MROCZNY
PIĄTEK
|
KONKLAWE
– ROBERT HARRIS
Konklawe odbywa się zawsze po
śmierci papieża, nazwa pochodzi od
łacińskiego „con clavis – pod kluczem” i odwołuje się do XIII -
wiecznego zwyczaju zamknięcia kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej, do momentu
wyboru nowego Ojca Świętego. Każdy biorący udział w głosowaniu składa słowa
przysięgi: „Powołuję na świadka Chrystusa Pana, który mnie osądzi, że mój głos
jest dany na tego, który z woli Bożej powinien być, moim zdaniem wybrany…”
Jednak czy na pewno to wola Boga dokonuje wyboru, a może wola człowieka? Jego
poglądy doktrynalne, sympatie i antypatie, wreszcie ambicje i obawa, aby kolega
z którym nie jest się w najlepszych relacjach, nie został wybrany na
najważniejszego przywódcę religijnego świata. Do czego może dojść w momencie,
kiedy wiarę zastąpi ambicja? Tym bardziej, gdy wszystko dzieje się za
zamkniętymi drzwiami Kaplicy Sykstyńskiej i Domu Świętej Marty. Szczególnie,
gdy prawdziwe wybory nie odbywa się w kaplicy, ale w pokojach kardynalskich,
korytarzach i na potajemnych rozmowach. Zapraszam na recenzję „Konklawe”
Roberta Harrisa.
Umiera papież głoszący
ideę Kościoła ubogich, z tego też powodu był kochany przez świat, a
niepopularny w kręgach kościelnych, szczególnie rzymskiej Kurii. Za każdym
razem, gdy przemawiał na temat homoseksualistów, rozwodników, kobiet poruszał ludzkie serca, narażając się
na zarzut głoszenia herezji, wysuwany przez część kapłanów. Teraz po jego
śmierci, zbiera się zgromadzenie 117 kardynałów z całego świata mające wybrać
następcę zmarłego. Obrady ma poprowadzić dziekan Kolegium Kardynalskiego,
kard. Lomeli. Szybko zaczną się ścierać liberałowie
z konserwatystami, dążąc do zwycięstwa własnego obozu, do tego zaczną dochodzić
również dążenia narodowościowe i etniczne. Tuż przed rozpoczęciem konklawe, do
Rzymu przybywa nikomu nieznany kardynał Vincent Benitez, metropolita Bagdadu,
którego w tajemnicy przed resztą purpuratów, papież wyniósł do tej godności tuż
przed swoją śmiercią.
Wraz z zamknięciem drzwi Kaplicy Sykstyńskiej, bardzo
szybko do głosu zaczną dochodzić ludzkie ambicje, intrygi, politykierstwo nie
mające za wiele wspólnego z wolą Boga, a dobro Kościoła zacznie być przykrywką,
tłumaczącą ludzkie pragnienia. W trakcie obrad zaczną wychodzić na jaw, pewne
bardzo skrzętnie skrywane sekrety duchownych, mających największe szanse na
zwycięstwo. Kardynał Lomeli stanie przed trudnym wyborem, czy ingerować w
głosowanie poprzez ujawnienie kompromitującej przeszłości paru pretendentów, a
może powinien ograniczyć się tylko do spraw organizacyjnych.
„Konklawe” jest najnowszą powieścią Roberta Harrisa,
znanego między innymi z „Trylogii rzymskiej” i jak wszystko ma swoje wady i
zalety. Szczerze mówiąc, zawsze obawiam się czytać książki, o której jest
głośno w mediach. Szczególnie boję się rozczarowania, gdyż często zdarza się,
że pozycja którą wszyscy się zachwycają – mnie akurat nie przypada do gustu.
Nie inaczej było tym razem, jednak absolutnie nie żałuję żadnej spędzonej z
powieścią minuty; chociaż mam do niej dość mieszane uczucia.
Przede wszystkim znajdują się w niej błędy, nie wiem czy
wynikają z niewiedzy autora, czy może z próby forsowania przez niego często w
dość nachalny sposób swoich poglądów doktrynalnych. Jednym z najpoważniejszych,
to stwierdzenie, że arcybiskup Marcel Lefebvre był heretykiem, podczas gdy w
rzeczywistości została na niego nałożona ekskomunika, wynikająca z
nieposłuszeństwa papieżowi. Trudno mu zarzucić herezję, gdyż zawsze na swoje
poglądy dotyczące nie uznawania części postanowień II Soboru Watykańskiego,
miał uzasadnienie w magisterium Kościoła. Poza tym, z założonego przez niego
Bractwa św. Piusa X, Ojciec Święty Benedykt XVI zdjął tą karę, przywracając do
łona Kościoła, a Franciszek prowadzi z nimi rozmowy. Myślę, że Harris będący
dziennikarzem i zabierając się za książkę o tematyce kościelnej, powinien znać
dokładniej tą sprawę, gdyż takim stwierdzeniem, część czytelników może poczuć
się dotkniętych.
Poza tym autor, jak wspomniałem wcześniej, pokazuje
ścieranie się dwóch poglądów: liberalnego i tradycyjnego. Zdaję sobie sprawę,
że dla wielu osób są to kwestie obce, jednak dość mocno dominujące w
dzisiejszym Kościele. Tradycjonaliści przede wszystkim, krytykują część postanowień
Vaticanum II, zwłaszcza dotyczące: liturgii, ekumenizmu, dialogu
międzyreligijnego, zarzucając odejście od tradycyjnej wiary Kościoła, a obecne
praktyki wynikają z potępionego przez papieży – modernizmu. I to pokazuje
między innym pisarz, chociaż nie nazywając pewnych rzeczy. Harris nie ukrywa
swoich sympatii, ukazując to między innymi z wyśmiewania Mszy Trydenckiej,
czyli mszy starego rytu przed soborowego, niby jest ukryte pod płaszczem myśli
bohaterów, ale jednak znajduje się
stwierdzaniach narratora. To dla
mnie stanowiło przekroczenie granic dobrego smaku.
Wreszcie czytając „Konklawe” bez trudu domyśliłem się,
kto zostanie wybrany na papieża, więc poniekąd zabrakło pewnego poczucia
niepewności, wyczekiwania, co stanowi niestety kolejny mój zarzut w stosunku do
powieści. Lubię być zaskakiwany, w prawdzie pomimo przewidzenia wyboru kardynałów,
to samo zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel, nie sądziłem, że autor posunie się aż tak
daleko.
Tyle narzekania, pora na plusy, a jest ich nie mało.
Zdecydowanie niewątpliwym atutem stanowi niezwykle precyzyjne pokazanie
przebiegu wydarzeń mających miejsce od śmierci Ojca Świętego, do wyboru jego
następcy. Fikcja literacka doskonale mieszała się z autentycznym przebiegiem konklawe: przybycie
kardynałów, ulokowanie ich w Domu Świętej Marty, dokładny przebieg mszy rozpoczynająca
konklawe, czy wreszcie przejście do Kaplicy Sykstyńskiej i mające tam miejsce
dalsze obrzędy, aż do zamknięcia drzwi, wreszcie sam przebieg głosowania i
ogłoszenie wyboru. Wszystkie te elementy Harris pokazuje z niezwykłą
dokładnością, dbając przy tym o najmniejsze szczegóły. Dzięki czemu książka
zyskuje dużego realizmu i ma się wrażenie, że czytamy dziennik z wyboru papieża,
a nie powieść. Jednocześnie doskonale zachowuje proporcje między tłem
obrazującym autentyczny przebieg konklawe, a rozgrywaną akcją powieści.
Poza tym, jest ona
porównywana do watykańskiej wersji „House of cards”, jak wspominałem przy
okazji „Wotum nieufności” Remigiusza Mroza, nie znam ani tego serialu, ani
powieści. Jednak „Konklawe” to doskonała powieść political fiction, połączona z
thrillerem psychologicznym. Niczym na „świeckiej scenie politycznej”, również w
Kościele ścierają się różne frakcje, mające odmienną wizję światopoglądową i
doktrynalną, a sam wybór papieża, absolutnie nic nie ma w sobie z pobożnego
wypełnienia woli Boga, ale jest prawdziwą walką polityczną o wpływy i
zdyskredytowaniu pretendenta z przeciwnego obozu. W walce tej wszystkie chwyty
są dozwolone. Stosowane są intrygi, kuluarowe rozmowy, namowy, obmyślanie
sposobów przejęcia brakującej ilości głosów, wykorzystywanie najmniejszego
potknięcia rywala. Niby określają się braćmi, ale w rzeczywistości są wrogami,
którzy wykorzystają wszelką nadążającą się okazję do dyskredytowania konkurenta
ubiegającego się o najważniejszą urząd w Kościele.
To
doskonała powieść psychologiczna w genialny sposób odzwierciedlająca myślenie
ludzi Kościoła, między innymi wyrażające się w wymienianych złośliwościach,
otwartemu manifestowaniu niechęci do kolegi, wyśmiewaniu i komentowaniu jego wypowiedzi,
przekonaniu o jedynej słuszności własnych racji. W tym wszystkim nie ma nic z pokory,
poddaniu się Stwórcy, ale stanowi ona, jedynie pretekst do rozgrywania własnej
wizji politycznej, nawet jeśli dopuści się krzywoprzysięstwa. „Konklawe”
przeraża swoją brutalnością, odarciem tego co dla wielu święte z świętości, a
pokazaniem przerażającej prawdy o Kościele w świecie współczesnym, w którym
niczym w Sejmie toczy się ostra gra polityczna, a zwycięzca może być tylko
jeden. Oskarżając się o schizmę, nie widzą, że swoim zachowaniem doprowadzają
do prawdziwego rozłamu: symonia, dzieci księży, a nawet operacje zmiany płci.
Te grzechy, absolutnie nie przeszkadzają naszym bohaterom uchodzić za pobożnych
pasterzy. Dla mnie jest to o tyle przerażające, że niejednokrotnie słyszymy w
mediach o kolejnych doniesieniach w podobnym tonie, nie można zatem powiedzieć,
że jest to tylko literacka fantazja autora, ale dzieje się to dziś na naszych
oczach. Z tego powodu książka Harrisa potrafi straszyć bardziej niż najlepszy
horror. Tam możemy powiedzieć, że to fikcja, tu miesza się ona ze smutną
rzeczywistością. A autor wcale nie próbuje niczego upiększyć i tylko silny
papież, który sam będąc wolny od tych słabości, może uzdrowić
duchowieństwo. Tylko czy na pewno?
Sposób myślenia i zachowania obecny w Seminariach czy parafiach nie zmieni się,
często można spotkać się z pewnego rodzaju „lożą szyderców”, czekająca jedynie,
aby wyśmiać swego współbrata. Szczególnie przykre jest wykorzystywanie funduszy
mających służyć najuboższym, na pomnażanie przez kler własnego stanu
posiadania.
Wreszcie bardzo podobały mi się postacie występujące w
powieści. Są dokładnie tacy, jakich lubię, czyli mocne i wyraziste charaktery.
Mamy ich pełną mozaikę, od ludzi przeżywających kryzys wiary i targanych
wątpliwościami, po pewnego rodzaju spiżowych obrońców tradycyjnej religii
katolickiej – twardych i nieugiętych, wydających się silnymi osobowościami
mogącymi poprowadzić Kościół w czasie burz. Ludzi bijących się w piersi z
powodu własnych grzechów przeszłości i bezwzględnych intrygantów nie znających
wyrzutów sumienia, czy którzy nigdy nie popełnili żadnego błędu, lecz zrażają
swymi poglądami, nie przystającymi do obecnych czasów. Jednak to właśnie ci
ostatni poniekąd, są dla mnie dość pociągający, gdyż chciałbym Kościół
zmieniający świat, a nie świat zmieniający Kościół.
Moim niewątpliwym ulubieńcem, tu możecie być nieco
zdziwieni, jest kardynał Tedesco. To konserwatysta, czyli człowiek chętnie
wracający do katolicyzmu sprzed Soboru Watykańskiego II, szczególnie wobec
zagrożenia atakiem ze strony islamskich ekstremistów, opowiada się za twardym
kursem i powrotem do tradycyjnej wiary rzymskiej. Jak muzułmanie mocno trwają
przy swej wierze, tak katolicy muszą trwać przy swojej, odrzucając wszelkie
rozmowy z nimi. Za wzór stawia bitwę pod Lepanto. W prawdzie, tego typu postawa
i mnie nieco zraziła, gdyż nigdy odpowiedź siłowa nie stanowi rozwiązania, ale
zgadzam się z konieczności powrotu do jednolitej i wyrazistej wiary
katolickiej, a nie rozdrobnieniu jej w morzu innych wyznań. Wadą jego jest
niezwykle porywczy charakter, powodujący, że nie umie skończyć wypowiedzi w
najtrafniejszym momencie, ale przedłuża ją popełniając wiele faux-pas, zrażając
tych, którzy mogliby go nawet początkowo poprzeć. Do tego złośliwy i niezwykle
pewny siebie. Miałem wrażeniem, że autor chciał trochę zniechęcić czytelnika do
niego, jednak kardynała Tedesco bardzo polubiłem, chociaż były momenty, że
szalenie mnie irytował, wywołując chęć potrząśnięcia nim, by się trochę
ogarnął.
Innym bohaterem, który
jest dla mnie dość ciekawą osobowością, stanowi dziekan Kolegium kard. Lomeli.
Przeżywa on duży kryzys wiary, wątpi by mógł poprowadzić Kościół targany
obecnie różnymi atakami. Mam wrażenie, że jest on gdzieś pośrodku, nie jest ani
skrajnym liberałem, ani tradycjonalistą. Są momenty w których docenia dawny
Kościół, chociaż absolutnie nie chce wracać do czasów sprzed 1963. Boi się, że
Tedesco mógłby doprowadzić do schizmy, co wydaje mi się akurat absurdem. Jednak
podziwiałem jego bardzo silny kręgosłup moralny i wierzę, że pragnie działać
dla dobra Kościoła. W chwilach zagrożenia, potrafi podejmować drastyczne
decyzje i myślę, że mógłby być bardzo dobrym papieżem.
Podsumowując, „Konklawe” Roberta Harrisa z jednej strony
bardzo mi się podobało, również dzięki temu, ze zmusza czytelnika do pewnych
refleksji, szczególnie ludzi wierzących, do zadania sobie pytania: „jaka jest
moja wiara i po której stronie bym się znalazł”. Myślę, ze trudno byłoby
zachować obojętność i neutralność. Z drugiej mam wrażenie, że autor, od którego
bardziej wymagałbym bez stronności, dał się pociągnąć jednej stronie. I
niestety to trochę mnie irytowało. Mimo tych uwag, podkreślam, że uważam ją za
naprawdę dobra książkę, którą bardzo dobrze się czyta i szalenie wciąga.
Natomiast na pewno powieść ta zachęciła mnie do lektury „Trylogii rzymskiej”.
Polecam
Moja ocena 7/10
Źródło: Wydawnictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz