Od
lat zbierałem się w sobie, aby opowiedzieć o Fioletowym hibiskusie Chimandy Ngozi Adichie. Przypominałem sobie wszystkie zawarte w nim wstrząsające sceny,
ważyłem przeżywane emocje – aby nie zaważyły na recenzji, ważyłem słowa i
układałem myśli, zastanawiając się, jak opowiedzieć w zasadzie krótką historię,
ale posiadającą tak wiele wątków, tak wiele tematów, tak wiele spraw bliskich
ludziom bez względu na szerokość geograficzną, że nie sposób przekazać to
wszystko w kilku zdaniach. Powieść czytałem dwukrotnie i dwukrotnie wstrząsnęła
mną, doprowadzając do łez oraz skrajnego wyczerpania emocjonalnego. Chimanda
Ngozi Adichie bez wątpienia należy do jednych z najważniejszych pisarzy mojego
życia.
Nigeria lat 90. XX
wieku to kraj cierpiący z powodu rozgrywanego w nim konfliktu domowego. Ulicą
wstrząsają bunty niezadowolonych obywateli, studenci coraz głośniej skandują
hasła skierowanego przeciwko władzy. W kraju panuje strach, terror i obawa
przed wyrażeniem opinii nie przychylnej rządowi. Cenę, jaką przychodzi zapłacić
śmiałkom są aresztowania, a nawet śmierć. Życie mieszkańców podporządkowała
sobie brutalna siła. Podzielona Nigeria na zwolenników i przeciwników
aktualnego systemu, odbija się również na podziale społeczeństwa między
tradycjonalistów: ludzi przywiązanych do ludowych zwyczajów i starych bogów,
jak również do własnego plemienia; a katolików. Ci ostatni również zostali
podzieleni na ortodoksów nie tolerujących bałwochwalstwa, a tych próbujących
łączyć stare z nowym. Podziały w kraju odbijają się również na podziałach w
rodzinach. Pogarda wobec dawnych wierzeń odbija się na pogardzie do rodziców, a
wszechobecna przemoc i nietolerancja wkrada się do domów odciskając w nich
swoje tragiczne piętno. Jedno jest pewne następuje nieuchronny upadek bogów i
początek nadchodzącej nowej wielkiej ciszy po traumie, będącej udziałem
wszystkich.
Rodzina Kambili wydaje
się być szczęśliwa, godna pozazdroszczenia, pławiąca się w luksusach
niedostępnych dla większości Nigeryjczyków. Cieszy się opieką wpływowego
biznesmena, wydającego się z pozoru troskliwym ojcem i mężem, gorliwym
katolikiem nie żałującym grosza dla potrzebujących braci w wierze. Problem
tylko w tym, że to jest fasada, nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. Ten
sam człowiek oddany wspólnocie, jest despotą, tyranem, sadystą nie znoszących
sprzeciwu. Żona i dzieci muszą tak mówić, tak robić, a nawet tak myśleć, jak on
sobie tego życzy. Za najmniejszy nawet przejaw niezależności muszą liczyć się z
surową karą. Dopiero, gdy nastolatka i jej brat znajdą się pod dachem
postępowej ciotki, zaczynają zauważać, że można żyć inaczej. Żyć pełnią życia,
bez strachu i reżimowych nakazów, cieszyć się wolnością i odkrywać całą paletę
barw jakie niesie za sobą miłość i wiara w lepszą przyszłość.
Wchodząc pod dach
Kambili od początku wyczuwa się nerwową atmosferę, coś tu jest nie tak, jakie
wydawałoby się na pierwszy rzut oka. W powietrzu czuć duchotę i nadchodzącą
burzę wywołaną tym, że nie wszystko w świątyni przebiegło tak, jak powinno
zdaniem Taty. Syn, Jojo ośmielił się nie przyjąć komunii świętej, co zdaniem
ojca jest dowodem nieposłuszeństwa i olbrzymiej winy, jaką chłopak musiał
zaciągną w oczach Boga. Bunt, nieposłuszeństwo woli ojca stają się okazją do
przyjrzenia się z bliska dramatowi rodziny zmagającej się od zawsze z
okrucieństwem tyrana. W jego domu nie ma miejsca na niezależność, prawo do
posiadania własnego zdania – a tym bardziej wypowiadania go. Jedynym prawem
jest strach. To on dyktuje wszystko to, co robią domownicy. Tu nie może być
mowy o błędach. Córka i syn muszą zajmować zawsze pierwszą lokatę w szkole –
druga bowiem jest już oznaką porażki, jak również we wszystkim przytakiwać
rodzicowi. To on kontroluje wszystko i nic nie może dziać się bez jego wiedzy.
Matka jest tylko domową figurką, bezwolną marionetką niezdolną ochronić
potomstwa przed brutalną siłą. Zamiast osiągać coraz lepsze wyniki w szkole,
jako rezultat umiejętnego podnoszenia poprzeczki przez rodziców pełnych ufności
w ich możliwości i zdolności, oni robią to ze strachu. Ze strachu przed biciem,
upokorzeniem w oczach rówieśników. Każda godzina ich dnia jest dokładnie
zaprogramowana. Nie ma czasu na rozrywki, lecz tylko na naukę i modlitwę. Ich
uczucia i pragnienia, zachowanie i każdy aspekt życia musi być podporządkowany
woli Taty. Za złamanie zasad, domowy tyran nie będzie miał litości. Czeka
rózga, kopanie, polewaniem wrzątkiem i pasy. Nie ważne, kto zawinił, ani jakie
były okoliczności, wystarczy samo złamanie woli głowy rodziny, albo zatajenie
przed nim tego, o czym powinien wiedzieć. Jedyne więc, co czeka na dwójkę
samotnych dzieci to strach, lęk, wszechobecne zło i przemoc. Od
najwcześniejszych lat poznają smak ludzkiego okrucieństwa i podłości,
bestialstwa i bezwzględności, do której potrafi doprowadzić fanatyczna
religijność. W Fioletowym hibiskusie czuć
piekący ból polewanej wrzątkiem skóry, bolące ciało na skutek wymierzenia
dotkliwych razów mogących doprowadzić nawet do śmierci. Tego, po prostu nie
sposób wyrazić słowami. Może z tego powodu powieść ta, nie jest zbyt obszerna,
ale zaklęła w sobie całą potęgę ludzkiej bezradności w obliczu barbarzyństwa,
któremu trzeba się przeciwstawić w sposób radykalny. Chociaż cena jest wysoka,
a ryzyko olbrzymie, to warto walczyć o prawo do niezależności, samo decydowania
o samym sobie i docenienie tych, którzy w nas wierzą. Tych, którzy dopingują do
osiągania coraz lepszych rezultatów pracy. Dlaczego? Bo wiedzą, że jest się to w ramach naszych
możliwości. Zaufanie w miejsca paraliżującego strachu, to element najlepiej
pobudzający każdego człowieka do działania i pozwalający cieszyć się z
odnoszonych sukcesów. Miłość, akceptację i przyjaźń mamy bez względu na
zajmowaną lokatę w rankingu. Bohaterowie muszą podjąć walkę o samego siebie,
walkę z sadystą, walkę o wolność i szczęście. O poprawę własnego bytu. Zło
bowiem czające się na ulicach miast wkradło się do ludzkiej duszy. Siła mająca
podporządkować obywateli do posłuszeństwa, stała się czynnikiem zapewnienie
sobie posłuszeństwa ze strony dzieci i żony.
W świecie Kamibili nie było nawet najmniejszej iskierki dobra, lecz
tylko ciemność, stąd gdy pojawia się ono na jej horyzoncie, światło paraliżuje
dziewczynę i onieśmiela w dążeniu za nim. Jednak niesie za sobą wszystko to, o
czym nawet wcześniej nie odważyła się marzyć.
Sięgając po debiutancką
powieść nigeryjskiej pisarki trzeba mieć świadomość, że paraliżuje ona skalą
przedstawionej w niej podłości i bezradności w starciu z nią. Plastyczne opisy
stanowią precyzyjne ciosy, po których bardzo ciężko jest się z powrotem
podnieść To proza brutalna i skłaniająca do myślenia. Gra na najczulszych
strunach ludzkiego serca, doprowadzając na skraj wytrzymałości emocjonalnej.
Osobiście po lekturze książki Adichie bardziej doceniam ludzi, którzy mnie
otaczają i dodają sił w realizowaniu własnych marzeń, pasji i zawodowych celów.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Źródło: Wydawnictwo Znak i S-ka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz