piątek, 18 stycznia 2019

MROCZNY PIĄTEK: CARRIE, STEPHEN KING






Rzadko zdarza się, aby pierwsza, debiutancka powieść mogła wskazać na to, że autor jej zaliczony zostanie do geniuszy swojego gatunku, wyrastając na bezdyskusyjnego Króla, silnie wpisującego się do najważniejszych twórców literatury. Tak było właśnie ze Stephenem Kingiem. I chociaż Carrie  nie jest pierwszą napisaną przez niego książką, lecz czwartą, niewątpliwie jednak w chwili ukazania się drukiem, zapowiedziała nadejście Mistrza grozy.


Przemoc bez względu, czy przybiera charakter fizyczny, słowny, bądź jeden i drugi razem, zawsze boli pozostawiając w sercu i pamięci niezagojone rany, mogące z czasem stać się trucizną zatruwającą duszę ofiary. Jest barbarzyńska, okrutna i bezlitosna, zaślepiona chwilowym kaprysem lub chęcią pokazania, kto jest silniejszy. Ma miejsce wszędzie: w szkole, w domu, a także czasem w pracy. Wyraża się w ataku na słabszą jednostkę, upokorzeniu jej i wskazaniu na potęgę własnej siły – często wyimaginowanej, a w starciu z silniejszym, szybko oprawca zamienić potrafi się w szarą, malutką myszkę. Najczęściej wybiera za cel ludzi uważanych za odmieńców, nieprzystających do reszty grupy przez własną inność, będącą nie do zaakceptowania dla reszty. Piętno odrzucenia i pogardy boli najbardziej, zwłaszcza jeśli jest to ono niesprawiedliwe. Każdy bowiem pragnie akceptacji ze strony grupy. Jest ono potrzebne niczym powietrze i nawet osoby uchodzące za klasowych outsiderów, także za nią tęsknią. Często szkolne osiłki nie zdają sobie sprawy, że prześladując kolegę lub koleżankę, mogą wyrządzić jemu lub jej krzywdę już na resztę życia. Piętrzące się latami upokorzenia bez trudu są w stanie wywołać uczucie nienawiści, chęci zniszczenia tego wszystkiego, co od dawna wywołuje cierpienie, a przede wszystkim wzięcie odwetu  na oprawcy. Zetknąwszy się z nią zawsze należy się jej przeciwstawić i nie dać akceptacji. Przemoc tak naprawdę będzie przejawem słabości sprawcy, przejawem jego zakompleksienia, drzemiących w nim lęków i pragnień za czymś, czego przeraźliwie pożąda. Najgorzej jednak, gdy upodlana nastolatka nie tylko w szkole spotyka się z niesprawiedliwym traktowaniem; lecz również w domu czeka na nią domowy kat, dający odczuć jej swą pogardę na każdym kroku. Kumulowane z dwóch stron ataki i długotrwałe cierpienie, może w końcu chcieć znaleźć ujście, które może doprowadzić do tragedii.


Carrie White od zawsze była obiektem drwin i okrutnych ataków ze strony rówieśniczek. Niechęć w stosunku do niej wywołuje również odmienny od reszty sposób bycia. Nie chodzi na imprezy, nie interesują jej randki, zamknięta w domu i gnębiona przez matkę fanatyczkę religijną za wszelką cenę pragnącą chronić ją przed grzechem, nastolatka daje nieśmiały upust drzemiących w niej marzeniom jedynie we własnej głowie. Od lat mające po sobie coraz to nowe kpiny i złe traktowanie ze strony rodzicielki sprawiają, że od czasu do czasu broni się  poprzez wykorzystywanie swych umiejętności telekinetycznych. Gdy pewnego razu wpadła w szał, na dom spadł deszcz kamieni. Kiedy po jednym z wielu upokorzeń ze strony szkolnych koleżanek, dostaje od klasowego amanta zaproszenie na bal, Carrie nawet wbrew woli matki postanawia wziąć udział w dorocznej zabawie. Gdy po raz kolejny zostaje na nim publicznie upokorzona, rozpęta prawdziwe piekło dla swych gnębicieli. Teraz ci, którzy znęcali się nad nią będą musieli ponieść zasłużoną karę i gorzko pożałują tego, co jej wyrządzili.


Osobiście bardzo lubię krótkiego Kinga, nawet wolę go bardziej niż tego znanego z opasłych tomiszczy. Jest bardziej zwięzły, nie ma rozproszenia na wątki poboczne i dzięki temu lepiej jest wejść w zasadniczy nurt fabuły. To co, bez wątpienia jest mocnym atutem Carrie to występujące w niej Zło. Jest ono wszechobecne. Znajduje się w szkole, za płotem sąsiada, w domu, czy w szkole, przede wszystkim zaś za swą siedzibę obiera ludzką duszę. Duszę ludzi dobrych, cierpiących z powodu rzucanych obelg, złego traktowania, poniżania, znęcania; jak również ludzi – potworów czepiących radość z dręczenia innych, czy też w wyzwiskach i biciu znajdują spełnienie własnej fanatycznej pobożności i pewnego rodzaju spełnienia powierzonej im misji zbawienia świata. Nawet Bóg w tej historii zamiast miłosiernego i dobrego, staje się obojętnych na dramat dziecka i wywołujący strach. Najgorsze jednak, że Pisarz z Maine pokazuje postacie osób, których niemal każdego dnia można spotkać na ulicy, historię której każdy z nas może stać się świadkiem i sceny budzące grozę,  ale niejednokrotnie znane z naszych własnych doświadczeń. Zło to nie potrzebuje specjalnego zaproszenia, wchodzi i rozgaszcza się samo, anektując całą przestrzeń dla siebie. Nie pozwala odebrać sobie raz zajętego terenu, na każdy przejaw dobra i czysto ludzkiej życzliwości odpowiada, podwójną porcją podłości i okrucieństwa. Obnaża człowieka z tego, co w nim piękne, nie pozwala znaleźć spokoju, dręczy i żąda kolejnej porcji cierpienia i łez, nie może znieść czyjegoś szczęścia. Źródłem owego zła jest nietolerancja, wrogość wobec wszelkiej „inności” i egoistyczne zapatrzenie na własną osobę oraz własne pragnienia, nie biorąc w ogóle pod uwagę tego, co może czuć drugi człowiek. Carrie niesamowicie potrafi grać na emocjach, dotykając najczulszych strun, takich jak: pragnienie akceptacji ze strony grupy, miłości najbliższych, czy bycia szczęśliwym, poczucia wyobcowania i potrzeby przynależności do środowiska w którym przebywamy, niezrozumienia i konieczności tolerancji w stosunku do odmiennych od nas ludzi. Tym samym porusza to wszystko, czego każdy potrzebuje i czego się najbardziej boi, gdy tego może nie znaleźć. 
 

Powieść ta straszy występującymi w niej ludźmi, nie ma tu biegających po ulicy, czy wychodzących z kanałów potworów, lecz upiorami staje właśnie osoby znajdujące się w najbliższym otoczeniu tytułowej bohaterki. Koleżanki mające radość z upokarzania słabszej od nich dziewczyny, wykpienia jej i upodlenia jej cielesności, sprowadzenie rówieśniczki do roli zwierzęcia, a nie człowieka który czuje i cierpi. Matka fanatyczka religijna dającą córce na każdym kroku odczuć swą pogardę w stosunku do niej, tylko dlatego, że jest dziewczynką wkraczającą w kobiecość. Dla Margaret White kobiecość i wszystko co z tym związane jest przejawem grzeszności i wywołujące słuszny gniew oraz ściągające karę Bożą. Nie liczy się z tym, czego pragnie piętnastolatka; lecz zamknięta w świecie własnych wyobrażeń cnotliwego życia, nie zważa na, że właśnie to staje się dla jej dziecka źródłem kolejnego cierpienia. Straszą bezradni nauczyciele nie potrafiący skutecznie obronić bezbronnej uczennicy i dopiero uczący się stawiać czoła despotyzmowi wpływowych rodziców. Jednocześnie to, co ma za zadanie przerazić czytelnika, wywołuje u niego smutek i współczucie w stosunku do Carrie.

Najbardziej jest przerażające  w opowiedzianej przez Kinga historii są narodziny dziewczyny-potwora siejącego wokół  zniszczenie. Widać, jednak że Carrie – potwora stworzyli właśnie znajdujący się wokół niej ludzie, którzy przez wiele lat gnębili ją, kumulowana w niej złość, poczucie krzywdy, żalu i chęci zemsty, musiała wcześniej czy później wywołać bunt i chęć odwetu – szczególnie, gdy zauważa niezwykły u siebie dar, mogący stać się skuteczną bronią wobec wszystkich tych, co ją dotąd krzywdzili. Obraz diabła znajdującego się w jej ciele stworzyła matka dziewczyny wmawiając jej to od zawsze, a po wydarzeniach na szkolnym balu wizerunek ten wykreowali mieszkańcy miasteczka i opinia publiczna. King pokazuje przez to, jak raz rzucony osąd może żyć własnym życiem, kształtując jednocześnie świadomość ogółu i społeczny osąd. Początkowo obserwuje się przecież zupełnie niewinną dziewczynkę, która kompletnie nie rozumie zachodzących w niej zmian, przez co postawiona zostaje niejako jako w kontrze do otaczających ją „lolitek” doskonale zdających sobie sprawę ze swojej cielesności. Carrie w pierwszej części jest słodka, niewinna, całkowicie bezbronna, martwiąca się o matkę, mająca te same marzenia jakie są udziałem jej rówieśniczek. Dopiero stopniowo odkrywając drzemiącą w niej moc, zaczyna się rodzić potwór pałający chęcią odwetu, który nie cofnie się nawet przed skrzywdzeniem tych, co tak naprawdę nic złego jej nie zrobili. Staje się jeszcze bardziej okrutna niż jej prześladowcy, tak samo jak oni wcześniej karmi się ich paniką i strachem o życie, zdolna ukarać wszystkich tych przez których cierpiała. Co ciekawe jednak owa krwawa wendeta zamiast ulgi, przyniosła jej kolejne cierpienie i rozpacza, nie dając oczekiwanej satysfakcji.


Carrie należy do tych powieści, które wytrącają czytelnika z dobrego samopoczucia, wyostrzają jego zmysły na to wszystko, co dzieje się wokół niego i czego niejednokrotnie może być świadkiem. King bezlitośnie gra na emocjach, doprowadzając finalnie do uczucia rozdwojenia, nie wiadomo czy Carrie mamy się bać, czy może po ludzku jej współczuć. U mnie górę wzięło bardziej to drugie. Stworzył dzięki temu opowieść uniwersalną, poruszającą ważną społecznie kwestię i zmuszającą do zastanowienia, jak łatwo jest zniszczyć drugiego człowieka. To jedna z tych książek, do których jeszcze nie raz powrócę.


Polecam,
Moja ocena 8/10

                                              Źródło: Wydawnictwo Prószyński o S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz