Anna Dziewit-Meller powraca z nową powieścią Od jednego Lucypera odpowiadającą o ludziach ze Śląska i śląskich kobietach doby stalinizmu oraz o współczesnych emigrantach zarobkowych.
Kasia przed laty wyjechała do Holandii, raz w poszukiwaniu lepszego życia, lepszych zarobków i większych perspektyw. Tu ma pozornie poukładane życie. Niby robi karierę naukową, żyje na pewnym poziomie ale zmagać się z anoreksją. Kiedy otrzymuje wiadomość o śmierci babci, musi powrócić do rodzinnego Śląska i zmierzyć się z tym, przed czym kiedyś chciała uciec. Przy okazji pogrzebu seniorki rodu odkrywa rodzinną tajemnicę skrywaną przez 60 lat.
Anna Dziewit-Meller snuje przejmującą opowieść o pogrążonych w górmiczym pyle miastach i śląskich kobietach. Koniec wojny wbrew pozorom wcale nie przyniósł poczucia bezpieczeństwa. Jest ono jedynie pozorne. Wciąż jeszcze słychać echa hitlerowskich rządów, pamięta się doznane krzywdy, głód i strach, a już w codzienność tutejszej ludności wkracza nowy okupant, tym razem ze Wschodu. To co miało być jutrzenką lepszej zmiany, sprawia, że dalej górnicy pogrążeni są w marazmie. Sadza i smoła pokrywa ich domy i ich ciała, a przede wszystkim osadza się na ich duszach. Wszystko jest jednakowo czarne i nijakie. Jedynie rozchodzą się szumne hasła budowania nowego kraju, że niby jest więcej domów, żłobków, szkół i zakładów pracy ale ludzie dalej żyją w biedzie, jak przedtem. Nowa władza robi wszystko, aby wymazać ze społecznej pamięci lata przedwojenne, z tamtejszą mentalnością, tymczasem ludność dalej przywiązania jest do religii i swojej piekarskiej Matki Boskiej, której nie chcą zamienić na towarzysza Bieruta. Pełno jest pracowitych ludzi biorących udział w we współzawodnictwie w wyrabiania norm. Całkowicie podporządkowani i bojący się tego nowego czarnego boga, który swe panowanie opiera na strachu, donosicielstwie i udowadnianiu winy niewinnym. Jego zaś więzienia i sposób przesłuchania nie wiele różni się od hitlerowskich metod. Służyć mają one w budowaniu nowej socjalistycznej rzeczywistości, która domaga się wyszukiwania i eliminowanie wrogów ludu.
Tej szarej rzeczywistości rodzącej się Polski Ludowej przeciwstawiona została współczesna polska emigracja na Zachodzie. Niby zarabiają lepiej od rodaków w kraju, żyją na wyższym poziomie, a jednak u części z nich niezmienna zostaje mentalność. Ta polska z szukaniem wrogów i pogardy dla inności, od tego co "nie polskie". Niezmiennie wydają sądy o innych, zwłaszcza o tych, u których pracują. To jedno jest stałe dawniej i dziś bez względu na czasy i szerokość geograficzną.
W rzeczywistości dawnej i obecnej zanurzone są kobiety, matki i żony. Wieczne gospodynie dla których jedynym królestwem pozostaje dom. Tu chcą sprawować swe rządy, chociaż nie jedna za zbytnie podważanie mężowskiego autorytetu dostaje z "liścia". To dalej chcą zyskać przewagę. Każdego dnia podejmują próby podkreślenia swej kobiecości, chociażby przez strój. Pragną bliskości i miłości. Nie chcą być jedynie ograniczane do roli przysłowiowej kury domowej.
Od jednego Lucypera to proza pełna melancholii, smutku, bez widocznej perspektywy nastania lepszego jutra. Pełna empatii dla górniczek, które za podjęcie walki o własne marzenia i szczęście, zapłaciły najwyższą cenę. To opowieść o rodzinnych waśniach, drobnych uszczypliwościach oraz niezrozumieniu. O powrocie do własnych korzeni, i jak trudne nie raz jest zaakceptowanie bolesnej rodzinnej przeszłości, która to jednak buduje naszą tożsamość. Tu głos należy do kobiet, wszystko oglądamy z ich perspektywy. Powieść ta zachwyca i wprowadza w słodki nastrój zadumy. Polecam z całego serca.
Moja ocena 9/10
Wydawanictwo Literackie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz