H.P. Lovecraft mawiał, że są domy złe. Domy, których dusza przesiąknięta jest złem. Do takich miejsc należy z pewnością San Isidoro z Hacjendy Isabel Canas.
Meksyk XIX wieku w dobie przemian społeczno - historycznych. Beatriz jednego dnia traci wszystko. W wyniku napadu na jej dom ludzi związanych z nową władzą, jej ojciec zostaje zabity i rodzinny majątek spalony. Szansą na odzyskanie dawnego prestiżu i spokoju ma być małżeństwo z wpływowym Rodolfem Solorzano. To on ma zapewnić Beatriz i jej matce bezpieczeństwo. Za nic ma krażące o jego posiadłości opowieści, niewyjaśnioną śmierć pierwszej żony. Dla niej to przede wszystkim małżeństwo z rozsądku. Kiedy przeprowadza się do hacjendy męża, nie spodziewa się tego, co czeka ją w tym miejscu. A duchy mieszkające w posiadłości dadzą o sobie znać. Rodolfo pozostawia samą żonę, która zdana jest na szwagierkę, Juanę, a ta nie pała do niej życzliwością. Szybko młoda pani Solorzano słyszy głosy, nawoływanie, a służba nabiera wodę w usta. Jedynie młody ksiądz Andres, jest gotów wysłuchać kobiety i przyjść z pomocą.
Isabel Canas snuje opowieść o Meksyku XIX wieku z czasów walk o niepodległość. O ile w Mexican Gothic Silvii Garcii Moreno zabrakło meksykańskiego folkloru, to w Hacjendzie jest go pod dostatkiem. Język, stroje, jedzenie i wierzenia ludzi od wieków zasiedlających te ziemię przesiąkają bez reszty powieść. Nie da się go odłączyć od osi fabuły, bo jest z nią nierozerwalnie związany. Jedno bez drugiego nie dałoby rady istnieć. Jednak Canas z wykształcenia historyk bez akademickich rozważań maluje z ogromną pieczołowitością ówczesne stosunki. Tymi uprzywilejowanymi byli potomkowie kolonizatorów, to ich zdanie było najważniejsze i de facto stawali się panami życia i śmierci meksykańskiej społeczności. Rdzenni zaś mieszkańcy byli obywatelami drugiej kategorii. Ich upośledzona rola widoczna była w Kościele, sądownictwie i w ogólnych relacjach. Jednak Hacjenda to nie powieść historyczna, ale drapieżny horror gotycki. Bardzo mocno nasuwa się skojarzenie z klasykiem Nawiedzonym Domem na Wzgórzu Shirley Jackson. San Isidoro, podobnie jak Dom na Wzgórzu żyje. Ściany poruszają się i skrywają sekrety domowników, w korytarzy dobywają się głosy i wołania. Ten dom patrzy, obserwuję, śledzi, aby zaatakować wówczas kiedy najmniej się tego spodziewamy. Ma on duszę, która przesiąkła złem, daje niejednokrotnie poznać swą furię, nienawiść do tych, którzy przekroczą jego próg, a przede wszystkim swój nastrój. San Isidoro to drapieżnik, żądny nowych ofiar. Stał się świadkiem okrucieństwa i niesprawiedliwości, a teraz przeniknięty tym, mści się i żąda krwi. Nastrój grozy potęgują przeprowadzane egzorcyzmy, rytuały, a przede wszystkim ludzie, którzy mieszkają w tym domu. Część z nich jest zdeprawowana, zdolna do największego zła i podłości wobec wieśniaków zamieszkujących posiadłość. Jednocześnie to z czym rzeczywiście czytelnik ma do czynienia dowiaduje się stopniowo, powoli odkrywa kolejne karty, a kiedy w pełni pozna naturę hacjendy, to okazuje się, że nie ma z niej ucieczki. San Isidoro osacza i nikogo nie wypuści ze swych szponów. Ten, kto raz wszedł na jego teren, ten skazany jest na śmierć.
Hacjenda Isabeli Canas to horror gotycki w pełni tego słowa znaczeniu. Stanowi hołd złożony między innymi Shirley Jackson czy Daphne de Maurier. Wypełniony jest mrokiem rozciągniętym nad domem, rodzinnymi sekretami, zakazaną miłością i nienawiścią. Wypełnia ją klaustrofobiczna atmosfera, pozbawienie czytelnika nadziei na ucieczkę stamtąd, a to czym straszy autorka najmocniej to ciemna strona ludzkiej natury, o wiele gorsze od zła czającego się w San Isidoro. Ci, którzy udadzą się do niego, czeka spora dawka smakowitej grozy, obok której nie sposób przejść obojętnie.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Wydawanictwo Mova
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz