O
wakacjach będących leczniczym uzdrowieniem duszy, o skrywanych latami
pragnieniach i codziennych dużych i małych smutkach opowiada Agnieszka Lis w Pocztówkach.
Wyspy Kanaryjskie to
nieustannie popularne miejsce turystyczne, do którego co roku przybywają
urlopowicze z całego świata, by choć na parę dni poczuć ich gorące słońce,
ciepły piasek pod stopami, czy zanurzyć się w krystalicznie czystej wodzie. Słuchanie
szumu oceanu. Odpoczynek w cieniu palm, egzotyczne potrawy i koktajle,
niezapomniane widoki i liczne atrakcje turystyczne czekające na rzesze przybyszów.
Połączenie wszystkich tych rzeczy w jedno, jest w stanie zagwarantować
spędzanie niezapomnianych chwil i naładować akumulatory dobrą energią. Pobyt w tym egzotycznym zakątku świata, z
dala od codziennych obowiązków i wiecznego zabiegania, zmusza przybyszów do
spędzania czasu we własnym towarzystwie. Poza beztroskim relaksem i popijaniem
drinków, pojawia się nieraz przestrzeń do rozmów na trudne tematy. Otwarcia się
przed drugim człowiekiem i wyjawieniem tego, czego rzeczywiście się chce,
opowiedzenie o skrywanych lękach, a nieraz i sekretach. Dla tych, których
uwięziła tropikalna wyspa w swym bajecznym krajobrazie, pojawia się nie tylko
kolejna okazja do szpanowania przed znajomymi, ale przede wszystkim powiedzenia
głośno tego, co skrywa się głęboko w duszy. Może nawet po raz pierwszy w życiu.
Wówczas to, beztroskie wakacje mające być kolejnym przebywaniem razem, a jednak
osobno, stają się szkołą budowania wzajemnych więzi i odkrywaniem swojej prawdziwej
twarzy.
W samym środku zimy
trzy zupełnie różniące się od siebie rodziny udają się na wykupioną wycieczkę
na Wyspy Kanaryjskie, do Lanzarote. Wszyscy skorzystali z tej samej opcji last
minute i już na płycie lotniska widać istniejące między nimi sprzeczności.
Wśród klientów biura są: Agata, Darek i
Kacper - zabiegane i dobrze zarabiające małżeństwo z dorastającym synem,
żyjącym cały czas we własnym świecie, Patrycja, Lucyna i Sandra – wnuczka,
babcia i córka kochające się ale przepełnione niewypowiedzianym wzajemnym
żalem, oraz nowobogackie samotne małżeństwo, Julity i Zbyszka. Podczas, gdy
jedni beztrosko szastają pieniędzmi, pozując się na perfekcyjną parę, inni
prowadzą wzajemną wojnę polsko-polską, a jeszcze inni przeliczają każdy grosz –
gdyż i tak już mocno nadwyrężyli domowy
budżet. W otoczeniu tropikalnej przyrody i hotelowych luksusów spędzają czas
praktycznie nie wiele różniący się od tego, jaki był ich udziałem w Polsce.
Sztuczne umizgi, kłótnie i wzajemne docinki, czy pretensje. Dopiero udział w dość
nietypowym zwiedzaniu wyspy przynosi im
okazję do wsłuchania się we własny głos i konfrontuje się z tym co trudne,
bolesne i czego zawsze unikali w rozmowach. Ten jeden punkt programu
niespodziewanie doprowadza do tego, że wszystkim spadają od dawna noszone
maski.
Nie od dziś wiadomo, że
najtrudniej jest przebywać pod wspólnym dachem, a jeszcze trudniej wtedy, kiedy
trzeba wspólnie spędzić kilka dni. Rodzinne wczasy, nie zawsze oznaczają mile
spędzone chwile. Zwłaszcza, jeśli do tej pory niezwykle skutecznie udawało się
domownikom poruszać się po oddzielnych torach. Praca, wielogodzinny pobyt poza
domem, natłok obowiązków, korporacyjne problemy i wyścig szczurów, dają idealną
okazję do wzajemnego mijania się. Unikania niewygodnych tematów, opowiedzenia o
swoich pragnieniach i uczuciach. Mówienia na głos o tym, co stanowi największe
cierpienie. Ranę noszoną przez wiele lat w sercu, którą jedynie idealnie udało się
maskować. Pod płaszczem szorstkości, uszczypliwości, wspominek i wypominek
idealnie jest się w stanie schować miłość do dziecka, rodzicielskie
zmartwienia, radość z posiadania potomstwa, przywiązanie do męża, ale nieraz
również wewnętrzne rozdarcie i nieumiejętność dokonania wyboru życiowego
partnera. To właśnie zwykła szara codzienność daje mnóstwo okazji nie tylko do
tuszowania własnych emocji, ale również nieraz bardzo bolesnych sekretów.
Pocztówki
stanowią
otwarcie serii Czas na zmiany, będącej
pierwszym cyklem w twórczości Agnieszki Lis. To, co teoretycznie powinno stać
się ich słabą stroną, staje się najsilniejszym atutem, a mianowicie powolna
akcja. Ma się wrażenie, jakoby czas płynął leniwie. Podobne rozmowy
przeprowadzane w podobnym do wcześniejszego tonem Początkowy pobyt bohaterów na
Wyspach Kanaryjskich, to czas podczas którego praktycznie nic się nie dzieje. I
tutaj niespodzianka, wrażenie takie ma nie tylko czytelnik, ale również jeden z
bohaterów. Odnosi się wręcz wrażenie, jakoby oni wszyscy wręcz czekali, aby w końcu
wrócić do domu i oddać się swoim wcześniejszym zajęciom. Korpowalkom
przenoszonych na grunt rodzinny i relacji międzyludzkich, poranne wstawanie o piątej rano i udawania się
na prowadzony przez siebie stragan, albo po prostu ładnie pachnieć i wydawać
pieniądze ciapowatego mężulka. Atmosfera panująca między nimi jest ciężka i
duszna niczym kanaryjskie słońce. Od początku wyczuwa się napięcie i
konieczność konfrontacji z tym, o czym nie mówią wprost – jedynie sygnalizują na
swój własny sposób. Druga zaś połowa stanowi istny wulkan emocjonalny, od
którego nie da się uciec, schować w bezpiecznej dla siebie pozycji, dopiero
ekstremalne przeżycie sprawia, że nie są w stanie dalej udawać. Ukazuje ono prawdziwych
ludzi mających podobne do naszych problemy, marzenia i bolączki. Opowiadają o
rzeczywistości, która dla znacznej rzeszy czytelników może być znana:
szczególnie tych, którzy sami zaliczają się korpomrówek czy zajmujących się
ulicznym handlem. Snują swoje bolączki, wyjawiają zawiedzione nadzieje i
najważniejsze chwile szczęście, mówią otwarcie o tym co dla nich ważne i czego
rzeczywiście pragną. Rzeczy znajdujące się w ich orbicie zainteresowań są
niezwykle przyziemne: miłość, spokój, uczucie osobistej samorealizacji, czy
brak comiesięcznej walki o realizowanie nałożonych targetów – a na ich miejsce
bezstresowe zajęcie dające poczucie satysfakcji i wymarzonej chwili oddechu.
Autorka z niezwykłą dla siebie subtelnością i psychologicznym zacięciem do
rysowania mocnych psychologicznie portretów przedstawia ludzi, takich jak my.
Takich, których albo się lubi, współczuje, albo woli się nie mieć z nimi nic
wspólnego. Dla mnie to porządny wstęp do większej całości i już nie mogę
doczekać się, kiedy ponownie spotkam się Agatą, Darkiem, Kacprem, Sandrą,
Lucyną, Patrycją, Julitą i zawsze sepleniącym Zbyszkiem. To co miało być tylko przerywnikiem wpisującym
się do uporządkowanej codzienności, przyniosło zmiany na które mam wrażenie, że
wszyscy oni nie byli przygotowani.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz