piątek, 4 października 2024

MROCZNY PIĄTEK: GOŚĆ Z KOSZMARU, J.H. MARKERT

Kto choć raz nie miał złego snu? Skąd się biorą? Kto ich przegania? Są tacy pisarze, którzy doskonale wiedzą, jak straszyć i wywołać bezsenną noc. Sprawić, że po prostu nie sposób zasnąć bez zapalnego światła. Do grona tego wpisuje J.H. Markert z Gościem z koszmaru.



Ben Bookman jest popularnym pisarzem horroru. Ma własny styl, własną serię powieściową i właśnie zaczyna promować najnowszą książkę. Zbiega się to z brutalnym morderstwem rodziny. Ciała zostały owinięte w kokon kukurydzy i tylko kilkuletnia dziewczynka zdołała uniknąć losu rodziców. Pozornie te dwie rzeczy nic nie łączy ze sobą. A jednak, morderstwo wzorowane jest na powieściach Bookmana. Zarówno detektywi Mills i Blue, oraz Ben z rodziną muszą zmierzyć się z koszmarem, który z literatury i legend przeniósł się do rzeczywistości.


Nie brakuje na rynku wydawniczym kryminałów połączonych z grozą. Na pierwszy rzut wydaje się, że jest to po prostu makabreska ale szybko autorzy w stylu Stephena Kinga wyprowadzają z tego błędu i rzucają grozowy haczyk. Bez ostrzeżenia konfrontują z prawdziwym koszmarem, rozgrywającym się na oczach czytelnika. Pojawiają się demony, potwory będące drapieżnikami, które żądne są nieustannych ofiar. Żywią się strachem. Chcąc, nie chcąc trzeba podjąć grę z nimi i wejść w głąb chorego umysłu. Dokładnie taki wzór przyjął J.H. Markert. Już sama okolice budzi uczucie dyskomfortu. Pustkowie otoczone polem kukurydzy, domy od których lepiej trzymać się z daleka. To już wywołuje mrok konieczny do tego, by zmierzyć się z potworem. Wywodzi się on z koszmarów sięgających swym początkiem dzieciństwa, koszmaru o którym starano się zapomnieć, a on mimo to powraca. A jedynym, który zdolny jest go pokonać to łapacz snów z podań i mitów wkracza do realnego świata. W Gościu z koszmaru mamy smakowite połączenie kryminału z horrorem, a autor bawi się gatunkami i miesza je ze sobą. Straszy i absolutnie nie ma zamiaru przestać. Niczym powieściowy Ben Bookman zamierza wywołać u czytelnika nocne koszmary. Łączy on przy tym ludowe podania z zagadką kryminalną. Krok po kroku poznajemy bohaterów, by zrozumieć to, czego obecnie jesteśmy świadkami musimy sięgnąć w przeszłość. A ta już zastawiła różne pułapki i rzeczy, o których wolałoby się nie pamiętać. To z niej wyłaniają się potwory w postaci Stracha na wróble, Krzykacza czyli mężczyzny z ogoloną głową i zaszytymi ustami czy Wiedźmy zębuszki. Atakują znienacka, wywołują krzyk przerażenia, a przede wszystkim stają się inspiracją dla chorego umysłu. Jednocześnie Markert robi krok dalej i wplata w swą opowieść opętania przez zło. Cała ta mieszanka i zabawa motywami znanymi w grozie sprawiają, że Gość z koszmaru straszy przepysznie. Tu każdy ma grzechy, zło sięga dzieciństwa i niszczy człowieka od środka. U Marketa nie ma krwiożerczych potworów, jego bestie są za to o wiele bardziej przerażające, bo sięgają tego, co znane i od zawsze budzi lęk. To okrucieństwo i demon mieszkający w ludzkiej duszy, jest tym, co najgorsze może spotkać człowieka. 



J.H. Markert sięga po to, co w horrorze znane, co już spotykało się nie raz. Przerabia to na swój własny sposób i proponuje opowieść przy której strach, dreszcze i konieczność oglądania się za siebie są nieodparte.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



                   Wydawanictwo Harde



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz