Weronika Mathia debiutanckim Żarem zrobiła wielki szum, teraz Szeptem wręcz stworzyła kryminał idealny.
Na iławskim jeziorze znaleziona zostaje martwa nastolatka, Kaja. Jej utonięcie przypomina zagadkę śmierci, Ani Janik młodej dziewczyny w 1973 roku. Szybko oskarżony zostaje lokalny outsider, Piotr Janik i tylko policjantka, Dominika Sajna z więziennym kapelanem, Robertem Wierzbą mają wątpliwości co do winy chłopaka. Dla Sajny, która wróciła po porodzie do pracy, to szansa udowodnienia nowemu przełożonemu swoich możliwości.
Weronika Mathia Szeptem wzięła nieco z Żaru i dołożyła nowych elementów, tworząc przepis na kryminał idealny. A oto jej receptura.
Po pierwsze fabuła. Kto jak ona potrafi upodobnić do siebie zagadkę kryminalną sprzed lat z tą współczesną. Przeplata je ze sobą, tworzy swoistą kalkę i nierozerwalnie łączy przeszłość z teraźniejszością. Chcąc dojść do prawdy o śmierci, trzeba cofnąć się wstecz. To wtedy początek sięga swoistego rodzaju "klątwa" działająca obecnie. Mathia gmatwa wszystko, wyprowadza na manowce i trzyma w napięciu do samego końca. Krok po kroku prowadzi czytelnika za rękę do tego miejsca, w którym wszystko staje się jasne. Śledząc opowieść z różnych punktów widzenia coraz głębiej nakręcamy się i nią przesiąkamy
Po drugie bohaterowie. Sięga po sprawdzony sposób wykorzystania w swej opowieści ludzi, takich jak my. Ludzi z problemami i rozterki, zmagających się z poczuciem winy, zmagających się z traumą nie pozwalającą pójść na przód. Na każdym kroku towarzyszą im emocje, z którymi mają problem sobie radzić. One paraliżują ich, duszą i wewnętrznie rozbijają. To czego stają się świadkiem, przywołuje bolesne wspomnienia o śmierci ich bliskich. Śmiało można stwierdzić, że cierpią na "uśpioną depresję". Rozpamiętują zmarłych, nieustannie wracają do tego dnia, kiedy jakaś ich cząstka umarła z tymi, co odeszli. Nie potrafią oswoić się ze śmiercią, pozwolić odejść zmarłym, a sobie dać zgodę na prowadzenie życia na nowo. Ból zżera ich codzień, dyktuje postępowanie i wywołuje przekonanie o wiszącej nad nimi karze zza światów. W galerii Szeptu jest ich cała paleta. Nastolatki niczym nie wyróżniający się od tego, jacy byliśmy. Każde z nich żyje w swoim świecie. Jedni rozrywkowi, inni wyobcowani. Policjantka walcząca o pozycję w męskim świecie. Ksiądz muszący "zgrywać twardziela" i jednocześnie wrażliwy na innych. Wreszcie rodzice zmarłej dziewczyny i matka oskarżonego chłopaka, to wokół ich i grona ich znajomych kumuluje się tajemnica. To ci, którzy zwodzą do samego końca.
Po trzecie tajemniczość miejsca. O ile w Żarze akcja koncentrowała wokół nawiedzonego domu, to Szept przenosi ją na wyspę. Z jednej strony jest silnie wpisana w życie miejscowej społeczności, po drugie kryje w sobie mrok. Cichy szept wody, puchacze z związanymi o nich podaniami ludowym, las i złowroga atmosfera. Kiedyś było świadkiem tragedii i teraz staje się nim ponownie. To wokół niego wszystko koncentruje się i do niego prowadzi klucz zagadki.
Po czwarte aspekt społeczny. Mamy dwójkę osób z autyzmem. Żyjących we własnym świecie, zachowujących w sobie niewinność dziecka i to właśnie ich niewinność staje się przedmiotem ataku ze strony otoczenia. Doświadczają szykan i przemocy, a ratunku szukają we własnym świecie. Weronika wręcz zdziera maskę obłudy społecznej, pokazuje społeczny brak wrażliwości na inność. Zwłaszcza panujący w małych społecznościach. Do tego problem powrotu do pracy po porodzie, rozterki młodej mamy i radzenie sobie z seksizmem w zawodach typowo męskich.
U Mathi nie wolno dać wiary temu, co wydaje się na pierwszy rzut oka. U niej zagadka ma znacznie głębsze podłoże. Wszystkie te cztery elementy miesza ze sobą, posługuje się tym, którego w danym momencie potrzebuje. O ile już Żar był mocnym wydarzeniem zeszłego roku, to Szept w moim odczuciu podbija stawkę i jest jeszcze lepszy.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Wydawanictwo Czwarta Strona
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz