piątek, 19 lipca 2019

MROCZNY PIĄTEK: DRZEWO RODOWE, JOHN EVERSON







Małe społeczności w niewielkich prowincjonalnych miasteczkach żyją własnym życiem, często różniącym się od wielkomiejskiego pośpiechu, ale również skrywają własne tajemnice i pilnie strzeżone sekrety. W chwili, gdy skoncentrowane zostaną w przydrożnym zajeździe, lepiej trzymać się od tego miejsca z daleka. Znajduje się w nim bowiem coś cudownego i niezwykłego, mogącego stać się prawdziwym błogosławieństwem dla ludzkości. Dar i przekleństwo natury, jakim obdarzona została lokalna rodzina w Drzewie rodowym Johna Eversona.  


Prowincja skrywającą mroczną przeszłość, prawdę która nigdy nie powinna zostać poznaną, to jeden z moich ulubionych motywów literackich, do których co tu dużo ukrywać mam słabość. Drugi taki magnes stanowi dla mnie przyjaźń – ale o tym opowiem innym razem. Mrok lokalnych dusznych społeczności, stanowiących zamkniętą hermetycznie grupę przeraża i niejednokrotnie potrafi sparaliżować zawartym w nim okrucieństwem. Zawsze bowiem musi znaleźć się ofiara złożona w darze dla innych, wokół niego skupia się całe zainteresowanie mieszkańców. Uwaga ta, jaką zostaje obdarzony jest dusząca, wyniszczająca i z każdym dniem pozbawia go, tego co jeszcze do niedawna było jego siłą. Krok po kroku wchodzi w tę ciemność, aż w całkowicie niezauważalny sposób zostanie przez nią pochłonięty bez reszty. Tu każdy znajdzie coś dla siebie, każdy odnaleźć może własne lęki skrywane głęboko na dnie duszy.


Scott Belevedere to trzydziestoletni mężczyzna, którego życie wiele nie różni się od innych mieszkańców Chicago. Rutyna mężczyzny zostaje przerwaną otrzymaną nagle zaskakująca wiadomością. Otóż zostaje spadkobiercą zmarłego dziadka i odtąd Zajazd pod Rodowym Drzewem znajdujący się w lasach Virginii staje się jego własnością. Plan jest prosty. W celu odebrania spadku udaje się tam, zamierza szybko i sprawnie sprzedać nieruchomość, a następnie wrócić ponownie do dawnej pracy i dotychczasowego stylu życia. Na miejscu wszystko jest jakieś dziwne, mroczne i tajemnicze. Gospodyni i jej córka, wnętrze budynku, a przede wszystkim jego pokój znajdujący się przy samym Rodowym Drzewie. Zachowanie mieszkających w nim lokatorów od początku odbiega od ogólnie przyjętych i znanych mu standardów. Wszyscy oni otaczają Drzewo szczególnym kultem, będąc przekonanym, że ono pozwala im żyć. Codziennie spożywają krew Drzewa zawartą w różnej maści napojach, posiada ona bowiem niezwykłe właściwości. Z tych to właśnie powodów są gotowi bronić rośliny za wszelką cenę.


Jeżeli szukacie nieszablonowej lektury, potrafiącej przez cały czas was zaskoczyć, to najnowsza powieść Johna Eversona, będzie strzałem w dziesiątkę. Paraliżuje od samego początku i trzyma w niepewności, aż do końca. Czytając pierwsze strony miałem poniekąd wrażenie, jakoby autor wykorzystał klasykę grozy odwołując się do Nawiedzonego Domu na Wzgórzu Shirley Jackson, aby dosłownie w kolejnych partiach całkowicie wyprowadzić  z błędu. Tu trudno na pierwszy rzut oka doszukiwać się czegoś niezwykłego, czegoś niesamowitego. Wręcz odwrotnie w Drzewie Rodowym normalność przeplata się z absurdem, sprawiając, ze z jednej strony intryguje ono czytelnika, czasem były momenty rozczarowania, ale nieustannie zaskakuje, a poczucie grozy i zagrożenia początkowo miga w sposób niezauważalny. To tak, jakby pojawiały się sygnały, żeby nie dać się zwieść, zło czyha i zaatakuje w najmniej oczekiwany sposób. O ile z zewnątrz nie ma powodów do strachu, zwykła gospoda z gościnną i bezpośrednią gospodynią, przesympatyczna córka, otwarci i mili mieszkańcy okazujący nowemu dziedzicowi swoje zainteresowanie i chęć nawiązania bliższych relacji. Szczególnie zainteresowane  wykazują kobiety nie obawiające się składać mu odważnych propozycji. I w tym to momencie kończy się pewnego rodzaju „normalność”, a pojawia się szok.  Odważne sceny seksualne, grupa napalonych kobiet goniąca za mężczyzną, niczym za łowną zwierzyną i prześcigające się w tym, która  doprowadzi go do erekcji. Tego jest za dużo i za gęsto.  Wydawałoby się, ze autor zamiast budować rosnąca wraz z rozwojem akcji grozę, woli skupiać się na orgiach mających miejsce przy Rodowym Stole i za drzwiami sypialni, czy na leśnej polanie. Zaczynamy już wówczas balansować na granicy jawy i snu. Powieść bardziej zaczyna przypominać erotyk, niż horror w pełnym tego słowa znaczeniu. I znów w chwili, gdy czytelnik okopał się już w swoim przekonaniu, rozpoczyna się mocno zaskakujące i trzymające w napięciu zakończenie. O ile w większości pozycji tego gatunku, to właśnie finał stanowi niejednokrotnie piętę achillesową, to u Eversona jest jego najmocniejszą stroną. Ostatnia zaś scena jest kompletnie nieprzewidywalna, stanowiąc jednocześnie godne zwieńczenie całości.


Drzewo rodowe rozpala zmysły, daje odczuć duchotę i wiszącą w powietrzu dziwaczność prowincjonalnego zajazdu. Everson po mistrzowsku snuje swoją opowieść, która w żadnym momencie nie jest w stanie znudzić czytelnika. Za pomocą różnych elementów stworzył kompozycje nieszablonową. Odsłaniająca się stopniowo tajemnica prowadząca od baśni po koszmar, zapadający w pamięć bohaterowie, nagłe zwroty akcji i ………………. drzewo będące dobrodziejstwem, a może największym potworem, które jest ostatnim strażnikiem tego miejsca i wiecznie wygląda za kolejnym dziedzicem rodu. Ono czeka, ono od wieków było panem tej ziemi, ono obserwuje życie ludzi, ono daje ale może zażądać zapłaty. Zwłaszcza, jeśli daje swoją krew. „Krwią drzewa są jego soki” .


Polecam.
Moja ocena 7/10
 
                                Źródło: Dom Horroru

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz