Zasłyszana przez Johna Grishama historia zabojstwa stała się podstawą do napisania Dnia rozrachunku, powieści która udowadnia jego mistrzowską formę.
Clanton, Missisipi rok 1946. Pete Banning, miejscowy plantator bawełny, weteran wojenny i szanowny członek miejscowej społeczności wstaje pewnego dnia rano, je śniadanie i z pozoru dzień ten niczym nie będzie się różnił od innych. Nikt nie wie o jego planach zabicia miejscowego pastora. Idzie do niego, oddaje trzy strzały i każe czarnoskóremu pracownikowi parafii powiadomić szeryfa. Zarówno podczas przesłuchania, jak w rozmowie z adwokatem i podczas procesu milczy. Powtarza jedno zdanie: Nie mam nic do powiedzenia. Nawet perspektywa kary śmierci na krześle elektrycznym nie robi na nim wrażenie. Nie wie tylko, że za chwilę jego dzieci będą musieli stoczyć sądowy bój z wdową po duchownym, żądającej wysokiego zadośćuczynienia. Spełnienia jej roszczeń oznacza utratę dla nich rodzinnego majątku.
Trudno mi porównywać Dzień rozrachunku z innymi powieściami Johna Grishama, gdyż czytałem tylko Demaskotora. To tym razem razem dostajemy opowieść zupełnie inną od tych, których byśmy się spodziewali. Nie ma wielkich korporacji ani spisków. Za to snuje opowieść o małym prowincjonalnym miasteczku lat 40, o koszmarze wojny i o rodzinie, którą wstrząsa poważny kryzys. O ludzkiej chciwości i dumie. Tu zbrodnia i związany z nią motyw jest tylko pretekstem do studium społecznego i człowieka. W Missisipi lat czterdziestych XX wieku panowała segregacja rasowa. Inne prawo dotyczyło czarnych, a i inne białych. Zabronione prawnie było współżycie z przedstawicielem innej rasy, co jednak bogatym farmerom nie przeszkadzało mieć po cichu czarnoskórych kochanek, ale przed światem wystepowali jako przykładni i praworządni obywatele. Murzyni bali się sądów i policji, aby przypadkiem nie zostać o coś oskarżonym. Nie mieli prawa wejść na uroczystości pogrzebowe w kościele, w którym zgromadzeni byli biali. Mimo tak krzywdzących zwyczajów i praw, byli dobrymi i wiernymi pracownikami plantacji. Byli świadkami narodzin kolejnego pokolenia i śmierci dotychczasowych właścicieli, strzegli rodzinnych tajemnic. Grisham oddaje genialnie atmosferę prowincji przywiązanej silnie do tradycji i ziemii. Tu wszyscy o wszystkich wiedzą, znają się i kierują się od zawsze przyjętymi zasadami. Przy tej okazji pokazana zostaje sytuacja kobiet w świecie zdominowanym przez mężczyzn oraz funkcjonowanie szpitali psychiatrycznych. Mąż nie tylko zarządzał majątkiem, ale był panem rodziny. On decydował, kiedy dzieci mogą wrócić do domu, mógł zamknąć żonę w zakładzie psychiatrycznym i zakazać odwiedzin. To społeczeństwo, w którym role i zadania są ściśle wyznaczone.
Świat Dnia rozrachunku nie ogranicza się do amerykańskiego Południa ale przenosi na front w Filipinach w czasie II wojny światowej. Stajemy się świadkami kapitulacji Stanów i warunków życia amerykańskich jeńców. Ich marszu śmierci, nieludzkiego traktowania w japońskich obozach i walki o przetrwanie. Obserwujemy ludzi dla których jedyną nadzieją na przetrwanie koszmaru, był powrót do domu i bliskich. Przeraża ogromem okrucieństwa i bestialstwa. Przy czym część ta jest niezbędna do zrozumienia Pete'a i jego późniejszych motywów zabicia duchownego.
Grisham poza genialnie ukazanym tłem społecznym, stworzył bardzo wyrazistych bohaterów. Od początku wiadomo, kto jest dobry, a kto zły, co nie przeszkadza w zadumie nad ludzkim postępowaniem. Wszyscy kierują się własnymi normami i interesem. Dla jednych jest to zachowanie resztek zszarganego honoru i rodowej spuścizny, dla innych okazja do łatwego wzbogacenia się. Zaspokojenie własnej próżności. W świetle sądowych batalii najlepiej ujawniają się charaktery bohaterów. Wielkość i karierowiczostwo. Przy czym rodzinny dramat staje się okazją do refleksji nad tym, jak funkcjonowali Banningowie. Ich stylu życia, zasad jakimi się kierowali, stosunkiem do pracowników plantacji i przede wszystkim pytanie: co bohatera wojennego mogło pachnąć do morderstwa? Drugie pytanie jakie zadaje sobie czytelnik to, czy można było uniknąć tragedii? Oczywiście sylwetki są tak skonstruowane, ich mechanizmy działania tak ukazane, że albo wzbudzają sympatię albo antypatię.
Dzień rozrachunku łączy w sobie elementy powieści obyczajowej i trzymającego do końca w napięciu thrillera prawniczego. Grisham wnika w kruczki prawne, ukazuje funkcjonowanie sądów i kancelarii adwokackich, jak wyglądał proces oskarżonego o morderstwo w latach 40 XX wieku. Wszystko to potęguje dramat walki o życie człowieka, a potem o zachowanie rodowego majątku. Dramat ludzi, którzy przez jeden czyn mogą być pozbawieni tego, na co ich przodkowie pracowali od stu lat. Chociaż domyślamy się motywu i finału prawnej batalii, to zakończenie potrafi zaskoczyć. Tytułowy dzień rozrachunku, to nie tylko wystawienie rachunku za wyrządzoną krzywdę, ale też rozliczenie się z Ameryką czarno-białą i rasizmem. Stanowi prawdziwy majstersztyk. Ci co nie znali wcześniej Johna Grishama, będą chcieli czytać więcej jego książek, zaś fani będą wiedzieli za co, tak jest przez nich uwielbiany.
Polecam.
Moja ocena 9/10
Wydawanictwo Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz