Freya
i Huldur powracają w Porachunkach Yrsy
Sigurðardóttir, aby zmierzyć się z krwawą zemstą pośród pokrytej bielą
Islandii.
Są
miejsca złe z samej już swojej natury. Skrywają one cichy płacz i lęk dziecka
przed tym, co najgorsze. Przed złym dotykiem i śmiercią. Naznaczone zostają
krzywdą niewinnych, ich bólem, łzami i strachem przed ojcem, który zamiast
stanowić opokę, symbolizuje wszystko to, co mroczne w ludzkiej naturze.
Okrucieństwo, sadyzm, napawanie się strachem małolatów i odczuwaniem dzikiej
satysfakcji z tego. Domy te już przez panującą w nich duszną atmosferę i
wszechobecna furię potrafią powiedzieć znacznie więcej, niż można byłoby się spodziewać
na pierwszy rzut oka. Idealna rodzina zajmująca szanowane miejsce w lokalnej
społeczności, może stanowić gniazdo żmij, w którym każdy ma nosić przydzieloną
mu maskę. Przyglądając się im bliżej, łatwo zauważyć, że nie wszystkie elementy
układanki stanowią jednolitą całość. Coś zgrzyta, coś do czegoś nie pasuje.
Panujący w nich klimat na zawsze potrafi zatruć duszę i umysł mieszkańców. Nie pozwolić
im zapomnieć o noszonych w sercu ranach, o tym, co stało się ich udziałem całkowicie
bez ich winy i o tym, przez jakie piekło
każdego dnia muszą przechodzić z winy zwyrodnialców. Takim miejscem bez
wątpienia w ostatnim czasie stała się Islandia, która bezapelacyjnie wyrosła na
światową potęgę zbrodni i w dodatku tej najbardziej krwawej. Takiej z którą
zetknąwszy się, odczuwa się obrzydzenie i przerażenie. Jawi się ona, jako
mroczna kraina, po której błąkają się różnego rodzaju psychopaci, ludzie wyzuci
z wszelkich ludzkich odruchów. Ich umysł został zdeprawowany i jedyną myślą
kołacząca się w ich chorym umyśle, jest kolejne spektakularne i niezwykle
krwawe morderstwo. Pełno w niej skrytych ludzi, którzy po cichu borykają się z
problemami, z tęsknotą, z zawiedzionymi nadziejami, samotnością i przede
wszystkim z traumą sprzed lat – która mimo czasu nie słabnie, ale przeciwnie
potęguję się i żąda ujścia od dawna tłumionej wściekłości. Śnieg daleki jest od
niczym nieskalanej bieli, nasiąknął krwią i w pełni odzwierciedla wszystko to,
co obecnie się dzieje. Miasto skute lodem, jakby wyraża chłód panujący w
duszach mieszkańców i ostrzega przed czyhającym się nieopodal zagrożeniem.
Freya i
Huldur nie zdążyli otrząsnąć się po ostatniej makabrycznej sprawie będącej ich
udziałem, w wyniku której oboje stracili stanowiska i zdegradowani zostali do
szeregowych pracowników, aby ponownie zmierzyć się z kolejną zagadką kryminalną,
mającą swe źródło w przeszłości. W szkolnej
kapsule czasu zakopanej dziesięć lat temu odnaleziony zostaje dziecięcy
wierszyk. Nie ma on w sobie, jednak nic z niewinności i beztroskiej zabawy, ale
stanowi wręcz zapowiedź śmierci sześciu ludzi żyjących współcześnie. Huldur
podejrzewa, że śledztwo to zostało mu przedzielone specjalnie tylko po to, aby
odsunąć go od pracy na komisariacie. W rozszyfrowaniu intencji autora i
zbadaniu wiarygodności zawartej w piśmie groźby prosi o pomoc Freyę. Odkrycie
listu uruchamia niespodziewanie całą lawinę zdarzeń. W jednym z domowych
ogródków Reykiawicku wykopane zostają ludzkie szczątki, a właściciel domu
zostaje wkrótce zamordowany. Jego inicjały BT widniały wśród ofiar wymienionych
w liście znalezionym w szkolnej kapsule. Pani psycholog i komisarz policji
muszą ruszyć w kolejną makabryczną podróż w głąb zwyrodniałego umysłu. Prawda,
którą odkryją okaże się o wiele bardziej wstrząsająca, niż mogliby nawet
przypuszczać. Będą musieli poznać całą szóstkę osób wymienionych w wierszu oraz
jego autora, zanim ten zabije ich wszystkich. Ku własnemu przerażeniu
przekonają się, ze linia oddzielająca ofiarę od kata, jest niezwykle cienka i
dynamiczna.
Zimowa
aura Porachunków z towarzyszącym jej
lodem, śniegiem i wszechogarniającym mrozem sprawia, że czytelnika zamiera, a
aura ta stanowi najlepsze wyrażenie tego, co obserwujemy w duszach bohaterów. Już
samo znalezisko na terenie szkoły wywołuje dreszcze, a potem jest już tylko
gorzej. Dotykamy tego, co najbardziej trudne – pedofilii, przemocy wobec
najmłodszych i całkowitego braku zainteresowania organów ścigania sprawą, jaka
zostaje im zgłoszona. Od początku do końca towarzyszy nam pytanie, czy tej
tragedii można było zapobiec? Yrsa Sigurðardóttir dotyka zatem tematu
uniwersalnego w każdej szerokości geograficznej, sprawy trudnej, od której
niejednokrotnie woli się odwrócić wzrok. Udać, że to co słyszymy jest tylko
wytworem dziecięcej wyobraźni, albo chęcią narobienia kłopotów ojcu przez
krnąbrnego małolata. Autorka straszy krzywdą dziecka, jego bezradnością i
tłumioną latami złością i nienawiścią w stosunku do tych, którzy powinni przyjść
mu z pomocą. To dramat rodziny, która zetknęła się ze zdemoralizowanym
człowiekiem i towarzyszącej jej od lat pragnieniem zemsty. Dąży do wymierzenia
sprawiedliwości na własną rękę, jeśli instytucje mające stać na straży prawa bagatelizują
doniesienia. Tu wszyscy zostają splątani łańcuchem krzywdy i niczym w domino,
jeden element wprawia w ruch inny. Historia sprzed dekady i obecne wydarzenia
zostają tym samym złączone w nierozerwalnym uścisku, a milczenie samotności i tłumiona
złość staje się zarzewiem zbrodni.
Wszyscy
ci co oczekiwali godnej kontynuacji cyklu o Freyi i Huldurze, nie powinni być
rozczarowani. O ile w pierwszym tomie islandzka królowa kryminału postawiła na
emocje i wywołanie w czytelniku panicznego lęku przed czającym się, gdzieś w
kącie domu zagrożeniem, tak samo w drugiej części pozostawiła wierna tej idei.
No i cóż, wyszło przepysznie. Porachunki należą
do tego typu literatury, która wyostrza zmysły. Sprawia, że bardziej zwraca się
uwagę na to, co się widzi i słyszy nieraz za ścian domów. To trudna lekcja,
jaką daje autorka pokazując, że wiele złamanych dziś życiorysów można było
uratować, jeśli tylko przyszłoby się z pomocą w odpowiednim czasie. Tym czasem
przeraża obojętnością, cierpieniem noszonym w sercu, lekiem o życie dzieci i
okrucieństwem do jakiego jest w stanie posunąć się skrzywdzony człowiek.
Polecam.
Moja
ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz