O
demonach przeszłości, o psychopatycznym mordercy mogącym stanąć na podium wraz
z największymi literackimi zwyrodnialcami, o śmierci i winie, która nie może
postać bez kary opowiada Søren Sveistrup w Kasztanowym
ludziku.
Jesień niesie z sobą
czas nostalgii za tym, co właśnie minęło. Bujną zielenią, czy ciepłymi
promieniami słońca. Przyroda umiera i przygotowuje się na przyjęcie zimy przez
co, tym bardziej powraca temat śmierci. Jej nieuchronności, nagłości, braku
przygotowania na spotkanie z definitywnym kresem ludzkiej egzystencji. Boimy się
jej, próbujemy się przed nią bronić i nie umiemy często jej zaakceptować.
Zwłaszcza, jeśli stanowi karę i wyrzut sumienia za popełnione grzechy. Wszystko
to sprawia, że jest to pora roku pełna mroku i tajemniczości, w której nawet
najbardziej niewinna rzecz, jak na przykład strugane kasztanowych ludzików może
przybrać złowrogi charakter
i
stać się zapowiedzią krwawego przedstawienia.
Kopenhagą, która
pogrążona zostaje w jesiennej szarudze, wstrząsa makabryczne morderstwo.
Odnalezione zostają poćwiartowane zwłoki młodej kobiety przy których morderca
pozostawił swoistego rodzaju wizytówkę w postaci kasztanowego ludzika
pozbawionego dłoni i stóp. W tym samym
czasie rodzina duńskiej minister spraw społecznych przeżywa tragedię z powodu
zaginięcia córki. Dziewczynka rok temu zniknęła bez śladu. Stąd rodzice
zaginionej, dokładają wszelkich starań w celu zapewnieniu bezpieczeństwa drugiemu
dziecku. Prowadzący śledztwo szybko wiążą ze sobą te dwie sprawy, widząc w tym
pewnego rodzaju ciąg zdarzeń. Morderca zabija kolejne kobiety i przy każdej z
nich pozostawia identyczne kasztanowe ludziki z odciskami palców kogoś, kto od
miesięcy uchodzi za zmarłego. Kolejne morderstwa jeszcze bardziej prowadzą w
stronę rodziny polityka. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie działa
przypadkowo ale realizuje misternie ułożony plan.
Søren Sveistrup straszy
mroczną atmosferą miasta pogrążonego w jesiennej aurze tajemniczości i czyhającym
na każdym kroku zagrożeniem, czy unoszącą się w powietrzu śmiercią. Wraz z
ludźmi obumiera przyroda, Zło opanowuje miasto i zaczyna być obecne na każdym
kroku. Pojawia się ono znienacka. Nigdy nie wiadomo, kogo tym razem upatrzyło
sobie na swą ofiarę, a widok zmasakrowanych zwłok kobiet wpisuje się idealnie w
panujący zimny klimat Kopenhagi. Domy tu są zatopione w cierpieniu, wypełnione
tęsknotą za tymi, których nie ma, niemym krzykiem dziecka. Ich wnętrze idealnie
współgra z tym, co dzieje się na zewnątrz. Życiem ludzi zaczyna rządzić strach,
tęsknota i lęk o najbliższych. W mieście, w którym władzę sprawuje piekielnie inteligentny,
nieuchwytny szaleniec nikt nie może czuć się bezpiecznie. Pojawia się niczym
cień, aby realizować kolejne punkty swej makabrycznej gry.
Duński pisarz stawia na
silne emocje i odsłania całą gamę skrywanych przez jego bohaterów lęków. Przede
wszystkim paraliżujący ich strach przed śmiercią, z którą nie umieją się pogodzić.
Chcieliby ją oszukać, odebrać to co zostało im zabrane w brutalny sposób. Boją
się cierpienia, zaangażowania się w związek
i w pełni poświęcenia się dla drugiego człowieka, czy własnej przeszłości
naznaczonej przez doznaną w dzieciństwie przemoc. Rodziny u Sveistrupa pozornie
próbują zachować etykietę „porządnego domu” , „ dobrej rodziny” czy skrzętnie
ukrywanego przed światem okrucieństwa, zwyrodnialstwa i moralnego zepsucia. Tu zdecydowanie
ciekawsze od rozwiązania samej zagadki kryminalnej jest obserwowanie przedstawionego
przez autora tła społeczno- obyczajowego. Autor analizuje duńskie społeczeństwo
odsłaniając tez nie zawsze chlubne jego strony, chociażby w stosunku do
mniejszości islamskiej. Natomiast to, co z jednej strony jest atutem książki,
staje się też jej piętą achillesową, ponieważ z powodu nagromadzenia
różnorodnych wątków i zbudowania wielowarstwowej opowieści, nie ma możliwości
bardziej poznać bohaterów. Wszyscy oni praktycznie byli mi obojętni i nie udało
się w trakcie lektury bardziej zżyć się z którymś z nich.
Kasztanowy
ludzik to literacki debiut scenarzysty filmowego, znanego
między innymi ze scenariusza do serialu The
Killing, z czym również wiązało się ryzyko opowiedzenia historii na sposób
kinowy, co na szczęście udało się autorowi uniknąć. Otrzymujemy pełnokrwisty
thriller psychologiczny, który paraliżuje strachem i niepewnością tego, co za
moment się wydarzy. To idealna pozycja na jesienne długie wieczory dla
wszystkich wielbicieli dreszczowców.
Dziś
nie zmrużę oka, gdyż cały czas słyszę w oddali śpiewaną piosenkę o Kasztanowym
ludziku.
Polecam.
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz