Stephen King to niemoralnie płodny pisarz, który w swoim dorobku ma ponad 70 powieści! I dalej pisze, chociaż współczesne historie spod pióra Króla Grozy straciły swą dawną drapieżność, po prostu przestają straszyć. To od początku porusza wiele tematów, jednym z najmocniejszych jest u niego pedofilia i przemoc wobec kobiet. Do tego nurtu wpisuje się Gra Geralda opowiadająca o człowieku, który znalazł się w obliczu ekstremalnej próby.
Jess i Gerald to ekscentryczne małżeństwo, szukające przyjemności w perwersyjnym seksie. On przykuwa ją do łóżka kajdankami, ona natomiast jest mu wówczas całkowicie poddana. Do uprawiania tej kontrowersyjnej gry erotycznej, wyjeżdżają na całkowite pustkowie. Do samotnej chatki położonej w środku lasu, w którym coś się czai, coś przypatruje i przychodzi w najmniej spodziewanym momencie. Gdy kobieta chcąca przerwać "zabawę" przypadkowo zabija męża, sama zaś przykuta do łóżka jest bezbronna, wówczas nawiedza ją najgorszy z możliwych koszmarów.
King opowiada historię, mocno przypominającą wcześniejsze jego opowiadanie Dolores Claiborne. O ile tam skupił się na kwestii przemocy domowej, molestowania nieletnich i tragedii rodzinnej, pozbywając całości horrorowego charakteru - a nadając bardziej obyczajowy wydźwięk, to w Grze Geralda elementy grozy są wszechobecne. Zniewolona kobieta zdana jedynie na samą siebie, odludzie na którym do głosu dochodzą upiory od lat mieszkające w jej głowie, pies zjadający ludzkie mięso, i Zło mieszkające w tym miejscu, które z pewnością nie pozwoli, aby pozostało nie zauważone. Ono atakuje w najmniej oczekiwanym momencie, wówczas gdy ofiara jest najbardziej bezbronna. Bez twarzy, drapieżne, osacza i doprowadza do obłędu. Przybiera formy najboleśniejszych wspomnień. King straszy tu bezradnością człowieka w obliczu koszmaru rozgrywającego się w jego umyśle, w jego pamięci. Powraca wszystko to, przed czym przez lata próbowało się zapomnieć. Dramat rozgrywa się na nowo, wracają dawne emocje i głosy, a skrępowana kobieta nie ma szans bronić się przed tym. To wstyd i lęk molestowanej dziewczynki, nieumiejętność nazwania tego czemu jest poddawana przez ojca, a o czym nie wolno jej nawet nikomu wspominać. Gwałty rozszerzają się, ona zaś staje się wobec nich bierna i podobnie rzecz ma się w jej małżeństwie, do chwili w której decyduje się przerwać łańcuch przemocy. To piekło niewinnej nastolatki, którego skutki przekładają się na resztę życia. Determinuje wybory.
Gra Geralda byłaby jednak o niebo lepsza, gdyby nie pojawiały się w niej elementy z Dolores Claiborne. Co powoduje jedynie efekt odgrzewanych kotletów. Ponownie mamy zaćmienie słońca i z góry wiadomo, że podczas niego dojdzie do wydarzenia które dla bohaterki pozostanie znamienne w skutki. Od tego też momentu fabuła robi się nieco naciągana. Doświadczenie z tego dnia przykuwa jej uwagę bardziej od fatalnego położenia, w jakim się znalazła. Finał zaś jest już typowo Kingowy, czyli delikatnie mówiąc mocno nagięty. Sceny robią się przesadnie wydłużone, wywołując w pewnym momencie efekt znużenia. Mimo tych mankamentów, powieść ma w sobie coś co potrafi przykuć uwagę. To ciekawość jak zakończy się historia Jess i psa Prince'a, którego postać jest nie mniej intrygująca od losów głównej bohaterki. Wszystkich psiarzy z pewnością będzie ściskała za serce. Wreszcie nie możność odgraniczenia jawy od sennego koszmaru buduje klimat, któremu trudno się oprzeć. Z pewnością nie jest to najlepsza powieść starego Kinga, którego kochają miłośnicy twórczości Pisarza z Maine, ale można z nią miło spędzić jeden albo dwa letnie wieczory, pod warunkiem, że nie będzie się miało zbyt wysokich wymagań.
Polecam.
Moja ocena 6/10
Wydawanictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz