Druga
wojna światowa stanowiła czas ludzkich traum, czas w którym cały dotychczas
znany świat w ułamku sekundy uległ rozpadowi. Znikł bez śladu, na zawsze i nieodwołalnie.
Z dawnej Warszawy nie pozostał nawet ślad, zamilkły rozśpiewane kawiarenki i
kabarety, starzy królowie miasta wzbudzający postrach u Warszawiaków poszli w
zapomnienie. Wraz końcem powstania warszawskiego, z dotychczasowej stolicy
pozostały jedynie gruzy i zgliszcza. O koszmarze
życia w okupowanej Warszawie, o wspomnieniach wywołujących ból, o żalu i
gniewie dającym siłę przeżyć gehennę, opowiada Szczepan Twardoch w Królestwie.
Władztwo, jaki
zbudowali przedwojenni gangsterzy, Kaplica i Jakub Szapiro uległo zapomnieniu.
Ich rządy przejęli hitlerowcy, a ten ostatni, będąc rannym musi być ukrywany
przez kochankę, Ryfkę. Kobieta wyniosła go z likwidowanego przez Niemców getta,
a dotychczasowy postrach stolicy niczym nie przypomina dawnego króla. Jego
panowanie dobiegło końca, jego wpływy się skończyły, wszystko z czego był dumny
prysło niczym bańka mydlana. Teraz sam jest skazany na łaskę i opiekę kobiety,
którą to on niegdyś osłaniał. Ona zaś niczym nocny potwór wędruje ulicami
miasta w poszukiwaniu jedzenia i najpotrzebniejszych rzeczy. Właśnie pod osłoną
nocy czuje się najbezpieczniej, gdyż jest niewidoczna dla wroga, a jedyny cel,
jaki jej przyświeca, to przeżyć samej i nie pozwolić umrzeć Szapirze. Karą
bowiem dla niego będzie dalsza egzystencja, w której już pozbawiony został
zarówno swego królestwa, jak i żony wraz z synami. Nie będzie miał już nikogo,
poza nią jedną. Przeciwników bowiem nie brakuje, zagrożenie czyha zarówno ze
strony Niemców, jak i Polaków. Wcześniejsze zaś antagonizmy polsko-żydowskie
nasilają się po 1939 roku z podwójną siłą. Zanim jednak wojna pochłonie wiele
milionów Polaków i Żydów, wcześniej rolę ojca przejmie jego syn, Dawid Szapiro.
Chłopak pałający nienawiścią, pogardą, ale w głębi duszy pragnieniem doznania
ojcowskiej miłości, będzie walczył o życie najbliższych, matki i brata,
Daniela. W nieludzkich czasach Ryfka i Dawid mogą liczyć tylko na siebie
samych.
Królestwo
będące
bezpośrednią kontynuacją Króla myślę,
że było zaskoczeniem dla wielu wielbicieli twórczości Szczepana Twardocha. Pisarz
znany bowiem jest dotychczas z tworzenia zamkniętych całości i tak naprawdę akcja
pierwszej części kończy się w momencie, w których Europa i Polska stoją na
progu wojny. Co będzie później każdy wie, a mimo tego autor zdecydował się o
tym opowiedzieć. Czy słusznie? Moim zdaniem, tak. Królestwo bowiem całkowicie rożni się od innej jego wojennej powieści
Morfiny. Obie co prawda rozgrywają
się w okupowanej stolicy, ale o ile ta wcześniejsza skupiona była na problemie rozdarcia
tożsamościowego, to obecna opowieść ma jasno skonkretyzowaną przynależność
narodowościową bohaterów. Są nimi Żydzi. Wszyscy oni widzą zagrożenie nie tylko
ze strony hitlerowskiego okupanta, ale również Polaków. Ci ostatni wydawałoby
się powinni być naturalnymi sprzymierzeńcami, gdyż sami cierpią prześladowanie
ze strony najeźdźcy, a jednak nie są. Wydają mojżeszowców, obiecują pomoc w
zamian za konkretne korzyści: pieniądze albo seks a potem, gdy dostaną to,
czego chcą i tak w najlepszym razie odmawiają im schronienia. Powstańcy polscy
widzą w nich sojuszników komunistów, kolaborantów, ludzi, którym nie wolno
ufać. W wyniku tego społeczność żydowska może liczyć tylko sama na siebie, a w
momencie wymierania getta znikąd nie widziała pomocy. Jeszcze przed 1939 rokiem,
Polacy mieli pokazywać swoją wyższość nad starozakonnymi. Właśnie na tym
poziomie rozgrywa się największy dramat tytułowego
króla, Jakuba Szapiry, który nigdy nie chciał być Żydem. Chciał za wszelką cenę
udowodnić, że jest tak samo dobry, a może i lepszy od Polaków. Stąd w jego domu
mówiono po polsku, a nie jidysz, budował swoje wpływy i siłę, aby nigdy przed
nikim nie kłaniać się, a przez to zdobyć uznanie i szacunek polskich
mieszkańców Warszawy. Rywalizacja ta, dążenie do nieustannego udowadnia i
potwierdzania własnej wartości, w rzeczywistości wyniszczała jego samego.
Wygrałeś
już wszystko, co było do wygrania, Jakub, a dalej jesteś taki napięty w środku,
naprężony jak byłeś dziesięć lat temu. Ja wiem, że dzięki temu naprężeniu
wygrałeś, że dzięki niemu nie kłaniasz się nikomu, ja wiem, że musiałeś takim
być. (,,,) A przez to, że ciągle taki naprężony jesteś, to triumfując, tak
naprawdę z nimi przegrywasz. Bo to oni są ciągle dla ciebie punktem
odniesienia.
Wszystko to sprawia, że
mimo terroru, jaki sieje okupant, stolica dalej pogrążona jest w antagonizmach
polsko-żydowskich i nie brakuje antysemickich
postaw ze strony Polaków. Najmniejsza rzecz sprawia, że dochodzą one do głosu z
całą siłą.
Równocześnie
obserwujemy niszczącą moc wojny dotykającą ludzi każdej narodowości, Polaków,
Żydów, Ukraińców. Każdy z nich
doświadczył osobistych dramatów, musiał podejmować decyzje z których nie był
dumny, i wszyscy oni w świecie pogrążonym w złu, potrzebowali najmniejszego
nawet przejawu dobra. Dla każdego z nich stary świat umarł, pogrążył się w
chaosie, a jedyne co ich obecnie otacza, to barbarzyństwo, podłość, zdrada i
niepewność jutra. Ukrywają się w obawie o swoje życie, obserwują siebie
nawzajem i podsłuchują. Polacy cieszą się z „wygnania” mojżeszowców, Niemcy
konfiskują majątki, a Żydzi czują paniczny lęk przed Treblinkami, z których już
nie wraca się, stąd są w stanie zabić każdego, kto zagraża ich życiu. Nie
brakuje również Ślązaka Konopki, który dezerteruje z Wermachtu, bo nie chce
zabijać Żydów. Jednocześnie wojna ze swym okrutnym prawem, staje się dla
niektórych okazją do wyrównania rachunków dawnych krzywd i okazją do szukania
osobistej zemsty. Ludzie ci pozbawieni są nadziei na lepsze jutro, liczy się
tylko co wteraz, to co było i co
będzie, w obecnej rzeczywistości nie ma już najmniejszego znaczenia. Wszyscy
oni dążą do samozagłady. Dla jednych jest to śmierć, dla innych zaś dalsze
życie w nieświadomości, co do losu bliskich, albo konieczność każdego dnia
zmagania się ze świadomością, że pozwolili umrzeć tym, których kochali.
Siłą napędową dla
bohaterów są odczuwane gniew, nienawiść, pragnienie zemsty. To one pozwalają im
przetrwać. W oparciu o emocje Twardoch buduje swoją dwutorową narrację. Z
jednej strony poznajemy wydarzenia po upadku polskiego powstania opowiadane
ustami prostytutki Ryfki, a z drugiej wszystko to, co działo się od momentu wejścia
na pokład samolotu przez rodzinę Szapiro w 1937 roku aż do tego, co dzieje się
teraz, poznajemy z relacji kilkunastoletniego
chłopca, Dawida. Stąd Królestwo mam
wrażenie jest najbardziej emocjonalną powieścią Twardocha. O ile w zasadzie do
tej pory snuł on historię z pozycji narratora wszechwiedzącego, występującego
często niczym duch istniejącym przed tym, co było wcześniej i po tym, co będzie
później, to zarówno Król jak i Królestwo rzuca czytelnika w sam środek
wydarzeń i jesteśmy tak samo, jak bohaterowie niepewni tego, co za moment może
nastąpić. Równocześnie to właśnie baza silnych i skrajnych emocji stanowi to,
co jest najsmaczniejszej w tej powieści, gdyż wchodząc w przeżycia Ryfki i
Dawida, w ich myśli, bolesne wspomnienia, uczucia i pragnienia do których boją się
przyznać nawet sami przed sobą, bez trudu można odnaleźć samego siebie,
człowieka żyjącego w XXI wieku. Pewne bowiem zachowania, potrzeby, postawy są
uniwersalne bez względu na czasy, w których żyjemy i mam wrażenie, jakby autor
też w pewien sposób ostrzegał swoich czytelników przed pójściem drogą, z której
potem bardzo trudno zawrócić.
Królestwo
jest
powieścią nieco różniącą się od tych, jakie znamy z twórczości Szczepana
Twardocha. Mniej jest w niej przemocy, warstwy erotycznej i męskiej twardej
narracji, a więcej refleksji nad życiem i nad tym, co tak naprawdę jest ważne. Dotyka
najczulszych strun ludzkiej duszy, odsłania najgłębiej skrywane leki i
pragnienia. Chociaż oczywiście nie brakuje tego twardochowskiego mocnego stylu,
tyle tylko, że jak wspomniałem jest go znacznie mniej. Więcej zaś jest miejsca
na pokazanie bezradności człowieka znajdującego się w świecie pochłoniętym
przez Zło i nietolerancję, uprzedzenia i ciągłą potrzebę udowadnia własnej
wartości, ciągłą rywalizację. Jest bardziej nostalgiczna i jak to u Twardocha
napisana przepięknym językiem. Prawdziwy majstersztyk.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz