piątek, 1 lutego 2019

MROCZNY PIATEK: TERROR, DANA SIMMONS




Autentyczne historie działają niczym magnes, przyciągając uwagę czytelnika, zwłaszcza tym, że nie stanowią literackiej fikcji, lecz opowiadają o prawdziwych ludziach i zdarzeniach. Podwajają swą siłę oddziaływania, jeżeli wchodzą do literatury grozy,  świadomością, że odsłaniają czyjś kawałek życia, a do tego, że samo życie potrafi napisać najbardziej przerażający scenariusz – nikogo chyba nie muszę przekonywać. Przynajmniej w moim przypadku, zasada ta sprawdza się w 100 procentach. Inaczej niestety podchodzę do fikcji, wiedząc, że wszystko to, co czytam stanowi jedynie wymysł autora – czasem niezwykle przerażający, sprawiający, że horrorowe sceny mam przed oczami, jeszcze tuż przed zaśnięciem, jednak wiem, że to nie działo się naprawdę. Inaczej  jeśli powieść oparta jest na faktach, wtedy tym bardziej, mam nie odpartą ochotę poznać ją i zobaczyć, to co było czyimś udziałem, jakby poniekąd na własnej skórze poczuć wszystko, to co doświadczył bohater. Do tego typu makabrycznych historii bez wątpienia wpisała się ekspedycja sir Johna Franklina z 1845 r.


Brytyjski komandor sir John Franklin wyruszył z Greenhithe w Wielkiej Brytanii 19 maja 1845 roku na swoją czwartą wyprawę. Jej celem było odnalezienie Przejścia Północno-Zachodniego u wybrzeży Kanady, które połączyłoby szlaki handlowe Europy z Ameryką i Chinami. Mężczyzna miał przygotować mapy ponad 500 km nieodkrytych przestrzeni Arktyki. Do swej misji otrzymał dwa najnowocześniejsze okręty Erebus i Terror, całość wyprawy miała zająć maksymalnie dwa lata, w rzeczywistości marynarzom Franklina zajęła trzy lata i nikt nie wrócił z powrotem do domu. Pod koniec lata 1845 po raz ostatni statki były widziane w zatoce Baffina przez grupę wielorybników, potem ślad po nich zaginął. Tam, gdzie kończy się historia, zaczyna się legenda o tym, co działo się z grupą ponad 100 mężczyzn, którzy zostali uwięzieni w krainie wiecznego lodu, tu też rozpoczyna się historia opowiedziana przez Dana Simmonsa w Terrorze.


Powieść zaczyna się w październiku 1847 r. w momencie, gdy snuta przez autora opowieść owiana zostaje już jego własnymi przypuszczeniami. W wydarzenia rozgrywające się na obu okrętach wprowadza czytelnika, drugi kapitan ekspedycji, sir Francis Crozier – człowiek niestroniący od szklaneczki whisky. Jest to moment, w którym zarówno Terror i Erebus utknęły w lodzie, a ich załoga zmuszona była czekać do wiosennych roztopów, aby móc ruszyć w dalszą drogę. Już sam opis surowych warunków w jakich przyszło żyć marynarzom wywołuje nastrój grozy.


Komandor Crozier wychodzi na pokład i widzi, że jego statek stał się obiektem ataku duchów niebieskich. Rozedrgane fałdy światła nad jego głową i Terrorem rzucają się raptownie do przodu, a potem szybko wycofują, niczym, niczym kolorowe ramiona agresywnej, lecz wyjątkowo niezdecydowanej zjawy. Ektoplazmatyczne upiorne palce wyciągają się w stronę okrętu, otwierają, gotowe go pochwycić, a potem odsuwają się.
            Temperatura wynosi minus pięćdziesiąt stopni Fahrenheita i szybko spada. Z powodu mgły, która nadciągnęła wcześniej, podczas krótkiej godziny szarówki, będącej dla nich teraz jedyną namiastką dnia, musieli usunąć i złożyć w luku trzy stengi, bramstengi, górny takielunek i najwyższe drzewca – spadające z nich sople mogły kogoś zranić, a poza tym ciężar oblepiającego je lodu groził przewróceniem statku na bok.


Załoga ogarnięta jest panicznym strachem z powodu, grasującego w okolicy potwora, który co pewien czas atakuje znienacka zabijając kolejnego ich towarzysza. Stąd wielu boi się zejść na dolne części pokładu, miejsca gdzie spoczywają zmarli – aby samemu nie dołączyć do ich grona. Ludzie, ci są wymarznięci, głodni, a jedyną formę rozrywki stanowią dla nich coniedzielne nabożeństwa odprawiane przez Franklina. Simmons niczym detektyw krok po kroku odsłania egzystencję marynarzy, opowiada o prawach rządzących ich życiem oraz pokazuje ich dzień powszedni wypełniony w sztabie dowódczym kolejnymi naradami mającymi pozwolić znaleźć wyjście z kłopotliwej sytuacji, niżsi rangą rozmawiają, komentują bieżące wydarzenia, biorą udział w ekspedycjach mających za zadanie przeczesanie okolicy pod kątem dostępnej żywności itp. Dziesiątkowani są plagą szkorbutu, odmrożeniem kolejnych części ciała, a przede wszystkim głodu. Posiadane zapasy kończą się, a te które jeszcze zostały, straciły datę przydatności do spożycia. Najgorsze jednak, że przyroda wcale nie zamierza ułatwić im przeżycia.

Jedyną osoba, która doskonale radzi sobie z arktycznym mrozem, jest tajemnicza Eskimoska, Lady Cisza. Kobieta dziewica, pozbawiona języka, uważana przez jednych za wiedźmę, przez  drugich posłannika śmierci, niemniej jednak to jedyna osoba mogąca nauczyć żeglarzy przeżycia w surowych warunkach. Na skutek zbiegu okoliczności, staje się gościem komandora Croziera, zamieszkawszy na pokładzie HMS Terroru, fakt ten jednak nie przeszkadza jej w oddaleniu się do swojej osady, w której jest w stanie zdobyć pożywienie i ogrzać się w igloo. Nikt z załogi nie wie, gdzie się udaje, ani gdzie jej szukać. Jedno jest w tym wszystkie pewne, to wraz z jej pojawieniem, się pojawiło się COŚ, co  rozpoczęło krwawe polowanie i nie odpuści, aż wszyscy nie zginą. Zjawa zna każdy krok i zamiar Europejczyków i nie ma przed nią ucieczki. Porusza się raz na dwóch, a raz na czterech nogach. Konsekwencją jej łowów i morderczego mrozu, staje się bunt mogący w obliczu ziemi skutej lodem i śniegiem, okazać się tak samo groźny, jak mordercza bestia.

Nic nie wywołało u mnie tak silnego poczucia grozy, jak opisany właśnie przez Simmonsa obraz białego piekła. Zabójcze zimno, ziemia spękana lodem, a jedynymi elementami krajobrazu są wiszące sople, śnieg i beznadzieja przyjścia lata i odwilży, które nie nadchodzi. Na horyzoncie nie widać żadnych zwierząt, na jakie można byłoby zapolować, foki poukrywały się i nikt nie umie ich wywabić. To właśnie kilkudziesięciostopniowy mróz wywołuje u mężczyzn obsesję, popycha jednych przeciwko drugim, dzieli na frakcję i zabija z niemniejszą skutecznością, niż mitologiczny potwór wywodzący się z innuickiej legendy. Monstrum jest dla mnie, jakby jedynie uzupełnieniem morderczej machinerii stworzonej przez naturę, mającą za cel pozbycie się intruzów, którzy nigdy nie powinni zacumować u wybrzeży wyspy. Genialnie zostaje oddane starcie racjonalności z tym co nadprzyrodzone, co nieuchwytne ludzkimi zmysłami, z drugiej strony wola przetrwania zdolna zmienić ludzi w demony. Terror więc zalicza się do powieści realistycznej, pokazującej, jak rzeczywiście mogły wyglądać losy sir Johna Frankilna w momencie, gdy znalazł się w miejscu, z którego nie ma ucieczki. Opisane przypadki kanibalizmu, dziś są już potwierdzone przez naukowców, co tym bardziej wywołuje przerażenie i stawia pytanie o granicę człowieczeństwa.

Wbrew pozorom u Simmonsa nie straszy stwór wydobyty z eskimoskich wierzeń, ale właśnie straszą ludzie, ich przeraźliwa walka o przetrwanie i straszy ich codzienność oraz warunki życia. Straszą śnieżne pustynie z ich labiryntami dróg, od których niejednokrotnie lepiej trzymać się z daleka, bo nie wiadomo dokąd mogą zaprowadzić, nie wiadomo jakie nowe zagrożenie czai się obok na zmęczonego wędrowca. Koszmar lodowej krainy doprowadził załogę obu okrętów do obłędu, który również w niezwykle sugestywny sposób oddaje autor potęgując z każdym kolejnym rozdziałem szaleństwo, jakie stało się udziałem tamtych ludzi.


Terror mógłby uchodzić zatem za horror genialny, gdyby nie mały szczegół. Są nim liczne opisy narad prowadzonych w kabinie oficerskiej, które były dla mnie po prostu męczące. Z drugiej strony to książka, która wykańcza nie tylko marynarzy, ale mnie jako czytelnika. Nie pamiętam, abym po jakiejkolwiek lekturze, czuł się tak zmęczony, jak było w przypadku powieści Simmonsa. Z jego jednak pokładu nie da się zejść, aż nie padnie ostatnie zdanie. To tego typu narracja, która wymaga całkowitego zaangażowania uwagi, która wciąga w głąb lodowej pustyni, nie pozwalając uwolnić się z niej, choćby na ułamek sekundy. Znakomitym uzupełnieniem książki, okazał się serial w reżyserii Ridleya Scotta o tym samym tytule, który jeszcze bardziej uzmysławia piekło będące udziałem brytyjskiego komandora i jego ludzi.

Polecam,
Moja ocena 6/10
 
                                              Źródło: Wydawnictwo Vesper

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz