Wigilia Wszystkich Świętych zwana również Halloween, to dzień, w którym według wieżeń celtyckich do świata żywych przenikały wszelkie duchy i upiory. Stąd też nie może zabraknąć opowieści idealnej na ten wieczór, a taką właśnie jest Dom stu szeptów Grahama Mastertona. Szkockie wrzosowiska, mgły pokrywające wzgórza i nawiedzona stara rezydencja. Czegóż można by wymagać więcej?
Allhallows Hall w Dartmoor jest XVI - wiecznym domem, do którego nikt nie odważył się wejść. Nikt poza naczelnikiem lokalnego więzienia, Herbertem Russellem. Pewnej nocy, ktoś spycha go ze schodów, w wyniku czego umiera. Do rodzinnej posiadłości zjeżdża trójka jego dzieci z rodzinami. Rodzeństwo przekonane o podzieleniu domu na trzy części, tak samo jak resztę majątku, czeka szok. Senior w testamencie zapisał dom na wnuka Timmy'ego, a do osiągnięcia przez chłopca pełnoletniości będzie należał do funduszu powierniczego, nad którym zarząd mają sprawować Rob, Martin i Grace. Zamiast milionów funtów, zostają tylko długi hazardowe, po ich spłacie zostaje nieznaczna kwota do podziału. Wszyscy są zgodni, że należy wbrew woli zmarłego sprzedać rezydencję i każdy weźmie jedną trzecią należnego spadku. Plan ten musi zostać odłożony w czasie, gdyż bez śladu znika syn Roba i zarazem jedyny spadkobierca. Rodzina każdego dnia szuka dziecka i doświadcza dziwnych rzeczy, w które trudno uwierzyć zwykłemu śmiertelnikowi. Wyczuwalna jest czyjaś obecność, słychać szept kłócących się mężczyzn. Domownicy coraz bardziej zaczynają wierzyć w miejscową legendę o demonicznym człowieku polującym z hordą psów.
Graham Masterton od początku otacza czytelnika mroczną aurą tajemnicy i podobnie do bohaterów w ogóle nie jest gotowy na to, co zastanie za drzwiami starego zamczyska. Wyczuwa się z jednej strony klimat Wichrowych wzgórz, z drugiej Nawiedzonego Domu na Wzgórzu. Stary budynek, w którym wszystko żyje. Ściany, obrazy, a zwłaszcza witraż słyszą i niepokoją tego, kto przekroczy jego próg. Nastrój ten potęguje krajobraz z wrzosowiskami i mokradłami wśród, których wraz z wiatrem hulał mężczyzna wzbudzający strach u tutejszej ludności. Równocześnie nie brakuje nawiązań do innych klasyków gatunku, wymienić można m.in. Egzorcystę czy wiersze Williama Blake, jest nawet nawiązanie do Makbeta. Razem stanowi wybuchową mieszankę grozy. Do której dąży się z każdym kolejnym krokiem i której świadomi są sami bohaterowie. W prawdzie Dom stu szeptów nie straszy, ale budzi rosnące z strony na stronę uczucie niepokoju, niepewności, osaczenia i klaustrofobii. Czujemy się niczym w więzieniu, do którego można wejść, ale nie wyjść. Wszelka nadzieja na szczęśliwy finał topnieje z minuty na minutę, a potęguje się tajemnica domu, która atakuje z całą nienawiścią. Allhallows Hall niczego nie można być pewnym. Zawodzą zmysły, wiara wydaje się dziecięcą igraszką budzącą jedynie złudne nadzieje. Rozpaczliwa walka człowieka z nadprzyrodzoną istotami czy istotą - prawie do samego końca nie wiadomo, kto jest źródłem zła trawiącego przebywających w nim ludzi, nie tylko jest nierówna ale i skazana na porażkę. Jedynie zostaje poczucie beznadziei, wówczas brytyjski pisarz szykuje niespodziankę. Ci co dawno powinni skapitulować i brać nogi za pas, wydobywają z siebie niekończące się pokłady wiary w Boga - którego istnienie Rob odrzucał i siły do walki. Walki na śmierć i życie.
Tajemnicę podsyca przedstawiony kontekst historyczny związany z prześladowanie katolickich księży w Szkocji, lokalne gusła i mity. Masterton udowadnia, że nie potrzeba w grozie niesamowitych fajerwerków w postaci upiórów i trupów pływających w kałuży krwi, ale wystarczy gawędziarski styl zdolny zahipnotyzować czytelnika. Przeplata horror z groteską. Cały czas jesteśmy zdezorientowani, balansujemy między współczesnym racjonalizmem a ludowością uwypukloną w mowie niektórych postaci. Autor umiejętnie podkręca to wrażenie, aż do samego zakończenia. No właśnie, ono niestety okazuje się pięta Achillesową. Jest napisane naprędce, odbiega od leniwie toczącej się wcześniejszej opowieści i nabiera rozpędu, który nie wychodzi na dobre. Staje się wydumane i nieco przewidywalne, a mało tego znajduje się na granicy absurdu.
Nie ulega wątpliwości, że Dom stu szeptów udowadnia mistrzowską formę Brytyjczyka i tak, jak zachwycił mnie rok temu Rytuałem, tak samo jest teraz. Wykorzystał to, co wychodzi mu najlepiej, czyli starodawne wierzenia i rytuały, ciągłą walkę dobra ze złem, wreszcie kwestia wiary u ateisty. Ponownie obserwujemy walkę zrozpaczonych rodziców o uwolnienie dziecka, w której prym wiedzie ojciec, czepiający się dosłownie wszystkiego. Masterton stworzył klimatyczną, nastrojową i mocno refleksyjną historię w sam raz na Halloween, i listopadową szarugę.
Polecam.
Moja ocena 7 /10
Wydawanictwo Albatros