Ach,
ta słowiańszczyzna! Demony zamieszkające w naszych lasach, przenikające do ludzkich
domów i umysłów, którym podporządkowują się siły przyrody. Dzięki zaś posiadanej
mocy, są w stanie zamienić życie człowieka w piekło. Osaczają ofiarę, nie pozwalają jej nawet ma
moment zapomnieć o sobie i nie pozostawiają nawet iskierki nadziei, że można
przed nimi uciec. Są wszechobecne. Nie ma dla nich granic czasowych, ani
przestrzennych. Istoty mityczne wywierające silny wpływ na wyobraźnię i
wierzenia naszych przodków, dziś nieco zapomniane, ale potrafiące walczyć o
należne im miejsce w polskiej literaturze. Jednym z twórców, który czerpie z
bogactwa rodzimej demonologii jest polski król grozy, Stefan Darda, który w Nowym Domu na Wyrębach ponownie snuje
opowieść o słowiańskich upiorach domagających się sprawiedliwości za doznane za
życia krzywdy.
Minęło kilka miesięcy
od ostatnich wydarzeń na Wyrębach i od chwili, kiedy Hubert Kosmala odwiedził
tamto miejsce. To, co wówczas zniszczyło życie jego przyjaciela Marka, teraz
zaczyna zagrażać jego rodzinie. Strzyga, Baśka dalej jest żądna krwi i za swój
cel obiera właśnie rodzinę Kosmalów. Ucieczka przed Wyrębami jest drogą
donikąd. Mężczyzna ma uczucie coraz większego osaczenia przez Zło, które
zdążyło już rzucić mu wyzwanie. Chcąc uporać się z bolesnymi wspomnieniami,
odnaleźć spokój ducha i i zapewnić bezpieczeństwo najbliższym, postanawia
wrócić do domu Marka Leśniewskiego i tam znaleźć rozwiązanie całej sytuacji.
Panująca tam cisza, mroczna atmosfera, tajemniczość i przybycie nowych
mieszkańców sprawia, że mężczyzna zdaje sobie sprawę, że to dopiero początek
koszmaru. Nadciągają nowi wrogowie, szukający pomsty za doznane za życia
krzywdy. Jedynymi sprzymierzeńcami w walce stają się ksiądz egzorcysta Dobrowolski i kolega,
Bernard Woźniak.
Stefan Darda w Nowym Domu na Wyrębach, będącym
kontynuacja jego debiutanckiej powieści, po raz kolejny zabiera czytelnika do
małej wioski położonej gdzieś na Lubelszczyźnie. Do miejsca, w którym jawa i
senna mara przenikają się, łączą się w jednym nierozdzielnym uścisku, tworząc
tym samym jedną wspólną rzeczywistość. Wkraczamy do opuszczonego domu, którego
wnętrza pamiętają dramatyczną walkę człowieka z upiorem. Do wnętrz
przesiąkniętych Złem, które czyha na kolejną okazję ataku. Wchodząc do tego
świata należy pamiętać o przestrzeganiu zasad panujących w tym miejscu. Przez
całą noc muszą palić się świece zanurzone w święconej wodzie, należy nosić
poświęcony medalik, i pod żadnym pozorem
nie wolno obcym rozpalać drewna w kominku. Złamanie jednej choćby z tych reguł,
może pociągnąć fatalne konsekwencje. Dom znajduje się w samym sercu dziczy,
pośród gęsto porośniętego lasu, z którego obecnie słychać złowieszcze wycie
wilka. Puszczy stającej się świadkiem narodzin nowych żądnych krwi i zemsty
strzyg, wysokich, czy płanetników. W tym miejscu wszystko może się wydarzyć. W
okolicy leje ulewny deszcz, a nad Wyrębami świeci słońce. I na odwrót. To miejsce
przeklęte i niebezpieczne, niszczące każdego, kto tylko odważy się do niego zawitać.
Panująca wokół cisza, czy przelatujące nad okolicą w dzień klucze żurawi, są
tylko pozorami, ukrywającymi prawdziwe, przerażające oblicze wioski. Wsi przesiąkniętej
ludzkimi łzami z powodu krzywdzących kazań miejscowego proboszcza, który to
publicznie i imiennie wypomina parafianom ich grzechy, podczas gdy sam często
ma znacznie poważniejsze winy na sumieniu. Poznając tutejszą społeczność, ma
się ochotę krzyknąć, że trudno tu o dobrych ludzi. Złośliwa sklepikarka
czerpiąca przyjemność znęcania się nad pracownicą, lokalni pijaczkowie zamieniający
życie swych żon w piekło. Kobiety dla których egzystencja w tym miejscu oznacza
śmierć za życia. Tu każdy nosi w sercu niewyrównany rachunek krzywd i
pretensji, stąd tak łatwo może stać się celem i narzędziem, jakim będzie
chciało się posłużyć się mieszkające w tutejszym lesie Zło. Atakuje ono nocą
przy pełni księżyca, zdobywając coraz to nowych posłanników do zniszczenia
obcych, którzy odważyli się przybyć do Wyrębów. Koszmary, jakie śnią się żywym,
są ostrzeżeniem przed nadciągającym upiorem. A może wręcz odzwierciadlają to,
co rzeczywiście się dzieje? Nadprzyrodzoność i realność stanowią nierozdzielną rzeczywistość determinującą
ludzkie losy.
Darda po raz kolejny
snuje opowieść o męskiej przyjaźni dla której jest się w stanie poświęcić wszystko,
która nie zadaje pytań tylko przychodzi z odsieczą wtedy, gdy przyjaciel
znajduje się w niebezpieczeństwie.
Gdy
nadchodzi odpowiedni moment, po prostu wstajesz i ruszasz, bez względu na
wszystko. To odruch. Jak oddychanie.
To historia o
samotności, niszczących życie wyrzutach sumienia i drodze do odnalezienia
wewnętrznego spokoju. Poczucie winy siłą wkrada się do umysłu człowieka,
zatruwa go i determinuje myśli i wspomnienia o tym, o czym chciałoby się
zapomnieć. Uczucie, że czegoś się nie zrobiło, coś się zaniedbało wówczas, gdy
była ku temu pora, stają się przekleństwem nie pozwalającym odnaleźć ukojenia.
W domu na Wyrębach ponownie noce zamieniają się w pole walki o życie własne,
rodziny, przyjaciół, o własna duszę. Po stoczonych wówczas bojach, za dnia
trudno odzyskać wewnętrzną stabilizację, stąd zarówno bohaterowie, jak i
czytelnik zostają doprowadzeni na skraj wytrzymałości nerwowej. Tu nigdy nie
wiadomo, co się za moment wydarzy się, jaki nowy wróg zaatakuje, albo skąd
nadciągnie niebezpieczeństwo. O ile w pierwszej części przyroda nie wydawała
się wroga człowiekowi, wręcz odwrotnie. Dawała ukojenie zszarganym nerwom,
zapomnienie i radość, to wraz ze śmiercią Marka Leśniewskiego, natura przybiera
również złowrogi charakter i tylko iluzorycznie może zdawać się sprzymierzeńcem
mieszkańców. Wilki wyjące nocą i rozszarpujące ciała ludzi, las ukrywający
zbezczeszczone zwłoki i cmentarz położony gdzieś w głębi puszczy ma ciała tych,
którzy niszczą życie żywym. W takim miejscu samotność może nie stanowić dobrego
wyboru, konieczny jest przyjaciel z którym wspólnie można stawić czoło temu, co
niewytłumaczalne i nadprzyrodzone.
Nowy
Dom na Wyrębach podobnie jak wcześniejsza część snuje
się powoli, leniwie, po cichu, groza zaś atakuje znienacka i nigdy nie wiadomo
skąd nadejdzie. Stefan Darda zaprowadza na manowce, usypia czujność, ale
jednocześnie buduje narastającą atmosferę osaczenia. Odpowiedzi przychodzą
stopniowo. Samo Zło przybiera różne maski przez co, staje się jeszcze
trudniejsze do zidentyfikowania. To opowieść o nawiedzonym miejscu, o wyrzutach
sumienia, zniszczonych życiorysach i ludzkiej słabości. O krzywdzie, która
domaga się zadośćuczynienia i zaprowadza winowajców na samo dno piekła. „Aniołami
sprawiedliwości” stają słowiańskie demony wywodzące się z naszej mitologii,
przez co nadają jeszcze większego wrażenia niesamowitości.
Dzisiejsza
noc zapowiada się mrocznie i tajemniczo, a z oddali słychać już wycie wilka.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Źródło: Wydawnictwo Videograf
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń