„Czucie i wiara silniej mówią do mnie,
niż mędrca, szkiełko i oko. Mniej serce i patrzaj serca”. Te słowa naszego
wieszcza narodowego, Adama Mickiewicza wręcz idealnie odzwierciedlają to, co
dla rozumu jest zupełnie niepojęte. Miłość, silniejszą od nienawiści czy
wszelkich uprzedzeń. To ona jest władna wyczuć rzeczy, z pozoru zupełnie absurdalne
dla zwykłego człowieka. Czyż człowiek uznany za zmarłego ponad osiemdziesiąt
lat temu, może nadal żyć? A może to tylko wymysł staruszki, która przez całe
życie, nie może pogodzić się z bolesną prawdą. Nie przekonuje jej nawet akt
zgonu. Dla kogoś, kogo kocha się bezgranicznie wszystko jest możliwe, a duchy
zmarłych zawsze mówią prawdę. Są przecież rzeczy, które nie śniły się waszym
filozofom. Szczególnie, gdy naukowy świat zachodu styka się z mądrością i
duchem Orientu.
Miłość, nienawiść rasowa i uprzedzenia społeczne stały się
wiodącym tematem dla Lucindy Riley w „Róży północy”. Niezwykle wręcz
wzruszającej i pięknej opowieści prowadzącej od indyjskich pałaców maharadży,
do zimnych i skostniałych rezydencji angielskich.
Anahita Chavan świętuje swoje setne urodziny. Z tej
okazji w jej domu mają zebrać się wszyscy członkowie rodziny. Jednak jubilatka
wcale nie cieszy się ze swojej uroczystości, tylko od ponad osiemdziesięciu lat
wspomina swojego zaginionego syna, Moha, który dla świata jest zmarłym. Również
teraz boli ją, że w tym dniu nie ma go przy niej, a największym pragnieniem
starszej pani jest właśnie ujrzeć swoje dziecko, jeszcze przed śmiercią.
Podczas przyjęcia prosi wnuka, Ariego – szanowanego biznesmena, o odnalezienie
zaginionego członka rodziny i odkrycie co działo się z nim przez te wszystkie
lata. Mężczyzna jednak nie daje wiary słowom babci. Rok później kobieta umiera
i tuż przed śmiercią czuje, że Moh właśnie odszedł, wtedy zapisuje rok urodzin
i śmierci syna, aby Ari łatwiej mógł odnaleźć wuja. Mija kolejne dziesięć lat,
Ari Malik będąc już spełniony zawodowo, jednak nieszczęśliwy z powodu
porzucenia przez narzeczoną, wraca do rękopisów Anahity i postanawia ruszyć jej
tropem. Podróż ta prowadzi bowiem od Indii, aż do mrocznej angielskiej
rezydencji w Astbury, skrywającej od dawna ponurą i przerażająca tajemnicę
związaną z dramatycznymi przeżyciami nastoletniej hinduski. W tym miejscu
poznała siłę ludzkiej nienawiści i uprzedzeń, jak również smak prawdziwej
miłości. Tam właśnie po prawie stu latach
biznesmen z Indii pozna popularną amerykańską aktorkę, Rebeccę Bradley. Pracująca
na planie filmu kręconego w murach starej rezydencji. Hollywoodzka gwiazda przeżywa
obecnie miłosne rozterki. Przede wszystkim jednak jest uderzająco podobna do
mieszkanki zamczyska żyjącej w latach dwudziestych XX wieku. Razem z Malikiem
odkryje prawdę rzucająca cień na dzieje szanowanego rodu, a sprawa Chavan
zbliży ich bardziej do siebie, niż mogłoby im się wydawać na początku.
„Róża
północy” stanowi moje pierwsze spotkanie z Lucindą Riley i na pewno zaliczam,
je do tych bardziej interesujących i bardzo udanych. Sama historia głównej
bohaterki, jest jedynie pretekstem do pokazania bogatego społeczno-kulturowego
tła Indii i Anglii początku XX wieku. Początek książki ukazuje bogatą oraz
uduchowioną kulturę Indii. Kraju znajdującego się pod panowaniem brytyjskim
oraz postrzeganego przez Anglię, jako niżej stojącego kulturowo od niej. Jednak
to właśnie tu, czuje się na czym polega prawdziwe życie w chwili stykania się z
jego tysiącletnią tradycją. Faktyczne jednak rządy w prowincji należą do
miejscowego maharadży, będącego osobą niezwykle bogatą i sięgającą swymi wpływami
również samego Londynu. Dostanie się na jego dwór należy do jednego z
największych zaszczytów, jakie mogą spotkać zwykłego śmiertelnika. Chociaż
praca opiekunki księżniczki, czasem nie
należy do najłatwiejszych. Chcą one być we wszystkim najlepsze i najbardziej
docenione, w chwilach zazdrości są zdolne bez wahania pokazać swoją wyższość
nad innymi. Jednak tylko przebywając wśród indyjskich książąt można brać udział
w najważniejszych wydarzeniach życia kraju, do których między innymi zalicza
się ślub. Stanowiący imponującą, kapiącą przepychem i bogactwem uroczystość, trwająca kilka dni. To właśnie
tego typu imprezy dają czasem szansę na odmianę losu, szczególnie jeśli
zostanie się zauważoną przez córkę maharni, bądź tym bardziej samą księżną. W tym
gronie, jak w każdym innym można znaleźć ludzi zawistnych i okrutnych, jak
również mających wielkie serce. Riley z największymi szczegółami pokazuje
zwyczaje i etykietę panująca w ich pałacach.
Chcąc pracować dla nich, należało wcześniej uzyskać zgodę rodziców, jak i rodziny
książęcej – u której podjęło się wcześniej pracę. Towarzyszka indyjskiej
księżniczki stanowi odpowiednik europejskiej damy do towarzystwa. Do tej roli wybierano dziewczęta w podobnym
wieku, co córka maharadży. Była z nią wszędzie, gdzie ta się udała, brała
udział w każdej jej podróży i również razem z nią mogła pobierać naukę.
Pokazując obraz władców Indii, pisarka poruszyła kilka dość ciekawych wątków
społecznych. Zawsze zawierali oni tylko małżeństwa aranżowane. To kogo
pokochała młoda panna, nie miało większego znaczenia, gdyż rodzice wybierali
dla niej męża. Zerwanie zaś zaręczyn mogło mieć poważne konsekwencje,
prowadzące nawet do wojny domowej. I podobnie do tradycji islamskiej, również w
hinduizmie panuje poligamia. Poza tym rani, jeśli tylko była taka jej wola,
wydawała za mąż również towarzyszkę córki.
Indie
to również kraj kierujący się silną duchowością, wierzący w kontakty z duchami,
które śpiewały w chwili śmierci człowieka. Osoba obdarzona darem słyszenia ich
głosu, była obdarzona także wielką mądrością, potrafiła znaleźć wyjście z
każdej sytuacji i była zdolna przewidzieć do pewnego stopnia przyszłość. Z ich
rad korzystali zarówno prości ludzie, jak również władcy prowincji. Wreszcie tutejsza
ludność nauczona od stuleci korzystania z medycyny naturalnej, znała zioła
odpowiednie na daną chorobę, jak również
bez problemu odróżniała roślinę leczniczą od trującej.
Następnie
poznajemy obraz angielskiego społeczeństwa, kierującego się licznymi
uprzedzeniami w stosunku do ludzi o innym kolorze skóry, uważanych za osoby
tzw. drugiej kategorii – chyba, że należą oni do rodziny maharadży. Wówczas
pochodzenie otwiera im dosłownie wszystkie drzwi. Inaczej muszą swoją ciężką
pracą dochodzić do wyznaczonego przez siebie celu. Londyńska arystokracja ma
wiele wspólnego ze społeczeństwem indyjskim, między innymi również u nich
panuje małżeństwo aranżowane oraz boi się ona skandalu na przykład z powodu
mezaliansu. O ile jednak Indie jawią się krajem tętniącym życiem i niezwykle
kolorowym, Anglię zaś obserwuje się jako miejsce zimne i skostniałe. Nawet sama
etykieta w jednym przypadku wydaje się „bardziej ludzka”, a w drugim niezwykle
surowa i konserwatywna.
Stąd
jeśli oczekuje się lekkiej i łatwiej w lekturze historii, w przypadku „Róży
północy” może być różnie pod tym względem. W akcję wplątują się właśnie
pokazane przez mnie wątki społeczne, mające ścisły związek z fabułą, przez co
wymagają od czytelnika pewnego skupienia. Z tego powodu książka nie każdemu
może przypaść do gustu, na pewno nie jest to typowa historia obyczajowa. Ma ona
wiele wątków, wiele zupełnie nieoczekiwanych zwrotów akcji połączonych do tego
z częstymi przeskokami w czasoprzestrzeni. Toczy się ona równolegle w roku 2011
i w latach 1911-1922. Dzięki temu
obserwuje się, jak historia prawie sprzed stu lat może mieć silny wpływ na
wewnętrzną przemianę bohaterów żyjących współcześnie, zaczyna dostrzegać się
pewnego rodzaju analogie miedzy ludźmi z przeszłości i teraźniejszości. Przede
wszystkim, zaś zostaje pokazane zło działające pod płaszczem religijności i
dobra rodziny, zdolne niszczyć życie kolejnym pokoleniom rodu Astbury.
Wszystko
to sprawia, że „Róża północy” przenosi nas do świata z jednej strony znanego
współczesnemu czytelnikowi, z drugiej jednak zupełnie oddalonego, minionego,
znanego może już tylko ze starych rodzinnych fotografii i z opowieści dziadków
lub z literatury czy filmu. Pokazuje z całą pewnością ludzi, kierujących się
zarówno najwznioślejszymi uczuciami, jak również tymi najgorszymi. Riley zaś
szachuje emocjami, niczym figurami na szachownicy, nieustannie zmieniając ich
kombinację i tonację. Znajdujemy osoby
uważające, że mają prawo odmówić prawa do szczęścia drugiemu człowiekowi, tylko
z powodu jego pochodzenia czy koloru skóry. Dla mnie zaś powieść, ta to
wspaniała i niezwykle wzruszająca wędrówka w czasie dawno minionym, pośród
zimnych angielskich rezydencji i imponujących przepychem indyjskich pałaców.
Zetkniecie Zachodu z Orientem i okazja do poznania tradycji tego egzotycznego
dla wielu osób kraju. To książka, która mocno zapada w serce i wciągająca bez
reszty. Mam wielką chęć poznania więcej pozycji, które wyszły spod piórka tej
autorki. A podróż z nią była przyjemna, choć nostalgiczna i warto zaopatrzyć
się wcześniej w sporą paczkę chusteczek.
Polecam,
Moja ocena 9/10
Źródło: Wydawnictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz