Makabryczna
zbrodnia dokonana na ośnieżonym szczycie Pirenejów w Bielszym odcieniu śmierci Bernarda Minniera.
Istnieją miejsca, które
niezależnie od pory roku – jednak zimą
szczególnie budzą strach i wymagają, od tych którzy weszli na ich teren
szacunku. Takie są właśnie dla mnie góry, których boję się od zawsze. Są niczym
śpiący rycerze strzegący drzemiących w nich sekretów, równocześnie stając się mordercą
doskonałym. Atakują znienacka, są całkowicie nieprzewidywalne i stanowią
doskonałą kryjówkę dla wszelkiej maści psychopatów. Stanowią inspirację dla
szaleńca, który napawa się zmasakrowanym widokiem ciała swej ofiary. W jego
ręce może wpaść, zarówno bezbronne zwierzę, jak i człowiek. Nie wybrzydza i nie
przebiera, ale za każdym razem pozostawia po sobie mrożący krew w żyłach obraz
zbrodni. Nikt zatem znajdujący się w ich pobliżu nie może czuć się bezpiecznie,
a zwłaszcza mieszkańcy niewielkiego miasteczka położonego w samym sercu
Pirenejów. Panujący klimat paraliżuje swą złowrogą siłą i wpływa na umysł
każdego, kto do niego zawita. Słońce nie grzeje zbyt intensywnie, a śnieg paraliżuje
swą bielą. Przebywając nawet wśród
ludzi, w gronie przyjaciół i nietuzinkowych osób, nie wolno nawet na sekundę
stracić ostrożności. Morderca bowiem krąży i już czai się w ukryciu, obserwując
kolejny cel swego ataku. Wydaje się, że nawet pilnie strzeżony tutejszy szpital
psychiatryczny, w którym przebywają najwięksi wykolejeńcy, nie jest w stanie
obezwładnić psychopaty spragnionego krwi.
Na ostatniej stacji
kolejki górskiej znalezione zostaje zmasakrowane ciało konia pozbawionego łba.
Należał on do jednego z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi we
Francji, miliardera Erica Lombarda. Do sprawy zaangażowany zostaje komendant
Martin Servaz, który początkowo bulwersuje się faktem przydzielenia go akurat
do tej sprawy. Dopiero, kiedy w tym samym miejscu ginie człowiek, a zabójstwo
zwierzęcia i mężczyzny wydaje się w dziwny sposób ze sobą połączone, niepokorny
stróż prawa zrobi wszystko, aby ująć szaleńca, zanim ponownie zabije. W tym
samym czasie w tutejszym zakładzie psychiatrycznym, w którym leczą się najwięksi
zwyrodnialcy w Europie, rozpoczyna pracę młoda psycholog Diana Berg. Kobieta
nie zdaje sobie sprawy, że przyjeżdżając do tego miejsca, weźmie udział w grze
z mordercą o nieprzeciętnej inteligencji i doskonałych umiejętnościach manipulacji,
a jej życie znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Bielszy
odcień śmierci obezwładnia czytelnika od pierwszych
stron. Duszna atmosfera małego miasteczka, skrywającego przerażające sekrety z
przeszłości, związane z samobójczymi zgonami mającymi miejsce przed laty wśród
nastolatków, do tego przepełniony bielą i lodem górski krajobraz zbroczony
krwią wśród wszechobecnej ciszy, sprawia, że po prostu zamieramy. Śmierć staje
się wszechobecna i jest karą za popełnione grzechy, pełni rolę Anioła Sprawiedliwości.
Bernard Minnier doskonale wie i umie straszyć, mrożąc krew w żyłach. Wykorzystuje
istną mieszankę wybuchową: góry, zima, psychopata na miarę Hannibala Lectera i
szpital psychiatryczny skrywający liczne tajemnice i z którego wydobywają się
głosy, tych co niecofną się przed niczym. Tych, którzy karmią się ludzkim
strachem. W tym wszystkim osadza hermetycznie zamkniętą społeczność
przepełnioną od dawna pielęgnowaną nienawiścią do tych, którzy do tej pory uchodzili
za szanowanych mieszkańców miasta i będących zupełnie bezkarni. Zrozpaczonych z
powodu śmierci dzieci rodziców, którzy mimo upływu lat nie pogodzili się z
odejściem swych latorośli. Tu każdy może być podejrzany, każdy ma motyw. A ci
co uchodzą za „normalnych” wcale nie są mniej groźni, od tych „obłąkanych”
przebywających w zamknięciu.
Bielszy
odcień śmierci otwiera serię z Martinem Servazem
zapewniającą istną mieszankę wybuchową. Ci, którzy liczyli na jeden z wielu typowych
kryminałów, czeka miła niespodzianka. Dostaną pełnokrwisty dreszczowiec, w
którym absolutnie nic nie jest oczywiste do samego końca. W tej historii
zagrożenie stanowią zarówno ludzie, jak i surowa górska przyroda. Możliwe, że
sam motyw makabrycznej zbrodni, zbezczeszczonych ciał i mrocznych sekretów nie
byłby niczym wyjątkowym, gdyby nie widok białej otchłani, w której nawet
ludzkie emocje są skute lodem. Ci, którzy przeżyli niewyobrażalną tragedię,
będący świadkami potworności, są obojętni, zimni, bez wyrazu. Wszystko razem
sprawia, że od książki po prostu nie sposób się oderwać i trudno jest potem
zasnąć.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz