Opowieść o miłości, cierpieniu i wojnie. O odwadze ciągłego pójścia na przód. Diva polskiej powieści historyczno-obyczajowej, Barbara Wysoczańska ponownie w Kolaborantce snuje historię utkaną emocjami.
Sędziwy profesor etnologii zleca niezwykłą pracę młodej doktorantce Ewie. Ma ona przeprowadzić badania w związku z pewnym zdarzeniem z czasów II wojny światowej. Dotyczy to jego osobistych losów i miłości do Stelli, którą poznał w 1930 roku w Krakowie. To wtedy młodziutka Stefania, później używająca iminienia Stella, przyjeżdża do miasta w poszukiwaniu matki. W skutek spotkanego ją w mieście Kraka okrucieństwa, głodna i bez środków na powrót do domu tuła się po krakowskich ulicach. Taką to spotyka ją Adam Kawecki. Oboje nie zdają sobie sprawy, jak to jedno spotkanie na zawsze zostanie im w pamięci, a drogi mimo różnych zawirowań życia i dziejów Europy będą się przeplatać.
Dobrze pamiętam debiut Barbary Wysoczańskiej z jej Narzeczoną nazisty i to, jak pioronujący efekt wtedy zrobiła. Od tego czasu minęło parę lat, ale nadal śmiało można stwierdzić, że jest ona Damą powieści historyczno-obyczajowej, prawdziwą divą, która umiejętnie uderza w te dźwięki, które za każdym razem poruszą serca czytelnika. Przede wszystkim cechuje ją autentyczna pasja do opisywania przeszłości z szacunkiem. Krok po kroku udowadnia, że na ludzi tamtego pokolenia czekały trudne i zanamienne w skutki decyzje. Nie było łatwych dróg i łatwych wyborów, zawsze istniało ryzyko, że będzie to ostatni krok, od którego nie ma odwołania. Po którym nic nie będzie takie samo, jak wcześniej. To właśnie stało się w przypadku pary głównych bohaterów Stelli i Adama. Każde z nich niby poszło własną drogą, nie mieli prawa nigdy ponownie się spotkać, a jednak za każdym razem wracają do siebie. Cała fabuła kumuluje się w trzech odległych od siebie w czasie spotkaniach. Pierwsze to 1930 rok kiedy oboje są niewinni i młodzi. Kiedy ona szuka korzeni i autentycznego rodzicielskiego uczucia, on wkracza w progi kariery akademika. Drugie on stał się cenionym etnologiem od plemion germańskich, ona żoną austriackiego arystokrata i nazisty. Świat biegnie w niebezpiecznym kierunku i to Stella najpełniej widzi siłę nienawiści, która wkrótce z Niemiec obleje kontynent. W niej już nie ma nic z naiwności, jaką cechowała ją parę lat temu. I trzecie to rok 1940 kiedy oboje w odmienny sposób prowadzą walkę z wrogiem.
Na przykładzie Stelli i Adama widać, jak bieg historii wymusił na nich szybsze dojrzewania, jak zmienia ich charakter, mentalnie i zmusza do konfrontacji z samym sobą. Do odkrycia siły pozwalającej żyć i przetrwać. Barbara Wysoczańska podchodzi do swych bohaterów z niezwykłą czułością i delikatnością. A jej styl przepełniają buzujące z coraz większą siłą emocje i tylko czekamy na ich rozładowanie. Na trzęsienie ziemi, które zmieni dosłownie wszystko. Gdy to nastąpiło, to my zostaliśmy ze złamanym sercem.
U Basi pełno jest zawsze ludzi, których chętnie chciałoby się spotkać i po prostu z nimi zaprzyjaźnić, jak i tych od których lepiej trzymać się z daleka. Jednocześnie Barbara Wysoczańska nikogo nie osądza, nie ocenia. Jej celem jest pokazanie kondycji ludzkiej w godzinie próby. Jej opowieść od początku do końca utkana jest właśnie ze sprzecznych sobą emocji, które od początku pokazują, że słodko nie będzie. Ja bardzo cenię sobie prozę Barbary Wysoczańskiej i ciekawy jestem nowej opowieści spod jej pióra.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Wydawanictwo Filia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz