Historie
miłosnych mezaliansów inspirowały i inspirują do dziś pisarzy i filmowców. Bez
trudu można podać wiele tytułów poruszających ten wątek. Wydawać by się mogło,
że nic nowego w tym zakresie nie uda się stworzyć, wszystko co było do
powiedzenia zostało już powiedziane, a owe „trędowate” najwyższa pora wysłać do
dziewiętnastowiecznych lamusów. Jednak literatura potrafi okazać się przewrotną
i świetnie udowadnia, że w każdej epoce można stworzyć nowatorską opowieść o
zakazanej miłości, a jeżeli dołożyć do tego dość mroczną zagadkę kryminalną;
dostajemy całkiem przyzwoitą powieść, która pochłonie nas na wiele godzin.
Krystyny Mirek cyklem „Saga rodu Cantendorfów” kontynuuje rozpoczęty
przed ponad wiekiem trend, przy równoczesnym odniesieniu się do czytelników XXI
wieku i ich oczekiwań stawianych książkom. Opowiada o tragicznym uczuciu pewnej zubożałej panny z dobrego domu i
arystokraty, dziedzica bajecznej fortuny. Jednak, jak to zawsze bywa przyjdzie
się im zmierzyć z licznymi intrygami ludzi zdolnych do wszystkiego, aby tylko
uzyskać swój cel. Zło czające się w murach zamczyska nie śpi i ponownie atakuje.
Anglia XIX wieku. Hrabia Aleksander Cantendorf nie ma szczęścia
do małżeństw, kolejne żony krótko po ceremonii i zamieszkaniu w zamku umierają. Z tego powodu rodzi się wiele spekulacji, czy
na pewno była to śmierć naturalna, a może ktoś im w tym pomógł. Jedni sądzą,
jakoby sam uśmiercał kolejne kobiety. Inni obwiniają gospodynię panią
Klementynę Hammond lub kochankę mężczyzny, lady Isabelle Adler. Mimo obaw o
życie córek, wszystkie miejscowe rody pragną za pomocą ślubu skoligacić się z
rodziną Cantendorfów. Tym razem Isabelle
nie zamierza tolerować następnej pretendentki, tylko sama pragnie wyjść za niego.
Widząc w tym szansę pozbycia się dotychczasowego
znienawidzonego przez nią, a w dodatku dużo starszego męża. Przez wiele lat
musiała ukrywać romans, bojąc się wydziedziczenia.
Jednak po śmierci lorda Adlera na
światło dzienne wychodzą jego liczne, skrywane tajemnice, a testament starszego
pana w ogóle nie uwzględnia małżonki. W obliczu groźby życia w ubóstwie, musi
spotęgować swe dotychczasowe wysiłki matrymonialne, zwłaszcza, że nie ma już
nic do stracenia. Los bywa przewrotny i Aleksander podczas jednego z spacerów
poznaje młoda i piękną Kate Milton, córkę dzierżawcy jego włości, któremu z
powodu długu grozi usunięcie z majątku. Dziewczyna zakochuje się w arystokracie
od pierwszego wejrzenia. Nie wiedząc jeszcze, iż rodzice planują małżeństwo jej starszej siostry Amelii z właścicielem
majątku. Nie licząc się przy tym z uczuciami córki, której serce bije dla
innego mężczyzny. W tej sytuacji Kate z
pomocą miejscowej wiedźmy, Alice ma zamiar walczyć o szczęście ich obu. Zawiera
pakt z kobietą, że ta pomoże jej w zastaniu nową hrabiną; ona natomiast w odpowiedniej chwili spełni
życzenie Alice. O ile początkowo Aleksander nie traktuje jej
poważnie, nazywając rudą kotką; z czasem zaczyna zauważać u niej coraz więcej
zalet i pragnie przebywać z nią na osobności. Między nimi zrodziła się bowiem
prawdziwa miłość, a panna Milton różni się od kobiet, jakie dotąd znał. Kiedy wydaje
się, że kolejny ślub na zamku jest kwestią nieodległej przyszłości, wówczas
spadnie na zakochanych wiadomość, która może ich rozdzielić już na zawsze.
Saga rodu
Cantendorfów składa się z trzech części: Tajemnica zamku, Cena szczęścia i Prawdziwa miłość, które należy czytać po kolei, gdyż każda stanowi
kontynuację poprzedniej. Nie znając, tego co działo się we wcześniejszym tomie,
trudno będzie zrozumieć fabułę kolejnej odsłony. Jeżeli zaś chodzi o moje odczucia są one dość
mieszane. Z jednej strony seria ta bardzo przypadła mi do gustu, z drugiej
niestety znalazłem parę poważnych mankamentów.
Najmniej
podobał mi się pierwszy tom, a po skończonej lekturze uważałem, że zmarnowano
świetny potencjał powieści. Dziewiętnastowieczna Anglia epoki wiktoriańskiej z surową
moralności, magia i zagadka kryminalna na tle wielkiej miłości postrzeganej
jako mezalians, stanowiły idealne wręcz elementy na stworzenie świetnej książki
z wartką akcją, grającej silnie na emocjach czytelników; ostatecznie nie
otrzymałem nic z tego czego oczekiwałem od niej . Pozostał tylko duży niedosyt
i rozczarowanie. Główną winę za to ponosi niezwykle rozwlekła akcja. Jedna
kwestia potrafi zająć sto stron, przez co zaczyna wkradać się nuda. Wszystko
jest powolne i zbyt rozciągnięte. Koncepcja stworzenia serii nie do końca
sprawdziła się w tym przypadku, gdyby
była powieścią jednotomową podejrzewam, że wówczas całość nabrałaby większego
rozpędu i bardziej potrafiła skupić na sobie uwagę czytelnika. Nie wiem co stoi
za powstaniem trylogii, czy opinia wydawnictwa, czy notatki autorki zamierzającej stworzyć większą,
kilkutomową opowieść, dzięki której zdobędzie
więcej miejsca na rozpisanie postaci i spokojne przedstawienie dziejów wpływowej familii z jej mrocznymi tajemnicami,
które obecnie stają się przyczyną nieszczęść wielu ludzi. W każdym razie plan
ten uważam, za totalnie nietrafiony.
Kolejnym
minusem jest zagadka kryminalna przewijająca się przez cały cykl. Słychać
rozmowy o złu mieszkającym w murach starego zamczyska, będącego niebezpiecznym
i ściągającym śmierć na kolejne żony hrabiego, zaraz po przekroczeniu przez nie
progu rezydencji. Milton chcąc zostać panią Cantendorfa będzie musiała się z
nim zmierzyć. W Cenie szczęścia kwestia ta praktycznie zanika, a echo jej słychać dopiero w zakończeniu drugiej
części i w tomie trzecim; wtedy poznajemy osobę odpowiedzialną za mające tam
miejsce wypadki oraz motywy, jakimi się kierowała w zabiciu czterech małżonek arystokraty.
Są one przerażające i potrafią wstrząsnąć nie tylko bohaterami w chwili, gdy je
odkryją ale również czytelnikiem.
Chociaż
pomysł pokazania realiów życia ludzi dziewiętnastego wieku, które są w pewnych aspektach podobne do naszych
czasów; to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Mirek rysuje sylwetki kobiet
muszących walczyć o prawo do miłości wbrew rodowym tradycjom, normom i opinii
społecznej, bezwzględnie krytykującej i wydającej surowe osądy, wobec panien
prowadzących się według panującego wówczas światopoglądu niemoralnie. Mimo
upływu stu kilkudziesięciu lat od czasów akcji Sagi nadal przedstawicielki płci pięknej muszą walczyć o swoje
podstawowe prawa do samo decydowania o sobie. Mam pewne wrażenie, że historia
miłosna Kate i Aleksandra to jedynie pretekst do pokazania znacznie szerszego
problemu. Widzimy świat postrzegany
oczami kobiet, kierującymi się odwiecznymi wartościami, takimi jak: pragnienie
miłości, bycia szczęśliwą, poślubienie ukochanego mężczyzny z którym założy
rodzinę. W kontrze do tego stoi chora ambicja i wychowanie w luksusie
wyniesione z rodzinnego domu, które w połączeniu z wolą rodziców; potrafiły na
zawsze je unieszczęśliwić.
Atutem
jest pokazanie rozbudowanego tła społeczno-obyczajowego. Poznajemy w nim
mieszkańców ziem należących do Aleksandra, stanowiących zamkniętą społeczność, doskonale
zorientowaną w tym co dzieje się na zamku i w sąsiednich domach. Komentują i
oceniają wydarzenia mające tam miejsce, zdolni są do skazania kogoś na ostracyzm.
Rządzą się z pozoru tylko surową moralnością dotyczącą innych, a nie ich
samych. Błędy zauważają tylko u swych sąsiadów, podczas gdy samych siebie
potrafią doskonale wytłumaczyć. To ludzie pruderyjni i zakłamani do tego
stopnia, że nawet okazywane współczucie nie jest szczere, lecz ma wpisywać się
do ogólnego zdania panującego w miasteczku. Raz przypięta łatka zostaje na
zawsze, a osoba która ją otrzymała na własnej skórze odczuje jej ciężar.
Szczególnie kłuje ich w oczy obecność lady Adler na zamku Cantendorfów, a
później również sam związek hrabiego z młodziutką Kate zacznie wywoływać fale krytyki, jak tak bogaty
człowiek mógł związać się z taką rodziną, a zachowanie dziewczyny urąga w ich
mniemaniu wszystkim zasadom moralności. Dopiero z czasem zobaczą u niej klasę i
maniery prawdziwej damy, których z pewnością nie oczekiwali wcześniej.
Tak, jak zapowiadają okładki saga jest lekką i wciągającą
opowieścią. Napisana została prostym, lecz przepięknym językiem pokazującym
polonistyczne wykształcenie Krystyny Mirek. Nie ma wulgaryzmów występujących
coraz częściej we współczesnej literaturze, a zamiast nich dostajemy całe
bogactwo polszczyzny. Jej styl zachwyca i sprawia, że kolejne strony nie czyta
się, tylko połyka w zatrważającym tempie. Spotkanie z Cantendorfami jest
idealne po ciężkim dniu pracy, czy po prostu jeśli szukamy niezbyt wymagającej
lektury, ale nie banalnej; natomiast jeżeli lubicie powieści z wartką akcją
gnającą z zawrotną prędkością albo po prostu książki wymagającej maksymalnego
skupienia i zaangażowania – to nie koniecznie polecam Wam Sagę rodu Cantendorfów.
Wreszcie do jednego z powodów dla których z całą
pewnością warto ją przeczytać, zaliczam
bohaterów. Będących ludźmi niezwykle wręcz realnymi. Mają swoje wady i zalety,
pod wpływem wydarzeń stających się ich udziałem po śmierci czwartej żony
Aleksandra przechodzą całkowitą metamorfozę, odkrywając co w życiu liczy się
naprawdę. Dotyczy ona wszystkich bez wyjątków, zarówno postacie pozytywne –
zdobywające sympatię od początku; po antagonistów – w pewnym momencie mam
wrażenie przestających nimi być. I właśnie przez to może doskonale
odzwierciedlają potencjalnych czytelników tych książek. Najbardziej jaskrawym
przykładem na to stanowią Kate i
Isabelle. Pierwsza to młoda dziewczyna, nie mająca żadnego doświadczenia z
mężczyznami, stąd uczucie do dziedzica zamku jest jej pierwszą miłością niosąca
zarówno chwile szczęśliwe, jak również bardzo bolesne przez które zostanie
wystawiona na trudną próbę. Jest szczera, uczciwa i nie zawsze kontroluje słowa.
Wydaje się, że nie umiałaby nikogo skrzywdzić, wręcz odwrotnie szybko potrafi
zdobywać sympatię, nawet ludzi najbardziej wrogo do niej nastawionych. Z czasem
z „głupiutkiej dziewczyny” biegającej po lesie, zmienia się w prawdziwą damę .
Godną miana hrabiny, wprawiając tym w zdumienie tych, co do tej pory jej nie
doceniali. Jednocześnie jest oddana sprawom rodzinnym całym sercem i zawsze
przekłada samą siebie na ołtarzu rodzinnych interesów, a cierpienie jakie z
tego powodu stanie się jej udziałem, odmieni całą rodzinę Miltonów, pokazując jak mało istotne są rzeczy do tej
pory zajmujące ich umysły.
Isabelle natomiast to
całkowite jej przeciwieństwo. Wychowana została w luksusie i nie umie żyć bez
niego. Podobnie do swojej konkurentki również miała ratować własną familię
przed bankructwem, stąd matka wydała ją za maż, za człowieka starszego od niej
o kilkadziesiąt lat i którego nigdy nie kochała. Stąd w momencie pojawienia
się, na jej horyzoncie młodego i przystojnego Aleksandra, bez chwili wahania
rzuca swoje dotychczasowe życie, nie zważając na plotki miejscowych i tocząc
walkę z gospodynią, panią Hammond o miano pierwszej kobiety na zamku.
Początkowo widzi w Kate kolejną rywalkę do zniszczenia, z czasem im bardziej ją
poznaje, tym bardziej współczuje losu, jaki niedługo przypadnie jej w udziale.
Podobnie do lady Adler będzie musiała codziennie słuchać krytycznych sądów na
swój temat wygłaszanych przez zupełnie obcych ludzi. Jednak, mogę tylko zdradzić, że wpadnie
ona we własną intrygę w chwili, gdy pozna smak prawdziwej i odwzajemnionej
miłości. Zalicza się do tych bohaterów,
których początkowo się nienawidzi, a później na koniec darzy sympatią.
Myślę, że w każdej z
postaci pojawiającej się na kartach sagi, nawet tych wręcz trzecioplanowych
typu pani Carter czy lady Metcalf można odnaleźć codziennie spotykanych ludzi.
Muszę się przyznać, że kiedy przeczytałem ostatnie zdanie Prawdziwej miłości i zdałem sobie sprawę, że nadeszła pora rozstania z
sagą, która początkowo w ogóle mnie nie porwała, było mi trochę smutno.
Zdążyłem się zżyć z bohaterami trylogii
niczym z najlepszymi przyjaciółmi. Mam pewne wrażenie, że mimo wielu jej
mankamentów jeszcze nie raz do niej wrócę.
Polecam.
Moja ocena 7/10 (
oceniam wszystkie trzy tomy, będące na podobnym poziomie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz