Wszystko zaczyna się w 1903 roku, kiedy to Michał Grzegorz Garapich, właściciel dóbr ziemskich w podtarnowskim Cebrowie, wraz dwoma synami, Kazimierzem i Janem udaje się na miejscowy cmentarz, aby wykopać stamtąd zwłoki swego ojca Władysława i brata Stanisława i przenieść je do nowo wybudowanej kaplicy przy dworze. Tak oto dał początek tajemniczym wydarzeniom dziejącym się na tamtejszej nekropolii, jak również związania losów wsi z losami jego rodziny. Został dziadkiem kilkadziesięciorga wnucząt, sam "prawny" syn, Kazimierz miał ponad 20 dzieci, legalnych i z nieprawego łoża. Michał P. Garapich po ponad stu laty od tamtego wydarzenia powraca do rodzinnej miejscowości znajdującej się na dzisiejszej Ukrainie, aby na podstawie relacji pamiętnikarskich ciotki, Elli i stryja Pawła odnaleźć zapomnianych członków rodziny, spotkać się z nimi, porozmawiać poznać ich spojrzenie na dzieje Garapichów i stosunek do Kazimierza oraz odwiedzić wszystkie miejsca nierozerwalnie związane z przeszłością rodzinną.
Autor zaczyna swą wędrówkę z początkiem XIX wieku, kiedy za sprawą cesarza austriackiego Franciszka I do podtarnowskiej ziemi przybywa chorwacki ród Garapichów, kończy zaś na roku 2015 kiedy to Ukraina za moment znajdzie się w ogniu wojny domowej. Stulecie to pokazuje relacje wieś - dwór. Zarówno jedno jak i drugie żyło w ścisłej symbiozie. Dziedzic dbał o poddanych, oni zaś na jego żądanie wysyłali swe córki do pana. Potem rodziły się nieślubne dzieci, którym to Kazimierz zapewniał wykształcenie i wychowanie. Zarówno Garapichowie jak i ich "poddani" musieli znać i prowadzić wykaz tzw. "lewaków" czyli dzieci, które gospodarz uznał ale nie miały prawa do nazwiska, aby uniknąć potem kazirodczych związków. Co ciekawe brak zainteresowania właściciela majątku chłopką uważany był za brak łaski. Relacje wsi z panem musiały być dobre, gdyż w momencie wejścia do Cebrowa Armii Czerwonej 17 września 1939 r. i aresztowania Kazimierza w celu jego rozstrzelania, to lud uratował mu życie.
Przy okazji odkrywania własnych korzeni, Michał P. Garapich przybliża nieznane fakty z życia dworu ziemiańskiego. Na przykład w złym tonie było karmienie piersią dzieci przez panią domu. To dwór określał, kto ma prawo nosić rodowe nazwisko i należeć do familii, a komu tego prawa odmówiono, przypinając łatkę lewaka. Ludzie ci, nie mieli imienia i nazwiska, wchodzili w skład tzw. czarnej masy, stając się jedynie częścią jakiegoś abstrakcyjnego tła.
Dzieci Kazimierza to niezwykły reportaż o Kresach XX wieku pokazujący ludzi i czasy, które bezpowrotnie minęły. To pełna nostalgii opowieść o polskim ziemianstwie, kresowej wsi, pozycji kobiety i mężczyzny w rodzinie właścicieli ziemskich. Czyta się jak powieść, raz są elementy grozy, potem zmienia się w pasjonująca sagę i reportaż pokazujący obecne życie potomków Kazimierza Garapich i Cebrowa. Polecam z całego serca.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Wydawanictwo Czarne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz