MROCZNY
PIĄTEK
|
DZIEWCZYNA
W LODZIE – ROBERT BRYNDZA
Już około rok trwa nieprzerwanie popularność kobiecych
kryminalnych opowieści, zapoczątkowanych przez „Dziewczynę z pociągu”. Mimo
różnych opinii, mnie osobiście akurat powieść Pauli Hawkins bardzo przypadła do
gustu i właśnie ten nurt w literaturze, jest jednym z moich ulubionych.
Oczywiście od tego czasu ukazało się wiele podobnych książek, jedne lepsze a
drugie gorsze, również „Dziewczyna w lodzie” Roberta Bryndzy doskonale wpisuje
się w ten trend. Osoby zainteresowane, jak mnie podobała się ta książka,
zapraszam na recenzję.
Andrea Douglas – Brown
to córka jednego z najbardziej wpływowych polityków, pochodząca z
arystokratycznej rodziny, jej zamarznięte ciało znajduje w stawie pewien młody mężczyzna. Sprawę
przyjmuje detektyw Erika Foster, która właśnie zdążyła wrócić do Londynu. Jednak
szybko przekona się, że zabójca robi wszystko by zatuszować sprawę, która ma
dziwne połączenie z innymi niedawno dokonanymi morderstwami. Poza tym komuś
bardzo zależy na skompromitowaniu kobiety i całkowitym odsunięciu od śledztwa.
Do tego w prowadzone dochodzenie zaczną ingerować wpływowe osoby, zaś życie
Eriki znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie. Morderca nie cofnie się przed
niczym, tym bardziej że kolejne osoby, które mogą pomóc Foster znikają w dziwny
i niewyjaśniony sposób.
„Dziewczyna w lodzie” to pierwsza powieść Roberta
Bryndzy, jaka ukazała się na polskim rynku. Z pochodzenia jest Brytyjczykiem,
mieszkającym w Słowacji oraz autorem komedii romantycznych. Jednak tym razem
dostajemy od niego pełnokrwisty kryminał. Książka otwiera cykl z Eriką Foster,
dlatego może moja ocena będzie nieco zaniżona, bo nie ukrywam, że czekam na
więcej i mam przeczucie, że szykuje się kolejna znakomita seria mająca wszelkie
szanse stać się jedną z moich ulubionych. Jest to powieść dobra i tylko dobra.
To co stanowi zdecydowany walor „Dziewczyny w lodzie”, to
dokładne odzwierciedlenie atmosfery prowadzenia śledztwa. W jednym z programów
literackich udało mi się dowiedzieć z wypowiedzi specjalisty w dziedzinie
kryminalistyki, że prowadzenie sprawy morderstwa, jak zresztą podobnie do innych,
wcale nie ma w sobie fajerwerków. Wręcz
odwrotnie jest niezwykle mozolne, a dla większości wręcz nudne. I tak właśnie
jest w moim odczuciu tutaj, obserwujemy policjantów londyńskiej policji, którzy
powoli rozwiązują sprawę. Nie ma tu efektów specjalnych, brawurowych pościgów,
strzelaniny itp. Jesteśmy świadkami kolejnych przesłuchań, nieraz rozmawia się
z tymi samymi osobami wiele razy. Widać ich nie chęć we współpracy; sprawdzania
kolejnych tropów nawet przez specjalistów kryminalistyki z CSI. Tym samym
rysował mi się obraz właśnie wspomnianego mozolnego śledztwa, w którym
jednocześnie goni czas, w każdym momencie może przecież dojść do kolejnych
zbrodni. Właśnie takie ujęcie fabuły nadało powieści realizmu, co mnie akurat bardzo się spodobało
i absolutnie nie nudziło, wręcz
przeciwnie zwiększało moją ciekawość.
Ponadto poza śledzeniem głównej osi fabuły, jaką jest
sprawa zabójstwa panny Douglas – Brown, Bryndza rewelacyjnie oddaje tło
społeczno-kulturowe Wielkiej Brytanii. Przede wszystkim odmalowany jest
stosunek między innymi policji do ludzi pochodzących z nizin, a do osób zaliczanych do elity społecznej.
Niestety ten rozdźwięk jest bardzo mocny. O ile ci pierwsi nie mogą liczyć na
jakiś większy szacunek, są doskonale znani policjantom, którzy wiedzą nawet o
ich życiu prywatnym; a w pewnym momencie
nawet grozi się im więzieniem. Sprawy z nimi związane są wręcz traktowane
marginalnie i nikt specjalnie nie przejmuje się ich losem, nikt z wyjątkiem
detektyw Foster. W ich skład zaliczają się między innymi kobiety będące
emigrantkami z Europy Wschodniej, a z powodu braku perspektyw zmuszone zostają
do prostytucji.
Tym samym autor
wykorzystując ten wątek, odzwierciedla nastroje Brytyjczyków w stosunku do imigrantów.
Są oni im niechętni: oskarżają o
wykorzystywanie opieki społecznej z powodu niechęci do pracy. Polacy, Rosjanie,
Słowacy uważani są za ludzi, którzy wręcz żerują na pełnoprawnych obywatelach
Wysp Brytyjskich, a przyjeżdżają tam jedynie, aby korzystać właśnie ze
wspomnianej opieki społecznej. Wyspiarze wręcz pogardzają tymi ludźmi i
najchętniej pozbyliby się ich z własnego kraju. Temat ten jest szczególnie
ciekawy w obliczu, kiedy jesteśmy informowani w mediach o panujących w Anglii
nastrojach społecznych, nie rzadko wręcz ksenofobicznych. To problem
wypatrywania zagrożenia ze strony obcych i gdzieś posiadanie świadomości
potrzeby obrony i walki z nimi.
Z drugiej strony ludzie przynależący do arystokracji,
będący wpływowymi politykami traktowani są zupełnie inaczej. Należy ich
traktować z szacunkiem, uważać na słowa czy nietaktowne zachowanie. Aby
przypadkiem sir nie poczuł się obrażony. Wiem, że to ostatnie zdanie może jest
trochę ironiczne, ale nie ukrywam, że czytając powieść, sceny w których
pojawiali się Douglasowie – Brown niezwykle mnie irytowały, a Erika traktująca
ich jak zwykłych przesłuchiwanych, a nie ludzi mających tylko z racji
pochodzenia być na specjalnych prawach, wzbudziła moją olbrzymią sympatię. To
właśnie oni wywierają na pracę policji ogromny wpływ, czasami ma się wrażenie
jakby wręcz sterowali jej pracą.
Kolejnym elementem książki wartym poruszenia stanowią
bohaterowie powieści. Robert Bryndza pokazuje ludzi pełnokrwistych: którzy
kochają, nienawidzą, są zazdrośni, walczą o przetrwanie czy przeżywają osobiste
dramaty. Absolutnie nie są oni wyidealizowani, lecz bardzo realni, niekiedy
wręcz mogący stać się jakby odbiciem lustrzanym ludzi mijanych na co dzień na
ulicy.
Przede wszystkim moją uwagę przykuła główna bohaterka,
Erika Foster. Ma ona za sobą bardzo dramatyczne przeżycie. Nie może się pogodzić
ze śmiercią ukochanego męża, który zginął w trakcie dowodzonej prze nią akcją.
Mam wrażenie, że ciągle uczy się żyć na
nowo, ale już bez niego. Czytelnicy, którzy borykają się z podobnym
cierpieniem, mogą znaleźć właśnie w osobie pani detektyw bratnią duszę.
Jednocześnie jest ambitna, nieustępliwa
i niezdyscyplinowana. Pod tym kątem w pewnym sensie przypominała mi
komisarza Forsta z cyklu Remigiusza Mroza. Oczywiście jej metody pracy różnią
się od stosowanych przez Wiktora, nie wspominając o przeżyciach; ale miałem
wrażenie że te dwie osoby znalazłby na pewno wspólny język.
Ponadto jest charyzmatyczną
policjantką, czasami również potrafi być całkowicie nieobliczalna. Przyjechanie
do szefa do domu późnym wieczorem i zasypywanie go makabrycznymi zdjęciami, nie stanowi dla niej
żadnego problemu. Wszystkie środki dozwolone, jeśli służą w osiągnięciu
zamierzonego celu. Ona wręcz żyje swoją pracą. Stanowi typowy przykład
pracoholika, który pracując nad czymś nie zna słowa „wolne”, potrafiąc tym
samym również uprzykrzyć życie przełożonym.
Całkowicie oddana śledztwu, nie dba ona nawet o własne zdrowie. Mam wrażenie, że to właśnie praca stanowi dla
niej odskocznie od osobistego dramatu z przeszłości, który nie pozwala jej żyć.
Do tego jest niezwykle temperamentna,
potrafi być wredna, ale też bardzo wrażliwa. Niestety, jak na razie trochę mi
jeszcze coś w brakowało w tej postaci, aby mógł zaliczyć ją do grona moich
ulubionych śledczych.
Drugą taką postacią jest Kate Moss, będąca mam wrażenie
osobą zbliżoną do Eriki. W pracy twarda, nieustępliwa, nie znająca kompromisów,
prywatnie zaś wrażliwa, przywiązana do swej partnerki i synka, przy tym lojalna
przyjaciółka.
Równocześnie nie brakuje bohaterów wzbudzających
negatywne uczucia. Zdecydowanie w moim przypadku należeli do nich: Marsh, nie
wspominając Simona Douglasa – Brown. Ten ostatni irytował mnie swoją arogancją,
butą a nie rzadko wręcz chamstwem, stwarza wrażenie człowieka, który kieruje
wszystkimi sznurkami i naprawdę może wszystko. Co do Marsha natomiast, to
policjant znający doskonale realia pracy policji londyńskiej, mającej kontakty
z ludźmi wysoko postawionymi, całkowicie uległy wobec miejscowego
establishmentu, nakierowującego śledztwo na odpowiednie dla niego tory.
Robert Bryndza otwiera dość ciekawie
zapowiadający się cykl, mam wrażenie, że „Dziewczyna w lodzie” stanowi
preludium do dalszych części, a Erika nieraz jeszcze pokaże na co ją stać. Chciałbym,
aby w kolejnych tomach pociągnąć wątek osobisty, pokazując więcej szczegółów z
życia Foster, szczególnie dzień, w którym zginął jej mąż. I tak, jak
wspomniałem, uważam powieść na razie za dobrą i pewnie niedługo zabiorę się za „Nocnego
stalkera”, aby dowiedzieć się co dalej wydarzyło się w życiu naszych bohaterów.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Źródło: Wydawnictwo Filia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz