środa, 22 marca 2017


HISTORIA PSZCZÓŁ – MAJA LUNDE

 

Troje ludzi, trzy rodziny, trzy kontynenty wreszcie trzy różne epoki, dzieli ich wiele ale łączy jedno – pszczoły. Maja Lunde opowiada wspaniałą oraz wzruszającą opowieść o życiu ludzi i zwierząt, ludzi i przyrody ich otaczającej. Zapraszam na „Historię pszczół”!!!!

 

         Mam mały problem z przybliżeniem fabuły książki. Otóż  główni bohaterowie  to troje ludzi, zupełnie sobie obcych, żyjących w odległym od siebie czasie, a nawet szerokości geograficznej. Tao, mieszka w Chinach, Syczuanie w roku 2098. Pracuje na plantacji zajmującej się zapylaniem roślin. Pszczół, które wcześniej robiły to,  nie ma z powodu wyginięcia. Ma męża Kuana i trzyletniego synka Wei-Wena. Podczas jednej z rodzinnych wypraw, chłopczyk ginie bez śladu. Zdesperowana matka rozpoczyna podróż przez cały kraj w poszukiwaniu dziecka.

            Drugim bohaterem jest William żyjący w Anglii, Hertfordshire w roku 1852. Niespełniony naukowiec, przyrodnik marzący o zbudowaniu idealnego ula. Pokładający duże nadzieje w synu Edmundzie,  obojętny na żonę Thildę, a nawet na własne córki, zwłaszcza Charlotte. Marzy mu się sława oraz szacunek w świecie nauki, chce zrewolucjonizować pszczelarstwo. Jednak, jak to często bywa w życiu, to nad czym pracował z takim trudem, ktoś już zdążył opracować, przez co jego praca traci sens.

            Trzecią wiodąca postacią jest George mieszkający w Autumn w USA w 2007 r. Zapalony pszczelarz marzący, aby swoją hodowlę przekazać jedynemu synowi Tomowi, zapewniając mu pewne źródło dochodu, chłopak jednak ma zupełnie inne marzenia. Mężczyzna załamuje się w chwili, gdy dowiaduje się o masowym wymieraniu pszczół, jego marzenia mogą wkrótce prysnąć niczym bańka mydlana.

 

            Maja Lunde przenosi czytelnika do cudownej opowieści o tych trzech z pozoru tylko różnych ludziach. Poznajemy ich losy opowiadane przez nich samych. Dzięki temu w powieści występuje troje narratorów: Tao, William i George. Mają różne pragnienia, marzenia, a czytając powieść poznajemy trzy odmienne historie. Dopiero na koniec autorka łączy je  w jedną, a dzieje tych ludzi dziwnie zaczynają się ze sobą przeplatać. Jeden bohater chociaż żyjący wcześniej ma silny wpływ na decyzje oraz  losy pozostałych. Myślę, że w tych opowiadaniach każdy może znaleźć to, które najbardziej pasuje do niego.

Wszyscy oni po pierwsze opowiadają o swoich rodzinach, konfliktach w nich występujących. Któż nie spotkał się z tzw. konfliktem pokoleniowym, gdzie rodzice pragną dla swych pociech zupełnie czegoś innego niż chcą one? 

Prezentują zupełnie odmienne teorie wychowawcze, które dopiero z czasem pokazują się trafne bądź chybione. Z jednej strony ojciec przekonany, że niesubordynację syna, a nawet każde jego złe zachowanie można ukarać za pomocą chłosty, tylko tak bowiem według niego można wychować porządnego człowieka, posłusznego ojcowskiej woli. Z drugiej zaś matka zupełnie nie potrafiąca wyegzekwować od dziecka najprostszych rzeczy, dająca mu wszystko czego chce.

Moim zdaniem jest to jeden z ważniejszych problemów poruszanych w „Historii pszczół”, niekiedy te odmienne postawy rodzicielskie do złudzenia przypominają  toczącą się mediach dyskusję o metodach wychowawczych. Wydaje mi się, że sama Lunde nie jest zwolenniczką, ani stosowania  kar cielesnych, równocześnie nie popierając dawania dzieciom wszystkiego. Należy odnaleźć  magiczny złoty środek.  Jednocześnie dzieci muszą żyć swoim życiem, należy pozwolić im na realizację własnych marzeń czy pójścia własną drogę, mimo że rodzice woleliby inną.

Ludzie ci ponadto pokazują, jak bolesne, a wręcz destrukcyjne może być dla człowieka, utrata życiowego marzenia, pasji, celu życia w chwili, kiedy wszystko wydaje się stracone, wszelkie zabiegi, starania stają się bezsensowne. Jednak dopiero czas, niekiedy nawet bardzo odległy od nas zweryfikuje nasze działania. Może się zdarzyć, że owoców naszej pracy nie zobaczymy za naszego życia, odczują je natomiast przyszłe pokolenia.

            Kolejną kwestią wartą poruszenia to cudowny język, styl jakim została napisana powieść. Zachwyca swym pięknem. Jest bardzo plastyczny, łatwo można wyobrazić sobie świat bez pszczół, jak również owe pasieki. Do tego, świetne dialogi, przemyślenia bohaterów zmuszające  do refleksji. Wciąga ona  od pierwszych stron, a na koniec widać jeden zasadniczy jej mankament, że się skończyła. W chwili przeczytania ostatniej stronicy zrobiło mi przykro, nadszedł koniec, oznaczający pożegnanie  z przyjaciółmi. Tao, William i George skradli moje serce, mało tego stali się dla mnie literackimi przyjaciółmi. Czytając ma się ochotę, aby ta wspaniała opowieść trwała bez końca.

            Tym samym nie mogę nie wspomnieć, że właśnie ów przepiękny język przenosi do świata, czasem odległego, obcego, a nieraz jakże bliskiego współczesnemu czytelnikowi. Wzbudza wręcz tęsknotę za harmonijnym życiem ludzi oraz zwierząt, przedstawiając czym stanie się nasz świat, gdy cywilizacja zniszczy cały otaczający nas ekosystem. Nawet taka mała pszczoła ma swoje olbrzymie znaczenie dla naszego życia. Wszyscy mają w przyrodzie swoją funkcję, nikt nie ma prawa tego niszczyć. Dla mnie jest to jeden wielki apel autorki o pozostawienie dużych obszarów leśnych, miejsc dziewiczej przyrody, a nie zamienianie ich w obszary uprawne, albo w betonowe puszcze.

Znowu jest to niezwykle aktualne, gdyż  Zapaść, o której opowiada Tao, dzieje się teraz na naszych oczach. Jeśli  nie podejmiemy radykalnych działań, za chwilę możemy już nie mieć czego ratować. Stosowane między innymi pestycydy przyczyniły się do wymarcia pszczół. Autorka pokazuje poważne skutki wynikające z stosowania przez człowieka nawozów sztucznych, mogących okazać się wręcz śmiertelne dla niego oraz środowiska. Zostają one bowiem w ziemi zabijając wszystko co się w niej i z niej się rodzi.

            Wreszcie to właśnie tytułowe pszczoły stają się silnym ogniwem spajającym losy tych trojga ludzi. Są one zarówno błogosławieństwem tudzież przekleństwem, czynnikiem decydującym o wolności ludzkiej oraz jego obsesją. Jednak świat bez nich staje się światem totalitaryzmu, człowiek zmienia się w robotnika zapylającego rośliny, traci wolność, możliwość samo decydowania, muszącego walczyć nawet nie o miskę ryżu ale jego ziarno. Świetnie widać to podczas kolacji w domu Tao, podczas której daje dziecku siedem ziarenek. W chwili wymarcia pszczół, zniknęło mięso, mleko, sery, owoce i warzywa nie ma nic co zna dzisiejszy człowiek, a czego nie znają ludzie żyjący w Syczuanie w 2098 r.  Świat tego roku jest wręcz post apokaliptyczny, absurdalny, nieludzki. Człowiek w nim znaczy nie wiele, tak jak nie reagowano na śmierć miododajnych owadów, teraz jest obojętność na umierających ludzi w rozpaczliwy sposób szukających ratunku. Starsi oraz schorowani  nie przydatni dla dystryktu do niewolniczej wręcz pracy skazani zostają na śmierć, nikogo nie obchodzi ich los. Czasem wspomni tylko o nich ich córka czy syn. Ludzie giną, bo giną zwierzęta nie mające co jeść.

 

Podsumowując o książce tej naprawdę można by się wiele mówić. Dla mnie jest ona cudowna, mądra, niezwykle refleksyjna. Nie sposób czytać jej bez żadnych przemyśleń. Z jednej strony wzrusza, z drugiej przeraża. Osobiście nie chciałbym znaleźć się w Chinach 2098 r.,  dlatego już dziś trzeba o to zadbać. Planeta Ziemia jest wspólnym domem ludzi, zwierząt i roślin, bez jednych nie ma drugich.

            Poza tym to wspaniała opowieść o trudzie  rodzicielstwa, pokazująca różnice światopoglądowe  rodziców i dzieci.  Przy czym każde z nich ma zupełnie odmienne pragnienia. Uczy ona, jak mimo różnych dążeń znaleźć tą jedną wspólną nić porozumienia.

            Wreszcie stanowi uniwersalna historię o ludzkich marzeniach, cierpieniu płynącego z braku możliwości ich realizacji.  

Sama „Historia pszczół” z jednej strony przygnębia, z drugiej zaś daje nadzieję.

Polecam wszystkim.

 Moja ocena 10/10


                                                               Źródło: Wydawnictwo Literackie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz