie Bałtyku, a nigdy go nie zbadano. A cała sprawa do dziś podobnie jak zatonięcia Titanica, Posejdona zostaje niewyjaśniona w satysfakcjonujący sposób.
Katastrofa Heweliusza napisana jest lekkim językiem, a dzięki temu, że jest fabularyzowanym reportażem, czyta się znacznie łatwiej niż typowe non - fiction, a jednocześnie nie traci nic z warstwy faktograficznej. Janiszewska snuje przejmującą opowieść od samego początku, jeszcze przed wypłynięcie statku w ostatni rejs. Przytacza nie tylko świadectwo tych, co ocaleli z katastrofy i wdów, ale sięga po wypowiedzi polityków, relacje prasowe i te wszystkie wypowiedzi, które w tamtych dniach stycznia 1993 padały. Ubiera je dodatkowo w dramaturgię, dzięki czemu jeszcze mocniej wybrzmiewają po ponad trzydziestu latach. Na koniec zostawia otwarte zakończenie, które wybrzmiało jak potężny znak zapytania.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Wydawanictwo Chmury