Wydaje
się, że wampiry są wszechobecne. Pojawiają się nie tylko na kartach powieści,
ale podbiły też kino, zdobywając nieustannie coraz większe grono swoich
wielbicieli. Nic dziwnego, bo krew to życie. O czym doskonale wiedzą książęta
ciemności, czekający tylko na znalezienie ofiary, z której wypiją życiodajny
napój. Śpią w trumnie, często mają po kilkaset lat; rekordziści zaś – do
których bez wątpienia należy Kurt Barlow, przekroczyli nawet 2 tysiące lat. To
starożytni władcy ziemi, podporządkowujący sobie ludzi do usługiwania im.
Wszystkie wyżej wymienione cechy charakterystyczne tych krwiopijców, służą do
budowania o nich legend mających być przestrogą. Wampiry pojawiają się w nich
nie tylko jako cienie, upiory czy wilki, ale też uwodzicielscy amanci i wspaniali
kochankowie. Są mitem, symbolem wcielonego Zła i antychrysta, nieujarzmionego
potwora, z którym walka nie będzie należała do najłatwiejszych. W każdym razie
wampiry wracają co pewien czas do naszej kultury i nieustannie silnie
oddziaływają na naszą wyobraźnię. Po prostu czy tego chcemy, czy nie. Niestety
z biegiem czasu, mam wrażenie, że
straciły one coś ze swojej przerażającej wampirycznej natury, zamiast twarzy
hrabiego Draculi, przybierają oblicze Edwarda ze Zmierzchu, stając się przez to bardziej uczłowieczeni, a nieraz
wręcz groteskowi. Zamiast straszyć i mrozić krew w żyłach, śmieszą, albo
wywołują miłosne uniesienia serc u sporego grona nastolatek. Tym samym ów
pierwotnych charakter podań o nich, jako element ostrzegawczy, absolutnie nie
spełnia już swojej roli.
Jednak
król grozy, Stephen King zrywa z tym współczesnym wyobrażeniem władców
ciemności, na powrót wracając do klasycznych opowieści o nich. Dlatego kiedy obecna popkultura staje się w
pewnym momencie niezjadliwa, warto sięgnąć po nieco już stare, powstałe w 1975
roku i zaliczające się do pierwszych książek autora z Maine Miasteczko Salem. A na nowo poczujecie
niepohamowany wampiryczny głód krwi.
Po dwudziestu pięciu
latach do małego prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka, Jerusalem, wraca
znany pisarz Ben Mears. Wraz z przybyciem odżywają w nim dawne wspomnienia,
związane przede wszystkim ze starym, stojącym na wzgórzu, wzbudzającym lęk i
będący bohaterem licznych miejscowych anegdot, domem Marstenów. Budynek ten z
powodu związanej z nim makabrycznej opowieści o Hubercie Marstenie, który przed
swoją śmiercią w brutalny sposób zabił żonę, nieustannie wzbudza lęk w mieszkańcach
Salem. W nim to również, sam Ben będąc jeszcze małym chłopcem przeżył
zdarzenie, które na zawsze zapisało się w jego pamięci i nigdy nie pozwoliło o
sobie zapomnieć. Niedługo po przyjeździe literata posesję tę zakupuje przybyły
niedawno do miasta, Richard Straker i jego wspólnik Kurt Barlow. Tego
ostatniego nikt jeszcze nie widział, nic o nim nie wie i nie zna nawet jego wyglądu.
Sam natomiast Straker staje się nowym symbolem biznesu i człowiekiem
potrafiącym rozkręcić dochodowy interes. Z przyjazdem całej trójki łączą się tajemnicze
zaginięcia dzieci, a później również dorosłych. Dochodzi do coraz więcej przerażających
incydentów, jak choćby przebicie psa na bramie miejscowego cmentarza. Coś złego
dzieje się tutaj, ktoś o mrocznym obliczu czai się w lesie i krzakach,
obserwując skrupulatnie swoje ofiary. Nad całą okolicą roztacza się ciemny
cień, niemego świadka obecnych wydarzeń, stara rezydencja wysyła do Salem swoje
złowrogie fluidy. Gdy zapada noc miasto znajduje się pod panowaniem prastarego
zła.
Miasteczko
Salem bez wątpienia jest swoistym hołdem złożonym przez
Stephena Kinga największym twórcom horroru, czerpiąc nieco od każdego z nich po
małej cegiełce, z których zbudował wspaniałą powieść mrożącą krew w żyłach.
Możecie tu odnaleźć pewne analogie nie tylko do nieśmiertelnego Draculi, ale również do Wiecznie Żywych
H.P. Lovecrafta, czy motywów nawiedzonego domu Shirley Jackson. Sam Kurt Barlow
ma swoiste libertyńskie podejście do świata i ludzi. Nie stroni od
wykorzystywania dzieci do swoich planów podbicia małego miasteczka w stanie
Maine, nie gardząc jednocześnie przy tym dorosłymi. Uwielbia zabawę z ludźmi
przybierającą za każdym razem makabryczny charakter, im bardziej robi się
krwawo i strasznie, tym owa partia szachów – jak nazywa zmierzenie się z grupą śmiałków, która
postanowiła stawić mu opór, staje się dla niego coraz ciekawsza. To istota
całkowicie wyzuta z jakichkolwiek emocji, lecz kierująca się jedynie
pragnieniem zaspokojenia głodu krwi, odwieczną chęcią sprawowania rządów nad
swymi poddanymi i rozsyłania ich – jako Wiecznie Żywych w charakterze posłańców
śmierci, dostarczających mu kolejnych ofiar powiększających jego świtę. Gdy
zapada zmierzch ruszają na swe łowy. Nieustannie obserwuje przy tymi ich
działania, a w razie potrzeby pokazuje już nie swe pozornie ciepłe oblicze,
lecz twarz sadysty pełną nienawiści do tego, który ośmielił się mu nie
podporządkować. Jego znalezienie się w Salem to swoisty ukłon Kinga w stronę
Brama Strokera i przybycia władcy Pensylwanii do londyńskiego metropolii. Salem
staje się teraz dla Barlowa nowym domem, a mieszkające tam od kilkudziesięciu
lat zło jest swoistym sprzymierzeńcem dostarczającym mu bezpiecznego
schronienia. Tak samo jego zamieszkanie w nawiedzonym domu na wzgórzu, w domu
który żyje i emanuje swą złowrogą aurą jest doskonałą okazją do znalezienia
spokojnego mieszkania, z dala od ludzkich spojrzeń i nieproszonych gości. Kurt
Barlow jest starożytnym potworem, mającym już w czasach pierwszych chrześcijan,
sędziwy wiek. Wywodzi się z ery przed człowiekiem, a jednak nieustannie ciągnie
go w stronę ludzi i wcale nie ma ochoty odpędzać się od nich. Wręcz przeciwnie,
dąży do zbudowania własnego swoistego królestwa, w którym wszyscy jego poddani
będą wiernymi sługami spełniającymi każde swego pana.
Stephen King w Miasteczku Salem udowodnił, że słusznie
należy do niego określenie Króla Grozy. Znaleźć w nim można wszystkie te
elementy, które tak silnie oddziaływają na wyobraźnię. Krwiożerczy potwór,
który wywołuje pierwotny strach przez złem czającym się w nocy za oknem i za
wszelką cenę pragnącym otrzymać zaproszenie do naszego życia; nawiedzony dom w
którym niemal każda rzecz znajduje się na usługach demona i odstrasza już swym
wyglądem przybyszów do udawania się w jego rejony. Do tego samo Salem, będącym
skrótem od Jerusalem to przytyk w stronę czułego punktu ludzkości, do którego
co pewien czas wraz z rozwojem akcji autor wbija kolejne szpile. Równocześnie
puszcza on oko do historii, udowadniając poniekąd, że zataczające się koło dziejowe,
w którym od początku naznaczone jest gniewem i nienawiścią staje się narzędziem
prowadzącym prastare zło do triumfu. Tak jest za każdym razem, gdy człowiek
zaczyna wędrować w swe najmroczniejsze zakamarki duszy, dając się ponieść
namiętności, niechęci, wrogości do drugiej osoby, czy drzemiącym w nim chęci
odwetu. King udowadnia, że tylko silna i mocna wiara, nie sprowadzana tylko do
recytowania tych samych formułek, jest
tarczą i bronią zdolną pokonać Zło. Za każdym razem, kiedy tylko damy się ponieść
zwątpieniu, wówczas ciemna strona ludzkiej natury odezwie się i przebudzi do
życia, siejąc wokół siebie pustkę i zniszczenie.
Polecam.
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz