194 pasażerów leciało na pokładzie samolotu. Każdy z inną historią, każdy z nich różnił się od współpasażera. Wśród nich znajdowała się rodzina Adlerów udająca się do Zachodniego Wybrzeża. Nikt nie przewidywał, że to jego ostatni lot w życiu. Jeden błąd, jedna zła decyzja i nikt nie przeżył katastrofy lotniczej. Nikt z wyjątkiem Edwarda Adlera. Dwunastoletni chłopiec traci rodzinę, a opiekę nad nim przejmuje wujostwo, Lacey i John. Dziecko budzi powszechne zainteresowanie i sensacje. A nowi opiekunowie muszą ochronić go przed medialnym szumem, a przede wszystkim pomóc wrócić do życia.
Czasem trudno jest cokolwiek powiedzieć o książce, bo tak naprawdę każdy na swój sposób musi ją przepuścić przez siebie. Przetrawić, uporać się z emocjami. Drogi Edwardzie należy do tych opowieści, obok których trudno pozostać obojętnym. Kiedy bowiem natyka się na dramat dziecka, nie da się być obojętnym. Ann Napolitano udowadnia, że bez względu na wiek można w ułamku sekundy stracić wszystko. Rodziców, brata i dawne szczęśliwe życie, a pozostałe wspomnienia dostarczają zarówno bólu i są jednocześnie wszystkim tym, co udało się zachować. Są ciosy po których trudno się podnieść, i niezbędna okazuje się pomoc drugich. Powiedzmy sobie szczerze, że nigdy nie jest się gotowym na radykalne zmiany. Ani Eddie ani jego wujostwo nie byli na to przygotowani i każde musiało uczyć się drugiego. Wspólnie odbyć drogę. Najpierw podjąć walkę o życie dziecka, potem zająć się jego psychiką i dotrzeć do serca wypełnionego traumą. Edward zaś z każdym rokiem budował siebie od nowa, poznawał kim jest, a przede wszystkim żyć po swojemu z dala od oczekiwań innych.
Ann Napolitano maluje obraz rodziny dotkniętej traumą, niewyobrażalnym cierpieniem. Najpierw kreśli kontury, aby powolutku i niespiesznie nanieść różne odcienie. Najpierw są szare, aby niezauważalnie stawać się jaśniejsze. Burzy znany świat, by poskładać go od nowa. Drogi Edwardzie to powieść na wskroś psychologiczna. Z każdym rozdziałem, z każdą stroną przyglądamy się myślom i emocjom bohaterów. Wkraczamy do ich najbardziej intymnych zakamarków duszy. A przede wszystkim przyglądamy się temu, co tkwiło w ich głowie i sercu w ostatnich godzinach życia i rodzinie, która stała się nią mimowolnie. Pisarka z niezwykłą delikatnością maluje poszczególne obrazy ludzi podobnych do nas samych. Mających swoje rytuały dnia, swoje upodobania, problemy i oczekiwania od życia. Równocześnie dostarcza trudnego do przetrwienia ładunek emocjonalny zwarty w słowach i poszczególnych obrazach.
Drogi Edwardzie z pewnością nie jest powieścią łatwą. Trzeba po prostu czuć, że jest się na nią gotowym i świadomym tego, co podczas czytania na nas czeka. Niemniej to powieść terapeutyczna o odkrywaniu tego, co w życiu najważniejsze. Najważniejsze jest żyć w pełni.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Wydawanictwo Marginesy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz