MROCZNY
TYDZIEŃ 🎃
|
DZIEŃ
1 🎃
ŚWIT,
KTÓRY NIE NADEJDZIE – REMIGIUSZ MRÓZ
Moda
na historię gangsterskie trwa już od kilkudziesięciu lat, wystarczy wspomnieć
choćby rewelacyjnego „Ojca chrzestnego”. Jednak za sprawą Sulejmana Wspaniałego
polskiej literatury, czyli Remigiusza Mroza, teraz również my mamy pełnokrwistą
opowieść mafijną. Warszawa lat 30 XX wieku, gangi, prostytucja i bezwzględna
walka o władzę w świecie przestępczym stolicy. W tę podróż radzę nie wybierać
się nieuzbrojonym, a za oręż wziąć „Świt, który nie nadejdzie”, może się
przydać J Zapraszam na recenzję!!!!
Ernest Wilmański, to
były bokser, który przyjechał do Warszawy z zamiarem rozpoczęcia nowego życia.
Koniecznie zależy mu, aby uciec przed przeszłością, zostając bowiem w
poprzednim miejscu, mogłoby się to dla niego nie za dobrze skończyć. Za sprawą
zbiegu okoliczności, natrafia na mężczyznę znęcającego się nad kilkunastoletnią
dziewczynką. Okazuje się, że mała przed chwilą próbowała ukraść węgiel, i
zgodnie z kodeksem panującym w mieście, musi ponieść karę. Wilmański staje w
jej obronie, wdając się w bójkę z napastnikiem, nie wiedząc, że jest to członek
gangu dążącego do panowania w stolicy. Tym samym trafia do przestępczego
świata, z którego nie będzie już odwrotu. Kara za zniewagę może być tylko
jedna. Całą sprawę skomplikuje pojawienie się funkcjonariuszki Policji
Kobiecej, Elizy Zarzecznej. Jak dalej potoczą się ich losy, dowiecie się już po
przeczytaniu „Świtu, który nie nadejdzie”.
Remigiusz Mróz daje nam dobrą powieść. Nie wybitną, tylko
dobrą. Tym samym przechodzę do wyjaśnienia tego, co mam na myśli. Mianowicie autor
trochę zdążył nas rozpieścić, cyklem o Joannie Chyłce, komisarzu Forście czy
również historyczną trylogią „Parabellum”, gdzie akcja dosłownie pędziła,
wszystko było płynne, zmienne, kompletnie nie wiadomo było, czego można się
spodziewać. Tym razem tego zabrakło, wszystko wydaje się spokojne, wywarzone, nie wiele jest
zapierających dech w piersi scen. Nie ma efektu wow, czy wbicia w fotel, w
takim stopniu, który miał miejsce w innych jego powieściach.
Ponadto wśród bohaterów brakuje postaci wyróżniającej się,
grającej pierwsze skrzypce, sprawiającej wręcz, że całe show należy do niej,
jak było chociaż w „Parabellum” w przypadku Marysi czy Christiana Leitnera. W
„Świcie, który nie nadejdzie” tego po prostu nie ma. Niby taką osobą miał być
główny bohater Ernest Wilmański, czy nie ustępliwa policjantka Zarzeczna, ale
nie wywarło to na mnie większego wrażenia.
Na pewno pod tym kątem
jest lepiej niż „W cieniu prawa”, gdzie wielu bohaterów było wręcz groteskowych.
Teraz zaś otrzymujemy postacie pełnokrwiste, które mają swoje marzenia,
przeszłość, są piekielnie ambitne i chcąc zrealizować swe zamierzenia, nie
cofną się przed niczym. Tak jest w przypadku Ernesta Wilmańskiego, Elizy
Zarzecznej czy chociażby Szymona Trawickiego.
Mimo to byli mi obojętni,
nawet główny bohater nie wywoływał większych emocji. Jedynie w niewielkim
stopniu udało mi się polubić Zarzeczną. Remigiusz Mróz jest ekspertem w
tworzeniu mocnych charakterów, nadających jego książkom dużego kolorytu,
niestety tym razem również nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań.
Do tej pory często
mrozowi ludzie tworzyli pewną całość, wręcz stawali się nieodłącznym elementem
powieści, do tego stopnia, że bez nich, nie byłoby już takiej samej książki.
Tym razem jest odwrotnie. Brak, któregoś z nich nie sprawiłby, że obraz miasta
stworzony przez autora uległby zmianie. Miałem wrażenie, że pozbywając się
jednego bohatera, bez trudu można zastąpić go innym. I szczerze mówiąc o to mam
do Remigiusza Mroza największy żal, za zmarnowanie trochę potencjału na
stworzenie elektryzującej powieści. Na okładce mamy: „Odważysz się wejść w
przestępczy świat przedwojennej Warszawy?” tu na pewno odwaga nie była mi
potrzebna, a w każdym razie historia
opowiedziana w tej książce nie straszyła. Muszę przestrzec, że te
osoby, które oczekują mocnego kryminału, mogą poczuć się nieco zawiedzeni. Dla
mnie jest to powieść historyczna o przestępczej, przedwojennej Warszawie. I
wydaje mi się, że nie za bardzo jest tu sens szukać drugiego dna.
Tyle minusów, pora przejść do tego co jest pozytywne, bo
jak wspomniałem „Świt, który nie nadejdzie” jest
dobrą książka.
Przede wszystkim Remigiusz Mróz stworzył rewelacyjny,
mroczny obraz stolicy. Mamy całą mozaikę działających w tym czasie grup
przestępczych Warszawy, ze swoimi głównymi przedstawicielami. Oczywiście, jak
zresztą wspomina sam autor część jest prawdziwa, jak chociażby działająca na
Kercelaku mafia żydowska, część fikcyjna (Bannicy). Dla mnie osobiście, było to
dość ciekawe poznanie zupełnie dotąd nieznanego mi oblicza metropolii.
Miasto pokazane w
„Świecie, który nie nadejdzie” jest przerażające, odpychające i absolutnie nie ma się ochoty znaleźć w nim
chociażby przez chwilę. Panuje tam całkowita anarchia, bezprawie i
wszechogarniający strach, który ma stać się głównym narzędziem do sprawowania
władzy. Właśnie za to brutalne pokazanie syreniego grodu, opowiedzenie o
wydarzeniach, które myślę, że dla wielu są nieznane, należą się Mrozowi wielkie
ukłony. Autor zadbał przy tym o najdrobniejsze szczegóły, pokazując miejsca w
których spotykali się gangsterzy, a mało tego stanowiły one ich nieoficjalne
siedziby. Szczególnie chyba nikt z czytelników nie chciałby znaleźć się w
„Mokradle”. Wszystko zaś okraszone oparami tytoniu i alkoholu.
Do tego dochodzi dokładna topografia miasta, z
działającymi w niej instytucjami, na przykład Policja Kobieca, która powstała
pod silnym zainteresowaniem Ligii Narodów, nadaje dodatkowych smaczków
historycznych. Z drugiej zaś strony dodaje całościowej wizji miasta, większego
realizmu. Myślę, że miłośnicy
historii nie powinni czuć się tą pozycją rozczarowani.
Ponadto doskonały styl, język i dialogi są niewątpliwym
atutem powieści. Dzięki nim książkę
czyta się przyjemnie i szybko. To właśnie język, sposób narracji sprawiają, że
mimo poważnej i ciężkiej tematyki, lektura nie przygnębia, lecz – jak
wspomniałem- czyta się dobrze i sama fabuła potrafi zainteresować czytelnika.
Podsumowując „Świt, który nie nadejdzie” Remigiusza Mroza
jest powieścią dobrą, nie rewelacyjną, wybitną ale dobrą. Nadal z pozycji
historycznych tego autora na pierwszym miejscu znajduje się u mnie
„Parabellum”.
Jednak z lektury tej
książki można czuć pewien niedosyt. Między innymi z powodu braku pełnokrwistych,
mocnych charakterów, do czego sam autor już nas przyzwyczaił; dodatkowo za
sprawą toczącej się powoli, spokojnie akcji. Wszystko jest jednostajne, brak
większych przyspieszeń, zwrotów. Na pewno odczucia te są podyktowane, że
Remigiusz Mróz przyzwyczaił nas trochę do innego rodzaju narracji, gdyby to
była pierwsza jego powieść, to na pewno znacznie lepiej bym ją odebrał. Stąd,
jeśli ktoś akurat od tej pozycji, zaczyna poznawanie tego autora, może mu
zdecydowanie przypaść do gustu, jednak Ci co są chociażby po lekturze serii o
Chyłce, Forście czy Parabellum mogą poczuć małą nutkę rozczarowania.
Polecam,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz