Atmosfera
Świąt Bożego Narodzenia każdego roku niesie z sobą coś niezwykłego. Tego dnia
gasną spory, mogą zagoić się bolesne rany noszone w sercu – nieraz od bardzo
długiego czasu, czy wreszcie sama świąteczna gorączka przygotowań. Pieczenie
makowców i serników, lepienie pierogów z kapustą i grzybami, ubieranie choinki
i szukania najbardziej udanego prezentu dla bliskich. Wokół roznosi się dźwięk
kolęd i bożonarodzeniowych piosenek i mam wrażenie, że nawet jeśli ktoś należy do
gatunku grincha – nie uda mu się całkowicie obronić przed iskierką radości oraz
nadziei na lepsze jutro, jaka w tym czasie spada do ludzkich serc. Najlepsze
bowiem upominki, wcale nie muszą być materialne, wręcz odwrotnie. Więcej
radości może sprawić odwiedzenie od dawna niewidzianego członka rodziny lub samotnego
znajomego, zaproszenie go na Wigilię, albo po prostu dobre słowo.
O magicznej mocy Świąt Bożego
Narodzenia zdolnej czynić cuda, o aniołach zstępujących na ziemię i poplątanych
niejednokrotnie człowieczych losach w fenomenalny sposób opowiada Gabriela
Gargaś w cyklu Wieczór taki jak ten.
Na mapie Polski można
zawsze znaleźć malownicze zakątki, w których czas płynie nieco w innym tempie.
Małe miasteczka wyznające zasadę slow life, zamiast wiecznego
pośpiechu. Nikt nie złości się na kierowcę autobusu, który akurat w czasie
naszego kursu uciął sobie na drodze pogawędkę z kolegą, nikt nie biega
zdenerwowany natłokiem pracy, jakich nie ma czasu wykonać. Do tego typu
klimatycznych miejscowości, zalicza się z całą pewnością położone w sercu
Bieszczad, Złotkowo. W nim wszystko jest inne, niż to co znamy z dużych
metropolii. Ludzie bardziej życzliwi, czas mija w zwolnionym tempie, nawet
mając dużo obowiązków, zawsze znajdzie się chwila dla bliskich, żeby dowiedzieć
się, jak minął im dzień. Ze wszystkim się zdąży, nigdzie nie trzeba się
spieszyć i nawet Internet chodzi leniwie przejmując złotkowską tradycję.
Stanowi ono oazę, swoistą mekkę dla złamanych serc, tych co w życiu nieco
pogubili się i potrzebują na nowo odnaleźć siebie, odnaleźć zagubione z czasem
marzenia. W czasie zaś Bożego Narodzenia, w Złotkowie można uwierzyć, że cuda
zdarzają się i często trudne sprawy, wcale nie są, tak pogmatwane, jak się nam
wydawało.
Tu właśnie mieszka
dwudziestosiedmioletnia Michalina wraz ze swoją babcią Zosią i młodszym o
osiemnaście lat bratem, Bartkiem. Los nigdy nie oszczędzał dziewczyny. W
dzieciństwie traktowana w szkole, jako klasowe dziwadło i odmieniec, gdy tylko
przekroczyła próg pełnoletności – spadł kolejny cios, śmierć matki i
konieczność opieki nad młodszym braciszkiem, który jeszcze będąc niemowlakiem stracił
mamę. To Miśka doskonale ją mu zastąpiła, otaczając chłopca miłością i opieką.
Od dawna boryka się z problemem znalezienia pracy. W trudnych jednak chwilach
zawsze może liczyć na kochającą, pełną życiowej mądrości, babcię Zosię –
właścicielkę cukierni Cynamonowe serca. Dzięki
namowom starszej pani, postanawia wynająć na czas świąt pokoje dla gości, to co
miało być tylko chwilowym eksperymentem, przerodzi się w coś znacznie większego.
Pierwszymi gośćmi pensjonatu zostanie ekscentryczny biznesmen, lekarka z córką
próbujące zapomnieć o rodzinnej tragedii, oraz samotna staruszka wierząca, że
nic już dobrego jej w życiu nie spotka. Najważniejszy natomiast gość, pojawi
się w jej drzwiach zupełnie niespodziewanie, wywracając uporządkowane życie rodziny
do góry nogami.
Gabriela Gargaś działa
niczym ciepłe kakao i gruby puchaty koc, doskonale rozgrzewając serce. Nie
znajdziecie u niej banałów, taniego sentymentalizmu, lecz historię ludzi, takich jak my. Borykający się
z trudami życia, zmagających się z rodzinnymi dramatami, problemami zawodowymi,
finansowymi, rozpamiętujący bolesne dla nich chwile w życiu. Mają, jak każdy swoje
lepsze i gorsze dni, i tak samo popełniają błędy, często nieświadomie raniąc,
tych na których im zależy. To proza o zapachu piernika, szarlotki z cynamonem i
jodły, natomiast letnią porą wybucha piękną wonią polskich kwiatów. Wszystko to
razem połączone sprawia, że smakuje przepysznie i można zatopić się w niej,
całkowicie zapominając o wszystkim. Idealna na chwile melancholii i smutku
niosąc z sobą mądre pocieszanie i kierując uwagę, na to co tak naprawdę jest
najważniejsze w życiu, na bliskich nam ludzi. Uczy cieszyć się małymi rzeczami,
jak padające z nieba płatki śniegu, szum rzeki i lasu, cieszyć się pięknem
przyrody, a przede wszystkim obecnością rodziny i przyjaciół. To oni bowiem
dają siłę zdolną pokonać każdą przeciwność losu. Przede wszystkim pokazuje, że
należy szukać szczęścia w życiu, które mamy; a nie w życiu, które byśmy chcieli
mieć. Nigdy nie wolno mówić, że coś jest już niemożliwe, bowiem dopóki żyjemy
jeszcze wiele pięknych podarków przed nami i pięknych chwil, które będzie się
wspominać z sentymentem. W życiu bowiem wszystko może się wydarzyć. Wieczór taki jak ten wskazuje na
konieczność zatrzymania się w miejscu i dostrzeżenia tych, co są blisko nas,
lecz z powodu natłoku pracy ich po prostu nie dostrzegamy, nie zawsze wszystko
wygląda tak jak się nam wydaje – lecz prawda może być zupełnie inna i trzeba
tylko bardziej uważniej patrzeć na to co dzieje się wokół nas, a wówczas można
dostrzec ludzi gotowych obdarzyć całkowicie bezinteresownym uczuciem. To
książka idealnie dotykającą najczulszych strun i często niosąca nadzieję
skołatanemu sercu. Opowiada o tęsknocie za prawdziwą miłością, tęsknocie za
ludźmi ważnymi dla każdego człowieka – jak obecność rodziców, czy dzieci i
pragnieniu dzielenia z nimi własnych smutków i radości. Święta to idealny czas, aby naprawić pozrywane przez
los nitki łączące nas z tymi, za którymi wyczekujemy i pragniemy się z nimi
spotkać.
Wieczór
taki jak ten to doskonała lektura, wtedy kiedy jest
nam źle, kiedy czujemy się samotni i opuszczeni. Podczas lektury poczułem się niczym
mieszkaniec Różanego Pensjonatu, wokół
którego unosi się zapach smakołyków z kuchni babci Zosi, słychać śmiech Bartka
gotowego wyciągnąć pomocną dłoń do każdego, kto tylko potrafi ją przyjąć, czy
życzliwy uśmiech i słowa potuchy od Michaliny. Gabriela Gargaś potrafi sprawić,
że bohaterowie powieści stają się niczym przyjaciele, za którymi tęskni się
zaraz po odłożeniu książki na półkę i pragnie się do nich wracać nieustannie. Ja
już marzę, aby po raz czwarty odwiedzić Złotkowo, nawet po to, aby na poduszce
zobaczyć anielskie pióro.
Polecam,
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz