WYZNAJĘ
– JAUME CABRÉ
Podobnie, jak wielu książkoholików,
również ja uwielbiam książki opowiadające o książkach. Historie w których
literatura zajmuje główne miejsce, a bohaterowie w pocie czoła zgłębiają
tajniki wiedzy, czytając coraz więcej oraz coraz bardziej poszerzając swoją
bibliotekę do rozmiarów marzeń prawdziwego bookoholika. Temat ten zajmował i
zajmuje dość ważne miejsce oraz znajdzie się bardzo wiele podobnych powieści,
dzięki którym zwiedzamy mroczne pomieszczenia wypełnione opasłymi tomami. Do
tego jeszcze dołożyć dźwięki skrzypcowych koncertów i uzyskujemy coś, czego na
pewno bardzo długo się nie da zapomnieć, a doznania z lektury są po prostu nie
do opisania.
Historia instrumentu
połączona z kolejnymi dziełami pisanymi, znajdującymi się w rodzinnym domu, opowieść o
czytaniu i wirtuozerii nie tylko muzycznej, ale również literackiej. Tak właśnie
otrzymujemy prawdziwy koncert grany na wiele głosów, w różnej tonacji i do tego
muzyka słowa, a to wszystko dzięki Jaume Cabré „Wyznaję”
„Wyznaję” to list,
jaki napisał Adrian Ardevol i Bosh do swej ukochanej Sary Voltes-Epstein. Stanowi
ono bowiem, miłosne wyznanie wraz z przedstawieniem własnych losów. Opowiada
historię chłopca wychowywanego przez despotycznych rodziców. Ojca Feliksa,
marzącego dla niego o karierze wielkiego humanisty, nieustannie stąd każe mu
poznawać kolejne języki – zarówno starożytne, jak i nowożytne- oraz zgłębiać
największe dzieła europejskiej myśli. W jego wyobrażeniu syn miał być erudytą,
poliglotą, skończyć prawo i historię oraz dodatkowy kierunek wybranego przez
samego Adriana. Matka natomiast pragnie,
aby został słynnym i światowej klasy skrzypkiem. Będzie on więc między tymi
dwoma tendencjami rozdarty już na całe życie.
Przyjdzie mu dorastać w samotności w towarzystwie dwóch zabawkowych
przyjaciół kowboja Carsona i wodza plemienia Arapahu, Czarnego Orła, dopiero
później pozna kolejnego ambitnego kolegę, Bernata. To ta trójka będzie
powiernikiem jego planów i pragnień, jak również dręczących go problemów. Jego
dom to dom bez miłości, gdzie tak naprawdę nie wiadomo nawet co łączy jego rodziców,
bo na pewno nie miłość. Dominuje w nim cień ojca żądającego bezwzględnego
posłuszeństwa od domowników, aby móc oddawać się własnej pracy naukowej, jak
również planowaniu kształcenia syna. Matki całkowicie mu podporządkowanej, aby
zaraz po jego śmierci przejąć twardą ręką zarząd nad rodzinnym majątkiem.
W jego domu poza
obszerną biblioteką znajdują się również wyjątkowe skrzypce, Storioni, jako
jedyne mające własne imię – Vial. Tym samym powieść jest również
historią dziecka dorastającego w towarzystwie książek i skrzypiec
skrywających wiele tajemnic. Dzięki historii instrumentu pozna dzieje począwszy
od epoki inkwizycji, aż po dramatyczne przeżycia związane z II wojną światową,
wszystkie one są nierozerwalnie związane z kolejnymi posiadaczami storioniego.
Będą to ludzie dobrzy i źli, ofiary i ich oprawcy, ludzie borykający się z
olbrzymimi wyrzutami sumienia i zwykli oszuści pozbawieni go. Poza tym szybko
przekona się, że również nad jego rodziną instrument przechowywany w sejfie z
powodu swojej olbrzymiej wartości, wywrze piętno i ujawni wiele skrzętnie
skrywanych tajemnic.
Nazwisko Jaume Cabré nie trzeba już przedstawiać zbyt
wielu osobom, praktycznie właśnie dzięki „Wyznaję” zajął on poczesne miejsce
pośród najważniejszych pisarzy europejskich. Stworzył bowiem Dzieło monumentalne. Świadomie
napisałem „Dzieło”, gdyż mamy do czynienie z książką niezwykłą, wielką i
fenomenalną pod każdym względem. Na okładce czytamy: „ Wielka powieść
europejska, przełom w literaturze, powieść katedra o idealnych proporcjach i
epickim, pełnym kunsztownych detali wykonaniu, książka, która przeżyje nas
wszystkich”. Zgadzam się z każdym z tych
stwierdzeń. Kiedy szukałem w pamięci czegoś podobnego – nie znalazłem. Zachwyca
ona pod każdym możliwym względem. Autor stworzył symfonię dźwięków
przemawiającą wieloma głosami. Głosem chłopca, który staje się mężczyzną,
zabawek, ludzi żyjących w różnych epokach historycznych i współczesnych
związanych z życiem głównego bohatera. Są wśród nich: nauczyciel muzyki,
kompozytor, twórca skrzypiec, nazistowscy oprawcy i wiele nie różniący się od
nich katoliccy inkwizytorzy czy wreszcie mnisi borykający się z wyrzutami sumienia
z powodu popełnianych zbrodni. Każde z nich przemawia we właściwy sobie sposób,
zarówno pod względem języka, stylu wypowiedzi itd. W ten sposób niczym w
utworze muzycznym otrzymujemy zróżnicowanie tempa, nastroju i głosu. W jednym
momencie słyszeć można nawet kilka zupełnie różnych tonacji od wypowiedzi
Adriana przez oficera SS bądź inkwizytora po kolejne głosy ludzkie, których
losy są silnie związane z Vialem. Ta mnogość wypowiedzi sprawia, że czytelnik
musi być nieustannie skupiony na lekturze, gdyż przeszłość mniejsza się
teraźniejszością i na odwrót. Wszystko staje się płynne i na jednej stronie
potrafi zabierać głos wiele osób. Dodatkowo to też pokazuje olbrzymi kunszt
Cabré, opisywane zdarzenie ma podobne odbicie zarówno w obecnym czasie akcji,
jak również w tym co działo się kilka wieków wcześniej, oraz kilkadziesiąt lat
temu. Czas tutaj praktycznie nie występuje, to co jest dawne staje się
współczesne i na odwrót. Akcja jest nielinearna. To co wydaje się przypadkowym,
może poniekąd omyłkową wypowiedzią czy głosem, staje w ścisłym związku z całością
fabuły. Autor powraca od jednych osób do drugich. Rozpoczyna wiele wątków, aby
je przerwać, a następnie do nich powrócić. Zresztą sam na końcu stwierdza, że
opowieść o rodzinie Ardevol i związanymi z nimi skrzypcami, można opowiadać bez
końca. A samo zakończenie pojawia się tylko z konieczności jego wystąpienia.
Poza tym, jednym z głównych dominujących w książce
tematów staje się pytanie nad istotą zła w świecie. Zła, które wbrew pozorom
pozostaje jednakowe bez względu na czasy. Wiąże się z tym kolejny dość istotny
problem, a mianowicie pytanie o miejsce i w ogóle o istnienie Boga w świecie
zdominowanym przez zło. Nie ma znaczenia kto jest oprawcą, czy katolicki
inkwizytor skazujący na spalenie na stosie po uprzednim ucięciu języka – co by
więzień podczas egzekucji nie mógł złorzeczyć i krzyczeć; czy esesman
zamykający ofiary w krematorium, bądź znęcający się na nimi w innym nie mniej
wyrafinowany sposób. W każdym bowiem z tych przypadków zło zadaje cierpienie i
śmierć, a człowiek staje się katem i oprawcą dla drugiego. Gdzie zatem jest Bóg
patrzący na cierpienie ludzi rozdzielanych ze swymi najbliższymi? Bóg będący
miłością i dobrocią, bez względu czy nazywa się Go, Bogiem Izaaka, Bogiem Jezusa czy Allahem. Każdy z tych
wyobrażeń pokazuje Stwórcę obojętnego, nieobecnego, milczącego wobec
rozgrywającej się kaźni w której to słychać rozpacz matek i ojców, maleńkich
dzieci, żon i mężów, rodzin przestających istnieć wobec wyrządzonego im zła.
Bóg sprawiedliwy patrzy na niesprawiedliwość i przekręty, wyrywanie mienia, na
ucieczkę ludzi próbujących w rozpaczliwy sposób ratować swoje życie bądź chcieć
pokutować za wyrządzone krzywdy. To w końcu dawni oprawcy próbują
zadośćuczynić, jeśli w ogóle jest to możliwe, za wyrządzone cierpienie. Bóg zaś
pozostaje bierny, nie wkracza w świat ludzki.
„Wyznaję” przeraża
zatem, zarówno swoją brutalnością, jak również przesłaniem. Nie ma znaczenia
czy żyjemy w Europie trzynastego, osiemnastego, dwudziestego czy wreszcie
dwudziestego pierwszego wieku – zło i mordy dokonywane na bezbronnej ludności
są zawsze takie same, zmieniają się metody i krzywdziciele, ale ono w swej
istocie jest niezmienne. Każdego dnia rozgrywa się dramat dla wielu ludzi,
wiele osób zostaje ze złamanymi życiorysami. Przesłanie i próba wyjaśnienie
tego zjawiska wstrząsa oraz przeraża. Autor nie próbuje nic upiększyć, pokazuje
rzeczywistość tamtych lat dokładnie taką, jaka była z jej mentalnością i
światopoglądem. Najdziwniejsze, że każdy z oprawców chciał „stworzyć” świat
lepszy poprzez służbę idei, czy to przez wykorzenienie siłą herezji
zagrażającej czystości wiary, czy też przez wyeliminowanie podludzi. W
rzeczywistości zaś stworzyli oni piekło na Ziemi, oraz pozostawała tylko jedna
możliwa odpowiedź – Bóg nie istnieje, w przeciwnym razie już dawno wkroczyłby
do działania. Bóg po prostu jest okrutny i mściwy, a nie dobry i miłosierny;
karze On za każdy najmniejszy popełniony błąd. Zło wreszcie ma zawsze imię: brata Mikołaja
Eymerica bądź Rudolfa Hӧssa, Hitlera, Franco, Stalina itp.
W
całkowitym kontraście do wyżej przedstawionego obrazu staje, miłość. Jest ona
niewinna, czysta, sprawiedliwa, stanowi najlepszą rzecz w życiu. Adrian
rozpaczliwie będzie szukał jej i pragnął, a uosobi się w poznanej podczas
jednego z koncertów w Żydówce, Sarze. To
ona właśnie będzie wręcz domagała naprawienia wyrządzonych krzywd, wystąpi w
obronie pokrzywdzonej rodziny i będzie chciała skończyć z tajemnicami oraz
niedomówieniami. Z drugiej natomiast strony, owa miłość stanie się przekleństwem, gdyż widmo ukochanych osób odchodzących
od nas, będzie już prześladować przez
resztę dni. Nie ma znaczenia, jak umarli: w wyniku choroby czy zamordowani przez
Świętą Inkwizycję lub oficerów SS; nie ma znaczenia czy to jest to miłość do
żony, dziecka, a nawet zakatarzonej teściowej. Ból po ich stracie jest taki
sam, w życiu zaczyna panować pustka, której nie sposób niczym zapełnić.
Tym samym owo „Wyznaję” zmienia się w łacińskie confiteor czyli spowiadam się. I tym
właśnie staje się ta powieść, swoistą spowiedzią nie tylko Adriana, ale także
wielu innych ludzi typu: brata Mikołaja stającego się bratem Julianem, Guillame
Francois Vial, czy Konrada Buddena, wreszcie spowiedzią samych skrzypiec, które
pokazują swoją historię. Jest to wyznanie pełne bólu, niezwykle szczere, ludzi
będących często już u schyłku życia i opowiadanie swojego życiorysu sprawia im
wiele trudności oraz cierpienia. Jednak centralną osią powieści jest wyznanie główny
bohatera czynione do zmarłej ukochanej, Sary, w którym to opisuje swoje dzieje i dzieje przeżytej
miłości. Pod koniec zaś głos zabiera Bernat, jakby pod imieniem Ardevola
opowiadający wszystko to co rozegrało się do tej pory, i wreszcie
przedstawiając ostanie dni życia swego przyjaciela. Tym samym owa spowiedź
staje się też poniekąd odzwierciedleniem ludzkich pragnień, ambicji, duszy i
poszukiwań Prawdy w różnych systemach filozoficznych: greckiej myśli, Biblii, w
nawiązywaniu do bogatej spuścizny europejskiej literatury, czy u współczesnych
myślicieli. Jednak nigdy nie można uzyskać odpowiedzi skąd wzięło się i
dlaczego rozgrywa się zło. Jedynie widać ludzi ogarniętych pasją nauki, gry na
instrumencie, marząc o karierze wielkiego wirtuoza czy ogarniętych chciwością. Wreszcie wyznanie
ofiar oprawców pokazujących wyrządzone
im krzywdy. Tym samym owe confiteor staje
się jedną wielką spowiedzią mrocznej historii Europy, bez względu na miejsce
jej rozgrywania, dzieła się ona m.in. w Hiszpanii, Francji i Niemczech.
„Wyznaję” Jaume Cabré zachwyca swym pięknem,
wyjątkowością oraz wielością podjętych wątków i tematów, przy czym przede
wszystkim ominuje wspomniana przez mnie próba odpowiedzi o istotę zła obecnego w
świecie. Na pewno nie jest to lektura łatwa, zmienność dialogów – niepewność
kto wypowiada kwestię, głosów, zamieszczanie wiele wypowiedzi w języku obcym
pozostających bez przetłumaczenia czy mnogość postaci - w sumie jest ich około
dwustu; nie ułatwia czytania. Jednak ci, którzy oczekują od literatury czegoś
więcej niż rozrywki na dwa bądź trzy wieczory, na pewno nie będą rozczarowani.
W książce pada zdanie: dobra książka to taka, którą się czyta więcej niż jeden
raz i tylko taka jest coś warta.
„Wyznaję” na pewno taką właśnie pozycją jest.
Polecam.
Moja ocena 10/10
Źródło: Wydawnictwo Marginesy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz