Strony

niedziela, 31 października 2021

MROCZNE DNI: DOM STU SZEPTÓW, GRAHAM MASTERTON

Wigilia Wszystkich Świętych zwana również Halloween, to dzień, w którym według wieżeń celtyckich do świata żywych przenikały wszelkie duchy i upiory. Stąd też nie może zabraknąć opowieści idealnej na ten wieczór, a taką właśnie jest Dom stu szeptów Grahama Mastertona. Szkockie wrzosowiska, mgły pokrywające wzgórza i nawiedzona stara rezydencja. Czegóż można by wymagać więcej?


Allhallows Hall w Dartmoor jest XVI - wiecznym domem, do którego nikt nie odważył się wejść. Nikt poza naczelnikiem lokalnego więzienia, Herbertem Russellem. Pewnej nocy, ktoś spycha go ze schodów, w wyniku czego umiera. Do rodzinnej posiadłości zjeżdża trójka jego dzieci z rodzinami. Rodzeństwo przekonane o podzieleniu domu na trzy części, tak samo jak resztę majątku, czeka szok. Senior w testamencie zapisał dom na wnuka Timmy'ego, a do osiągnięcia przez chłopca pełnoletniości będzie należał do funduszu powierniczego, nad którym zarząd mają sprawować Rob, Martin i Grace. Zamiast milionów funtów, zostają tylko długi hazardowe, po ich spłacie zostaje nieznaczna kwota do podziału. Wszyscy są zgodni, że należy wbrew woli zmarłego sprzedać rezydencję i każdy weźmie jedną trzecią należnego spadku. Plan ten musi zostać odłożony w czasie, gdyż bez śladu znika syn Roba i zarazem jedyny spadkobierca. Rodzina każdego dnia szuka dziecka i doświadcza dziwnych rzeczy, w które trudno uwierzyć zwykłemu śmiertelnikowi. Wyczuwalna jest czyjaś obecność, słychać szept kłócących się mężczyzn. Domownicy coraz bardziej zaczynają wierzyć w miejscową legendę o demonicznym człowieku polującym z hordą psów. 


Graham Masterton od początku otacza czytelnika mroczną aurą tajemnicy i podobnie do bohaterów w ogóle nie jest gotowy na to, co zastanie za drzwiami starego zamczyska. Wyczuwa się z jednej strony klimat Wichrowych wzgórz, z drugiej Nawiedzonego Domu na Wzgórzu. Stary budynek, w którym wszystko żyje. Ściany, obrazy, a zwłaszcza witraż słyszą i niepokoją tego, kto przekroczy jego próg. Nastrój ten potęguje krajobraz z wrzosowiskami i mokradłami wśród, których wraz z wiatrem hulał mężczyzna wzbudzający strach u tutejszej ludności. Równocześnie nie brakuje nawiązań do innych klasyków gatunku, wymienić można m.in. Egzorcystę czy wiersze Williama Blake, jest nawet nawiązanie do Makbeta. Razem stanowi wybuchową mieszankę grozy. Do której dąży się z każdym kolejnym krokiem i której świadomi są sami bohaterowie. W prawdzie Dom stu szeptów nie straszy, ale budzi rosnące z strony na stronę uczucie niepokoju, niepewności, osaczenia i klaustrofobii. Czujemy się niczym w więzieniu, do którego można wejść, ale nie wyjść. Wszelka nadzieja na szczęśliwy finał topnieje z minuty na minutę, a potęguje się tajemnica domu, która atakuje z całą nienawiścią. Allhallows Hall niczego nie można być pewnym. Zawodzą zmysły, wiara wydaje się dziecięcą igraszką budzącą jedynie złudne nadzieje. Rozpaczliwa walka człowieka z nadprzyrodzoną istotami czy istotą - prawie do samego końca nie wiadomo, kto jest źródłem zła trawiącego przebywających w nim ludzi, nie tylko jest nierówna ale i skazana na porażkę. Jedynie zostaje poczucie beznadziei, wówczas brytyjski pisarz szykuje niespodziankę. Ci co dawno powinni skapitulować i brać nogi za pas, wydobywają z siebie niekończące się pokłady wiary w Boga - którego istnienie Rob odrzucał i siły do walki. Walki na śmierć i życie. 


Tajemnicę podsyca przedstawiony kontekst historyczny związany z prześladowanie katolickich księży w Szkocji, lokalne gusła i mity. Masterton udowadnia, że nie potrzeba w grozie niesamowitych fajerwerków w postaci upiórów i trupów pływających w kałuży krwi, ale wystarczy gawędziarski styl zdolny zahipnotyzować czytelnika. Przeplata horror z groteską. Cały czas jesteśmy zdezorientowani, balansujemy między współczesnym racjonalizmem a ludowością uwypukloną w mowie niektórych postaci. Autor umiejętnie podkręca to wrażenie, aż do samego zakończenia. No właśnie, ono niestety okazuje się pięta Achillesową. Jest napisane naprędce, odbiega od leniwie toczącej się wcześniejszej opowieści i nabiera rozpędu, który nie wychodzi na dobre. Staje się wydumane i nieco przewidywalne, a mało tego znajduje się na granicy absurdu. 


Nie ulega wątpliwości, że Dom stu szeptów udowadnia mistrzowską formę Brytyjczyka i tak, jak zachwycił mnie rok temu Rytuałem, tak samo jest teraz. Wykorzystał to, co wychodzi mu najlepiej, czyli starodawne wierzenia i rytuały, ciągłą walkę dobra ze złem, wreszcie kwestia wiary u ateisty. Ponownie obserwujemy walkę zrozpaczonych rodziców o uwolnienie dziecka, w której prym wiedzie ojciec, czepiający się dosłownie wszystkiego. Masterton stworzył klimatyczną, nastrojową i mocno refleksyjną historię w sam raz na Halloween, i listopadową szarugę. 


Polecam. 

Moja ocena 7 /10 



                   Wydawanictwo Albatros 



sobota, 30 października 2021

MROCZNE DNI: DEMONOLODZY. ED I LORAINE WARREN, GERALD BRITTLE

W dzisiejszym MROCZNYM DNIU iście przerażająca historia o nieczystym osobowym Złu, które istnieje i działa w świecie, którego pod żadnym pozorem nie wolno zapraszać do swego życia, bez względu czy jest się wierzącym czy ateistą. Poznajcie najsłynniejsze na świecie małżeństwo, których praca została przedstawiona w reportażu Geralda Brittle Demonolodzy. Ed i Loraine Warren.


Para ta jest uznaną przez Watykan świeckimi demonologami, czyli osobami badającymi duchy, nawiedzone domy i wspierających egzorcystów w pełnionej posłudze. Kulminacja ich działalności przypadła na lata 70. XX wieku. Ed był ekspertem, posiadał olbrzymią wiedzę i moc, Loraine zaś miała dar rozeznawania duchów i była medium. Zwracali się do nich nie tylko zwykli ludzie, ale też duchowni wszystkich głównych wyznań. Mieszkali w Connecticut i badali przypadki najgłośniejszych spraw z USA i Anglii, takie jak: Amityville, nawiedzona lalka Anabelle czy Poltergaist z Enfield. Swoimi uwagami i spostrzeżeniami dzielili się podczas wykładów gromadzących rzesze słuchaczy. Niejednokrotnie sami byli atakowani przez demoniczne siły i narażali własne życie. W rozmowie z Geraldem Brittle opowiadali o sprawach, które najmocniej utkwiły w ich pamięci oraz przestrzegali czytelników przed próbami parania się czarną magią i okultyzmem.


Reportaż ten jest jednym wielkim ostrzeżeniem dla wszystkich, że nie ma żartów z siłami nadprzyrodzonymi. Warrenowie jednocześnie rozróżnili duchy ludzkie i nieludzkie, czyli demony - wśród, których również panuje określona hierarchia. Przede wszystkim duchy przywiązane są do miejsca i negują fakt swojej śmierci. Natomiast demon wybiera sobie miejsce, w którym będzie najsilniejszy i jego celem nie jest budynek ale człowiek bądź rodzina. Ci ostatni mogą pojawić się tylko na zasadzie przyciągania - podobne przyciąga podobne, czyli jednym słowem czyn człowieka odbiegający od normy i burzący określony porządek rzeczy, albo poprzez zaproszenie. W obu przypadkach zostawia się otwarte drzwi przez, które mogą wejść do ludzkiego życia i siać w nim zamęt, chaos, a nawet doprowadzić do śmierci. Normalnie mają bowiem zabroniony przez Boga dostęp do człowieka, ale i ten musi przestrzegać zasad. Dlatego bardzo proszę Was bez względu na przekonania religijne, nigdy nie sięgajcie po tabliczkę ouija, księgi zaklęć i przedmioty okultystyczne, ani nie bierzcie udziału w seansach spirytystycznych. Nigdy nie wiecie, czy skontaktuje się z Wami akurat ten duch, którego byście sobie życzyli. Siły dobra na pewno nie złamią Boskiego nakazu i nigdy nie przyjmą zaproszenia wysłanego w ten sposób, zrobią to moce ciemności opierające się na negacji Bożego prawa.

Na pierwszy rzut oka widać bardzo dokładnie udokumentowany materiał. Składają się na niego zdjęcia, przedmioty i nagrania rozmów z demonami. Zapewniam Was, że to wystarczy, aby zmrozić krew w czytelniku. Nie muszę dziś chyba odpowiadać na pytanie czy straszy. Tak straszy najbardziej, jak tylko można sobie wyobrazić. Przede wszystkim nie jest to powieść ale prawdziwe historie ludzkiego dramatu, który przekracza nasz sposób rozumowania. To bowiem, jak napisałem we wstępie, osobowe Zło istnieje czy to się komuś podoba, czy nie. Próby jego negacji, wyśmiewania i racjonalizacji na nic się zdadzą, mało tego mogą jedynie uśpić czujność. Obecnie bowiem osoby opętane określano psychicznie chorymi i umieszcza się w zakładzie, dawniej ludzi chorych psychicznie uznawano za opętanych i zamykano w szpitalu. Krąg zatem się zamyka tylko, że ani wówczas ani teraz nie zdawało to egzaminu. Brittle szczegółowo opisuje pracę demonologów i egzorcystów, oraz warunki niezbędne do odprawienia egzorcyzmu. Całość jest opisana lekkim językiem, który mimo rosnącego z strony na stronę przerażenia, czyta się łatwo i mocno wciąga.


Siłą reportażu jest jego szczerość odznaczającą Warrenów i otwartość, z jaką mówili o sprawach, o których zwykły śmiertelnik nie ma najmniejszego pojęcia. Niestety przyczyną tragedii staje się sam człowiek, który zajmuje się praktykami, do jakich pod żadnym pozorem nie powinien się zbliżać. Przekonujemy się, że ten drugi świat istnieje. Istnieją niekończące się otchłanie ciemności, ziejące nienawiścią do Boga i rodzaju ludzkiego. Każde słowo, jakie wypowiadamy ma swoją moc, a nawet popularne stwierdzenie Idź do diabła, może ściągnąć realne niebezpieczeństwo. Chociaż wiek XX próbował zanegować diabła, a za sprawą Annelisse Michelle, Kościół katolicki poddano fali krytyki i zakazano w Niemczech egzorcyzmów, to prawda o istnieniu Szatana i tak znalazła drogi, by dać o sobie znać. Mimo, że czujemy rosnący lęk podczas lektury, to ostatecznie tchnie optymizmem, że Dobro jest mocniejsze. Sama Loraine nie rozstawała się z różańcem i Pismem Świętym. Książka jest przeznaczona dla ludzi o mocnych nerwach, ale warto by przeczytał ją każdy.


Polecam. 

Moja ocena 10/10



                   Wydawanictwo Esprit

piątek, 29 października 2021

MROCZNE DNI: OSTATNI DOM NA ZAPOMNIANEJ ULICY, CATRIONA WARD

 O Ostatnim domu na zapomnianej ulicy Catriony Ward było głośno jeszcze przed premierą. Wiele głosów zachwytów zachęcało do lektury. Na to, co zastaje się w jej trakcie, nie jest się w ogóle gotowym.


Trudno jest przedstawić fabułę, aby nic nie zdradzić z tego, co mogłoby popsuć zabawę podczas czytania. Najogólniej można ją opisać w następujący sposób. Ted mieszka razem z córką, Lauren i kotką Olivią  w samotnie położonym domu na skraju lasu, który ma po rodzicach. Są oni ciągle obecni w jego umyśle i non stop pojawiają się kolejne wspomnienia z dzieciństwa i w związku ze sprawą zabójstwa małych dziewczynek. Okna budynku są zabite i im dłużej w nim przebywamy, nie podoba nam się wcale, to co zastajemy. Traumy, pogrzebane tajemnice na skraju lasu, które nigdy nie powinny być odkopane czy wreszcie dążenie do zaspokojenia wyrzutów sumienia i rozwiązania zagadki. 


Jeśli szuka się na wskroś ekscentrycznej i kompletnie nieprzewidywalnej opowieści, to w Ostatnim domu na zapomnianej ulicy ją znajdujemy. Od początku odbiega od ogólnie znanych norm w dreszczowcach. Coś jest nie tak, coś się nie zgadza i wreszcie coś nieustannie uwiera. To ostatnie uczucie towarzyszy czytelnikom do samego końca. Na początku bardzo trudno się wgryźć, wszystko jest jakieś dziwaczne, nienormalne i przez to męczące. Potem stwierdza się, że łatwo przewidzieć, w którym kierunku pójdzie akcja i tu dopiero zaczyna się prawdziwy twist. Nic nie jest takie, jak sądziliśmy. Zwierzyna i łowca nieustannie zamieniają się rolami i zaczynają budować osobliwy świat. Catriona Ward przeplata do tego elementy grozy. Umówmy się, jeśli w oknie pojawiają się zjawy, głosy i przed oczami przewijają się obrazy, gdzie nie wiadomo czy są wytworem wspomnień czy rzeczywistości, tajemniczy i żądni ofiar bogowie, poza którymi nic innego nie istnieje, można to wszystko podciągnąć pod horror. Z drugiej strony mamy śledztwo, walkę z oprawcą i usilne dążenie wszystkich do odzyskania wolności, w końcu zaś do wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę przez, co powieść staje się bardziej dreszczowcem niż grozą, jako taką. Straszy tym czego każdy z nas boi się najbardziej. Uwięzieniem, cierpieniem i doświadczanie tortur zmuszających umysł do wytwarzania mechanizmów obronnych. Czytelnik czuję narastającą atmosferę klaustrofobii, osaczenia przez zło i całkowitej beznadziei. Nie wiadomo komu ufać, co jest prawdą, a co fałszem zwłaszcza, kiedy każdy prowadzi osobliwą grę. Im bardziej zagląda się do chorego umysłu szaleńca, tym bardziej zaczyna czuć narastające dreszcze na ciele. 


Catriona Ward świetnie odrobiła lekcje. Wykorzystując starannie wykonany research, tworzy historię na wskroś wiarygodną. Jeżeli w pierwszej połowie tego za bardzo nie widać, to w drugiej przejawia się z strony na stronę. Wbrew pozorom nic nie jest zbędne, choć na pierwszy rzut oka takie może się wydawać. Jest to dokładnie przemyślana fabuła, świetnie oddająca to, co pisarka zamierzała przekazać. Pierwszoosobowa narracja u dwóch narratorów oddaje mroczny klimat, a trzeci narrator występujący w trzeciej osobie, jakby uzupełnił wszystko to, co jest niedopowiedziane. Ostatni dom na zapomnianej ulicy nawiązuje do klasyki grozy i niektórych kingowych opowieści, z drugiej strony chce złamać horrorowe tony, na rzecz thrillera psychologicznego, który stanowi totalne indywiduum w literaturze gatunkowej. Powieść wysoko zawiesiła poprzeczkę, którą trudno będzie pokonać. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



               Wydawanictwo Czwarta Strona 

 


czwartek, 28 października 2021

MROCZNE DNI: BILLY SUMMERS, STEPHEN KING

Wielokrotnie powtarzałem, że na każdą powieść Stephena Kinga czekam bardzo niecierpliwie. Kiedy już wreszcie mogę przeczytać, to cieszę się jak dziecko. Za każdym razem mam nadzieję na powrót "starego" Kinga, tego sprzed lat i niestety, co pewien czas niczym bumerang powraca pytanie o formę Mistrza. W Billym Sumersie rozbrzmiewa ono z całą siłą.


Tytułowy Billy Summers należy do najlepszych płatnych zabójców i z całą pewnością można mu całkowicie zaufać, że wykona zadanie celująco. Ma tylko jedną jedyną zasadę, zabija wyłącznie złych ludzi. Kiedy dostaje zlecenie zastrzelenia Joela Allena, postanawia, że jest to ostatnia robota przed emeryturą. Zwłaszcza, że ma za nią dostać dwa miliony dolarów. Nie przewiduje, jak los bywa przewrotny i nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem.


Przede wszystkim Billy Summers nie jest grozą, lecz opowieścią kryminalną, stąd też można podarować sobie pytanie, czy straszy. Mało, że nie straszy - co akurat, w tym przypadku można przymknąć oko- to również nie intryguje, nie wzbudza najmniejszego niepokoju i z niewielkimi przerwami po prostu wieje nudą. Nie wiem, jak można przez 600 stron pisać praktycznie o niczym. Czytając mamy wrażenie, że to wszystko o czym chce King opowiedzieć, jak również poruszane tematy, już były wielokrotnie przez niego poruszane w znacznie lepszy sposób. Najnowsza powieść, to odgrzewane kingowe kotlety, siódma woda po kisielu i absolutnie nie ma nic, czym potrafiłby zaskoczyć. Król stawia kwestię, kogo można zaliczyć do złych ludzi, po czym następuje cały katalog grzechów. Trudno nie zgodzić się, że rzeczywiście osoby znajdujące się na jego liście, są zdemoralizowani do szpiku kości i na pewno nie chciałoby się ich bliżej poznać. Problem w tym, że w wyliczance King skacze z wątku na wątek przez, co nie potrafi skupić uwagi czytelnika. Jedyny plus, że w porę powstrzymał się z wątkiem paranormalnym mogącym rozbić już zupełnie powieść, a który nie ma najmniejszego nawet sensu.


Wydawać by się mogło, że zastosowana przez Stephena Kinga opowieść w opowieści, nieco rozrusza drętwą akcję, tak się niestety nie dzieje. I dwie historie zawarte w jednej powieści, dokładnie zawierają te same błędy, przy czym, ta spisana przez Summersa i tak jest o niebo bardziej spójna. Oczywiście ma też swoje uzasadnienie i na pewno nie jest przypadkowym zabiegiem. 


Stephen King chciał ponownie zrobić coś nowatorskiego, powieść drogi z silnie rozbudowanym wątkiem obyczajowym. Ostatecznie zdecydowanie większa część powieści jest przegadana i dopiero zakończenie nabiera pewnego tępa, jakiego brakowało przez cały czas. Jeśli szukacie dobrej historii drogi w wykonaniu Mistrza, to głównie warto sięgnąć po Wielki marsz. Dla mnie Billy Summers stanowi jedno potężne rozczarowanie, literacki bubel, na który lepiej spuścić zasłonę milczenia, by już dalej nie pastwić nad nim. Wiernym fanom prozy Króla Grozy z Maine pozostaje znów czekanie. Tej powieści nie mogę Wam niestety polecić. 


Moja ocena 4/10 



         Wydawanictwo Prószyński i S-ka 





środa, 27 października 2021

MROCZNE DNI: PŁONĄCE DZIEWCZYNY, C. J. TUDOR

 Były czasy, w których w imię religii ludzie dokonywali potwornych czynów. Z całą pewnością zaliczyć można do niechlubnych kart historii, prześladowanie anglikanizmu mającego miejsce za panowania Marii Stuart. Wykorzystując to wydarzenie historyczne, C. J. Tudor w Płonących dziewczynach snuje porażającą opowieść o zbrodni, lokalnej legendzie i tradycji żyjącej w małym miasteczku w hrabstwie Sussex.


Chapel Croft, mała prowincjonalna wioska, w XVI wieku była świadkiem spłonięcia grupki wieśniaków występujących w obronie swej wiary, wśród nich znajdowały się dwie dziewczynki. Od tej pory mieszkańcy plotą z gałęzi laleczki i podpalają, by odstraszyć złe moce. Współcześnie nadal panuje przekonanie, że kto zobaczy jedną z płonących dziewcząt, tego czeka nieszczęście. Trzydzieści lat temu zaginęły bez śladu dwie nastolatki, a dwa miesiące temu samobójstwo popełnił tamtejszy proboszcz. Trudno się dziwić, że Jack Brooks, pastorka anglikańskiego kościoła, nie chętnie przyjmuje nominacje na zastępcę zmarłego duchownego i wraz z córką, Flo przybywa do wioski, nad którą wisi fatum. Już na początku pobytu stają się świadkami dziwnych zdarzeń. Widzą duchy, na poddaszu jest zestaw do egzorcyzmowania, a część mieszkańców wręcz nie kryje niechęci do nowych przybyszów. Im bardziej próbują zrozumieć to, co wokół nich się dzieje, tym bardziej wplątują się w niebezpieczną, kryminalną intrygę.


Jeśli jesteście osobami mocno wierzącymi i przywiązani do katolickiej tradycji, to mimo wszystko dajcie C. J. Tudor szansę. W prawdzie czasem zagrzyta się zębami podczas lektury i nie brakuje herezji, to warto zwrócić uwagę, że powieść pisana była przez ateistkę. To jedyna rzecz, która może ale wcale nie musi przeszkadzać. Wbrew pozorom akcja jest na tyle wartka, że szybko zapomina się o teologicznych nieścisłościach. Za to od początku zostajemy w cudowny sposób otuleni tajemnicą i mrokiem. W Chapel Croft nikomu nie wierzyłem, nawet tym przyjaźnie wyglądającym osobom. Wszystko jest dynamiczne, niepewne i wyczuwa się silną ingerencję zaświatów na to, co dzieje się wśród żywych. Nigdy nie wiadomo czy to, co widzimy jest jawą czy zjawą. Coraz bardziej atmosfera wszechobecnego strachu, grzechów wiszących nad wioską i tajemnic w nim drzemiących przygniata swym ciężarem i doprowadza do obłędu. Grozę potęgują symbole okultyzmu i rekwizyty służące do egzorcyzmów przy, których traci się pewność, co do sprawcy. Cały czas osacza klimat prowincji. Wszyscy o wszystkich wiedzą, ale nabierają wody w usta, wpływowa rodzina zrobi co tylko w jej mocy, by nigdy nie wydał się najpilniej strzeżony sekret. Nie brakuje wiejskiej ofermy, który stanowi przedmiot szykan i nie do końca wzbudza zaufanie. W tej wsi to kobiety padały ofiarami przemocy ze strony mężczyzn, a potem zmuszane do milczenia o swym nieszczęściu. Dzielone na te lepsze i gorsze, od których należy trzymać się z daleka. Kobiety i dziewczęta wyklęte przez społeczność. Zbrukane, upakarzane przez reprezentantów Kościoła. Wszystko to sprawia, że opowiadana historia wciąga niczym nurt rzeki i nie sposób się z niej wydostać, aż nie dopłynie do końca.


C. J. Tudor serwuje dreszczowiec, który mimo oklepanego tematu zbrodni i prowincji, jest tym, o którym będzie bardzo trudno zapomnieć. Nieustannie myli tropy, gdy wydaje się, że już coś wiadomo, to rozsypuje się wszystko niczym domek z kart. Sytuacja zmienia się z minuty na minutę i z niecierpliwością przezrzuca się kolejne strony. Chociaż czujemy się niekomfortowo i coś nieustannie uwiera, to i tak jesteśmy z bohaterami, z którymi wcale nie chce się rozstać. To co mogło drażnić, staje się atutem, a w uszach rozbrzmiewają dwa zdania. Szatan najbardziej lubi jak się w niego nie wierzy. Święty Michale Archaniele wspomagaj w walce. Płonące dziewczyny to dreszczowiec z elementami grozy, od którego nie sposób się oderwać nawet na moment i bez trudu można zarwać noc. Pozycja obowiązkowa dla miłośników mrocznych opowieści z dreszczykiem. W sam raz na jesienne wieczory i halloween.


Polecam. 

Moja ocena 8/10


             Wydawanictwo Czarna Owca




poniedziałek, 25 października 2021

DAWNE TAJEMNICE, KRYSTYNA MIREK

Kiedy stary porządek został zburzony, na jego ruinach rodzi się nowy ład w Dawnych tajemnicach Krystyny Mirek, będących drugim tomemem serii Blizny przeszłości.


Majka Sokołowska z każdym dniem staje się tematem do rozmów i co raz bardziej naraża się dzierżącemu władzę w Borkach burmistrzowi, Oskarowi Karbowskiemu. Już nie tylko z pomocą komendanta Mirskiego i kolegi z pracy, Michała dąży do odkrycia prawdy o zmarłym ojcu, ale bierze w opiekę tych, którzy do tej pory zmuszeni byli znosić piekło w ciszy. Rozpoczyna się od nowa starcie między policjantką a samorządowcem. Na jaw wychodzą kolejne fakty z przeszłości, przede wszystkim nie zdaje sobie sprawy, że właśnie doszło do przetasowania sił.


Krystyna Mirek w drugiej części zamierza przedstawić czytelnikom posiadającą wiele twarzy postać psychopaty. Odbiega od powszechnie przyjętych schematów. To ludzie przebiegli, zapatrzeni w siebie domowi tyrani, systematycznie i przy każdej sposobności znęcają się, osaczają i pozbawiają ofiary sił do walki. Jeżeli do tej pory bardziej kojarzyli się z seryjnymi mordercami, to w Dawnych tajemnicach przekonujemy się, że mogą być jeszcze gorsi od tamtych, atakują bowiem własną rodzinę, gotując jej piekło na ziemi, każdego dnia życie w permanentnym strachu i znikąd szans na pomoc. Jednak ci, co do tej pory byli w wieloletnim letargu, budzą się i zrobią wszystko, by skończyć z koszmarem swoim i dzieci. W tym punkcie dochodzi się do tego, co Krystynie Mirek udało się osiągnąć na średnim poziomie. Metamorfoza wymaga czasu, u niej dokonuje się niczym za pstryknięciem palcem. Jest przez to mało wiarygodna, gdyby tego było za mało kompletnie nie wiemy, na jak długo udało się coś osiągnąć, bo już pojawia się kolejna skrzywdzona kobieta. Przyjęty schemat ograniczenia czasowego, do zaledwie kilku dni, pozbawia możliwości spojrzenia na życie bohaterów z dłuższej perspektywy. O ile uprawiana w powieści gonitwa miała uzasadnienie w Bliznach przeszłości, to w drugim tomie staje się męcząca i nie do ogarnięcia. Wygląda to tak, jakby wszystko chciała z jednej strony, jak najszybciej opowiedzieć, a równocześnie grzeszy przedłużaniem scen na siłę i zbędnymi powtórzeniami tego, co nie tak dawno czytaliśmy. Pomijam już, że Krystyna Mirek zaczyna się gubić w fabule i samej sobie przeczyć do tego, o czym opowiadała w poprzednim tomie.  Świetnie wypadająca we wcześniejszej części opowieść w opowieści, tu niestety też jest sprzeczna z tym, o czym czytaliśmy wcześniej. Jedynie udało się jej  wyostrzyć zmysły czytelnika na to, co dzieje się za ścianą, za drzwiami sąsiadów i jak zło może nie tyle być niezauważalne, co ignorowane.


O ile zagadka kryminalna i część obyczajowa były zrównoważone, to na siłę dąży Mirek do rozbudowania wątku miłosnego, co dalej uważam za morderstwo świetnej powieści. Niestety Krystyna Mirek miała wszelkie atuty do osiągnięcia sukcesu, na razie ich nie zaprzepaściła, ale obudziła moją nieufność do snutych przez nią opowieści i przekonania, że średnio odnajduje się w kryminale.


Mimo wszystko polecam.

Moja ocena 6/10



                       Wydawanictwo Filia

piątek, 22 października 2021

MROCZNY PIĄTEK: MROCZNA POŁOWA, STEPHEN KING

 Stephen King co pewien czas powracał w powieściach do wątków autobiograficznych, zwłaszcza do przebytej choroby alkoholowej i narkotykowej. Zaobserwować można to między innymi w Mrocznej połowie. Jeśli dorzucić do tego, że jest to książka o książkach, to zapowiada się królewska uczta, która pod koniec przestaje smakować. 


Thad Beaumont w dzieciństwie przeszedł poważną operację mózgu. Dziś będąc dorosłym mężczyzną z dwójką bliźniaków, odniósł zawodowy sukces jako autor makabrycznych kryminałów z Alexisem Maszyną, pisanych pod pseudonimem George'a Starka. Teraz postanawia zakończyć z serią "starków" i zacząć pisać pod własnym nazwiskiem. Problem w tym, że tylko pierwsza powieść wydana przed laty z prawdziwym nazwiskiem odniosła sukces, wszystko inne w zestawieniu z tytułami wydanymi pod pseudonimem, to zupełnie inny poziom. W dodatku ktoś odkrył sekret jego podwójnej tożsamości, znany jedynie przez wąską grupę osób. Szantażowany pisarz publicznie dokonuje symbolicznego pogrzebu. Niedługo potem w brutalny sposób giną kolejne osoby. Zostały zabite w podobny sposób, jak czynił to Maszyna. A ten, który powinien zostać w grobie, wcale nie ma na to ochoty.


Każdy kto zetknął się z Królem Horroru wie, że kiedy pojawia się popularny pisarz w towarzystwie największego fana, to można zacząć się bać. A jak jest, kiedy jest on ze swoim alter ego? W tym wypadku straszy potęgującym się niepokojem, uczuciem zbliżającego się nieustannie zagrożenia i poczuciem osaczenia przez Zło. Razem z bohaterami dowiadujemy się o szczegółach zbrodni i jesteśmy totalnie zdezorientowani, o co tu chodzi. Niepewność wywołuje strach przed tym, co niby jest znane ale nie do końca. Niby wiemy od początku z kim mamy do czynienia tyle tylko, że niepowinno ono w ogóle istnieć. Nie wiadomo, jak temu stawić czoła, jak powstrzymać zanim skrzywdzi następne osoby, a przede wszystkim jak ochronić siebie i swoją rodzinę. To zło czerpiące przyjemność ze strachu, jaki przed nim czują ofiary. Inteligentny, przebiegły, ma wgląd w umysł Thada podczas, gdy ten ostatni może tylko zgadywać jego zamiary. Nieuchwytny i bezwzględny, ma tylko jeden cel - nigdy nie wrócić do krainy zmarłych. To Zło kosmiczne, bo pojawia się nagle z czegoś niematerialnego przybierając materialne kształty. Widzą go tylko ci, którym chce się pokazać. Dla innych będąc wytworem pisarskiej wyobraźni, której trudno jest dać wiarę. Atakuje winnych i niewinnych ludzi. Ma silny związek z ludowymi wierzeniami. Mroczna połowa przypomina nieco Misery. Występuje ten sam motyw przymusu do pisania, by wskrzesić zmarłego, a za ociąganie przed tym, autor płaci wysoką cenę.


King udowadnia, że w niezbyt rozbudowanej powieści, która wcale nie musi liczyć 1000 stron, jest bardziej spójny. Nie ma rozchodzenia na boki, skupiania na drugorzędnych bohaterach. Pod tym względem wypada lepiej niż w "grubasach". Doskonale bawi się słowem i sposobem wysławiania bohaterów. Niestety samo zakończenie to, jedno z gorszych. Rozchodzi się, jest bardziej groteskowe niż horrorowe i mocno naciągane. Król zaczyna wątek przerywa go, aby znowu do niego wrócić tyle tylko, że widziany oczami innej osoby, przez co odnosi się wrażenie zbędnego przedłużenia powieści na siłę. Wygląda to tak, jakby zastanawiał się pisząc, w jakim kierunku pójść. Gdyby nie to, mógłby to być jeden z najlepszych Kingów, a tak mamy tylko bardzo dobrą powieść.


Mroczna połowa stanowi hołd dla Shape'a Stevensa. Pierwsza połowa to bardziej czarny kryminał z elementami horroru, od drugiej części coraz bardziej przybiera formę typowej grozy. Stephen King zawsze kiedy sięga do mitologii, wypada bardzo dobrze. Tak też jest i tym razem. Buduje tym klimat niepewności, nie rozumiemy tego, czego jesteśmy świadkami. Jednocześnie mamy nieodpartą ochotę pójść w nieznane obszary naszej mrocznej strony.


Polecam .

Moja ocena 7 /10



                Wydawanictwo Albatros 

czwartek, 21 października 2021

BLIZNY PRZESZŁOŚCI, KRYSTYNA MIREK

 Krystyna Mirek należała do tych autorów, od których trzymam się z daleka. Tak było od czterech lat za sprawą Sagi rodu Cantendorfów. Czekałem na nią z olbrzymią niecierpliwością. Anglia osiemnastego wieku i stare zamczysko skrywające swoje tajemnice. Niestety seria okazała się klapą, literackim bublem i wielkim rozczarowaniem. Blokada trwała i trwała, jednak zawsze daję książkom drugą szansę. Nie żałuję tego, bo Blizny przeszłości na nowo odczarowały tamto niefortunne spotkanie.


Majka Sokołowska wraca po latach do małej, rodzimej miejscowości Borki. Długo trzymała się od niej z daleka jedyne, co się z nią wiązało to przeżyta w dzieciństwie traumą. Teraz jako policjantka i żądna zemsty zatrudnia się w tamtejszym komisariacie, by odkryć prawdę o śmierci ojca. Mężczyzna był gwiazdą lokalnej policji i do dziś uważany jest za bohatera. Wbrew pozorom dawni znajomi i przyjaciele zmarłego wcale nie witają jej z otwartymi ramionami, nie ukrywają zamiaru, by za wszelką cenę pozbyć się jej z Borek. Nie mogą pozwolić na grzebanie w sprawie, do której nigdy nie powino się wracać.


Blizny przeszłości otwierają nową serię obyczajowo-kryminalną pod tym samym tytułem. Widać, że Krystyna Mirek odrobiła lekcje, poprawiła warsztat, a przede wszystkim przekułana sukces atrybuty powieści, stanowiące jej mocne strony. Jest ich nie mało. Przede wszystkim prowincja, która od dawna działa na mnie niczym magnes. Jeśli spodziewacie się, że małe podkrakowskie miasteczko przyjmuje przybyszy z polską gościnnością, a życie w niej płynie spokojnym i monotonnym nurtem, to już na początku czeka niespodzianka. Wcale nie mamy ochoty w niej przebywać, a im dłużej w niej jesteśmy, tym chętniej byśmy uciekali. Ma swoje demony przeszłości, grzechy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. W przeciwnym razie mogłyby wywołać istne trzęsienie ziemi. Zdają sobie sprawę z tego komendant policji i burmistrz. Nie ulega wątpliwości, że dużo wiedzą, ale nabrali wody w usta. Obaj nieprzyjemni w kontakcie, gbury czujące siłę jedynie wobec słabszych, którą mogą się wówczas napawać. Zdają sobie sprawę, że jeśli sekret śmierci gliniarza wypłynie poza granice Borek, nikt nie będzie w stanie tego zatrzymać, stąd też widzą w młodej policjantce zagrożenie dla własnych interesów i świętego spokoju. Liczy tylko się medialny sukces, budowanie pozytywnego PR-u, a ten co pewien czas jest nadszarpywany. Dochodzi do kolejnych włamań, przypominające te sprzed lat na wspomnienie, których pada blady strach. Nie brakuje przemocy domowej, na którą dotąd wszyscy przymykali oczy. Stróże prawa się nią nie przejmowali, ofiary cierpiały po cichu. Ważne, by za bardzo nie narobić się i uniknąć skarg. Mieszkańcy stanowią hermetycznie zamkniętą społeczność, która wszystko wie o sobie nawzajem i kieruje się korupcją, czy długami wdzięczności wobec wszechwładzy burmistrza. To taka mała lokalna dyktatura. Krystyna Mirek stworzyła duszny klimat, rosnące uczucie osaczenia, rozpaczy i zgody na byle jakość. Na tle szarych mieszkańców, wyróżnia się Majka. Przebojem wchodzi do świata zdominowanego przez mężczyzn, jest twarda, bezkompromisową, z każdym dniem burzy borkowski porządek rzeczy, a przede wszystkim zadaję wiele niewygodnych pytań, nieustępliwa, uparta i o świetnej intuicji.


Krystyna Mirek atakuje potęgującą się tajemnicą, której poznanie nie spodoba się nikomu. Świetnie oddaje układy zależności panujące na prowincji i nieustannie buduje rzeczywistość, w której nikt nie może czuć się pewnie. W pewnym momencie obawiałem się, czy nie da się ponieść rodzącemu się wątkowi miłosnemu, ale na szczęście nad wszystkim udało się jej zapanować. Samo zakończenie jest nieprzywidywalne i bardzo zaskakuje. Nie zostaje już nic więcej, niż poznać drugi tom Dawne tajemnice.


Polecam.

Moja ocena 7/10


                  Wydawanictwo Filia

poniedziałek, 18 października 2021

TURECKA ROZKOSZ, MIRA HAFIF

Wakacje pod palmami, słońce, plaża, świat blichtru, pobyt u od dawna niewidzianej przyjaciółki i miłość. Wszystko niczym w tureckiej telenoweli tyle, że prawdziwe życie to nie serial i każda decyzja niesie z sobą określoną cenę. Oto historia, która wydarzyła się naprawdę - Turecka rozkosz Miry Hafif.


Basia od lat znosiła mobbing, bojąc się utraty pracy. Jej związki z mężczyznami były totalną porażką i w przeciwieństwie do matki, miłośniczki seriali znad Bosforu, dawno przestała wierzyć w księcia na białym koniu. Teraz po kolejnym bolesnym doświadczeniu, postanawia wziąść od życia coś miłego. Kontaktuje się z przyjaciółką z dzieciństwa Magdą, która od pięciu lat mieszka w Turcji i jest żoną zamożnego Turka, że chciałaby nareszcie ją odwiedzić. Pakuje walizki, odbiera przysłany przez przyjaciółkę bilet i leci do kraju sułtanów. Tu wszystko wydaje się inne, nieznane i każdego dnia dowiaduje się kolejnych rzeczy o tutejszych zwyczajach. Nie zdaje sobie sprawy tylko z tego, jak ta jedna podróż na zawsze odmieni jej życie. Przede wszystkim będzie musiała zmierzyć się z trudną przeszłością i własnymi obawami. 


Mira Hafif to literacki pseudonim Polki, która od dawna mieszka w Turcji. W 2019 r. na jednym z internetowych forum postanowiła opowiedzieć swoją historię i obecnie doradza kobietom zamierzającym rzucić wszystko dla wakacyjnej miłości.  W Tureckiej rozkoszy nie demonizuje związków rodaczek z cudzoziemcami. Sama ustami bohaterów stwierdza, że Turcja jest krajem o wysokim poziomie tolerancji.  Pełna kontrastów, przeszłość Osmańskiego Imperium przeplata się z nowoczesną architekturą. Tradycja i ludowe zwyczaje z nowoczesnością, niemoralne bogactwo zapierające dech w piersiach z ubóstwem. Stanowi kolebkę chrześcijaństwa z masą ruin sięgających czasów Apostołów. Z drugiej strony Stambuł z bizantyjskimi zabytkami, sułtańskim pałacem Topkapi i meczetami. A w dodatku malownicze krajobrazy i sposób zachowania Turków sprawiają, że wcale nie ma się ochoty wracać do przytłaczającej rzeczywistości w domu. Od początku jesteśmy oczarowani uderzającą w nas ferią barw i smaków. Obala panujące powszechnie mity na temat tureckich żon, pokazując, że wszędzie może zdarzyć się niewiernych mąż stosujący przemoc domową. W prawdzie mężczyźni znad Bosforu różnią się między sobą, ale za to wszyscy są szarmanccy, romantyczni i uwodzicielscy, to mimo wszystko zanim podejmie się decyzję o ślubie, należy mieć oczy szeroko otwarte i zdawać sobie sprawę, że reprentują zupełnie inną kulturę i pewne zachowania mają w swoim DNA. Naiwne kobiety, które nie słuchają ostrzeżeń i nic nie wiedzą na temat obyczajów tego kraju, mogą zapłacić wysoką cenę. 


Mira Hafif stosuje narrację pierwszej osoby, przez co mamy uczucie bycia słuchaczem historii. Zachwyca stylem i językiem, umiejętnie przeplata fabułę z ciekawostkami historycznymi i kulturowymi Turcji. Nie jest to robione nachalnie czy sztucznie lecz tak, że stanowią wręcz integralną część opowieści, dzięki którym lepiej rozumiemy decyzje Basi. Turecka rozkosz to opowieść o sztuce wyborów zawsze niosących konsekwencje, od niektórych niestety nie ma odwrotu. O miłości i szukaniu swojego szczęścia na ziemii. Będąc mimo wszystko ostrzeżeniem, na które nie należy zamykać oczu i uszu. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10



        Wydawanictwo Prószyński i S-ka 





piątek, 15 października 2021

MROCZNY PIĄTEK: SZTORM STULECIA, STEPHEN KING

Stephen King planował napisać Sztorm stulecia jako kolejną powieść, ostatecznej wersji powstał scenariusz filmowy, który jednak czyta się niczym powieść. A Król Horroru udowadnia, że w tej formie czuje się niczym ryba w wodzie i daje wszystko, co najlepsze było w jego twórczości.


Little Tall, to małe wyspiarskie miasteczko w stanie Maine przygotowujące się do zbliżającej się zimy i ogłaszanego w telewizji nadciągającego frontu dwóch burz, które połączywszy się razem wywołają największy od stuleci sztorm. Wraz z nim przybywa jeszcze jeden gość, to tajemniczy Andre Linoge, który inauguruje swój pobyt od zabicia wdowy Marthy Clarendon. Przybysz zna wszystkie wstydliwe sekrety mieszkańców, które wykorzystuje przy każdej nadarzającej się okazji. Jego atrybutem jest laska z wilczą głową, która pojawia się przed każdą z ofiar, po czym znika. Wraz z aresztowaniem potwora, koszmar nie kończy się, ale dopiero się rozpoczyna. Społeczność Little Tall szybko przekonuje się, że mężczyzna nie jest zwykłym człowiekiem, ale istotą nadprzyrodzoną domagającej się dania mu tego, czego zażąda. 


Stephen King od początku atakuje wszystkie zmysły czytelnika. Słyszymy odgłos burzącego się morza, nadciąga mróz i śnieg, czyniąc ulice trudne do przejechania i przejścia. Obserwujemy, jak w jednej chwili przyroda staje się wroga człowiekowi i zwiastuje nadciągające Zło w najczystszej postaci. Czujemy przenikające zimno. Jeśli ktoś boi się zimy, tak jak ja, widząc w niej cichego mordercę zabijającego znienacka, już sam widok miasteczka, by wystarczył do przekonania się, że nadciąga koszmar. Natychmiast przekonujemy się, że najgorsze dopiero przed nami. O ile najstraszniejszym wydarzeniem w Little Tall była historia Dolores Claiborne, to mieszkańcy szybko przekonują, że dopiero teraz jest się czego bać. Giną kolejne osoby, których ciała są zmasakrowane. Więzień szepcze niezrozumiałe słowa, wykonuje dziwne gesty, milczy, a jak zaczyna mówić, to irytuje rozmówcę. Nikt nie wie kim jest, ani skąd przybył. Pojawiają się się dziwne napisy, którym towarzyszą malowidła wilczego łba. Każde jego słowo to wypominanie grzechów, tego wszystkiego, czego chciałoby się zapomnieć i nigdy nie wracać do niechlubnej przeszłości. Wywołuje lęk przez odwoływanie się do tego, co stanowi największy wyrzut sumienia, a ujawnienie tego może doprowadzić do rodzinnego kryzysu. Jeden ściągał na egzaminach, inni skatowali niewinnego człowieka, jeszcze ktoś opuścił umierającą matkę i zażywał rozkoszy cielesnej, nie zważając na to, że kobieta umiera samotna i opuszczona. Im bardziej przyglądamy się przybyszowi i jego rozmowom, tym bardziej zaczynamy zastanawiać się nad tym, że może on stanowić karę za popełnione winy. Najsilniej oddziaływuje na tych, co dopuścili się najcięższych grzechów. Przyroda współdziała z nim. W tle rozgrywającego się horroru, słychać śpiew dziecięcej piosenki będącej swoisty wyzwaniem rzuconym czytelnikowi i bohaterom, że dla niego nie ma żadnych granic i może skrzywdzić nawet dzieci. 


Mistrz połączył wszystko to, co najbardziej straszyło w jego prozie z klasyką grozy. Mamy nawiązania do Miasteczka Salem, To, czy Lśnienia z drugiej strony pojawia się najczystsze Zło rodem z Egzorcysty. O ile u Blatty'ego świecka kobieta współdziałała z duchownym, to u Kinga tylko jeden człowiek jest gotowy do walki. Pastor zaś staje się całkowicie poddany potworowi i przeżywa swoisty rodzaj kryzysu wiary, który teraz się potęguje. Linoge bowiem to demon, przedwieczna istota, okrutna i bezwzględna, staje się oskarżycielem i karzącym zarazem - przy czym są to narzędzia wykorzystywane do osiągnięcia zamierzonego celu. Manipulator czerpiąc rozkosz z ludzkiego strachu, bezradności i siejący rozłam w rodzinach i całej społeczności. Tylko jedna osoba zdaje sobie sprawę, że z nim nie wolno wchodzić w żaden układ, a nawet rozmawiać. Inaczej doprowadzi do szaleństwa i histerii. Żeruje bowiem na tym, czego boimy się najbardziej, a strach staje się największą blokadą nie pozwalającą na starcie z demonem. Jest inteligentny, potrafi przybierać różne formy, zdeterminowany i każdy krok ma zaplanowany. Jego zainteresowanie dzieckiem stanowi luźne nawiązanie do obrazów takich, jak Egzorcysta. Przy czym Pazuzu zdecydowanie ustępuje mu pola. 


Król Grozy jest tu niezwykle spójny, nie wdaje się w szczegóły, nie rozchodzi się na boki i umiejętnie wykorzystuje kolejne elementy do budowania potęgującego się strachu. Tu wszystko jest na swoim miejscu, wszystko spełnia ważną rolę. Ja natomiast nie bałem się tak od lektury Lśnienia i wizyty w pokoju 217. Za pomocą kadru filmowego stworzył opowieść straszącą na wielu płaszczyznach i atakującą z wielu stron. Stajemy się widzem rozgrywanych wydarzeń i czujemy się w tym wszystkim coraz bardziej bezbronnii, przerażeni i osaczeni atmosferą klaustrofobii. 


Polecam. 

Moja ocena 10/10 




          Wydawanictwo Prószyński i S-ka 




czwartek, 14 października 2021

I ZNOWU CIĘ ZOBACZĘ, AGATA PRZYBYŁEK

Agata Przybyłek potrafi mówić o uczuciach, jak mało kto. W serii z domkiem przeplata miłość z wydarzeniami, mogącymi stać się udziałem każdego z nas. Nie inaczej jest w dziewiątej odsłonie cyklu I znowu cię zobaczę.


Tamara pracuje w szkolnej bibliotece i wychowuje dwójkę dzieci, dziesięcioletnią Majkę oraz sześcioletniego Stasia. Od śmierci ojca dziewczynka nie może uporać się z żałobą, a matka zamknęła na długo serce na nowego mężczyznę w życiu jej rodziny. Dopiero poznając Wiktora, szarmanckiego i eleganckiego agenta nieruchomości, daje sobie szansę na nowe uczucie. Tyle tylko, że więcej ją z nim dzieli, niż łączy. Kiedy postanawia wyłożyć podjazd kostką brukową i najmuje do tego Pawła, dopiero wówczas przekonuje się, jak to jest ponownie spotkać bratnią duszę. Kogoś kto pasuje niczym druga połowa jabłka.


Agata Przybyłek kolejny raz przenosi czytelnika w swoje okolice zamieszkania, do małej nadmorskiej miejscowości. Daleko w niej od wielkomiejskiego hałasu i pędu. Tu wszystko toczy się wolniej, panuje cisza i spokój. Słychać śpiew ptaków w konarach drzew, a to kotka przypadkowo przypląta się i zostanie na zawsze. A i nowy pracownik różni się od znanych wcześniej majstrów, w dodatku obok jest babcia, u której zawsze można zostawić dzieci, a starsza pani chętnie się nimi zajmie, swatając przy okazji córkę. Nic tylko ma się ochotę zostać w tym miejscu, gdzie wszystko toczy się innym rytmem jak najdłużej. Ucząc się cieszyć z drobnych rzeczy, codziennych rytuałów i przekonując się, jak niewiele potrzeba do pełni szczęścia. To magiczne miejsce, w którym obserwujemy życie zwykłych ludzi, a nie brakuje przy tym trudnych tematów. Jeśli myśli się, że mamy do czynienie z sielanką, to się bardzo pomyli. Nie brakuje trosk, zwykłych rzeczy składających się na codzienność każdego z nas. Agata Przybyłek kolejny raz ukazuje życie takie, jakie po prostu jest. Nieprzewidywalne, czasem zada cios poniżej pasa, a czasem obdarzy dobrem, którego byśmy się nie spodziewali. Bez górnolotnego sentymentalizmu, a przy zwyczajnych dniach, dzieją się rzeczy niezwykłe. Czyż nie jest niezwykłe odnalezienie swojego miejsca na świecie, radość z codziennych spotkań z osobą, przy której można czuć się swobodnie i bezpiecznie? Z każdą chwilą przekonujemy się, że zawsze można dostać od życia drugą szansę, może wynagrodzić wcześniejsze cierpienie i pokazać, co jest tak naprawdę najważniejsze. Nigdy nie wiemy, czym zaskoczy w najmniej oczekiwanym momencie, przewracając wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. 


I znowu cię zobaczę otula ciepłem letniego słońca. Sprawia, że na wiele spraw zaczyna się patrzeć z zupełnie innej strony. Dodaje otuchy, że zły zły czas kiedyś się skończy. Kojąc w niezwykły sposób, sprawia, że nieco zatrzymujemy się i zwalniamy pęd. Agata Przybyłek w sobie znany sposób roztacza lepszą perspektywę na jutro, pokazuje, że nic się jeszcze nie skończyło, a koniec jednych rzeczy oznacza początek nowych szans i nadziei. Subtelność fabuły i olbrzymi szacunek do ludzkiego cierpienia, nie przeszkadza poruszyć trudnych i ważnych kwestii. Zakończenie natomiast wbija w fotel. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



            Wydawanictwo Czwarta Strona 


środa, 13 października 2021

SERIA SIOSTRY RAJ, JOANNA JODEŁKA

Wyobraźcie sobie, że w mieszkaniu zmarłego ojca, zastajecie całkowicie obcą osobę podającą się za Waszą siostrę lub brata. Kompletnie różni się od Was, denerwuje, a mimo to, musicie razem spędzać najbliższy czas. Szok, wątpliwości i masa pytań bez odpowiedzi. Tak rozpoczyna Joanna Jodełko nową kryminalną serię Siostry Raj, w skład której wchodzą Córka nieboszczyka i Pamiętnik karła. 


Tycjana jest konserwatorką by sztuki i właśnie pracuje przy obrazie św. Tekli. Gdy przychodzi do niej wiadomość o śmierci ojca, Tomasza Raj,  wysyła wieniec z napisem Obyś przewrócił się w grobie. Córka nieboszczyka. Na pogrzeb przybywa cała rodzina i znajomi. Ciekawe, jak zareagują na szarfę z niecodziennym napisem? Oficjalna wersja podaje, że mężczyzna zmarł w wyniku jadu pszczoły. Tyle tylko, że w sypialni były trzy pszczoły i w dodatku w nocy, a on był umazany w miodzie. Jedyną osobą uważającą, że Tomasz został zamordowany jest ciotka, Józefina Amalia. Dla starszej pani cała rodzina jest podejrzana, na listę potencjalnych zabójców wciąga antykwariusza, lekarza, a nawet instagremerkę. Każe Tycjanie przeprowadzić prywatne dochodzenie i sprawdzić podejrzanych. W trakcie rozmowy seniorka dowiaduje się o nieślubnej córce Raja, Angelinie. Teraz siostry nie darzące się sympatią muszą rozwiązać zagadkę, ceną jest nie tylko dotarcie do prawdy ale i odzyskanie skradzionej cennej miniatury. 

Następnym wyzwaniem, które stanie przed tym nietuzinkowym duetem jest sprawa starej znajomej  Józefina, Niny Solis,właścicielki dużej firmy kosmetycznej. Podejrzewa całą rodzinę o chęć wysłania ją na tamten świat i prosi dawną przyjaciółkę o pomoc. Ta mimo początkowych oporów wysyła do niej Angelinę. Tycjana jest temu zdecydowanie przeciwna, ale kiedy jedna z nich trafi do aresztu, to siostry ponownie będą musiały rozwiązać skomplikowaną zagadkę. 


Nie od dziś mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. W przypadku    Rajów i tym bardziej Solisów, to przysłowie sprawdza się w stu procentach. Obserwując tych pierwszych ma się nieodparte wrażenie, że są prawdziwymi mistrzami improwizacji. Nikt nikogo nie lubi, a okazywana życzliwość jest jedynie pozorna. Jedynie Tycjana i ciotka Józefina wyłamują się z tej zasady. Jedna żyje we własnym świecie i nie ukrywa, że jej spotkania rodzinne należą do rzadkości. Druga zaś, apodyktyczna staruszka otwarcie manifestuje to, co myśli o kimś, nie owijając przy tym w bawełnę. Tak ukazane relacje, mogą stanowić świetny materiał na kryminalną zagadkę, a jeżeli dołożymy do tego podróż po XVIII - wiecznym malarstwie i symbolach masońskich, to jeszcze bardziej zwiększa się apetyt czytelnika. Oczekiwania są wielkie, a tu małe rozczarowanie, gdyż opowieść nie porywa, nie ma w sobie tej siły sprawczej powodującej niemożność odłożenia lektury na później. Niby w pewnych momentach zainteresowanie wzrasta, aby szybko opadło. Mamy nieodparte wrażenie, że niby powieść jest dobra, ale coś jej brakuje i nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Przedłużające się rozmowy i całość mająca z kryminałem luźny związek sprawia, że w pewnych momentach po prostu towarzyszy znużenie. To co miało być najsilniejszą stroną, jest tylko niewielkim przebłyskiem. Nie wiadomo, czy jest to bardziej kryminał, czy rodzinna opowieść o zabarwieniu komediowym. Jedno i drugie pośród ciągłych przepychanek nie sprawdza się. To w tym jest najdziwniejsze, że przy ciekawie skonstruowanych i nietuzinkowych postaciach, interesującym pomyśle, ostatecznie wszystko to  po prostu zadziałało za słabo, by spełnić pokładane w powieści nadzieje. 

W Pamiętniku karła zdecydowanie Joanna Jodełka odrobiła lekcję. Tu na pierwszym planie jest zagadka kryminalna, a relacje łączące Solisów, obserwujemy tylko tyle na ile wymaga tego sprawa. Na ich tle Rajowie to prawdziwe niewiniątka. Nawet nie próbują stwarzać pozorów, od początku bije od nich chłód, pycha i wyrachowanie. Każdy ma swoje grzechy i każdy może mieć motyw. Chcąc rozpracować ich należy zagrać ich własną kartą. Najbardziej uwaga skupia się na tajemniczym pasierbie zmarłej, Kacprze. Mężczyzna jest niskiego wzrostu, nieco nieprzewidywalny indywidualista, który wiele razy jeszcze zaskoczy czytelnika. Jodełka w drugim tomie jest bardziej spójna. Mniej jest elementów historycznych, pojawia się kolejne tajne stowarzyszenie ale jedynie stanowią tło, nie wysuwając się na plan pierwszy. 


Siostry Raj nie są typowym kryminałem, nie są też powieścią obyczajową, ani komedią. Bardziej stanowią lekką opowieść kryminalną. Pośród ciekawych informacji z zakresu historii masonerii i historii dzieł sztuki, czy poznając osobę Józefa Boruwłaskiego, karła żyjącego w XVIII wieku- którego protektorką była Anna Humiecka, a później król Stanisław August Poniatowski. Przyglądamy się ekscentrykom, których rozmowy potrafią czasem wywołać uśmiech na twarzy. Niestety i tak ostatecznie po pierwszym tomie czujemy duży niedosyt i małe rozczarowanie. Znika ono w Pamiętniku karła będącym o niebo lepszym od poprzednika. Czyta się go jednym tchem i potrafi przykuć uwagę czytelnika. Obie jednak części stanowią idealną pozycję, kiedy potrzebujemy relaksu i zapomnienia o codziennych troskach.  Osobiście mam ochotę na więcej i czekam na kolejną odsłonę przygód zwariowanych sióstr. 


Polecam. 

Moja ocena. Córka nieboszczyka 6/10, a Pamiętnik karła 7/10  



                   Dom Wydawniczy Rebis 






czwartek, 7 października 2021

PANI Z WIEŻY, MAGDALENA WALA

Magdalena Wala w Pani z wieży zabiera w podróż na Kresy, do czasów i ludzi, którzy bezpowrotnie minęły, a po nich zostały tylko legendy rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenie.


Eliza Baranowska wcześnie straciła matkę, pozostając pod opieką nie kochającego jej ojca i egoistycznej macochy, pogardzającą pasierbicą i wpatrzoną w swoją córkę, Modestę. Po śmierci taty, to Eliza przejęła zarząd nad rodzinnym majątkiem pozostawionym jej w spadku przez rodzicielkę, wbrew protestom drugiej żony Baranowskiego i siostry. Wraz z wybuchem wojny polsko-bolszewickej, białoruscy chłopi napadają i grabią dwory. Ten sam los spotkał posiadłość młodej dziedziczka, przestraszone kobiety i służba zmuszeni są szukać schronienia w przylegającej do domu wieży. Ma ona złą sławę, jako miejsce nawiedzone przez ducha kniazini Sonki. Ratunek przychodzi ze strony wkraczającego do Białorusi wojska polskiego w szeregach, których służbę pełni lekarz Mateusz, kuzyn Elizy. Niedługo po jego wyjeździe, Eliza ponownie znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.


Magdalena Wala wykorzystuje temat wojny do pokazania kobiety na tyle silnej, że podejmie walkę z wiszącą nad kobietami z jej rodu swoistym fatum. Już od XVI wieku wydawane były za mąż wbrew własnej woli za mężczyzn, których nie kochały. Zdradzane musiały nie tylko przymykać oczy na niewierność, ale też znosić despotyzm męża zabierającego należny jej majątek. To kobiety przeklęte, na które nałożono jarzmo konwenansów i społecznych norm wyznaczających rolę niewiasty,za podaniem którym płacił wysoką cenę. To mąż stawał się panem ich życia, były więzione do śmierci. Tak szło to z pokolenia na pokolenie. Dopiero Eliza wyprzedza epokę i wbrew oburzeniom rodziny, bierze swój los we własne ręce. Sama wybiera sobie narzeczonego, w dodatku wywodzącego się z niższej warstwy, a po jego śmierci odrzuca konkurentów podsyłanych przez macochę. Dnie spędza nad księgami rachunkowymi, inwentarzem, rozdziela pieniądze i zamiast spełniać kaprysy krewnych, udziela środki na Pożyczkę Odrodzenia Państwa. Przekłada dobrą i mądrą lekturę nad przyjęcia towarzyskie i poradniki mody. Z odwagą wkracza w świat zdominowany dotąd przez mężczyzn i zabiega o zajęcie jej należnego miejsca. Stanowi kontrast do macochy i młodszej siostry znajdujących się mentalnie w zeszłej epoce, pustych lalek salonowych otwarcie i przy każdej okazji ją upakarzających.


Pani z wieży przenosi do świata, który przeminął. Do ziemiańskich dworów, których kres położyły napady bolszewicke. Do miejsc naznaczonych ludowymi legendami i wierzeniami. Czasu ułanów, dystyngowanych dam, które na siłę chcą zachować dotychczasowy styl życia i nie akceptują tego, co nieuchronne. Równocześnie na tle wojennej zawieruchy i odgłosu armat, przy którym rodzi się młode Państwo Polskie coraz silniejsze stają się antagonizmy narodowe. Kosztem wielu rannych i zabitych kształtuje się nowa rzeczywistość wymagająca nowego stylu życia.


Magdalena Wala snuje piękną i pełną melancholii zabarwionej nutkami romantyzmu opowieść o kobietach wyklętych, nieszczęśliwych ale pełnych odwagi walczących na swój własny sposób z męską tyranią. O miłości, rodzinnych tajemnic i wielkiej Historii na tle, której toczy się mała ludzka historia. O tym, że każdy najlepiej czuje się we własnym świecie i w  nie należy go z niego wyrywać.


Polecam

Moja ocena 7/10



            Wydawanictwo Książnica

środa, 6 października 2021

WYBACZAM CI, REMIGIUSZ MRÓZ

Przed laty nazwałem Remigiusza Mroza Sulejmanem Wspaniałym polskiej literatury. Szturmem podbił księgarskie półki i stał się jednym z najbardziej płodnych pisarzy. Wybaczam Ci udowadnia, że wcale nie zamierza spocząć na laurach, tylko podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. 


Ina Kobryn wiedzie spokojne życie u boku męża, Rafała. Niespodziewała się, że jeden wieczór w którym wyszedł ze szwagrem na piwo, na zawsze zmieni ich życie. Wracając do do domu jest świadkiem samobójstwa młodej kobiety na Placu Konstytucji. Tego dnia Ina widzi, że nie wylogował się z Facebooka i otrzymał wiadomość od nieznanej jej dziewczyny o treści Wybaczam Ci. Tylko dwa słowa i nic więcej, do tego jest ona w grupie jego znajomych, a on sam po powrocie wypiera się, jakoby znał nadawcę. Rano wiadomość zostaje usunięta razem z osobą, która ją wysłała. Rafał twierdzi, że w nocy nie zaglądał do komputera i tego samego dnia znika bez śladu. Okazuje się, że samobójczyni z wczoraj to ta sama osoba, która wysłała do niego wiadomość. Mężczyzna zostaje oskarżony o morderstwo, a próby jego odnalezienia sprawiają, że Ina przekonuje się, że nic nie wiedziała o człowieku, z którym żyła do tej pory. 


Remigiusz Mróz zaczyna spokojnie i całkiem niewinnie, nic nie zapowiada nadciągającego tornada, które za moment się rozpęta. Od początku otula tajemnicą i niepewnością co do winy Rafała Kobryna. Tu nic nie jest oczywiste, mnożą się pytania w gąszczu, których nie wiadomo, komu można ufać, a komu nie. Przez cały czas jest wątpliwość, jak dobrze można znać drugą osobę. Czy wiemy z kim żyjemy? Czy można bezgranicznie komuś wierzyć? Wreszcie co sami byśmy zrobili na miejscu Iny? Te niewiadome będą towarzyszyć do samego końca. Jak to u Mroza wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, czytelnik dostaje kolejne ciosy, po których jest kompletnie skołowany. Nie wiemy dokąd dotrzemy i co zastaniemy na końcu drogi. Dostajemy Remigiusza Mroza bardzo dojrzałego, który nie boi się stawiać trudnych pytań i cały czas penetruje psychikę bohaterów, prowadząc z czytelnikiem własną grę. 


Wybaczam Ci to mój powrót po latach do prozy Remigiusza Mroza i widać, jak wielki postęp uczynił przez ostatni czas. Już nie stawia na sensację, ale na historię, która może przydarzyć się każdemu. Nawet jeśli w pewnym momencie mamy wątpliwości co do jego wiarygodności, to bardzo sprytnie je rozwiewa. Jednocześnie odnajdujemy wszystko to, co do tej pory było jego mocną stroną. Wartka akcja. Ciekawe postacie, wobec których nie można pozostać obojętnym. Dowcipne dialogi i para głównych bohaterów, którzy niby się nie znoszą, ale nadają na tych samych falach. Ponownie Mrozowe uniwersum przeplata się i łączy w spójną całość. Z jednej jednej strony to dobrze, z drugiej jeśli nie śledzi się jego powieści na bieżąco, to nie całkiem wiadomo o co chodzi w jednym z wątków. 


Remigiusz Mróz nadal pozostaje w doskonałej formie i ciągle potrafi zaskakiwać czytelnika, chociaż pewne tematy, sposób narracji i prowadzenia akcji powtarzają się z wcześniejszymi jego opowieściami. Wybaczam Ci doskonale sprawdza się na początek przygody z tym autorem, aby w ogóle zorientować się w jego stylu, jak również dla tych, co są z nim za pan brat i odnajdą to wszystko, za co lubią do niego wracać. Nie wiem czy będzie, jak było w pierwotnym założeniu zamknięta całość, czy wstęp do kolejnej serii. Z Remigiuszem Mrozem pod tym względem, nigdy nie wiadomo. Ja przynajmniej chętnie spotkam się ponownie z Iną, Gracjanem i Rafałem. 


Polecam. 

Moja ocena 7 /10 



            Wydawanictwo Czwarta Strona 






















poniedziałek, 4 października 2021

OD PIERWSZYCH SŁÓW, AGATA PRZYBYŁEK

Agata Przybyłek znana z romantycznych historii, zabiera się za kryminalną opowieść i robi to po swojemu - Od pierwszych słów.


Rafał Kamieński pracuje jako detektyw w rodzinnej firmie ojca. Dotychczas zajmował się jedynie tropieniem niewiernych małżonków, marząc tylko o poważniejszych zadaniach. Niedawno jego marzenie się spełniło i trafiła mu się głośna sprawa zaginięcia Eweliny Moskal, po rozwiązaniu której stał się medialną gwiazdą. Jeszcze nie ucichły błyski fleszy i udzielanie kolejnych wywiadów, a już trafia się nowe wyzwanie. W małej miejscowości koło Szczecina giną kobiety, a miejscowi nazywają miejsce ich śmierci, Drogą Rozpaczy. Na zaproszenie tamtejszej burmistrz udaje się do nadmorskiego miasteczka. Zaraz po przyjeździe poznaje kelnerkę, Amelię. Dziewczyna jest nieufna w stosunku do mężczyzn i do nowej znajomości podchodzi sceptycznie. Jednak magia, jaka roztoczyła się od pierwszego wejrzenia, od pierwszych słów potęguje się z każdym dniem.


Szum morza. Urok prowincji, w której wszyscy się znają. Restauracja blisko plaży z miłą obsługą i zagadka kryminalna. Tym Agata Przybyłek czaruje czytelnika od pierwszych stron. Wprowadza w klimat biura detektywistycznego i tajemnic śmierci młodych kobiet, nawiązując do kanadyjskiej autostrady numer 16 zwanej Autostradą łez. Zabierając się za nowy gatunek, robi to całkowicie po swojemu. Przesłuchania, szukanie śladów mordercy czy przyglądanie się miejscu zbrodni, staje się pretekstem do opowiedzenia historii miłości ludzi pochodzących z dwóch zupełnie różnych światów. Tu przestaje być ważne kto zabił, a bardziej zastanawiamy się nad tym, jak rozwinie się znajomość Amelii i Rafała. Temperatura uczuć i emocji rośnie z każdą chwilą i trwa do końca. Przy czym w powieści nie znajdziemy taniego sentymentalizmu, lecz prawdziwe życie ze wszystkimi jego barwami. Tu wszystko staje się wiarygodne, nawet miejscowa legenda wzbudzająca strach przesądnych mieszkańców dodaje niezwykłej atmosfery. Agata Przybyłek znakomicie łączy współczesny realizm postrzegania świata z realizmem magicznym, tym co ludowe przysłowia, wierzenia i zabobony.


Od pierwszych słów otwiera nową serię W tajemnicy z detektywem Rafałem Kamieńskim. Trudno powiedzieć, w którą stronę pójdzie, czy bardziej ku kryminałowi, czy powieści obyczajowej albo połączy jedno z drugim. W każdym razie Agata Przybyłek nawet w kryminalnej odsłonie otula serce spokojem, ciepłem, nadzieją na lepsze jutro i uczy cieszyć się codziennością. Wskazując jednocześnie na siłę rodzinnych więzów. To idealna propozycja na jesienne wieczory, kiedy szukamy wytchnienia od szarej rzeczywistości czy życie za bardzo nam dokopie. Już nie mogę doczekać się następnych części.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



            Wydawanictwo Czwarta Strona 



sobota, 2 października 2021

CZAS ZABIJANIA & CZAS ZAPŁATY, JOHN GRISHAM

John Grisham potrafi wymierzyć prawdziwy cios w czytelnika, zwłaszcza jeśli opiera się na wydarzeniach z własnego życia. Tak było w przypadku kultowej już powieści Czas zabijania wydanej w 1987 r. w wyniku kontrowersyjnego procesu z 1984 r.  w którym autor brał udział. W Czasie zapłaty stanowiący sequel wraca do Jake Brigance'a 


Clanton w stanie Missisipi. Dwóch białych mężczyzn porywa, wielokrotnie gwałci, katuje i na koniec oblewa moczem 10 - letnią czarną dziewczynkę. Dziecko walczy o życie, a sprawcom grozi jedynie trzynaście lat więzienia. Zrozpaczony ojciec ofiary, Carl Lee postanawia wziąć sprawiedliwość we własne ręce, wchodzi do gmachu sądu i zabija gwałcicieli, raniąc przy tym funkcjonariusza z biura szeryfa. Obrony mężczyzny podejmuje się młody adwokat, Jake Brigance - borykający się z problemami małomiasteczkowego prawnika, od początku zdaje sobie sprawę, że proces nie będzie łatwy. Gdyby zrobił to biały mężczyzna zostałby uniewiniony, ale Murzynowi grozi komora gazowa. Nie wie tylko, że broniąc czarnoskórego człowieka ściągnie na siebie uwagę Ku Klux Klanu, a jego rodzina i on znajdą się w poważnym niebezpieczeństwie.

W Czasie zapłaty jesteśmy już trzy lata po sprawie Haileya. Jake nadal wiedzie żywot małomiasteczkowego prawnika i marzy o zarabianiu dużych pieniędzy. Okazja sama mu się natrafia, gdy otrzymuje napisany ręcznie testament miejscowego krezusa, którego ma być wykonawcą. Zmarły wydziedziczył w nim rodzinę, a 90% majątku zapisał czarnej gosposia, Lettie Lang. Z góry wiadomo, że dzieci nie pogodzą się z ostatnią wolą zmarłego, a Brigance'a czeka kolejna batalia sądowa.


Pośród sądowych potyczek mistrz thrillera prawniczego potrafi przewijać trudne tematy. W Czasie zabijania rozlicza się z rasistowską Ameryką, gdzie dawno minęły czasy niewolnictwa, ale nie zmieniła się mentalność białych mieszkańców, których cześć widzi w murzynach zagrożenie dla społeczności. Niby Ku Klux Klan już nie działa, ale na Południu dalej terroryzuje tych, co odważają się stanąć po stronie czarnoskórych. Napadają, podpalają, czy biją i zabijają. Cały czas widać płonące krzyże i na ulicy ludzi ubranych w białe kaptury. Grisham snuje przejmującą opowieść o braku elementarnej sprawiedliwości i podziale na tych lepszych i gorszych. Tylko nie wielka część potrafi żyć bez uprzedzeń rasowych i na przykład wchodzić do lokali dla czarnoskórych. Większość nadal jest konserwatywna i szybciej może usprawiedliwić białych bandytów niż czarnego ojca szukającego pomsty za krzywdę dziecka. Problem w tym, że to właśnie oni w większości wchodzą w skład ławy przysięgłych decydującej o życiu i śmierci oskarżonego. W Czasie zapłaty niczym bumerang wraca temat rasizmu i kwestii czy jeden z najbardziej rasistowskich stanów zgodzi się, aby czarnoskóra kobieta stała się jedną z najbogatszych mieszkańców.  W obu częściach czytelnikiem wstrząsa łatwość manipulacji prawdą, zastraszania ludzi i korupcja panująca w sądownictwie. Szybko okazuje się, że można przekupić, szantażować, albo oczekiwać wdzięczności za poprzednio udzieloną pomoc każdego: sędziego, ławnika czy biegłego. Nie wszyscy natomiast mogą liczyć na sprawiedliwy i obiektywny proces, a zdolny prawnik potrafi wyciągać różne kruczki z niedoskonałych paragrafów i stosować nie zawsze czyste metody. Najważniejsze to zagrać umiejętnie na emocjach przysięgłych. 


John Grisham zaczyna Czas zabijania mocnym akcentem i nie spuszcza przez cały czas z tonu, dotykając najczulszych strun czytelnika, wymuszając na nim opowiedzenie się po konkretnej stronie, stawia pytanie o to, co sami byśmy zrobili na miejscu Carla Lee. W Czasie zapłaty ponownie pojawia się dylemat moralny czy uszanować wolę zmarłego, kosztem dzieci i wnuków. Czy sprawiedliwe jest, aby rodzinę zostawić z niczym, a wszystko przekazać obcej osobie? Za każdym razem nic nie jest pewne, wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, obie strony szykują taktykę na ostrą i bezpardonową wojnę w sądzie. Temperaturę podgrzewają świetnie skonstruowane i wyraziste postacie. Jedni budzą sympatię, inni niechęć, a jeszcze inni obrzydzenie. Nie ma znaczenia czy jest to jeden z głównych aktorów dramatu, czy jedynie świadek. Każdy ma swoją rolę i wobec każdego nie nie da się pozostać obojętnym. Wszystko, nawetnajmniejszy szczegół może okazać się tym językiem u wagi. Dzięki tak prowadzonej akcji, czujemy się nie tylko obserwatorami procesu, ale wręcz jego uczestnikami. 


Czas zabijania to opowieść o nienawiści rasowej i zemście. Dotyka najczarniejszych kart w historii Stanów Zjednoczonych i punktuje wadliwość amerykańskiego sądownictwa, które Grisham zna od podszewki. Czas zapłaty stawia na aspekt moralny, kwestie rodzinnych konfliktów i sprawiedliwego zadośćuczynienia. W obu przypadkach otrzymujemy prawdziwy majstersztyk.


 Polecam

Moja ocena 9/10 




                  Wydawanictwo Albatros