Od dawna powtarzam, że Polska kryminałem silna i nasi rodzimi twórcy, coraz bardziej utwierdzają w tym przekonaniu. Katarzyna Puzyńska Pokrzykiem podkręca tempo sagi o Lipowie.
Od wydarzeń z Rodzanic minąły trzy tygodnie w ciągu, których zaszły istotne zmiany. Klementyna nadal pozostaje w ukryciu, a dodatkowo przypisuje jej się nową zbrodnię. Podobno miała się przyczynić do śmierci Leokadii Orłowskiej, a świadczyć ma o tym, że widziano ją przy domu zmarłej. Daniel Podgórski teraz nie tylko dąży do oczyszczenia przyjaciółki z podejrzeń, ale podjął kolejną życiową decyzję. Czy przybyły do Lipowa były mąż Weroniki, Mariusz Nowakowski wprowadzi zamieszanie w życiu młodego małżeństwa?
Lipowska saga nabiera nowych rumieńców, a sposób na osiągnięcie tego jest banalnie prosty. Zręcznie utkana zagadka kryminalna plus dalsze rozwinięcie telenoweli o miłosnym trójkącie, a teraz może czworokącie. Kasia Puzyńska nie tylko wprowadza nową postać, o której do tej pory były jedynie szczątkowe informacje, ale ponownie zanurza się w przeszłość Kopp i pewnej rodziny. Wykorzystuje dramat sprzed kilkudziesięciu lat, rodzinne sekrety, skomplikowane relacje między poszczególnymi członkami famili i tak oto niezwykle sprytnie ustawia kolejne figury na szachownicy i porusza nimi w przeróżnych konfiguracjach. Co pewien czas podkręca tempo, rzuca informację, która ma wzbudzić coraz to nowe podejrzenia. Nie tylko rozgrywa z czytelnikiem pewnego rodzaju grę, ale również wykorzystuje motyw dantejskiego piekła, czyśca i raju, by zadać ten decydujący szach mat, po którym już nic nie da się zmienić. Z każdą godziną przekonujemy się, że zbliżamy się do momentu decydującego nie tylko w sprawie Orłowskich, ale przede wszystkim miłosnego galimatiasu Podgórskich i Emilii Strzałkowskiej. Zbliżamy się do czegoś, od czego nie będzie odwrotu. Puzyńska doskonale wie, jak wywołać w bohaterach skrajne emocje, jak doprowadzić na skraj wytrzymałości, a następnie to wszystko rzucić na ziemię i zostawić ich z rozdartym sercem. Pokrzyk nieco różni się od wcześniejszych tomów. O ile do tej pory Kasia przyzwyczaiła do wartkiej akcji, to teraz jest bardzo powolna, wręcz niespieszna. Przedłużające się sceny, rozmowy wszystko to, by wydobyć kłębiące się myśli, wspomnienia utrudniające pójście na przód i uwolnienie się od dręczących demonów. Mam wrażenie, że specjalnie dochodzi do różnych konfiguracji, to w jednym jedynym celu. Kolejny raz pokazać ludzką kruchość, zło do którego człowiek jest zdolny posunąć się. Na koniec rzuca i depcze serce czytelnika. Nie ma litości i konfrontuje z dramatem, który z pewnością zostawi swój ślad. Doprowadza do sytuacji bez wyjścia, z której już nic nie będzie takie samo. Pojawia się ona niespodziewanie, wtedy kiedy wcale nie jesteśmy na nią gotowi, dostajemy obuchem w głowę.
O ile do tej pory co pewien czas narzekano na snującą się we wsi swoistą telenowelę, to początkowo wydaje się ona w Pokrzyku wątkiem dominującym, czymś mocno już naciąganym i mało wiarygodnym, natomiast jak to u Katarzyny Puzyńskiej bywa, to tylko pozory, coś czym chce odwrócić uwagę, uśpić czujność, a przede wszystkim złagodzić dramat z którym przychodzi się skonfrontować. A to ma opanowane do perfekcji. Wystarczy opowieść o klątwie wiszącym nad domem w sąsiedniej wsi i klaun, a raczej maska klauna, by ze sporym niepokojem obserwować to, do czego powolutku prowadzi czytelnika. Niby w sadze o Lipowie wszystko jest znane, pojawiają się znane miłośnikom kryminałów i grozy chwyty wywołujące szybsze bicie serca, a również wielokrotnie wykorzystywane we wcześniejszych tomach zabiegi pobudzające i usypiające czujność ale mimo to wszystko nadal się sprawdza. Na koniec ponownie zostawia sobie furtkę do swoistej rewolucji w życiu lipowskich policjantów.
Polecam.
Moja 7/10
Wydawanictwo Prószyński i S-ka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz