Powroty do przeszłości nie należą do łatwych. Nawet w nowej rzeczywistości, mimo obciążenia bagażem doświadczeń i traum, zmierzenie się z nimi jest bolesne, zwłaszcza gdy nieodłącznym towarzyszem stają się motyle nocy. A stare, ludowe wierzenia mówią, że są nimi dusze zmarłych, występując gromadnie, zwiastowały czyjąś śmierć. Przekonuje o tym Mariusz Wojteczek w Ćmach i ludziach.
Maria Lenart po latach wraca do rodzinnych Gorlic na pogrzeb matki, z którą nie widziała się od wielu lat. W jej głowie przewijają się nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa. A spotkanie z siostrami nie należy do najżyczliwszych, we wzajemnych relacjach pełno jest uraz, zwłaszcza o jej ucieczkę z domu. Na dodatek przypadkowo uwikła się w konflikt z miejscowym urzędnikiem, spotka dawną miłość i wmieszana zostanie w zagadkę kryminalną. Przy czym najgorsze dopiero nadchodzi...
Historia Marii stanowi w rzeczywistości pretekst, do pokazania czegoś o wiele większego. Jest nim stworzone przez Mariusza Witeczka uniwersum. Oto zastajemy Polskę po krwawej wojnie domowej, która pozostawiła trwałe blizny w umysłach zarówno zwycięzców, jak pokonanych. Ze strzępów wspomnień dowiadujemy się, jak wyglądał kraj przedtem, poznajemy genezę konfliktu, która stanowiła nienawiść do tych, co mieli odmienny światopogląd. Każda ze stron, także Kościół siał ją i przyłożył rękę do tego, co pochłonęło wiele ludzkich istnień tych, co przeżyli zaś pozostawiło poranionych. Obecnie już nic nie jest takie samo, jak wcześniej. Dalej jedynie w sercach rządzi nienawiść do przeciwnika i wszelkiej inności. Nadal jest dążenie do utrzymania władzy i rządu dusz, które nie jest też obce lokalnemu proboszczowi i Naczelnikowi. Rządy sprawuje niepodzielnie Partia, która nad wszystkim czuwa i pilnuje nowego ładu. Biada zaś temu kto wplącze się w konflikt z partyjnym, nawet jeśli jest on przedstawicielem najniższego szczebla. Zaniknęły popularne social media, jako przejaw zgniłego moralnie Zachodu, a dostęp do Facebooka, Instagrama czy w ogóle Internetu jest ograniczony. Raz jest zasięg, innym razem go nie ma. Społeczeństwem jest łatwo rządzić, gdyż ono samo ogłupiło się tik tokiem - co jakiś czas pojawia tiktokowa celebrytka i zrezygnowało z samodzielnego myślenia, wyciągania wniosków. To Partia o wszystkim decyduje i definiuje jako wroga społecznego. Ludzie są moralnie zdeprawowani, stracili wszelkie ludzkie odruchy i obecnie mają wypaczoną wizję dobra i zła.
Ćmy i ludzie straszą poprzez liczne metafory znanej nam rzeczywistości. Tym co dociera z telewizji, radia, o czym czytamy każdego dnia na portalach internetowych i w prasie. Wszystkim tym, z czym mamy sami do czynienie. Przeraża ogromem zła tkwiącym w człowieku, jego okrucieństwem i bestialstwem. Zdeprawowani są nie tylko dorośli ale i dzieci. Ci zaś o szlachetnych i trzeźwym umyśle, boją się zabierać głos. Wszelkie najgorsze instynkty uwypuklone zostają poprzez obraz prowincji. Zacofanej, o mentalności Polak - katolik w jego najgorszym znaczeniu, nietolerancyjnej, tu każdy każdego zna, a plotka o najnowszej sensacji jest na wagę złota. Jednocześnie atmosferę tajemniczości i niepewności potęguje nieustanne balansowanie na granicy snu i jawy. Tytułowe ćmy stają się metaforą śmierci, duszą opuszczającą ludzkie ciało i zwiastunem nadciągającego zła.
To proza niespieszna, skromna pod względem fabuły na rzecz symboliki i wprowadzenia w świat, który nieuchronnie może stać się naszą rzeczywistością. Stanowi swoiste ostrzeżenie przed wszelkim fanatyzmem, zmusza do konfrontacji z tym co obserwujemy, o czym słyszymy i czego czasem bywa się świadkiem. Ma zadanie wyostrzyć zmysły i obudzić umysł. Otacza nas swoistymi oparami niesamowitości, swoistą mgłą przez którą dobywa się głos samej Marii, będącej nie tylko bohaterką ale i przewodniczką. Z ust przewijających się osób dowiadujemy się o ciążącym na nich poczuciu winy, a zadośćuczynienia za grzechy nigdy się nie doczeka.
Ćmy i ludzie to groza z gatunku weird fiction, która z jednej strony składa hołd Markowi Hłasko, Leopoldowi Tyrmandowi, z drugiej natomiast współczesnemu przedstawicielowi literatury niesamowitej, Wojciechowi Guni. Jest powieściowym debiutem Mariusza Wojteczka, który budzi apetyt na więcej. I chociaż nie przepadam za weird fiction, to tym przypadku było przepysznie.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Wydawanictwo IX
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz