Nadszedł czas pożegnania z Kingsbridge, z monumentalnym cyklem rozgrywającym się na przestrzeni prawie 700 lat. Ken Follett Zbroją światła nie tylko utrzymuje poprzedni poziom ale także godnie zwieńczył całość.
Rok 1792, we Francji trwa krwawa rewolucja, podczas której został zamordowany król. Panika strachu przed burzeniem dotychczasowego porządku, dotarła także do Anglii i Kingsbridge. Zwłaszcza, że wchodzi ono jak i reszta kraju w epokę rewolucji przemysłowej, w wyniku której bez porozumienia z robotnikami przemysłowcy montują nowe maszyny, mające zastąpić ludzi. Każdy, kto sprzeciwia się, może zostać uznany za wichrzyciela i spotkać się z karą. A te z roku na rok zaostrzają się i faktyczna władzę nad życiem i śmiercią leży w rękach przemysłowej elity miasta. Sytuacja pogarsza się wraz z przedłużającą wojną z Francją. Podczas, gdy cześć mieszkańców Kingsbridge próbuje wypracować system zgody, niektórzy zaś prą do przemocy. Jedno jest pewne, wir polityki nie ominie nikogo i każdy będzie musiał się z nim zmierzyć.
Ken Follett w ciągu poprzednich dwudziestu lat za każdym razem udowadniał, że potrafi opowiadać o historii tej wielkiej, w którą wciągnięci zostają zwykli ludzie. Najpierw były walki panów normańskich i budowanie gotyckiej katedry, potem rozrost Kingsbridge i epidemia czarnej śmierci, następnie okres wojen religijnych, teraz zaś autor przenosi czytelnika do schyłku XVIII i pierwszych dekad XIX wieku. Kolejnej epoki, która nałożyła się cieniem na obliczu ówczesnej Europy. Czas rewolucji przemysłowej, czas budowania i wprowadzania coraz sprawniejszych maszyn i rozwoju technologii, może z powodzeniem zastąpić pracę ludzką i stać się dla niej realnym zagrożeniem. Zwłaszcza, że większa część przemysłowców zdawała sobie z tego sprawę i sprytnie wykorzystała go w ograniczeniu praw pracowników. Wprowadzono drakońskie kary za ich niszczenie, za stowarzyszenie się w celu krytyki obecnego ustroju, nie wspominając o karach za kradzież. Skazanym na śmierć czy ciężkie roboty można było zostać bez trudu. Jeden błąd, jedno nietrafnie wypowiedziane zdanie, czy nieprzymyślany czyn, a skutki mogły okazać się tragiczne dla całej rodziny. Brak chleba i pokoju zaostrzał sytuację. Gangi werbowników porywające mężczyzn do armii i wysyłające na front w zestawieniu z rozpaczą bliskich nie znających losu zwerbowanych, dodatkowo pogarszało napięte stosunki. W tym wszystkim panika klas i elit społecznych przed przerobieniem francuskiego scenariusza. Zwłaszcza, że kiedy jedni nienawidzili Napoleona, drudzy zaś przeciwnie - widzieli w nim nadzieję dla uciemiężonego ludu, a wprowadzony przez niego Kodeks budził podziw. Ken Follett nie ograniczył się tylko do barwnego odmalowania stosunków społecznych, chociaż to one w zestawieniu z radościami i troskami bohaterów zajmują największą część powieści, ale równie wiernie oddaje okrucieństwa wojny widzianej oczami żołnierzy. Śmierć, głód i nieludzkie warunki bytowania stały się chlebem powszednim dla milionów mężczyzn i kobiet udających się za mężami na front.
Zbroja światła zawiera w sobie wszystko to, co stanowiło atut poprzednich tomów. Historię burzliwego okresu dziejów Anglii opowiedzianą z ogromną brawurą zestawioną z niemniej interesującymi charakterami. Szlachetność ponownie staje w szranki z podłością, krótkowzroczność z tym co dalekosiężne, nienawiść z miłością. Ken Follett po raz kolejny utwierdza, że wobec jego literackich sylwetek nie można przejść obojętnie. Każda postać odgrywa większą, bądź mniejszą rolę i wywołuje niezapomniane u czytelnika emocje. Powieść tę, podobnie jak poprzednie, czyta się z rosnącą zachłannością, wciąga i nie pozwala odłożyć się na później. Otrzymujemy wielowątkową opowieść o ludziach i czasach, którą zdecydowanie lepiej obserwować z bezpiecznej odległości.
Polecam.
Moja 9/10
Wydawanictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz