piątek, 15 czerwca 2018

MROCZNY PIĄTEK: WIĘKSZOŚĆ BEZWZGLĘDNA - REMIGIUSZ MRÓZ


MROCZNY
PIĄTEK


WIĘKSZOŚĆ BEZWZGLĘDNA – REMIGIUSZ MRÓZ

Z popularnymi pisarzami, jest poniekąd jak z jedzeniem. Ci co ich lubią, nawet bez specjalnej zachęty będą sięgać po nich, niczym po ulubioną potrawę; podczas gdy drudzy nie dadzą się przekonać za nic na świecie. Mam wrażenie, że zasada ta obowiązuje również złote dziecko polskiej kryminalistyki, Remigiusza Mroza. Przez lata ukształtowało się wierne grono wielbicieli wyczekujących jego najnowszych powieści, zaś hejterów nawet najbardziej pozytywna recenzja nie przekona.
Większość bezwzględna stanowiąca drugi tom W kręgach władzy nie zalicza się do wyjątku od reguły. Mimo, że jest to – jak wspomniałem przy Wotum nieufności, najambitniejszy projekt Mroza. Trochę podchodziłem do niego nieufnie z powodu wielkiej marketingowej machiny wprawionej w ruch przez wydawnictwo. Zawsze boję się wówczas, czy  nie spotka mnie nie miłe rozczarowanie. Zazwyczaj mija sporo czasu, zanim ostatecznie sam sięgnę po te pozycje. Nie ukrywam kierowany czystą ciekawością. A jak wygląda to w przypadku Większości bezwzględnej? Przekonajcie się sami.
 

W Polsce niebawem ma odbyć się międzynarodowy szczyt z udziałem światowych przywódców. Niedługo przed tym wydarzeniem służby bezpieczeństwa informują o planowanym podczas jego trwania ataku terrorystycznym. Nowo wybrany prezydent nie bagatelizuje tych informacji, jednak sensacje te traktuje ostrożnie – zwłaszcza, że wiadomość pochodzi od rosyjskich służb wywiadowczych. Pamiętając nie dawne wydarzenie związane z Igorem Ziarnikiem oraz, że w związku z nim Rosja  jawi się  jako przeciwnik, a nie sojusznik;  przypuszcza, że może to być próba zdyskredytowania Warszawy na arenie międzynarodowej. W dodatku, osoba z jego najbliższego otoczenia wyraźnie robi wszystko, żeby sabotować całe wydarzenie.  W sytuacji, gdy Polska staje na krawędzi chaosu, a zwalczające się dotychczas ugrupowania UR i PDP ponownie staną do walki, na scenie pojawia się trzeci gracz wyznający zasadę Winstona Churchilla, jakoby żaden porządny kryzy nie mógł się zmarnować. I to on jako osoba niezwiązana dotąd z polityką i znana ze swoich kontrowersyjnych wystąpień może mieć największe szanse zdobycia poparcia Polaków. Cała sytuacja, zmusi niedawnych rywali, Seydę i Hauera do połączenia sił. Pytanie tylko, na ile ten egzotyczny sojusz jest prawdziwy, a na ile próbą okpienia przeciwnika.


Czytając Większość bezwzględną i zestawiając ją z Inwigilacją i Oskarżeniem, mam nieodparte wrażenie, jakoby pisząc nowy cykl W kręgach władzy Remigiusz Mróz przeniósł swój polityczny pazur do świata Joanny Chyłki i Kordiana Oryńskiego, przez co obie serie zaczynają w naturalny sposób się uzupełniać. W pierwszym mamy do czynienie z wielką polityką i technikami manipulowania wyborcami, jednym słowem wszystko to, co zalicza się do PR – u polityka; w drugim schodzimy do poziomu zwykłych obywateli i wpływu , jaki polityka może mieć  na życie przeciętnego Kowalskiego, który oby nigdy nie musiał korzystać usług pani adwokat z Żelaznego & McVay. Zabieg ten osobiście bardzo mi się podoba, chociaż nie emocjonuje się i nie śledzę zbytnio najnowszych medialnych doniesień.

Jednak  powieść ta, nieco różni się od poprzednika. O ile w Wotum nieufności wielokrotnie pojawiały się odniesienia do najnowszych wówczas wydarzeń, to tym razem ich przywoływania jest zdecydowanie mniej. I nawet, że zabrałem się za nią kilka miesięcy po premierze, nie wpływa na mój odbiór książki. Nie mam zamiaru roztrząsać tej kwestii w kategorii dobrze bądź źle, mnie osobiście nie przeszkadzało to w odbiorze - chociaż miałem nadzieję, że ponownie autor w naturalny sposób połączy aktualne doniesienia medialne z literacką fikcją. Tego co stanowiło niewątpliwy plus pierwszej części zabrakło w drugiej.

Takich niespodzianek jest zdecydowanie więcej. W zakończeniu Wotum nieufności Remigiusz Mróz rozstawił pionki na szachownicy i mogło się wydawać, że już wiemy kto po czyjej stronie stoi. Czy zalicza się do czarnych, czy do białych figur – przy czym o każdych z nich trudno mówić jako dobrych lub złych charakterach historii. Każda bowiem z nich ma swoje grzeszki na sumieniu. W drugim tomie dochodzi w pewnym momencie do istnego przetasowania kolorów. Zastosowanej w powieści kombinacji i prób budowania sojuszów z dawnym wrogiem, trudno byłoby się spodziewać. Tak, pisarz z Opola ponownie potrafi doskonale zaskoczyć czytelnika i za jednym machnięciem piórem zniszczyć wszelkie jego wyobrażenia. Zabieg ten dodał całości mocnych rumieńców.  Atmosfera napięcia i przeczucie, że za moment jedna sensacja z życia Patryka i Darii może zniszczyć z trudem budowane zaufanie wyborców, towarzyszy przez całą powieść. Poczucie zagrożenia jest wszechobecne i wszystkie małe zwycięstwa Seydy i Hauera mogą okazać się jedynie pyrrusowym zwycięstwem. Mają do pokonania prawdziwie groźnego wroga w osobie premiera Chronowskiego, który nawet na moment nie pozwoli zapomnieć pani prezydent, kto w tej grze pociąga za sznurki. Ponownie wyciągnie on sprawę nocy, jaką jeszcze jako marszałek Sejmu spędziła w hotelu i zobaczymy, jak bardzo może być ona niebezpieczna nie tylko dla kariery prezydenta, ale również nieodwołalnie zniszczyć życie jej córce. Podobnych zawirowań jest zdecydowanie więcej. Autor umiejętnie bowiem połączył wątek polityczny skupiony na grze wyborczej prowadzonej na Wiejskiej z mającym się odbyć szczytem i zagrożeniem terrorystycznym; z życiem prywatnym bohaterów, nie tylko pary głównych graczy Darii i Patryka – którzy nie wiem, czemu ale coraz bardziej przypominają mi duet Zordon – Chyłka,  ale również samego zamachowca. Obserwujemy jego wcześniejszą egzystencję, wchodzimy w chory i spaczony umysł. Szczególnie w tym ostatnim przypadku można czuć ciarki na skórze, jak skutecznie wpajana przez terrorystów ideologia jest w stanie zmienić człowieka, robiąc z niego machinę do zabijania niewinnych ludzi.


O ile w pierwszej części sama akcja rozwijała się stosunkowo powoli, najpierw było mocne bum, aby potem na paręset stron zahamować i dopiero potem znów zyskać rozpęd; to w Większości bezwzględnej jest utrzymana na podobnym poziomie. Od początku pojawia się mocny akcent, wokół którego wszystko toczy się w dalszej partii książki, kolejne zaś wydarzenia potęgują poczucie powiększającego się napięcia. Pełno jest politycznych gier i sejmowej arytmetyki prowadzonej w kuluarach, a co pewien czas autor dostarcza kolejnych dawek adrenaliny po których wszystko, to co do tej pory śledziliśmy, może w jednej chwili przestać istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie.


Większość bezwzględna na pewno nie zaliczy się do typowych powieści Remigiusza Mroza, które można pochłonąć przez jedną bądź dwie noce. Wymaga ona nieco więcej czasu, żeby spokojnie wejść i zgłębić wszystkie zachodzące w niej przetasowania i zmiany układów sił, która raz waha się na korzyść pary Hauer – Seyda, a raz na korzyść premiera. Z całą pewnością podwyższa ona poziom postawiony przez Wotum nieufności i obecnie po Chyłce, W kręgach władzy wpisuje się do moich ulubionych cykli Remigiusza Mroza. Chociaż zasłużenie autor zbiera z nią prztyczek w nos za wykorzystywanie znanych już schematów. Zamach terrorystyczny i postać psychopatycznego zamachowca pojawia się już po raz trzeci, a samo zakończenie do złudzenia przypomina finał Inwigilacji. Oczywiście wprawia czytelnika w osłupienie, jest bardzo trudny do zaakceptowania i z całą pewnością nic już po nim nie będzie takie, jak wcześniej. Jednak to wszystko już było. Autorze czekam na coś nowego i mam nadzieję, że zapowiedziana Władza absolutna zaskoczy mnie czymś kompletnie nowym. Na koniec tylko pragnę podziękować za przeplatanie mrozowego świata, w Większości bezwzględnej nie brakuje przywołania moich ulubionych prawników z warszawskiej kancelarii i postaci słynnego behawiorysty, Gerarda Edlinga.  


Polecam,

Moja ocena 7/10
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz