piątek, 2 czerwca 2017


MROCZNY
PIĄTEK

        

WIEŻA MILCZENIA – REMIGIUSZ MRÓZ


Dziś nie tylko wyruszymy w podróż w kolejny zakątek na kuli ziemskiej, lecz również przeniesiemy się w czasie. A to za sprawą, Sulejmana Wspaniałego polskiej literatury, Remigiusza Mroza. Pora  na jego literacki debiut „Wieża milczenia”. Jak on wygląda z perspektywy czasu? Zapraszam na recenzję.

         Remigiusz Mróz przenosi nas do Stanów Zjednoczonych. W Lansing zostaje zamordowana młoda pracownica stacji benzynowej, Heather. Sprawę mają poprowadzić detektyw Evelyn Thomsen z Oskarem Villardo. Szybko podejmuje ona decyzję o przesłuchaniu chłopaka zmarłej, Scotta Wintona. Był on wcześniej wykładowcą dziewczyny, a  romans ze studentką wywołał skandal, w wyniku którego stracił posadę. Szybko okazuje się, że Scott to przemądrzały profesorek, który absolutnie nie ma zamiaru ograniczyć się tylko do roli przesłuchiwanego, ale sam ma zamiar wspólnie z parą policjantów poprowadzić śledztwo.
Niedługo potem dochodzi do kolejnego morderstwa, w którym wiedza historyczna mężczyzny może okazać się przydatna. W ten sposób, wspólnie z  Evy i Villardo rusza tropem psychopatycznego mordercy. Cała sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy dochodzi do zamachu na kandydata na fotel prezydencki. Teraz już nikt nie wie, w jaki sposób morderca wybiera swoje ofiary, tylko on sam zna klucz. W każdym razie Scott i Evy wchodzą na ścieżkę z której nie będzie odwrotu. Komuś zaś również bardzo zależy, aby ich pogrążyć. Pościg za zabójcą zaprowadzi ich, aż na drugi kraniec świata.

            Nie za bardzo wiem, jak opowiedzieć o „Wieży milczenia”.  Na pewno powieść mi się bardzo podobała, uważam ją za dobrą książkę. Trudno też jest o niej mówić, będąc już po rewelacyjnym cyklu z Joanną Chyłką i komisarzem Forstem, gdyby to była moja pierwsza pozycja tego autora, na pewno byłbym nią zachwycony. Natomiast teraz między innymi te dwie wspomniane serie podwyższyły poprzeczkę bardzo wysoko i sam jestem ciekaw, czy kiedykolwiek Remigiuszowi Mrozowi uda się ją podwyższyć.
Debiut, jak już wspomniałem, uważam za niezwykle udany. W sumie ma ona wszystko to, co lubię w jego książkach, czyli: akcję pędząca w zawrotnym tempie, wyraziste i mocne charaktery; jednak czegoś mi w tym wszystkim zabrakło i samemu trudno mi powiedzieć dokładnie czego. Po prostu nie było wcześniejszego efektu wow.

            Przede wszystkim Remigiusz Mróz na pewno nie da się czytelnikowi nudzić. Wchodzimy świat pościgów, brutalnych morderstw, bijatyk, i jak to w jego twórczości jest dużo krwi, a kolejne morderstwa pojawiają się wręcz z zawrotną prędkością. Do tego dochodzi motyw religijny wywodzący się ze starożytnej religii. Wszystko zmienia się z minuty na minutę. To jest pierwsza rzecz, która łudząco przypomina mi późniejsze powieści Remigiusza Mroza. Przede wszystkim serię z komisarzem Forstem. Jeśli dobrze pamiętacie, to tam również mieliśmy fanatycznego  mordercę kierowanego względami religijnymi, chcącego wymierzyć sprawiedliwość. I tu dokładnie jest to samo. Inna wiara, inne metody i miejsce działania ale motyw ten sam. Mamy psychopatycznego zabójcę, którego ofiary w żadnej mierze nie są przypadkowe. Każdy jego krok wydaje się dokładnie zaplanowany.
            Poza tym wielbiciele prozy Remigiusza Mroza wiedzą doskonale, że lubi  robić pościg za bohaterem po całym kraju, a czasem nawet przekraczać jego granicę. Tu zdecydowanie mamy przegięcie, bo trop poprowadzi dosłownie na drugi kraniec kuli ziemskiej, do pewnego azjatyckiego kraju. Chociaż z drugiej strony uważam, że stanowi ciekawy zabieg, dający autorowi wiele możliwości lepszego pokazania zupełnie obcej nie tylko Europejczykom, ale również Amerykanom kultury i zwyczajów. W właściwy sobie sposób ukazał ją niezwykle interesująco, poszerzając wiedzę czytelnika o wiele ciekawostek dotyczących tego miejsca, na przykład:  za jedzenie hamburgera na ulicy można dostać mandat, ale prostytucja jest całkowicie legalna. Widać dość ciekawy system prawny, egzekwowany jednak z cała bezwzględnością. Jakie to państwo musicie przekonać się już z lektury „Wieży milczenia”, gdyż nie chcę psuć niespodzianki, ale myślę że również Was może ono zaskoczyć. 
            Ponadto wracając się do Forsta wiemy, że autor lubi odwoływać się do starych religii, i ma coś na ich temat do powiedzenia. Tak samo jest tym razem, niestety również nie mogę zdradzić o jaki wyznanie chodzi, ale przytacza wiele ciekawostek historycznych z nim związanych, a kult ten powstał aż trzy tysiące lat temu wywierając wpływ na współczesne wielkie religie. Takie połączenie zbrodni z historią i religią potrafi robić  tylko Remigiusz Mróz.
            Jednak trochę przeszkadzały mi  stosowne przez autora skróty akcji. Bardzo szybko przechodzimy z jednego wydarzenia do drugiego, co z jednej strony jest dobre, bo nie pozwala na nudę, z drugiej niekoniecznie, ponieważ  pomija się wiele wątków , które można byłoby rozwinąć. Akcja pędzi zawrotna prędkością i tylko poszczególne wątki mijają przed czytelnikiem, podobnie do oglądanych zdjęć w albumie. Nie ma miejsca na większe skupienie się nad nimi. A garść informacji, jaką nas zasypuje sprawia, ze były momenty, że dość trudno było mi się zorientować w akcji; szczególnie w ostatniej części.
Może wynika to, że „Wieża milczenia” stanowi literacki debiut Remigiusza Mroza i po prostu brakowało mu wówczas późniejszego doświadczenia, co zresztą jest rzeczą całkowicie normalną. Tym samym widać, jak wielkie postępy w ciągu ostatnich kilku  lat zrobił. Na pewno, gdyby została ona rozpisana nawet na dwa tomy, efekt całościowy mógłby być o wiele lepszy. Tak niestety brakuje mi tego czegoś.
            Identycznie  wygląda sprawa w przypadku zakończenie. Również ono jest zbyt mocno skondensowane, przez co wiele spraw widać tylko niezwykle pobieżnie. Do tego w moim odczuciu jest trochę nijakie. Z jednej strony jest zbyt miłe, niby autor próbuje jeszcze coś zamieszać na koniec, ale nie jest to zbyt efektowny zabieg. Remigiusz Mróz mistrz ostatniego zdania, tym razem nie zaskakuje. Tym samym koniec nie wbija w fotel, lecz jest zbyt  spokojny i stonowany. Nie ukrywam, że trochę się nim zawiodłem. 

            Niewątpliwym jednak plusem książki stanowi strona językowa, która jak w przypadku każdej rzeczy wychodzącej spod jego pióra jest doskonała. Mamy świetny język pozwalający dość łatwo i szybko czytać powieść, mimo pojawienia się wielu ciekawostek historycznych podawane są one w sposób ciekawy i prosty. Na pewno nie burzą fabuły ale ją uzupełniają. Do tego rewelacyjne dialogi, pełne słownych potyczek. Szczególnie widać to w rozmowach Scotta z Oskarem, które wręcz rewelacyjnie pokazują całą niechęć, jaką policjant czuł do naszego wykładowcy. Natomiast już wymiana zdań między Evelyn a Wintonem stanowi już prawdziwy majstersztyk, wystarczy wspomnieć słynny zwrot: „rzucić na pożarcie Mӧssmerowi”.   

Wreszcie, Remigiusz Mróz potrafi tworzyć mocne charaktery. I również tym razem ich nie brakuje.
Zdecydowanie całe show należy do Scotta Wintona. Jest to człowiek bardzo zadufany w sobie i na pewno typowy narcyz, łatwo wpadający w samo zachwyt. Nie ukrywa nawet, że to on dzięki swej wiedzy dominuje w śledztwie, do tego jest niezwykle arogancki i niejednokrotnie bezczelny. Szczególnie na początku powieści, dość mocno mnie irytował; z czasem jednak nieco bardziej polubiłem jego dość delikatnie  mówiąc, specyficzny sposób zachowania.  Trudno mi znaleźć w jego przypadku porównanie do znanych Mrozowych bohaterów, może poniekąd inteligencją i przenikliwością podobny jest do prokuratora Gerarda Edlinga z „Behawiorysty”.
            Natomiast od samego początku zdecydowanie cała moja sympatia była z panią detektyw Evelyn Thomsen. Miałem wrażenie, że stanowi ona pewnego rodzaju prekursorkę, mojej ukochanej Joanny Chyłki. Podobnie do niej nie lubi, jak zdrabnia się jej imię, potrafi być złośliwa i walczy ze swoimi demonami przeszłości. W pracy jest nieustępliwa i jak wiele postaci tego autora, również ona ma trochę problemów z podporządkowaniem się przełożonym. Trochę żałuję, że nie ma kontynuacji „Wieży milczenia”, bo bardzo chętnie dowiedziałbym się co zrobił jej były mąż, że nie chce ona nawet o nim rozmawiać.

            Podsumowując  „Wieża milczenia” Remigiusza Mroza stanowi zdecydowanie udany debiut tego autora, warto od niej zacząć poznawać jego twórczość. Natomiast ci, tak ja co są po lekturze Chyłki i Forsta znajdą w niej wiele analogii. Miałem nieodparte wrażenie, że stanowiła preludium właśnie do tych dwóch rewelacyjnych serii. Widać to zarówno po fabule, jak również po parze głównych bohaterów, szczególnie w przypadku detektyw Thomsen. Natomiast człowiek-instytucja Elden Lindall w wielu przypadkach trochę przypominał mi Kormaka. Książkę uważam za dobrą, ale tylko dobrą. Pozostaje jednak na dalszej pozycji moich ulubionych powieści tego autora.  Jednocześnie, mam cichą nadzieję, że może jeszcze uda się spotkać ze Scottem i Evelyn.

Polecam.

Moja ocena 7/10
 
                                                       Źródło: Wydawnictwo Damidos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz