MROCZNY
TYDZIEŃ🎃
|
DZIEŃ
5 🎃
TRZYDZIESTA
PIERWSZA – KATARZYNA PUZYŃSKA
Z
popularnymi literackimi seriami jest dokładniej, jak w przypadku ulubionego
serialu, gdzie kolejny tom – niczym następny odcinek tasiemca- sprawia radość z
ponownego spotkania się z bohaterami, z którymi zdążyło się już z żyć i
polubić. Nie inaczej sprawa wygląda, jeśli chodzi o książkowe Lipowo, do
którego całe rzesz wiernych fanów lubi wracać, a mało tego nawet organizują w
Brodnicy – w jednym z miejsc akcji powieści- swoje coroczne zloty. Katarzyna
Puzyńska, niczym jej historyczna imienniczka, Katarzyna Wielka, szturmem
podbiła półki księgarskie, zdobywając kolejne serca wielbicieli jej prozy. Mało
tego, jak sama ostrzega na pewno na tym nie poprzestanie. Każda historia
przedstawiona przez nią, działa na czytelnika niczym magnes przyciągając go do
siebie raz mocniej, raz może słabiej, jednak zawsze nie pozwala uwolnić się ze
swojego pola oddziaływania, aż nie padnie ostatnie zdanie. W konsekwencji po
skończonej lekturze, pozostanie uczucie literackiego kaca. Historia długo jeszcze
po skończonej lekturze chodzi za nami, wywołując zasadę: co zaszkodziło, tym
się lecz. I biedny czytelnik podbity całkowicie przez Cesarzową polskiej
literatury kryminalnej sięga po kolejne tomy lipowskich dziejów. Nic więc
dziwnego kto raz zetknął się z Katarzyną Puzyńską Wielką będzie miał ochotę już
pozostać pod jej panowaniem.
Tak
samo jest w przypadku trzeciej odsłony cyklu o mazurskiej wsi, czyli „Trzydziestej
pierwszej”, w której tym razem na nowo po wielu latach powróci sprawa będąca do
dziś traumą dla wielu mieszkańców wioski. A spokojna prowincja na nowo przeżyje
duże poruszenie.
Lipowo zapomniało nieco
o swoich krwawych tegorocznych żniwach i zaczęło zapadać w zimowy sen,
przygotowując się jednocześnie do zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia.
Jednak w tym okresie świątecznej gorączki, na nowo zostanie ono wstrząśnięte z
powodu dokonania w nim nowych makabrycznych zbrodni. Dzieje się tak za sprawą,
przywołania do życia dwóch mordów sprzed lat. Jednym z nich jest masowe
samobójstwo członków sekty Świątynia, mające miejsce niemal pół wieku temu. Drugim
natomiast śmierć trójki policjantów piętnaście
lat temu – wśród nich znajdowali się ojcowie Daniela i Pawła- którzy zginęli w
wyniku podpalenia domu funkcjonariuszki miejscowego komisariatu, Zofii
Dworakowskiej przez nastoletniego Tytusa Weissa. Do dziś zarówno Podgórski i
Kamiński, jak również reszta lipowskiej społeczności nie potrafią zapomnieć o
tamtym strasznym dniu. Nic więc dziwnego, że w chwili warunkowego zwolnienia
piromana odpowiedzialnego za tamtą tragedię, spokojne Lipowo dotknie fala oburzenia,
gróźb i dążenia do ukarania winnego. Wraz z jego przyjazdem w rodzinne strony,
dojdzie do zdarzeń, których nie byłby w stanie przewidzieć. Na domiar
złego przybywa rodzeństwo Szwedów
grożących śmiercią bratu Tytusa,
Filipowi. Równocześnie z nimi przyjeżdża profesor Jerzy Grala, człowiek
zajmujący się badaniem sekt i będzie dążył do wyjaśnienia sprawy sprzed
półwiecza. To właśnie oni wszyscy spowodują, że w wiosce z powrotem obudzą się
uśpione demony. A dzień przed Wigilią ogień na nowo zapłonie nad Lipowem.
„Trzydziesta pierwsza” to trzeci już tom o przygodach
mazurskiej osady i jej mieszkańców. Tym razem spotykamy się z częścią znanych już
z „Motylka” postaci, takimi jak: Paweł Kamiński, Marek Zaręba czy ich żonami
Grażyną i Eweliną. Jednak do ich grona dojdzie ponownie kolejna paleta osób,
zwłaszcza mroczna rodzina Weissów, szwedzkie rodzeństwo Carin i Cristera
Nilssonów.
Jednak w porównaniu do
dwóch pierwszych części serii, tym razem otrzymujemy książkę po prostu dobrą,
ale tylko dobrą. Wpłynęło na to, moim zdaniem, kilka elementów. Przede
wszystkim mamy jednoczesne połączenie dwóch spraw: rytualnego mordu i bandycki
czyn wynikający z chęci zemsty. Ofiary piromana, zwłaszcza Roman Podgórski i
Jan Kamiński, zdążyli już obrosnąć w laur chwały i bohaterstwa. Do tej pory
Puzyńska skupiała się zawsze na jednej tylko zagadce kryminalnej mającej ścisły
związek z przeszłością mordercy i jego ofiar, tym razem wprowadziła dwa zupełnie
odrębne od siebie przestępstwa. Mogłoby wydawać się to strzałem w dziesiątkę,
jednak tak się nie stało, i oba te wiodące tematy rozmijały się po drodze i
rozpraszały moją uwagę. Tym samym prowadzenie równolegle dwóch odległych od
siebie wydarzeń z przeszłości, mających ponownie oddźwięk na teraźniejszości,
nie za bardzo, w moim subiektywnym odczuciu, udało się autorce. Co jednocześnie
nie zmienia faktu, że nawet na chwilę nie przestawałem wierzyć jej narracji,
chociaż po rozwiązaniu tych zagadek czułem pewien niedosyt.
O ile zabójstwo
Podgórskiego i Kamińskiego jest interesujące z punktu widzenia życia prywatnego
bohaterów powieści, to jednak całe moje zainteresowanie poszło w kierunku sekty
Świątynia. Sam początek zapowiadał się rewelacyjnie: rytualne samobójstwo, guru
wywierający silny wpływ na psychikę swych „współbraci” dawało autorce wręcz
nieograniczone spektrum możliwości, które w moim odczuciu zostały wykorzystane
jedynie połowicznie. Oczekiwałem czegoś bardzo mocnego, wręcz elektryzującego
do tego stopnia, że bez reszty wbije mnie w fotel, smak na taką właśnie książkę
wywoływał już sam Prolog. Po przeczytaniu go, od razu czułem jak miałem ciarki
na skórze, a serce zaczęło bić mocniej. Później była tylko namiastka tego,
czego oczekiwałem.
Poza tym również sama akcja nie była dla mnie zbytnio
porywająca. Przede wszystkim zabrakło mi tu „tego czegoś”, co nazywa się Klementyna
Kopp. Bezdyskusyjnie jest to postać sztandarowa dla powieści o Lipowie,
kradnąca swoim pojawieniem się całe show, bez niej niestety nie jest to już ten
sam cykl, którym tak bardzo zachwycałem się w poprzedniej recenzji. A brak
kontrowersyjnej pani komisarz jest zauważalny i odczuwalny. Poniekąd miałem
wrażenie, że w zamysłach Katarzyny Puzyńskiej miała równowagą do Kopp być nowa
policjantka, mysia Emilia Strzałkowska. Mimo pewnej sympatii, jaką również
obdarzyłem Milę, to jednak nie umywa się ona do Klementyny. Ta ostatnia bowiem jest nie tylko najlepszą i
najbarwniejszą Puzyńską postacią, ale mało tego dokonała czegoś absolutnie nie
możliwego konkurując nawet z samą ukochaną przeze mnie Joanną Chyłką Remigiusza
Mroza - co jest nie lada wyczynem. Oczywiście moje serce, jednak nadal
pozostaje przy warszawskiej prawniczce, jednak panią komisarz z Brodnicy
również uwielbiam. Na pewno obie stawiają
wysoką literacką poprzeczkę, której trudno będzie przeskoczyć. Myślę, że gdyby
pisarka dała jej prawo przemówienia i poprowadzenia sprawy Weissa, to książka
nabrałaby dużego kolorytu.
Wreszcie samo zakończenie nie było dla mnie zbytnio
porywające, jest nieco naciągane i zdecydowanie brakuje mu siły zaskoczenia,
jaka pojawiła się zarówno w „Motylku”, jak i „Więcej czerwieni”.
Tyle narzekania, pora najwyższa na plusy, bo jest ich nie
mało. Tak, jak wspomniałem „Trzydziesta pierwsza” jest dobrą książkę i na pewno
wartą poznania. Stałym już elementem prozy Puzyńskiej jest język, który i tym
razem jest świetny i sprawia, że godziny przy książce mijają zupełnie
niezauważalnie, a samą powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie.
Równocześnie przewaga dialogów nad warstwą narracyjną sprawia, że czytelnik
niezwykle dokładnie poznaje bohaterów, ich uczucia, myśli czy motywacje
kierujące ich decyzjami.
Ponadto o ile wspomniałem, że akcja może nie była, tak
porywająca, jak w przypadku dwóch poprzednich książek; to jednak całość fabuły
potrafi zainteresować sobą czytelnika, towarzyszy jej nieustające napięcie i
coraz bardziej potęguje się towarzyszący jej nastrój grozy. Z właściwą sobie umiejętnością autorka
doskonale potrafi wodzić czytelnika za nos i gdy tylko myślimy, że coś już
wiemy, to wszystko zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni oraz rodzi się coraz
więcej znaków zapytania.
Innym niewątpliwym
atutem książki, również tym razem są wyraziste postacie, które na długo
zapadają w pamięć. Na pewno należy do nich główny bohater, Daniel Podgórski,
którego mamy okazję lepiej poznawać oraz
dowiedzieć się o wielu nieznanych faktach z jego życia prywatnego. Zalicza się
on, jak już wspomniałem przy omawianiu „Motylka” i „Więcej czerwieni”, do osób
budzących sympatię. Jest to dobry, rozważny i niezwykle wrażliwy człowiek, który
nie chce nikogo skrzywdzić. Jednym słowem poczciwina, chociaż tym razem potrafi
pokazać swój temperament i nie zawsze będzie zachowywał się, jak ugrzeczniony
synek mamusi. Konserwatysta posiadający tradycyjną wizję rodziny, w jakiej sam
się wychował, przez co coraz trudniej jest mu zrozumieć niezależność Weroniki,
której również nieobecność jest mocno zauważalna i odczuwalna.
Muszę też uczciwie stwierdzić, że tym razem bardzo
polubiłem Pawła Kamińskiego. O ile w pierwszym tomie był wręcz odpychający, to
tym razem widzimy pewną próbę jego rehabilitacji. A na pewno lepiej rozumiem
motywy jego postępowania w sprawie piromana, jak również częste wybuchy złości.
Widać, jak śmierć ojca silnie wpłynęła na tego człowieka. Mało tego, miałem w
pewnym momencie wrażenie, że przybrana przez niego postawa chama, brutala, to
jedynie pancerz mający dać mu poczucie bezpieczeństwa i pewność, że już nikt go
nigdy nie zrani tak mocno. Ma dziwne wrażenie, że jeśli tylko dostanie szansę,
to jeszcze będzie potrafił nas zaskoczyć niezwykle pozytywnie.
Nie mógłbym wreszcie nie wspomnieć samej Emilii
Strzałkowskiej. Mimo, że jak pisałem wcześniej, nie dorównuje ona Klementynie,
to jednak z całą pewnością zalicza się do bardzo ciekawych postaci. Samotna
matka, wychowująca nastoletniego syna, Łukasza wchodzącego powoli w okres
dojrzewania. Przed laty miała romans z Danielem i ponowne pojawienie się w jego
życiu wywołała u niej nie małe zaskoczenie i pewne zmieszanie. Kobieta
niezależna, czasem złośliwa i bezczelna, silna i nie pozwalająca sobą
manipulować, a na pewno ignorowania jej osoby i spychania na dalszy plan. Umie
zawalczyć o swoją pozycję w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Mam cichą
nadzieję, ze autorka jednak nie wyśle jej z powrotem do Warszawy, lecz pozwoli na
dłużej zagościć na prowincji.
Podsumowując Katarzyna Puzyńska po raz kolejny stworzyła
świetną powieść, pokazując, jak spokojna dotąd wieś może przerodzić się w istne
pobojowisko, a szara codzienność jej mieszkańców zmienia się w piekło. I tym
razem mamy przeszłość niedającą o sobie
zapomnieć. Mimo pewnych mankamentów, to z całą pewnością można stwierdzić, ze
mamy dobrze opowiedzianą historię, która bardzo wiele wniosła do całości serii o
Lipowie, jej mieszkańcach i stróżach prawa.
Moja ocena 7/10
Źródło: Wydawnictwo Pruszyński i Spółka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz