Debiutancka serią Rebecca F. Kuang szturmem wbiła się na listy bestsellerów i zrobiła to tak, jak jej Rin w trylogii Wojen makowych, w jej skład wchodzą Wojna makowa, Republika smoka, Płonący bóg.
Fang Runin to sierota niewiadomego pochodzenia, od najwcześniejszych lat nauczona walczyć o swoje. Życie nauczyło ją dbać o siebie samą, bo na wujostwo pod którego opieką znalazła się, nie miała co liczyć. Teraz zaś jej los może ulec pogorszenie za sprawą aranżowanego małżeństwa z dużo starszym mężczyzną. Jedyną szansą jest zdać keju, egzamin otwierający drzwi do elitarnej akademii wojskowej w Sinegardzie. Tyle, że to dopiero początek. Potem należy utrzymać się w szkole, w której ludzie z Południa i w dodatku niskiego pochodzenia nie są wcale mile widziani. Jednak Rin podjęła decyzję i wie, że z raz obranej drogi nie ma odwrotu. Nowa zaś wojna makowa przekona się, że piekło jest o wiele gorsze, niż mogłaby sobie wyobrazić.
Rebecca F. Kuang doskonale potrafi wciągnąć czytelnika w świat pozornie mu znany. Historia skrzywdzonej przez los dziewczyny, która znajduje się w zupełnie nowym dla niej świecie jest znana. Jednak od początku autorka przerabia ją po swojemu i na tym buduje całkowicie własną opowieść. Sinegard to miejsce do którego uczęszczają dzieci możnowładców. Zasady tu są proste. Palisz opium, albo nie zainteresujesz sobą żadnego z mistrzów, po roku odchodzisz z akademii. Tu nie ma taryfy ulgowej, tu toczy się walka każdego dnia. A mistrzowie cóż, bywają różni. Jeden nienawidzi to ksenofob, pokazujący swą pogardę otwarcie. Inny nie przychodzi na zajęcia i uważany jest za dziwaka, ba nawet za wariata. Od początku kobiety nie mają łatwego życia i nie mogą liczyć na żadną taryfę ulgową. Przy czym Sinegard stanowi dla Kuang tylko pretekst do wyciągnięcia czytelnika w wir znacznie szerszej historii, historii Cesarstwa Nikaryjskiego, które do złudzenia przypomina realia panujące w Chinach po rewolucji Mao. Mamy wyplenienie kultu bogów i wprowadzenie ateistycznej wizji świata, upadek dawnej tradycji, świątyń. Kraj wyniszczony na skutek wojen pustoszących go, pozostawiających zgliszcza, błąkające się sieroty i tych, co stracili swój dom na zawsze i jedynie pozostała im w sercu nienawiść do wroga. Na tych fundamentach Kuang buduje swych bohaterów i sprawia, że niezauważalnie zmieniają się w antybohaterów. Tak dzieje się z Rin czy z Altanem. Przy czym jest przy tym niezwykle szczera. Pokazuje wszystko to, co ich ukształtowało, od początku znamy ich przeszłość i motywacje, wkraczamy w ich umysł i duszę. Na każdym etapie są prawdziwi i nie próbują uchodzić za kogoś innego. Nie zależy im na akceptacji, lecz na przetrwaniu za wszelką cenę. Tak najpierw w akademii, a potem podczas wojny. Wojny wykrwiającej kraj, na której traci się wszystko - nawet człowieczeństwo, a ofiara szybko upodobania się do oprawcy. Kiedy zaś ludzkie siły są niewystarczające, zawsze można użyć bogów za rodzaj broni. Tyle, że za to zawsze zapłaci się wysoką cenę. Zburzenie równowagi pociąga chaos i zawsze zwracając się do bóstwa, trzeba się z tym liczyć. Tyle, że ci chętnie ingerują w toczący się konflikt, nieustannie dają o sobie znać i niespodziewanie stają się tak sojusznikiem, jak i przeciwnikiem. Tu nigdy nie wiadomo, po której ze stron przyjdzie stanąć. Zwłaszcza, gdy do gry dołączą się obcy zza morza, Hesperianie. Kuang nie tylko snuje opowieść, od której trudno oderwać się, ale niejednokrotnie odwołuje się do historycznych układów geopolitycznych między Chinami, Japonią a USA. O ile pierwsza połowa Wojny makowej jest łagodnym wprowadzeniem, to skala okrucieństwa od połowy pierwszego tomu rośnie nieustannie, a swe apogeum osiąga w Płonącym bogu.
Rebecca F. Kuang doskonale wie, jak stworzyć pełnokrwiste postacie, do których bardzo szybko przywiązujemy się. Każdy z nich dojrzewa, przechodzi swoistą metamorfozę i dorasta do roli, jaką ma spełnić, do tego co mu przeznaczone. Część z nich skrywa bolesną przeszłość, są nieustannie doświadczani i na każdym kroku muszą uważać z kim zawierają sojusze, z kim walczą i kto jest tym prawdziwym wrogiem. To ostatnie wcale nie jest takie oczywiste, co już w Republice smoka mocno wybrzmiewa, a w Płonącym bogu jeszcze bardziej komplikują się relacje i już niczego nie można być pewnym. Autorka ustawia piony na szachownicy i umiejętnie nimi manewruje, i zmienia konfiguracje. Zdrada i sojusze przychodzą znienacka. A doświadczenie wojenne nie pozostają bez wpływu. Zwłaszcza widoczne to jest na przykładzie Rin, która to popełnia błędy i nieustannie przeistacza się w pozbawioną wszelkich ludzkich odruchów żołnierza i przywódcę. Można ją lubić lub nienawidzieć, ale z pewnością nie uda się zachować obojętności. Kuang nieraz gra na emocjach czytelnika, a rozwój wypadków i to jak wpływają one na ludzi oraz kraj przerażają brutalnością, skalą barbarzyństwa. Jednak gdy uzmysłowimy sobie, że pod warstwą fabularną skrywają się wydarzenia konfliktu chińsko - japońskiego oraz mającego w nim miejsce ludobójstwa, dopiero wówczas łatwo sobie wyobrazić jak potworny był los mieszkańców Chin.
Nie oznacza to, że trylogia ta nie ma wad. Przede wszystkim na przykładzie Republiki smoka widać pewną nierówność. O ile pierwszy tom wciągnął mnie od samego początku bez reszty, to w drugim już potrzebowałem nieco czasu, aby wejść w niego i w pełni się zaangażować. To, co bezdyskusjnie nie ulega dyskusji to, że od lektury nie da się oderwać. Seria ta niczym narkotyk uzależnia i z niecierpliwością oczekujemy dokąd dotrzemy, co jeszcze czeka bohaterów i czym zostaniemy zaskoczeni. Kuang nie oszczędza swych bohaterów i nieustannie wystawia ich na najcięższe próby. Zabieg ten jest w pełni wiarygodny. W końcu trwa wojna, na której litość nie istnieje. Toczą się krwawe walki, okrucieństwo nieustannie daje o sobie znać, a zdrada i walka o władzę staje na porządku dziennym. Zrozumiałe więc, że część postaci ginie, a ich miejsce zajmują ludzie, których nie można być do końca pewnym, a z całą pewnością nie warto nikomu do końca ufać. Rebecca F. Kuang nie koloryzuje i nie demonizuje, lecz rzetelnie oddaje prawa wojny i jej brutalną rzeczywistość.
Trylogia Wojen makowych to połączenie fantasy z powieścią obyczajową, ale bez wątku romantycznego. Rebecca F. Kuang od początku jest świadoma dokąd zmierza, to czytelnik nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, czego stanie się uczestnikiem. Początkowo dość spokojną historią wstrząsa istne trzęsienie ziemi, które potęguje się z każdym kolejnym tomem. W jego wyniku otrzymujemy krwawą i mocno brutalną opowieść, której autorka wcale nie ma zamiaru łagodzić. W trylogii zawarta została cała historia Chin XX wieku, a magia ma nieco inną formę od tej, z którą zetknąłem się dotychczas. Swoje źródło czerpie z żywiołów i wkroczenia do świata bogów. To coś, co jest ukryte i stopniowo dopiero ewoluuje do pełnych rozmiarów. Równocześnie autorka wprowadza w krąg kulturowy doskonale jej znany i po którym porusza się pewnie. Wkraczamy w chińską filozofię, wierzenia, architekturę, czy panujące stosunki społeczne i związaną z nimi klasowość. Jedno jest pewne, Rebecca F. Kuang nie bierze jeńców.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Fabryka Słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz