poniedziałek, 27 kwietnia 2020

SZCZYPTA MAGII, MICHELLE HARRISON

Trzy siostry i trzy magiczne przedmioty, rodzinna tajemnica i klątwa przechodząca z pokolenia na pokolenie w Szczypcie magii Michelle Harrison.


Betty, Fliss i Charlie to trzy siostry, które niegdyś były nierozłączne, obecnie odkąd Fliss skończyła szesnaście lat, oddaliła się od dwunastoletniej Betty i sześcioletniej Charlie. Stąd młodsze siostry trzymają się razem i wspólnie chcą rozwiązać rodzinną tajemnicę. Kobiety z rodziny Wspacznych nie mogą opuszczać Wronoskału. Jeśli przed zmierzchem nie wrócą na wyspę, umrą. Dziewczynki tęskniące za ojcem przebywającym w więzieniu, podstępem wymykają się opiekuńczej babci i zamierzają za wszelką cenę wydostać rodzica na wolność. Ta jedna decyzja odmieni losy całej rodziny, a siostry Wspaczne znajdą się w nie lada opałach.


Michelle Harrison proponuje dość intrygującą mieszankę baśni z powieścią przygodową. Mamy magiczne lusterko pozwalające obserwować innych, matrioszki czyniące niewidzialnym swego właściciela i sakwojaż dający możliwość swobodnego przemieszczania się w przestrzeni. Tyle tylko, że owa magia staje się pretekstem, tłem do opowiedzenia historii o tęsknocie, trosce o najbliższych, poświęceniu i rodzinnej miłości z jednej strony, ale również o zdradzie i zawiści z drugiej. Stąd też nie do końca można ją zaliczyć w poczet literatury dziecięcej, a bliżej jej do powieści młodzieżowej. Biorąc pod uwagę elementy klątwy, egzekucji wiedźmy, Szczypta magii bardziej skierowana jest do dzieci starszych niż maluchów. Młodszych zaś może pociągać element typowej baśni, w której dobro musi stawić czoła złu.

Michelle Harrison proponuje historię, która może oczarować i wciągnąć na dzień, dwa nie tylko dzieci ale i dorosłych. W niej każdy znajdzie coś dla siebie i każdy odczyta ją podług siebie. Napewno wiek odgrywa wpływ na interpretację powieści. Nie zmienia to postaci rzeczy, że może stać się świetną okazją do miłego spędzenia wspólnie czasu. 

Polecam.
Moja ocena 6/10

                   Wydawanictwo Literackie 

środa, 22 kwietnia 2020

STRUPKI, PAULINA JÓŹWIK

O pamięci, niezagojonych ranach, trudnych relacjach w rodzinie i przemijaniu opowiada Paulina Jóźwik w Strupkach.


Śmierć jest tym, na co nigdy nie jesteśmy gotowi. Wzbudza pierwotny lęk, że wraz z ostatnim oddechem, zakopaniem w ziemi, zniknie wszelki ślad po nas. Jedni odchodzą nagle, niespodziewanie. Ot, tragiczne zarządzenie losu. Inni chorują i choroba ma przygotować samego zainteresowanego, jak i jego bliskich na to, co nieuchronne. Co i tak niebawem, będzie musiało mieć miejsce. Zwłaszcza, jeśli dotyka ostatniej broni, jaką posiada człowiek w walce z nią, pamięci. To pamięć i wspomnienia, wszelkie pamiątki po zmarłym, mogą sprawić, że on będzie żył dalej. Gdy to zniknie, znika już ostatni ślad, ostatni okruch po osobie, która odeszła na zawsze. Tym razem bez odwołania.


Cmetarze są odzwierciedleniem pamięci. Umiera ktoś z rodziny, a grób to gałąź, której możemy się jeszcze chwilę przytrzymać. W pewnym momencie gałąź usycha, bo lata lecą, a następne pokolenia nie pamiętają już tak jak my. Potem gałąź się łamie, bo znika ta ostatnia osoba, która jeszcze pamiętała, że w danym miejscu istniały ślady rodziny. Na to miejsce wprowadza się kolejny nieboszczyk, o którego dbają jego bliscy. Koło toczy się dalej. Może nie jest to sprawiedliwe, ale zgodne z naturą. Inaczej nie poradzilibyśmy sobie z ciężarem pamięci. Nie starczyłoby miejsca na życie.

Apolonia, to młoda dziewczyna, która po bolesnych doświadczeniach z dzieciństwa i okresu pierwszych miłości, ułożyła sobie życie z dala od rodzinnej wsi. Wrosła w klimat wielkiego miasta. Jedynym miłym wspomnieniem domu, który opuściła lata temu, wiążą się z babcią, Hanią. To ona zastępowała jej matkę, ona broniła i wspierała. Przede wszystkim uczyła życia cichego, spokojnego i w zgodzie z samym sobą. Teraz jednak jej dni dobiegły końca, a choroba Alzheimera sprawiła, że tuż przed śmiercią nie przypominała dawnej siebie. Przyjazd na pogrzeb sprawił, że to przed czym uciekała wraca, a dawne rany wcale jeszcze się nie zagoiły. Strupki zerwano i znów boli.

O tej powieści było głośno jeszcze na długo przed premierą, a Joanna Bator wyraziła nie zwykle mocne słowa: Oto narodziła się pisarka. Nic dziwnego. Paulina Jóźwik stworzyła przepiękną opowieść w której wielu zobaczy samych siebie i stawia przy tym trudne pytania dotyczące często nas samych. Zastanawia się na ile powrót do bolesnych wspomnień, mówienie o tym, co trudne i konfrontacja z tym, może okazać się terapeutyczna. Odkrywa rodzinne sekrety, o których w rodzinie Maj nie wspominało się zbyt chętnie. Szczególnie dotyczące czarnych owiec, które im bardziej wchodzi się w ich dzieje, przestają być postaciami pejoratywnymi, a stają się bardziej ludzcy. Każdy z nich pragnął miłości, ciepła, każdy ucierpiał w wyniku rodzicielskich decyzji, ale tylko nieliczni mieli odwagę być wolnymi i samodecydować o sobie. Nawet wbrew powszechnym normom. Oni chcieli po prostu żyć pełnią życia. Za to też musieli zapłacić wysoką cenę.

Strupki są czymś zdecydowanie więcej niż tylko rodzinną sagą, to książka o człowieczeństwie i o tym, co stanowi nas ludźmi. Jednym z czynników tego jest pamięć. Ona z jednej strony staje się przekleństwem, z drugiej błogosławieństwem. Sprawia, że nie umie się zapomnieć o zranieniach, rozwianych nadziejach i zaprzepaszczonych planach, wywołuje wieczne wyrzuty sumienia, ale równocześnie koi, pociesza i pozwala dostrzec, że nie wszystko w życiu jest czarno białe. Są jeszcze inne odcienie. Przede wszystkim daje moc przezwyciężenia strachu przed śmiercią, gdyż w naszych wspomnieniach zmarli są żywi i wciąż przemawiają. Ci, których kochamy są blisko przy nas. Tu nie trudne relacje rodzinne, wzajemne żale - często, te niewypowiedziane ale też te wykrzyczane, są istotne, ważny staje się człowiek z jego złożonością i kruchością. Bohaterowie na wskroś przypominają ludzi z naszego otoczenia. Nie ma złych i dobrych, każdego można wytłumaczyć i zrozumieć, czemu jest taki, a nie inny. Czemu zachowuje się tak, a nie inaczej. Dopiero taka konfrontacja nas z tymi, którzy stanowią nasze otoczenie, może zaleczyć noszone w sercu rany i sprawić, że chętnie wróci się do tych miejsc, które dotąd omijało się szerokim łukiem.

Paulina Jóźwik zachwyca językiem, krótkimi zdaniami będącymi często, niczym cięcie nożem. To one sprawiają, że pełno tu melancholii i smutku za tym co odeszło i tymi co odeszli. Jednocześnie napawa nadzieją, że jeszcze będzie dobrze, jeszcze jest światełko w tunelu. To powieść pełna smutku, tęsknoty ale i małych radości dających siłę iść naprzód, takie przecież jest życie. Prawdziwy majstersztyk.

Polecam.
Moja ocena 8/10.

                       Wydawanictwo Znak 

wtorek, 14 kwietnia 2020

STACJA JEDENAŚCIE, EMILY ST. JOHN MANDEL

O świecie po zagładzie, roli sztuki w życiu człowieka, o tym co sprawia, że jesteśmy ludźmi i możliwości odrodzenia się po największych upadkach, opowiada w niezwykle wzruszający sposób Emily ST. John Mandel w Stacji jedenaście.


Pewnego zimowego wieczoru na deskach teatru ma zostać wystawiony Król Lear,  główna rola powierzona zostaje jednemu z najbardziej popularnych i rozpoznawalnych aktorów, Arthurowi Leanderowi. Jednak zamiast spodziewanego sukcesu, widownia przeżywa szok. W trakcie premiery mężczyzna umiera na zawał serca. W prawdzie były paparazzi, Jeevar Chaudhary próbował nieść pomoc, ale niestety gwiazdora nie udało się uratować. To dopiero początek najgorszego. Tego samego wieczoru po mieście rozprzestrzenia się wirus grypy gruzińskiej, który zdziesiątkuje ludzką populację.


Od tamtej feralnej premiery teatralnej minęło piętnaście lat. Umarło 99,9% ludności, a świat w niczym już nie przypomina tego sprzed pandemii. Zniknęła elektryczność, Internet, większość z tych, co przeżyli mieszka na lotniczym terminalu próbując tam właśnie budować namiastkę dawnej normalności. Inni grupą przemierzają opustoszałe drogi i tam grają dramaty Szekspira oraz dzieła muzyki klasycznej. Pokazując w ten sposób, że nawet w obliczu zagłady nie wystarczy przetrwać. Kiedy dotrą do St. Deborah przy Wodzie, owa garstka ocalałych będzie musiała zmierzyć się z resztą ludzi skupionych wokół fanatycznego proroka. To już nie tylko stanie się walką o przeżycie w Nowym Świecie, ale walką cywilizacyjną. Starciem między fanatyzmen religijnym a Sztuką niosącą nadzieję i pociechę.

Emily St. John Mandel snuje wielowątkową historię, w której przeszłość przeplata się teraźniejszością. To, co łączy bohaterów to bycie w pewnym sensie życiowymi rozbitkami i rozpaczliwe pragnienie miłości. Znany aktor mający sławę, pieniądze i luksus oraz młoda, początkująca rysownik komiksów próbująca leczyć rany po chorym związku. On, tulipan pragnący być wiecznie przedmiotem uwielbienia ze strony kobiet i marzący o szczęśliwym związku. Ona, wrażliwa i dumna zarazem, kobieta niezależna niezgadzająca się na bycie zdradzaną w blasku reflektorów. W galerii postaci przewijających się w powieści nie brakuje paparazzo, który nigdy nie miał nikogo bliskiego poza bratem. Gdy jego zabrakło, w życie fotografa wkradła się pustka i beznadzieja. Wszyscy ci ludzie stanowią krzywe zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć. Konfrontują z tym, co dla nas bolesne i przed czym trudno się przyznać, nawet przed samym sobą. Każdy chce opowiedzieć, a może nawet wykrzyczeć własną historię. Dla Artura umierającego na początku powieści, śmierć staje się pretekstem do dokonania trudnej spowiedzi. Z jednej strony uniknął widoku umierania znanej mu rzeczywistości, ale ceną za to jest nie możność uporządkowania życia osobistego. Mimo, że mamy tak bardzo realistycznych bohaterów, to pod żadnym pozorem nie wolno im ufać. Nigdy nie wiadomo, co jest ich wewnętrznym obrazem wyłaniającym się z umarłego świata, a co rzeczywiście się z nimi dzieje.

W Stacji jedenaście nie wystarczy przetrwać, tu nie sama apokalipsa jest najważniejsza ale to, co robi ona z ludźmi. Nawet w obliczu zagłady, człowiek potrzebuje odskoczni od tego, co trudne i obce, co wywołuje bolesne wspomnienia, o których lepiej byłoby zapomnieć. Takie ukojenie daje Sztuka. Dzięki niej dokonuje się odrodzenie człowieka, jego metamorfoza. Ona doprowadza finalnie do rozrachunku życiowego i zrozumienia własnych błędów i tęsknot. Ona wreszcie staje się gwarantem przetrwania cywilizacji i obroną przed zatraceniem człowieczeństwa. Przez nią dochodzi się do wewnętrznej harmonii, bez której życie staje się piekłem.

To powieść pełna melancholii, jedna z najbardziej smutnych historii, z której smutek i łzy wydzierają się nieustannie. Jednak to właśnie w tym smutku, tkwi nadzieja, że przetrwanie to dopiero początek. Emily St. John Mandel bazuje na emocjach czytelnika. Wywołuje tęsknotę za tym, co utracone i czego już nie da się odzyskać. Jedna z tych historii, o których trudno jest zapomnieć. Wielka Literacka Podróż.

Polecam. 
Moja ocena 9/10


piątek, 10 kwietnia 2020

MROCZNY PIĄTEK: OCZY CIEMNOŚCI, DEAN KOONTZ

Od kiedy światem zawładnęła pandemia mająca swe źródło w chińskim Wuhan, swoisty renesans przeżyła literatura postapo, w tym szczególnie Oczy ciemności Deana Koontza.


Christina Evans od roku próbuje pozbierać się po tragicznej śmierci jedynego synka, Danny'ego. Chłopiec wraz z kolegami z drużyny harcerskiej pojechał na wycieczkę, podczas której doszło do wypadku autobusowego. Ciało dziecka było tak zmasakrowane, że nawet nie sposób było go zidentyfikować. Życie kobiety legło w gruzach. Nigdy nie pogodziła się ze śmiercią syna i do tej pory nie umiała przeżyć żałoby. Stąd, gdy w jej domu, a potem w biurze wyświetla się napis NIE UMARŁ, kobieta jest przekonana, że to znak. Cud, na który tak długo czekała. Wraz ze swym przyjacielem i prawnikiem postanawia doprowadzić do ekshumacji i bez względu na cenę poznać prawdę. Nie wiedzą tylko, że ta jedna decyzja sprowadzi na nich śmiertelne zagrożenie. Komuś bowiem bardzo zależy, aby prawda o wypadku nigdy nie wyszła na jaw.


Tragiczna śmierć kilkuletniego dziecka i zrozpaczona matka, kostucha zaglądająca w oczy i rzucająca wyzwanie ludzkiemu cierpieniu. Jest pościg za bezbronną zwierzyną i ucieczka przed bezwzględnymi łowcami. Gra toczy się nie tylko o prawdę o tym, co miało miejsce podczas niefortunnego wyjazdu, ale o życie. Oczy ciemności stanowią dla mnie trudny orzech do zgryzienia. Po pierwsze rok temu, powieść ta byłaby jedynie średnio intrygującym thrillerem z elementami grozy. Dziś, kiedy wielu zadaje sobie pytanie o możliwość przewidzenia przez Koontza obecnej pandemii w wydanych w 1981 r.  Oczach ciemności, powieść ta straszy bardziej niż cokolwiek innego. Jedni dostrzegą spiskową teorię dziejów, inni spóźnione proroctwo, jeszcze inni wizję autora, która wcześniej czy później musiała się ziścić. Razi i paraliżuje realizmem, wobec którego trudno przejść obojętnie. To groza, która skrada się po cichu i burzy uporządkowany i w miarę bezpieczny świat. Potworną walkę człowieka ze śmiercią przychodzącą znienacka i śmiejącą się w oczy. Kładzie swą zimną dłoń na ramieniu udowadniając, że zawsze przychodzi po swoje i nie pozwoli łatwo wydrzeć sobie zdobyczy. Utkana z dziecięcych wyobrażeń i matczynego bólu. Ta proza niepokoi nie tylko rodziców puszczających dzieci na wycieczkę, ale każdego o bogatej wyobraźni. Dzisiaj natomiast stała się realna i przeraża do granic ludzkiej wytrzymałości. Po lekturze, po prostu nie sposób odłożyć jej na półkę i zapomnieć, ponieważ burzy ona wszystko to, czego tak kurczowo się trzymamy. Najpierw zabija nadzieję, a potem jest tylko gorzej.

Po drugie pozostaje kwestia na ile Oczy ciemności są dreszczowcem, a na ile horrorem. Jest to przede wszystkim thriller sensacyjny z elementami grozy. Przemieszczające się przedmioty, tajemnicze napisy, koszmary senne i upiory jawiące się przed śmiertelnikiem wywołują jedynie na moment grozę, znikającą w morzu dialogów, śledztwa i pościgu. Orzech więc został rozgryziony. Jest to powieść o nie pogodzeniu się ze śmiercią, o żałobie prowadzącej na skraj załamania, o nierozerwalnej więzi matki i dziecka. Cała fabuła więc nie tyle więc straszy, co gra na emocjach, wywołując stan zaniepokojenia czy to, czego jesteśmy świadkami jest jeszcze jawą czy koszmarem. Najpotworniejszy strach przychodzi dopiero w finale. Wywołując lęk przed tym, co obserwujemy obecnie i dokąd to zmierza. Dean Koontz nie tyle więc przewidział COVID - 19, co po prostu zgrabnie połączył wykorzystywane w tamtych latach popularne wątki, tworząc zgrabną całość. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, wszystko współgra ze sobą pojawiając się w odpowiednim miejscu. Całość natomiast prowadzi temat śmierci i żałoby.

Sięgając po Oczy ciemności warto zapomnieć o szukaniu nawiązań do obecnej pandemii, lecz pamiętać, że podobnych motywów w literaturze grozy było wiele. Jest to przede wszystkim thriller sensacyjny o niezbyt skomplikowanej fabule.

Polecam.
Moja ocena 7/10



niedziela, 5 kwietnia 2020

Gomułka. Władzy nie oddamy, Piotr Lipiński

Władysław Gomułka przez 14 lat stał za sterami Polski Ludowej. Kojarzony zarówno z czasem odwilży po epoce stalinizmu, jak również ostrego zaostrzenia kursu wobec tych, co okazali nawet wydumany bunt wobec komunizmu. Dzięki biografii Piotra Lipińskiego Gomułka. Władzy nie oddamy człowiek ten zaczyna pokazywać nieco bardziej ludzkie oblicze.

Śmiano się z jego przesadnej oszczędności, każdy papieros dzielił na pół, doradzał aby zamiast cytryn używać kiszonej kapusty. Styl ten zwłaszcza dziś wydaje się wręcz groteskowy, ale wypływa z najtrudniejszych doświadczeń towarzysza Wiesława. Syn chłopa, wychowywany w niezwykle trudnych warunkach. Od dzieciństwa doświadczył skrajnego ubóstwa. Lubił pracę u bogatych gospodarzy, gdyż wówczas mógł lepiej zjeść niż w domu i miał zapewniony obiad. Wspomnienia nędzy prześladowało go przez całe życie i uniemożliwiało zrozumienie potrzeb rodaków. Z drugiej strony jako przywódca partii zakładał najdroższe garnitury i jeździł luksusowym mercedesem. 

Jako młody chłopak pracował w charakterze pracownika fizycznego, obserwując społeczną niesprawiedliwość połączoną z problemami rodzinnymi, zafascynował się komunizmem. Im bardziej jednak wchodził świat radzieckiej ideologii, tym bardziej widział jej cienie, całe życie dążył do wypracowania polskiej drogi do socjalizmu, uniezależnionej od Sowietów. Końcówka rządów pokazała, że doświadczenia i nauki pobierane od moskiewskich prominentów nie poszły w las.

Książkę Piotra Lipińskiego czyta się lekko, niejednokrotnie ma się wrażenie, jakby miało się doczynienie z powieścią sensacyjną albo przygodową. Jest to wyraźne w pierwszej połowie książki. Zwroty akcji, wartko następujące wydarzenia, a nawet pościg policyjny za Gomułką, z drugiej strony historia miłosna i dzieje rodziny Władysława Gomułki sprawiają, że od lektury nie można się oderwać. Wpada się w nią, niczym śliwka w kompot. Z przerażeniem poznajemy strukturę morderczego totalitaryzmu, w którym sojusznik i towarzysz z dnia na dzień stawał się wrogiem numer jeden. Sam Gomułka uniknął śmierci dzięki temu, że przed wojną został aresztowany, aby potem po wojnie znów trafić do aresztu. Autor omawiając życie I sekretarza PZPR przedstawia kawał historii Polski XX wieku, zaczynając od 1905 roku, a kończąc na latach osiemdziesiątych. Lektura obowiązkowa dla miłośników przeszłości.

Polecam. 
Moja ocena 8/10

                        Wydawanictwo Czarne 

czwartek, 2 kwietnia 2020

SPOTKANIE Z KLASYKĄ. POTOP, HENRYK SIENKIEWICZ

W Potopie Henryka Sienkiewicza po raz kolejny wracamy na tereny Rzeczypospolitej szlacheckiej z jej zamkami, lasami i polami bitew, aby ponownie wejść w wielką historię wojen XVII - wiecznej Polski, gdzie fikcja literacka przeplata się z prawdą historyczną.


Z noblistą wyruszamy w podróż poza granice współczesnej Polski, jak również w czasy rycerskie, tak odmienne od naszej obecnej rzeczywistości. To właśnie tam po raz drugi Sienkiewicz rozpoczyna drugą część Trylogii, będącą naturalną kontynuacją Ogniem i mieczem.


Herakliusz Billewicz, przedstawiciel starego rodu szlacheckiego ze Żmudzi, w testamencie wyraża wolę, aby jego dobra i rękę wnuczki, Aleksandry otrzymał Jędrzej Kmicic. Spadkobierca okazuje się młodym watażką i awanturnikiem, który od razu po przyjeździe popada w konflikt z opiekunami dziewczyny, szlachtą z Laudy. Oleńka dowiedziawszy się o jego ekscesach i wyrządzonej przez kawalera krzywdzie ludzkiej, zrywa zaręczyny. Zdesperowany Kmicic porywa ją. W obronie panny staje Michał Wołodyjowski, który to wyzywa Jędrzeja na pojedynek. Niedługo potem po otrzymaniu rozkazu hetmana litewskiego Janusza Radziwiłła, mały rycerz udaje się do pokonanego i rannego Kmicica z wezwaniem do formowania chorągwi. Od tej pory watażka stanie przed trudnymi wyborami, w wyniku których nie tylko będzie walczył o przebaczenie Oleńki ale i o odzyskanie dobrego imienia.


Sienkiewicz rozpoczyna swój pochód od terenów Litwy, przedstawiając obraz tamtejszej szlachty. Ich obyczajów, krewkości i umiłowanie honoru zarazem. Tu też rodzi się uczucie Oleńki i Kmicica, które z powodu temperamentu młodego chorążego wystawiane jest na ciężkie próby. Tu w też w świście szabel, dymie pożarów i rycerskich pojedynkach rozpoczyna się dramat dwóch osób. Dumnej, patriotycznej panny ceniącej honor, wierność Ojczyźnie i dobre obyczaje ponad własne szczęście oraz oraz młodego awanturnika przekonującego się, jak trudno jest kroczyć drogą zasad wyznawanych przez Billewiczównę. Walki na szable, wyzwanie na pojedynki i sprzeciw wobec gwałtów, pokazuje, że wśród patriotycznego rycerstwa szlacheckiego nie ma miejsca dla awanturników i zdrajców Ojczyzny. Kolejne etapy wędrówki po Wielkopolsce, Mazowszu, Śląsku i wreszcie Ukrainie stanowią następujące po sobie etapy winy i odkupienia poprzez służbę Ojczyźnie oraz królowi. Tylko na drodze wierności Bogu i Ojczyźnie będzie można zmazać stary grzech.

Potop przede wszystkim można i należy odczytywać w duchu nadziei na wewnętrzną przemianę, na którą nigdy nie jest za późno. Zawsze jest szansa na zrozumienie błędów i walkę o wybaczenie. Czasem tylko droga ta kosztuje wiele trudów, konieczność zmiany dawnych przyzwyczajeń i sposobów zachowania. Dobry przykład i towarzystwo prawych ludzi, może być najlepszym bodźcem dla grzesznika do przejścia metamorfozy z rozpustnika w człowieka honoru. Niczym w biblijnym potopie, który zatopił wodami ziemię, tak najazd szwedzki stanowił karę za wysepki szlachty, która odstąpiła od Ojczyzny i dobrego króla - ojca narodu. Tak, jak w Księdze Rodzaju po 40 dniach i 40 nocach Ziemia dokonała swej przemiany, tak wraz z pokonaniem wroga panowie polscy z Kmicicem na czele dokończyli wewnętrzne przeobrażenie i odpokutowali winy młodości. 

Jednocześnie dzięki barwnym postaciom powstała niesamowita wręcz opowieść o samotności, opuszczeniu i niezrozumieniu przez najbliższych, w której honor i występek, zdrada i wierność idą z sobą w parze.