Blichtr
arystokratycznego życia, odsłonięcie jego blasków i cieni przed zwykłym śmiertelnikiem,
działa niczym magnes przyciągając czytelników pragnących, choćby przez moment
wejść w świat wyższych sfer. Zwłaszcza, jeśli dotyczy on współczesnej brytyjskiej
arystokracji, a sam autor wywodzący się z tej warstwy społecznej, z ciętą
satyrą demaskuje grzechy tych dobrze urodzonych. Możliwe, że to właśnie
stanowił przepis na sukces Edwarda St Aubyn, który już od ponad dwóch dekad
znajduje się pod baczną obserwacją mediów, a jego pentalogia o Patricku Melrose, dziedzicu bajecznej fortuny
w którą wplótł wiele trudnych dla niego wspomnień z własnej przeszłości, nieustannie przysparza mu kolejne grono fanów.
Obejmująca pięć tomów
seria Patrick Melrose stanowi dość
osobliwą sagę rodzinną wzbogaconą o niezwykle dokładną analizę społeczną
angielskiej warstwy wyższej przełomu XX i XXI wieku. Rozgrywa się ona na
przestrzeni czterdziestu lat, podczas których poznajemy głównego bohatera kiedy
jeszcze był pięciolatkiem, którego bezpieczny świat runął w gruzach w ciągu
jednego dnia, aż do momentu kiedy już
sam jest mężczyzną w średnim wieku. W
momencie kiedy po raz pierwszy się z nim spotykamy, jest pełen ufności do świata i otaczających go
ludzi, aby dosłownie strona po stronie owa naiwność dziecka pod wpływem
sadystycznego ojca rozpadała się niczym domek z kart. Mężczyzna chcąc stworzyć
z syna twardego człowieka stosuje, delikatnie mówiąc kontrowersyjne metody
wychowawcze: bije go, gwałci i nie pozwala mu na najmniejszą słabość. Szybko
rodzi się pytanie o miejsce matki. Mianowicie jest ona całkowicie obojętna i
zajmuje bierną postawę wobec agresji męża, której omen nomen sama padła ofiarą.
Po tych traumatycznych przeżyciach, spotykamy Patricka już jako dorosłego
mężczyznę, który w alkoholu, przypadkowym seksie i narkotykach szuka
zapomnienia o doznanych krzywdach. Stopniowo krok po kroku obserwujemy jego
walkę o odzyskania zabranego mu niegdyś życia, uporania się z własnymi demonami
przeszłości niepozwalającymi mu spokojnie żyć i odnaleźć się w skórze już
rzeczywiście dorosłego Patricka, a nie małego chłopca szukającego wsparcia we
wszystkich i we wszystkim.
Ból dorastania,
przemoc, podłość, nieustanne poniżanie przedziera się z opasłej powieści St Aubyna,
której każda z minipowieści wchodząca w skład cyklu stanowi zamkniętą w sobie
całość. Pod płaszczem angielskich rezydencji, imponujących salonów,
filozoficznych dysput przedziera się prawdziwa, często niezwykle okrutna twarz
brytyjskich arystokratów. Ich zepsucie moralne, cynizm, interesowność i
pazerność, pogarda wobec niżej urodzonych widoczna jest niemal na każdym kroku.
Słabsze i mniej odporne jednostki uciekają z tego koszmarnego świata, któremu
bardzo daleko jest do bajecznego zamku pełnego wytwornych i dobrze ułożonych dam
i dżentelmenów. Tu podstawę przetrwania stanowi cięty język, narcystyczna
postawa i siła obezwładniająca wszystkich tych, którzy znajdują się w jej
otoczeniu. Świat ten jest destrukcyjny dla ludzi wrażliwych, którzy nie umieją odnaleźć
się w salonowej grze pozorów, złośliwościach i jednej wielkiej obłudzie. Niszczy
ich fizycznie i psychicznie. Autor z bezwzględną konsekwencją pokazuje, tych co
mają nazwisko, majątek ale poza tym nic więcej, w sposób wręcz demaskatorski.
Wypowiada się o nich z pogardą, na przy najmniejszej okazji odsłania ich
prawdziwe oblicze i liczne grzechy skrywane pod wytwornym zewnętrznym sposobem
bycia. Opowiada o ojcu tyranie i
despocie, który nie miał lepszych zajęć niż gnębienie, tych co znajdowali się w
jego pobliżu – tak własną rodzinę, jak i znajomych, o matce będącej w cieniu
męża i nie potrafiącej obronić przed nim własnego syna – aby w końcu uciec
świat fałszywie rozumianej dobroczynności. Na koniec pokazuje skutki
przebywania w takiej rodzinie, kiedy samo dziecko jako już dorosły człowiek
staje się również cyniczny ,narcystyczny pełen pogardy dla własnej rodziny i
nawet najbardziej cierpliwa i kochająca żona nie może z nim wytrzymać. Co
gorsza jednak ów zepsuty gen autodestrukcji zaczyna być przekazywany z
pokolenia na pokolenie.
Co do samej powieści Patrick Melrose mam niesamowicie
mieszane uczucia. Z jednej strony uważam idącą za nią akcję marketingową za
mocno przereklamowaną i niekoniecznie dostałem to, czego oczekiwałem. Z pewnością
nie będę należał do piewców cyklu i to nie z powodu, że sama akcja rozgrywa się
w niej niezwykle powoli. To akurat mi osobiście nie przeszkadzało, a wręcz odwrotnie
pozwalało mi wejść w klimat opowiadanej historii. Pierwszy tom Nic takiego do połowy wydaje się być dosłownie
o niczym, trudno zorientować się w tym o czym opowiada St Aubyn, nie widząc
specjalnego związku z główna osią książki, gdzie przede wszystkim czekamy na
rozwój wydarzeń związanych z samym Patrickiem. Nie ma w nim najmniejszej nutki
subtelności, lecz wszystko zostaje zaserwowane w dość brutalny sposób. O ile w
licznych recenzjach przewija się opinia, że autor okrasił historię dziedzica
wielkiej fortuny humorem z którego nie sposób się nie śmiać, to niestety ja
tego nie poczułem. Dla mnie powieść ta jest z każdą stroną coraz bardziej
przerażająca i nie widzę w nic z komedii. Wręcz odwrotnie obserwuje tragedię
jednostki spadającej coraz bardziej na dół i szukającej pocieszenia w
narkotykowym ciągu, po dramat ludzi z klasy średniej którzy za sprawą
niefortunnego zrządzenia losu znaleźli się w gronie szlachetnie urodzonych. Co
gorsze nie ma żadnej nadziej, na lepsze jutro. Nawet jeśli ostatni ludzie
związani z doznaną w dzieciństwie traumą umarli, to skutki przeżyć z tego
okresu są już nieodwracalne. Z drugiej natomiast strony też nie zgodzę się z
głosami totalnej krytyki, jakoby powieść była nudna. Jest ona trudna, na pewno
nie dla każdego – raczej dla smakoszy, smakujących się w stylu i języku, niż
dla tych oczekującej wartkiej i dynamicznej akcji.
Tego czego, z całą
pewnością nie można odmówić Patrickowi
Melrose jest jego prawdziwość. Edward St Aubyn wie doskonale o czym pisze.
Posiada dość burzliwy życiorys, jest właścicielem trudnego dziedzictwa, z
którym długo sobie nie potrafił poradzić. Zażywał narkotyki od 16 do 28 roku
życia i nie raz był bliski przedawkowania, czego echa można odnaleźć w części Złe wieści w której oddaje życie ludzi uzależnionych
od substancji psychoaktywnych, ich dramatyczne i niejednokrotnie niebezpieczne
próby zdobycia kolejnej działki. Tym samym pisanie o Melrose`ach stało się dla
niego pewnego rodzaju terapią pozwalającą w końcu otwarcie mówić o własnej
przeszłości.
Patrick
Melrose jest zatem prozą niezwykle wstrząsającą, trzyma w
napięciu do końca w oczekiwaniu odpowiedzi na pytanie czy tytułowemu bohaterowi uda się wyjść na
prostą. Należy on do tych pozycji, gdzie autor bawi się językiem, stosując
przeróżnego rodzaju gry słowne, porównania – wystarczy wspomnieć zestawienie
Króla Leara z panią Jellyby; aby dostrzec dramat człowieka doznającego latami
przemocy domowej, człowieka słabego a jednocześnie pełnego woli, aby wydobyć
się z cienia znienawidzonego ojca, którego widmo powraca, jakby na każdym
kroku. Z całą pewnością długo nie da o sobie zapomnieć.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz