MROCZNY
PIĄTEK
|
WIĘKSZOŚĆ
BEZWZGLĘDNA – REMIGIUSZ MRÓZ
Z
popularnymi pisarzami, jest poniekąd jak z jedzeniem. Ci co ich lubią, nawet
bez specjalnej zachęty będą sięgać po nich, niczym po ulubioną potrawę; podczas
gdy drudzy nie dadzą się przekonać za nic na świecie. Mam wrażenie, że zasada
ta obowiązuje również złote dziecko polskiej kryminalistyki, Remigiusza Mroza.
Przez lata ukształtowało się wierne grono wielbicieli wyczekujących jego najnowszych
powieści, zaś hejterów nawet najbardziej pozytywna recenzja nie przekona.
Większość bezwzględna stanowiąca drugi tom W kręgach władzy nie zalicza się do wyjątku
od reguły. Mimo, że jest to – jak wspomniałem przy Wotum nieufności, najambitniejszy projekt Mroza. Trochę
podchodziłem do niego nieufnie z powodu wielkiej marketingowej machiny wprawionej
w ruch przez wydawnictwo. Zawsze boję się wówczas, czy nie spotka mnie nie miłe rozczarowanie. Zazwyczaj
mija sporo czasu, zanim ostatecznie sam sięgnę po te pozycje. Nie ukrywam kierowany
czystą ciekawością. A jak wygląda to w przypadku Większości bezwzględnej? Przekonajcie się sami.
W Polsce niebawem ma
odbyć się międzynarodowy szczyt z udziałem światowych przywódców. Niedługo
przed tym wydarzeniem służby bezpieczeństwa informują o planowanym podczas jego
trwania ataku terrorystycznym. Nowo wybrany prezydent nie bagatelizuje tych
informacji, jednak sensacje te traktuje ostrożnie – zwłaszcza, że wiadomość pochodzi
od rosyjskich służb wywiadowczych. Pamiętając nie dawne wydarzenie związane z
Igorem Ziarnikiem oraz, że w związku z nim Rosja jawi się jako przeciwnik, a nie sojusznik; przypuszcza, że może to być próba
zdyskredytowania Warszawy na arenie międzynarodowej. W dodatku, osoba z jego najbliższego
otoczenia wyraźnie robi wszystko, żeby sabotować całe wydarzenie. W sytuacji, gdy Polska staje na krawędzi chaosu,
a zwalczające się dotychczas ugrupowania UR i PDP ponownie staną do walki, na
scenie pojawia się trzeci gracz wyznający zasadę Winstona Churchilla, jakoby
żaden porządny kryzy nie mógł się zmarnować. I to on jako osoba niezwiązana dotąd
z polityką i znana ze swoich kontrowersyjnych wystąpień może mieć największe
szanse zdobycia poparcia Polaków. Cała sytuacja, zmusi niedawnych rywali, Seydę
i Hauera do połączenia sił. Pytanie tylko, na ile ten egzotyczny sojusz jest
prawdziwy, a na ile próbą okpienia przeciwnika.
Czytając Większość bezwzględną i zestawiając ją z
Inwigilacją i Oskarżeniem, mam
nieodparte wrażenie, jakoby pisząc nowy cykl W kręgach władzy Remigiusz Mróz przeniósł swój polityczny pazur do
świata Joanny Chyłki i Kordiana Oryńskiego, przez co obie serie zaczynają w
naturalny sposób się uzupełniać. W pierwszym mamy do czynienie z wielką
polityką i technikami manipulowania wyborcami, jednym słowem wszystko to, co
zalicza się do PR – u polityka; w drugim schodzimy do poziomu zwykłych obywateli
i wpływu , jaki polityka może mieć na
życie przeciętnego Kowalskiego, który oby nigdy nie musiał korzystać usług pani
adwokat z Żelaznego & McVay. Zabieg ten osobiście bardzo mi się podoba,
chociaż nie emocjonuje się i nie śledzę zbytnio najnowszych medialnych doniesień.
Jednak powieść ta, nieco różni się od poprzednika. O
ile w Wotum nieufności wielokrotnie
pojawiały się odniesienia do najnowszych wówczas wydarzeń, to tym razem ich
przywoływania jest zdecydowanie mniej. I nawet, że zabrałem się za nią kilka
miesięcy po premierze, nie wpływa na mój odbiór książki. Nie mam zamiaru roztrząsać
tej kwestii w kategorii dobrze bądź źle, mnie osobiście nie przeszkadzało to w
odbiorze - chociaż miałem nadzieję, że ponownie autor w naturalny sposób
połączy aktualne doniesienia medialne z literacką fikcją. Tego co stanowiło
niewątpliwy plus pierwszej części zabrakło w drugiej.
Takich niespodzianek
jest zdecydowanie więcej. W zakończeniu Wotum
nieufności Remigiusz Mróz rozstawił pionki na szachownicy i mogło się
wydawać, że już wiemy kto po czyjej stronie stoi. Czy zalicza się do czarnych,
czy do białych figur – przy czym o każdych z nich trudno mówić jako dobrych lub
złych charakterach historii. Każda bowiem z nich ma swoje grzeszki na sumieniu.
W drugim tomie dochodzi w pewnym momencie do istnego przetasowania kolorów.
Zastosowanej w powieści kombinacji i prób budowania sojuszów z dawnym wrogiem,
trudno byłoby się spodziewać. Tak, pisarz z Opola ponownie potrafi doskonale
zaskoczyć czytelnika i za jednym machnięciem piórem zniszczyć wszelkie jego wyobrażenia.
Zabieg ten dodał całości mocnych rumieńców. Atmosfera napięcia i przeczucie, że za moment
jedna sensacja z życia Patryka i Darii może zniszczyć z trudem budowane
zaufanie wyborców, towarzyszy przez całą powieść. Poczucie zagrożenia jest
wszechobecne i wszystkie małe zwycięstwa Seydy i Hauera mogą okazać się jedynie
pyrrusowym zwycięstwem. Mają do pokonania prawdziwie groźnego wroga w osobie
premiera Chronowskiego, który nawet na moment nie pozwoli zapomnieć pani
prezydent, kto w tej grze pociąga za sznurki. Ponownie wyciągnie on sprawę
nocy, jaką jeszcze jako marszałek Sejmu spędziła w hotelu i zobaczymy, jak
bardzo może być ona niebezpieczna nie tylko dla kariery prezydenta, ale również
nieodwołalnie zniszczyć życie jej córce. Podobnych zawirowań jest zdecydowanie
więcej. Autor umiejętnie bowiem połączył wątek polityczny skupiony na grze
wyborczej prowadzonej na Wiejskiej z mającym się odbyć szczytem i zagrożeniem
terrorystycznym; z życiem prywatnym bohaterów, nie tylko pary głównych graczy
Darii i Patryka – którzy nie wiem, czemu ale coraz bardziej przypominają mi
duet Zordon – Chyłka, ale również samego
zamachowca. Obserwujemy jego wcześniejszą egzystencję, wchodzimy w chory i
spaczony umysł. Szczególnie w tym ostatnim przypadku można czuć ciarki na
skórze, jak skutecznie wpajana przez terrorystów ideologia jest w stanie
zmienić człowieka, robiąc z niego machinę do zabijania niewinnych ludzi.
O ile w pierwszej
części sama akcja rozwijała się stosunkowo powoli, najpierw było mocne bum, aby
potem na paręset stron zahamować i dopiero potem znów zyskać rozpęd; to w Większości bezwzględnej jest utrzymana
na podobnym poziomie. Od początku pojawia się mocny akcent, wokół którego
wszystko toczy się w dalszej partii książki, kolejne zaś wydarzenia potęgują
poczucie powiększającego się napięcia. Pełno jest politycznych gier i sejmowej
arytmetyki prowadzonej w kuluarach, a co pewien czas autor dostarcza kolejnych
dawek adrenaliny po których wszystko, to co do tej pory śledziliśmy, może w jednej
chwili przestać istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie.
Większość
bezwzględna na pewno nie zaliczy się do typowych
powieści Remigiusza Mroza, które można pochłonąć przez jedną bądź dwie noce.
Wymaga ona nieco więcej czasu, żeby spokojnie wejść i zgłębić wszystkie
zachodzące w niej przetasowania i zmiany układów sił, która raz waha się na
korzyść pary Hauer – Seyda, a raz na korzyść premiera. Z całą pewnością
podwyższa ona poziom postawiony przez Wotum
nieufności i obecnie po Chyłce, W
kręgach władzy wpisuje się do moich ulubionych cykli Remigiusza Mroza.
Chociaż zasłużenie autor zbiera z nią prztyczek w nos za wykorzystywanie
znanych już schematów. Zamach terrorystyczny i postać psychopatycznego zamachowca
pojawia się już po raz trzeci, a samo zakończenie do złudzenia przypomina finał
Inwigilacji. Oczywiście wprawia
czytelnika w osłupienie, jest bardzo trudny do zaakceptowania i z całą
pewnością nic już po nim nie będzie takie, jak wcześniej. Jednak to wszystko
już było. Autorze czekam na coś nowego i mam nadzieję, że zapowiedziana Władza absolutna zaskoczy mnie czymś
kompletnie nowym. Na koniec tylko pragnę podziękować za przeplatanie mrozowego
świata, w Większości bezwzględnej nie
brakuje przywołania moich ulubionych prawników z warszawskiej kancelarii i
postaci słynnego behawiorysty, Gerarda Edlinga.
Polecam,
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz