środa, 15 listopada 2017

Róża północy - Lucinda Riley


         „Czucie i wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca, szkiełko i oko. Mniej serce i patrzaj serca”. Te słowa naszego wieszcza narodowego, Adama Mickiewicza wręcz idealnie odzwierciedlają to, co dla rozumu jest zupełnie niepojęte. Miłość, silniejszą od nienawiści czy wszelkich uprzedzeń. To ona jest władna wyczuć rzeczy, z pozoru zupełnie absurdalne dla zwykłego człowieka. Czyż człowiek uznany za zmarłego ponad osiemdziesiąt lat temu, może nadal żyć? A może to tylko wymysł staruszki, która przez całe życie, nie może pogodzić się z bolesną prawdą. Nie przekonuje jej nawet akt zgonu. Dla kogoś, kogo kocha się bezgranicznie wszystko jest możliwe, a duchy zmarłych zawsze mówią prawdę. Są przecież rzeczy, które nie śniły się waszym filozofom. Szczególnie, gdy naukowy świat zachodu styka się z mądrością i duchem Orientu.

         Miłość, nienawiść rasowa i uprzedzenia społeczne stały się wiodącym tematem dla Lucindy Riley w „Róży północy”. Niezwykle wręcz wzruszającej i pięknej opowieści prowadzącej od indyjskich pałaców maharadży, do zimnych i skostniałych rezydencji angielskich.

        

            Anahita Chavan świętuje swoje setne urodziny. Z tej okazji w jej domu mają zebrać się wszyscy członkowie rodziny. Jednak jubilatka wcale nie cieszy się ze swojej uroczystości, tylko od ponad osiemdziesięciu lat wspomina swojego zaginionego syna, Moha, który dla świata jest zmarłym. Również teraz boli ją, że w tym dniu nie ma go przy niej, a największym pragnieniem starszej pani jest właśnie ujrzeć swoje dziecko, jeszcze przed śmiercią. Podczas przyjęcia prosi wnuka, Ariego – szanowanego biznesmena, o odnalezienie zaginionego członka rodziny i odkrycie co działo się z nim przez te wszystkie lata. Mężczyzna jednak nie daje wiary słowom babci. Rok później kobieta umiera i tuż przed śmiercią czuje, że Moh właśnie odszedł, wtedy zapisuje rok urodzin i śmierci syna, aby Ari łatwiej mógł odnaleźć wuja. Mija kolejne dziesięć lat, Ari Malik będąc już spełniony zawodowo, jednak nieszczęśliwy z powodu porzucenia przez narzeczoną, wraca do rękopisów Anahity i postanawia ruszyć jej tropem. Podróż ta prowadzi bowiem od Indii, aż do mrocznej angielskiej rezydencji w Astbury, skrywającej od dawna ponurą i przerażająca tajemnicę związaną z dramatycznymi przeżyciami nastoletniej hinduski. W tym miejscu poznała siłę ludzkiej nienawiści i uprzedzeń, jak również smak prawdziwej miłości.  Tam właśnie po prawie stu latach biznesmen z Indii pozna popularną amerykańską aktorkę, Rebeccę Bradley. Pracująca na planie filmu kręconego w murach starej rezydencji. Hollywoodzka gwiazda przeżywa obecnie miłosne rozterki. Przede wszystkim jednak jest uderzająco podobna do mieszkanki zamczyska żyjącej w latach dwudziestych XX wieku. Razem z Malikiem odkryje prawdę rzucająca cień na dzieje szanowanego rodu, a sprawa Chavan zbliży ich bardziej do siebie, niż mogłoby im się wydawać na początku.

 

„Róża północy” stanowi moje pierwsze spotkanie z Lucindą Riley i na pewno zaliczam, je do tych bardziej interesujących i bardzo udanych. Sama historia głównej bohaterki, jest jedynie pretekstem do pokazania bogatego społeczno-kulturowego tła Indii i Anglii początku XX wieku.  Początek książki ukazuje bogatą oraz uduchowioną kulturę Indii. Kraju znajdującego się pod panowaniem brytyjskim oraz postrzeganego przez Anglię, jako niżej stojącego kulturowo od niej. Jednak to właśnie tu, czuje się na czym polega prawdziwe życie w chwili stykania się z jego tysiącletnią tradycją. Faktyczne jednak rządy w prowincji należą do miejscowego maharadży, będącego osobą niezwykle bogatą i sięgającą swymi wpływami również samego Londynu. Dostanie się na jego dwór należy do jednego z największych zaszczytów, jakie mogą spotkać zwykłego śmiertelnika. Chociaż praca opiekunki  księżniczki, czasem nie należy do najłatwiejszych. Chcą one być we wszystkim najlepsze i najbardziej docenione, w chwilach zazdrości są zdolne bez wahania pokazać swoją wyższość nad innymi. Jednak tylko przebywając wśród indyjskich książąt można brać udział w najważniejszych wydarzeniach życia kraju, do których między innymi zalicza się ślub. Stanowiący imponującą, kapiącą przepychem i bogactwem  uroczystość, trwająca kilka dni. To właśnie tego typu imprezy dają czasem szansę na odmianę losu, szczególnie jeśli zostanie się zauważoną przez córkę maharni, bądź tym bardziej samą księżną. W tym gronie, jak w każdym innym można znaleźć ludzi zawistnych i okrutnych, jak również mających wielkie serce. Riley z największymi szczegółami pokazuje zwyczaje i etykietę  panująca w ich pałacach. Chcąc pracować dla nich, należało wcześniej uzyskać  zgodę rodziców, jak i  rodziny  książęcej – u której podjęło się wcześniej pracę. Towarzyszka indyjskiej księżniczki stanowi odpowiednik europejskiej damy do towarzystwa.  Do tej roli wybierano dziewczęta w podobnym wieku, co córka maharadży. Była z nią wszędzie, gdzie ta się udała, brała udział w każdej jej podróży i również razem z nią mogła pobierać naukę. Pokazując obraz władców Indii, pisarka poruszyła kilka dość ciekawych wątków społecznych. Zawsze zawierali oni tylko małżeństwa aranżowane. To kogo pokochała młoda panna, nie miało większego znaczenia, gdyż rodzice wybierali dla niej męża. Zerwanie zaś zaręczyn mogło mieć poważne konsekwencje, prowadzące nawet do wojny domowej. I podobnie do tradycji islamskiej, również w hinduizmie panuje poligamia. Poza tym rani, jeśli tylko była taka jej wola, wydawała za mąż również towarzyszkę córki.

Indie to również kraj kierujący się silną duchowością, wierzący w kontakty z duchami, które śpiewały w chwili śmierci człowieka. Osoba obdarzona darem słyszenia ich głosu, była obdarzona także wielką mądrością, potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji i była zdolna przewidzieć do pewnego stopnia przyszłość. Z ich rad korzystali zarówno prości ludzie, jak również władcy prowincji. Wreszcie tutejsza ludność nauczona od stuleci korzystania z medycyny naturalnej, znała zioła odpowiednie na daną chorobę,  jak również bez problemu odróżniała roślinę leczniczą od trującej.

Następnie poznajemy obraz angielskiego społeczeństwa, kierującego się licznymi uprzedzeniami w stosunku do ludzi o innym kolorze skóry, uważanych za osoby tzw. drugiej kategorii – chyba, że należą oni do rodziny maharadży. Wówczas pochodzenie otwiera im dosłownie wszystkie drzwi. Inaczej muszą swoją ciężką pracą dochodzić do wyznaczonego przez siebie celu. Londyńska arystokracja ma wiele wspólnego ze społeczeństwem indyjskim, między innymi również u nich panuje małżeństwo aranżowane oraz boi się ona skandalu na przykład z powodu mezaliansu. O ile jednak Indie jawią się krajem tętniącym życiem i niezwykle kolorowym, Anglię zaś obserwuje się jako miejsce zimne i skostniałe. Nawet sama etykieta w jednym przypadku wydaje się „bardziej ludzka”, a w drugim niezwykle surowa i konserwatywna.

Stąd jeśli oczekuje się lekkiej i łatwiej w lekturze historii, w przypadku „Róży północy” może być różnie pod tym względem. W akcję wplątują się właśnie pokazane przez mnie wątki społeczne, mające ścisły związek z fabułą, przez co wymagają od czytelnika pewnego skupienia. Z tego powodu książka nie każdemu może przypaść do gustu, na pewno nie jest to typowa historia obyczajowa. Ma ona wiele wątków, wiele zupełnie nieoczekiwanych zwrotów akcji połączonych do tego z częstymi przeskokami w czasoprzestrzeni. Toczy się ona równolegle w roku 2011 i w latach 1911-1922.  Dzięki temu obserwuje się, jak historia prawie sprzed stu lat może mieć silny wpływ na wewnętrzną przemianę bohaterów żyjących współcześnie, zaczyna dostrzegać się pewnego rodzaju analogie miedzy ludźmi z przeszłości i teraźniejszości. Przede wszystkim, zaś zostaje pokazane zło działające pod płaszczem religijności i dobra rodziny, zdolne niszczyć życie kolejnym pokoleniom rodu Astbury.

Wszystko to sprawia, że „Róża północy” przenosi nas do świata z jednej strony znanego współczesnemu czytelnikowi, z drugiej jednak zupełnie oddalonego, minionego, znanego może już tylko ze starych rodzinnych fotografii i z opowieści dziadków lub z literatury czy filmu. Pokazuje z całą pewnością ludzi, kierujących się zarówno najwznioślejszymi uczuciami, jak również tymi najgorszymi. Riley zaś szachuje emocjami, niczym figurami na szachownicy, nieustannie zmieniając ich kombinację i  tonację. Znajdujemy osoby uważające, że mają prawo odmówić prawa do szczęścia drugiemu człowiekowi, tylko z powodu jego pochodzenia czy koloru skóry. Dla mnie zaś powieść, ta to wspaniała i niezwykle wzruszająca wędrówka w czasie dawno minionym, pośród zimnych angielskich rezydencji i imponujących przepychem indyjskich pałaców. Zetkniecie Zachodu z Orientem i okazja do poznania tradycji tego egzotycznego dla wielu osób kraju. To książka, która mocno zapada w serce i wciągająca bez reszty. Mam wielką chęć poznania więcej pozycji, które wyszły spod piórka tej autorki. A podróż z nią była przyjemna, choć nostalgiczna i warto zaopatrzyć się wcześniej w sporą paczkę chusteczek. 
 
Polecam,
Moja ocena 9/10


 
                                                       Źródło: Wydawnictwo Albatros

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz