piątek, 21 kwietnia 2017



MROCZNY
PIĄTEK

 
KOSTUSZKA – CARLA MORI
 
Czy zadawaliście sobie pytanie, co dzieje się za drzwiami Waszych sąsiadów? Czuliście może niepokój słysząc dochodzące za ścian hałasy? A może zadawaliście sobie pytanie, jacy są mijane codziennie osoby, czy naprawdę są tacy za jakich uchodzą? Dziś zapraszam w niezwykle mroczną wyprawę do Częstochowy, w świat słowiańskich bóstw i upiorów pokazujących, że nic nie jest takie, jakie sobie wyobrażamy. A wszystko to w „Kostuszce” Carli Mori. Zapraszam na recenzję!!!

 

         Anna i Sławomir Brzostowscy mieszkają w Anglii oraz wydają się szczęśliwym małżeństwem. Są rodzicami ośmioletniej, niezwykle rezolutnej Konstancji, nazywaną pieszczotliwie Kostuszką. Nic nie wskazuje, aby owa sielanka miała niedługo się na zawsze skończyć. W dniu końca roku szkolnego do ich mieszkania wkrada się mężczyzna, dokonuje brutalnego morderstwa na kobiecie. Policja znajduje zmasakrowane zwłoki Brzostowskiej, stawiając jej mężowi zarzut zabójstwa. Dziewczynką zaś zajmuje się  opieka społeczna i z inicjatywy ojca, trafia do rodziny matki mieszkającej w Polsce, zaopiekować się nią ma bowiem babcia Józefa wraz ze swoją drugą córką Celiną. Obie są socjopatycznymi, sadystycznymi fanatyczkami religijnymi, a Kostuszkę czeka pod ich dachem prawdziwy koszmar. Szybko okaże się, że nie jest to najgorsze co może ją spotkać, wkrótce w jej życie zaczną ingerować słowiańskie bóstwa, pozwalające poznać bolesną historię zmarłej matki. 
            „Kostuszka” Carli Mori straszy pierwotnym lękiem towarzyszącym człowiekowi od wieków. Lękiem przed ciemnością, cierpieniem, śmiercią itp. Przede wszystkim przerażający jest obraz maltretowanego dziecka. Koszmaru, jaki można mu zgotować, a dodatkowo rozgrywa się on wręcz na naszych oczach. Autorka daje tu dosłownie całą plejadę tortur: psychicznych i fizycznych, pokazuje liczne upokorzenia, jakich musi doświadczyć dziewczynka. Równocześnie nie stroni nawet od tak przerażającego tematu, jakim jest pedofilia. We wszystkim jednak, nie przekroczone zostają granice dobrego smaku.
            Ponadto powieść ta przeraża pokazaniem mrocznej natury człowieka. Przypomina fakt, że najgorszym upiorem potrafi być nikt inny, jak sam człowiek. Mamy bowiem obraz ludzkiej natury zdolnej do zadawania najbardziej wyszukanego cierpienia: bicie, gwałt, doprowadzenie do utraty szacunku do samego siebie. Dokonywane jest to nie tylko, na dziecku ale również dorosłych. Dochodzi do tego niezwykła wręcz w swojej sile nienawiść, zdolna zniszczyć wszelkie osoby, które odważają się myśleć inaczej od bohatera. Najlepiej widać to na przykładzie pewnego polityka, występującego na kartach powieści.
            Poza tym to, co w niemniejszym stopniu wzbudzało we mnie lęk, to wręcz mistrzowsko pokazane przez Mori dwulicowość połączona z dewocją. Z jednej strony widać pobożne kobiety, zajmujące pierwsze ławki w kościele, czy uczęszczające na pielgrzymki, wydają się w tej zewnętrznej powierzchowności, że rzeczywiście są gorliwymi katoliczkami, starającymi się żyć w duchu chrześcijańskim. Nic jednak bardziej mylnego, doskonale w ich przypadku sprawdza się stare porzekadło: modli się pod figurą a diabła ma za skórą. Nie mają litości nad nikim, ani nad córką  ani nad wnuczką, największą przyjemność dla nich stanowi sprawianie bólu innym. To właśnie tego typu ludzie mogą stać się najgorszym koszmarem, gorszym nawet od mitycznych demonów i zjaw.     
W tym samym duchu pokazani zostają mężczyźni starający się o względy kobiet, z początku niezwykle szarmanccy, jednak po ślubie mogą stać się wręcz katem, a jedynym życzeniem żony staje się, aby ten w którym się zakochała w końcu umarł, a ona mogła uwolnić się od swego oprawcy.
            Dla mnie osobiście te właśnie kwestie stanowią główne tematy zmuszające czytelnika do refleksji, pokazujące w pełnej krasie, że rzeczywistość wcale nie musi wyglądać na taką, jaką się widzi. Wokół pełno jest bólu, cierpienia, czasami musi dojść do najgorszego aby przerwać łańcuszek przemocy. Z drugiej strony Carla Mori wyrywa nas z dobrego samopoczucia, zmusza do zwiększenia zainteresowania się tym co dzieje się wokół , może też za naszymi ścianami rozgrywa się koszmar, gorszy od najmroczniejszego horroru. Nie chodzi o wścibstwo i pruderyjne zamartwianie się, ale o czysto ludzki odruch serca, mogący przerwać ciągnącą się niekiedy latami  przemoc.
            „Kostuszka” odwołuje się do pierwotnych wierzeń jeszcze przedchrześcijańskich czyli do wspominanych przez mnie bóstw słowiańskich będących w silnej koegzystencji z siłami natury. Zapomniane przez ludzi z powodu przyjęcia chrześcijaństwa, jednak stanowiące pierwowzory dla obecnej wiary.                                                                                                                                   Jednocześnie człowiek niszcząc przyrodę, nie mając do niej szacunku, tym samym zniszczył w sobie owe mityczne wierzenia będące tak silne u naszych przodków.  Świat ten jednocześnie przeraża  i intryguje. W każdym razie może stać się doskonałym przyczynkiem do lepszego poznania mitów naszego regionu. Ponadto co ciekawe, to właśnie religia słowiańska występuje w obronie najsłabszych, podczas gdy katolicyzm staje się pretekstem do gnębienia drugiego człowieka. Może się wydawać, że „Kostuszka” jest powieścią antyklerykalną, stawiająca w złym świetle ludzi Kościoła, ale w moim subiektywnym odczuciu, Mori jedynie ostrzega przed źle rozumianym pobożnością prowadząca do sadystycznego zachowania i zabobonu.
            Kolejną kwestią warta poruszenia stanowi to co najbardziej lubię silne charaktery. Bohaterowie powieści wywołują skrajne emocje, tak naprawdę poza nielicznymi wyjątkami: rodziną Brzostowskich (którą wręcz pokochałem już od pierwszych stron opowieści) i Miłą; próżno szukać pozytywnych postaci.  
                                                                                                                                                                    Ludzie „Kostuszki” są źli do szpiku kości, to prawdziwe demony w ludzkich ciałach, skrajni egoiści i psychopaci. Sprawiający, ze podczas lektury przechodzą dreszcze, straszą bardziej niż występujące w powieści zjawy, utożsamione ze słowiańską mitologią.
            Podsumowując „Kostuszka” straszy pokazując krzywdy, jakie najbliższe osoby są zdolne wyrządzić dziecku, jak mogą doprowadzić do całkowitego zniszczenia w nim jego psychiki i prawdziwej  samooceny. Dodatkowo przeraża owym pierwotnym lękiem, towarzyszącym człowiekowi od wieków, natomiast pod wpływem chrystianizacji i obecnej cywilizacji nieco zapomnianym, ale nie wypartym z ludzkiej podświadomości. Na przykład  lęk przez ciemnością bowiem może mieć swe zakorzenienie z obawą przed koszmarami, których można doznać albo samemu sprawić innym. Podczas lektury niejednokrotnie czułem dreszcze na ciele.
            Natomiast nie da się czytać tej książki w sposób zupełnie bezrefleksyjny, w pewnym sensie może być wręcz niewygodna właśnie z powodu poruszanej problematyki, przed którą nie da się uciec. Ona rozgrywa się na naszych oczach każdego dnia.  I właśnie za odwagę opisania tego Carla Mori ma u mnie dużego plusa.
            Myślę, że fanom horrorów, słowiańskiej mitologii która wkracza w dzisiejsze czasy powieść ta może się spodobać. Natomiast te osoby, które nie za bardzo lubią czytać o sadystycznych torturach zadawanych dzieciom lepiej, aby sięgnęły po inne pozycje, gdyż książka ta nie za bardzo przypadnie im do gustu. Podobnie, jak tym którzy nie lubią krytykowania i pokazywania Kościoła w złym świetle.  Mnie osobiście bardzo się podobała i nawet zaliczam ją do tych książek, których się szybko nie zapomina. A poruszanie kwestii uniwersalnych w każdym czasie stanowi jej duży walor.
            Sama autorka przyznaje, że długo pracowała nad obecnym kształtem tej historii, ja zaś dziękuję, że zdecydowała się ostatecznie dać ją do druku, dzięki czemu mamy naprawdę znakomity polski horror.
Polecam.
Moja ocena 8/10

 
ŹRÓDŁO: WYDAWNICTWO VIDEOGRAF
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz