W
prozie Cormaca McCarthy`ego jest zdecydowanie coś absolutnie magicznego,
wyjątkowego, coś co zachwyca i przeraża jednocześnie. Pierwszym moim ekstremalnym
doświadczeniem z tym autorem stanowiła Droga,
która wywołała traumę trwającą już od kliku tygodni, teraz przy drugim
spotkaniu może nie jest aż tak brutalnie, ale nie mniej pozostały we mnie
bardzo silne emocje. Spowodowane przeniesieniem się do amerykańskiego południa,
do jednego z mrocznych miast Dzikiego Zachodu skrywającego w sobie wiele
sekretów i wiele grzechów. Tu nie ma nagłych zwrotów akcji, ale spokojna –
wręcz nieraz hipnotyczna opowieść o ludzkim charakterze i o ciemnej stronie
natury człowieka mająca moc przenikać to, co niewinne, co czyste i szlachetne. Duszę
dziecka. Strażnik sadu to historia w
sam raz do zanurzenia się w nią letnią porą, w cieniu drzew i udania się w
niezwykłą podróż.
Strażnik
sadu to jedna z ważniejszych książek w dorobku tego
amerykańskiego pisarza, ponieważ stanowi ona jego literacki debiut i od razu
została dostrzeżona przez grono krytyków, wynikiem czego jest przyznanie jej
Nagrody Faulknera. Wydana w 1965 r. zalicza się dziś do ścisłego kanonu i bez
niej nie byłoby takich pereł, jak wspomniana Droga czy Krwawy południk, albo kultowa już Trylogia pogranicza. W przeciwieństwie
do najsłynniejszej powieści McCarthy`ego Drogi
rozgrywa się w rzeczywistości i odwołuje się do jednych z ciemniejszych
kart dziejów USA. Tak samo jednak pełna jest mrocznych instynktów, które potrafią
kierować człowiekiem. Udowadnia, że z raz wybranego stylu życia nie łatwo jest zrezygnować.
Jedno spotkanie albo jedna decyzja potrafią zaważyć na dalszym życiu. Tutaj zło
i nieszczęście przychodzą niezauważenie, do końca nie jest się w stanie
przewidzieć, tego co się za moment stanie, ani odgadnąć wszystkich okropności
skrywanych w cieniu Czerwonej Góry. Jest ono konsekwencją podejmowanych przez
ludzi decyzji. Powoli jednak wchodzimy głęboko w świat przemocy, nietolerancji,
zdrady i krwawego odwetu, gdzie prawie każdy z bohaterów ma coś na sumieniu.
Tennessee lat 30. XX
wieku powoli zaczyna wychodzić z Wielkiego Kryzysu, a prowincja powraca do
normalnej egzystencji. Pełno w niej lokalnych pijaczków, szmuglerów, drobnych kryminalistów
i skorumpowanych strażników prawa. Bijatyki w tutejszych knajpach stają się na
porządku dziennym, a szlaki pełne są niebezpieczeństw. Nigdy nie wie się, kogo
na nim się spotka, ani co może wydarzyć się z przypadkowego spotkania. Dzieci
polują na piżmaki w górskich rzeczkach, a kobiety z trudem próbują związać koniec
z końcem. John Wesley Rattner to nastolatek wychowywany w przekonaniu o wielkości
zmarłego ojca. Nie zna jednak prawdy o nim. Marion Sylder jest mordercą jego
ojca, z którym to chłopak zaprzyjaźnia się. Stary Ather Ownby zaś pilnuje sadu
i nie zdaje sobie sprawy, czyje zwłoki są w nim ukryte. W ten to przedziwny
sposób zbrodnia sprzed lat zaczyna wiązać z sobą trójkę ludzi i wywierać wpływ
na ich obecne życie.
Sposób pokazania tych
trzech mężczyzn staje się jedynie pretekstem z jednej strony do opowiedzenia o
uniwersalnych wartościach, skonfrontowania ze sobą tego, co szlachetne z tym,
co nikczemne oraz ukazania amerykańskiego południa, jako miejsca wypełnionego
rasizmem, którego jedynym prawem staje się prawo silniejszego. Inny kontrast
rzucający się w oczy, to piękny – wręcz w pewien sposób poetycki sposób
ukazania tamtejszego krajobrazu zestawiony z prymitywnym słownictwem używanym
przez mieszkańców miasteczka. Język ten jednocześnie nadaje im jeszcze większej
wiarygodności. McCarthy doprowadza do konfrontacji prawa natury z obrazem
zdeprawowanego człowieka. To pierwsze jest surowe, wymagające, z górzystej
krainy latem bije duchota i upał, zimą zaś przenikające do szpiku kości zimno.
Ona karmi ale zmusza równocześnie do podjęcia ciężkiej i mozolnej pracy.
Umierający sad staje się metaforą zła wkraczającego do ludzkiej egzystencji, w
chwili kiedy człowiek próbuje iść na skróty. Szuka łatwiejszego zarobku, a jego
serce opanowuje gniew i pragnienie krwawej wendety. Ono działa powoli, ale
systematycznie niszczy łagodność i dobro, w których to miejsce wkracza brutalna
siła i nienawiść. Jednocześnie stary strażnik sadu symbolizuje dawną epokę,
która zaczyna odchodzić w zapomnienie, gardzi się nią i za wszelką cenę chce
się ją wyeliminować z obecnej rzeczywistości. Niewinność rozmywa się na rzecz
zbrodni. Cała trójka głównych bohaterów
zostaje wyprowadzona na drogę i wprawieni w ruch, którego punktem docelowym
staje się udania się przez Ownby`ego na
południe. Tam to starzec chce szukać wszystkiego tego, czego właśnie zostaje
pozbawiony i tam szuka ratunku dla samego siebie. Jednak wszystkie postacie
występujące w powieści przemieszczają się, a poruszając się obserwują i stają
się często sprawcami okrucieństwa, bestialstwa i bezwzględności. Z drugiej
jednak strony owa droga doprowadza ich również do wewnętrznej przemiany.
Barbarzyńca pragnie chronić dziecko, a dziecko pod wpływem mordercy, z czasem
gubi łagodność na rzecz wkroczenia na drogę zbrodni. Wszyscy oni, na własny
sposób zmagają się z życiem i marzą o lepszym jutrze pełnym dobrobytu, aby
zrealizować swoje marzenie, teraz muszą przetrwać i wyeliminować tych, którzy
im zagrażają. Chciałoby się złapać wytchnienie, zaznać spokoju, gdy tymczasem
nieustannie trzeba iść naprzód i walczyć z czającym się na każdym kroku zagrożeniem.
Nikomu nie można ufać i nikomu nie wolno wierzyć.
Strażnik
sadu to proza na wskroś pesymistyczna i wyzuta z
wszelkiej nadziei. McCarthy jest tu niezwykle obrazowy, zmienia nieustannie
wątek, aby za moment wrócić do rozpoczętej wcześniej myśli. Przeplata we
właściwy sobie sposób losy mieszkańców prowincjonalnego miasteczka. Udowadniając,
że jego proza to twórczość wybitna i dotykająca
tego, co drzemie w duszy człowieka, a do czego niejednokrotnie sami nie chcemy
się przyznać. Złość i bunt wobec świata, pragnienie dostatniego życia a
jednocześnie tęsknota za tym co dawne i czyste, co odeszło bezpowrotnie, są
stałymi towarzyszami człowieka każdego czasu i każdej epoki.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz