wtorek, 30 listopada 2021

AWANS, JAKUB BIELIKOWSKI

Warszawa ostatniej dekady XIX wieku, rodzący się socjalizm i zbrodnia w Awansie Jakuba Bielikowskiego.


Warszawa rok 1889. Andrzej Zaleski jeszcze dobrze nie uczcił swego awansu w policyjnej hierarchii, a już zostaje wezwany na miejsce zbrodni. W brutalny sposób została zamordowana rodzina rejentostwa Wolskich wraz z pracującą tam służącą. Z domu zniknęła spora suma pieniędzy. Śledztwo zaprowadzi śledczego w kręgi domów rozpusty i wkrótce Ci, co są związani ze sprawą, giną.


Jakub Bielikowski zaczyna opowieść mocnym akcentem, by stopniowo spuszczać z tonu i sama zagadka kryminalna staje się tylko pretekstem do pokazania szerszego tematu. Zagląda do warszawskich lupanarów, w których można spotkać carskich oficjalistów. Zaprowadza w kręgi cwaniaczków, złodziejaszków i pokazuje zarazem szeroką panoramę miasta. Panujące w nim układy i reguły, pracę zdominowanej przez Rosjan policji, czy wreszcie zawitamy w kręgi rodzącego się ruchu socjalistycznego działającego w konspiracji. Tyle tylko, że niestety zostajemy zasypani masą szczegółów, detali związanych z architekturą stolicy, które dopóki nie przyzwyczaimy się do sposobu narracji, szybko zaczynają nudzić. Jest ich za wiele i praktycznie poza pokazaniem wiedzy autora i jego zainteresowań varsavianistyką, kompletnie nic nie wnoszą. Bielikowski wpada we własną pułapkę próby dokładnego odwzorowania życia miasta u schyłku XIX stulecia i to, co mogło dodać powieści większej atrakcyjności, szybko doprowadza do wymęczenia czytelnika. Cała masa zbędnych przypisów dotyczących podstawowej wiedzy historycznej, typu Kraj Nadwiślański. Utrudniają lekturę i przez większą część opowieść wydaje się mało interesującą, podobnie jak główny bohater. Z początku wydaje się bez ikry, bez żadnej charyzmy do której przyzwyczaili nas inni śledczy. Mając w pamięci znakomitą Warszawiankę Idy Żmijewskiej, Awans wypada kiepsko. Kiedy już nie ma się zbyt dużych oczekiwań, Bielikowski zadaje cios między oczy. Konspiracja i śledztwo przybierające dość zaskakujący zwrot. Wszystko zaczyna pasować do siebie, znacznie ograniczone są elementy, które stanowią tylko tło historii. Czytelnikowi trudno oderwać się od czytania, aż nie pozna zakończenia, które również wiele rzeczy przewraca do góry nogami. Sam Andrzej Zaleski zaczyna być postacią interesującą, ze sporą charyzmą, Polakiem doskonale odnajdującym się w normach administracji zaborcy. Pokazuje nieznaną wcześniej twarz, wielokrotnie zaskakuje i musi podejmować niełatwe decyzje. A pierwotne złe wrażenie, coraz bardziej znika, a my dostajemy znakomity kryminał.


Bielikowski doskonale operuje językiem i gwarą epoki, sprawia, że czujemy się widzem, który z bardzo bliska przygląda się życiu i codzienności bohaterów. Z nimi siadamy do stołu i kładziemy się spać. Awans nie ma w sobie jednak nic z tego, co mogłoby zaintrygować czytelnika. Składa się praktycznie z dwóch kompletnie różnych od siebie części i nawet ta lepsza nie potrafi obudzić w nas niepokoju, nerwowości towarzyszącej często temu gatunkowi. Dostałem średnią przystawkę i czekam na danie główne.


Polecam. 

Moja ocena 6/10



                Wydawanictwo Novae Res

piątek, 26 listopada 2021

MROCZNY PIĄTEK: UPIORY XX WIEKU, JOE HILL

Joe Hill, syn Stephena Kinga jest fenomenem literackim, który z każdym kolejnym tytułem zyskuje większe grono czytelników. Nie tylko godnie kontynuuje kingowo-hillową, horrorową tradycję ale niczym nie ustępuje Królowi. Udowadnia to zbiór opowiadań nagrodzonych Nagrodą Brama Stokera, Upiory XX wieku.


Przed czytelnikiem czternaście całkowicie różnych opowiadań. Pojawia się nawiedzone kino, tajemniczy porywacz dzieci i tajemnica czarnego telefonu, chłopcu będącym po obudzeniu szarańczą. Każdy tekst udowadnia, że upiory zeszłego stulecia mają się całkiem dobrze i szturmują już nowy wiek. One nie dają o sobie zapomnieć.


Podobnie, jak w przypadku Gazu do dechy tak i w Upiorach XX wieku mamy istny misz masz gatunkowy, skupiony jednak na temacie dorostania. To nastolatki są bohaterami kolejnych tekstów i z rosnącym zainteresowaniem przyglądamy się ich dojrzewaniu dokonującym się na wielu płaszczyznach. Wiadomo, że King w tej materii zawsze bryluje, a Hill dorównuje mu kroku, a może nawet go przewyższa. Odważa się nieraz na złamanie pewnej konwencji, która okazuje się strzałem w dziesiątkę. Jedne historie opowiadają rodzinne dramaty mając bardziej obyczajowy wydźwięk, inne potrafią rzeczywiście zmrozić krew w żyłach. Nieustannie podążamy w nieznane rewiry i nie wiemy, co zastaniemy w kolejnej opowieści, jaką niespodziankę ona szykuje. Trudno tu pisać o lepszych i gorszych opowiadaniach, gdyż one wszystkie trzymają bardzo wysoki poziom. Joe Hill jest takim autorem grozy, na którym nie można się zawieść z wyjątkiem może Dziwnej pogody i to w sumie też nie do końca. Za każdym razem łączy przeszłość z współczesnym horrorem. Dla nie zaznajomionych stanowi idealny początek. Fanom gatunku będzie przywoływał wspomnienia związane chociażby z jego ojcem, gdzie Czarny telefon w pewnym stopniu przypomina To, czy kultowe opowieści Richarda Mathesona. Jednocześnie nie brakuje hołdu złożonego klasykowi, Edgarowi Allanowi Poe. Upiory XX wieku straszą subtelnie i w sposób mało zauważalny doprowadzają do gęsiej skórki. Nie ma niczego, co atakowałoby nachalnie, albo makabry wywołującej obrzydzenie. Pod tym nawet kątem tom ten można uważać za istne indywiduum w horrorowym świecie. Hill już w pierwszym opowiadaniu Najlepszy nowy horror zaczyna snuć opowieść od dość ryzykownej gry z czytelnikiem. Jego historia o literackim świecie zamiast wywołać wypieki, po prostu przez większą część nudzi. Jeszcze raz podkreślę, że jest to celowy zabieg, bo gdy dochodzimy do kulminacyjnego momentu, nagle wybuchają horrorowe fajerwerki zdolne zaćmić pierwotne wrażenie i tak też jest w większości dalszych tekstów. Nie dostajemy wszystkiego od razu, na główne danie trzeba nieraz poczekać. Nie brakuje też takich, które od razu potrafią zahipnotyzować i przez całą akcję utrzymywać w pewnego rodzaju transie. Do takich opowiadań należą Maski mojego ojca, Czarny telefon, Dobrowolne zamknięcie, czy wreszcie Usłysz śpiew szarańczy. Wreszcie autor nie tylko odwołuje się do literackich inspiracji, ale sięga szerzej do popkulturowej spuścizny, składając ukłon George'owi Romero, twórcy Świtu żywych trupów przywołując znanych sobie ludzi związanych z produkcją.


Nie warto spieszyć się z czytaniem, lecz rozłożyć nawet na trzy, cztery dni by lepiej rozsmakować się w tym nietuzinkowym zbiorze. Hill przeplata groteskę z najprawdziwszą grozą, fantastykę z obyczajowymi historiami i nigdy nie zdradza wszystkich kart, jakie ma w zapasie. A tych mu na pewno nie brakuje. Raz szokuje, raz wywołuje miłe wspomnienia, raz straszy, a za każdym razem intryguje i niepokoi tym, co jeszcze czeka na nas.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



                    Wydawanictwo Albatros 

środa, 24 listopada 2021

TED BUNDY. BESTIA OBOK MNIE, ANNE RULE

Był Hannibal Kanibal Lecter, Patrick Bateman, był też Norman Bates jednak ci literaccy psychopaci wywierają mniejsze wrażenie kiedy napotyka się rzeczywiste wcielenia zła, jak Charles Manson czy bohater klasyki true crime Ted Bundy. Bestia obok mnie Anne Rule.


Anne Rule to reporterka, psycholożka i  autorka 33 książek oraz 1400 artykułów przeważnie o tematyce kryminalnej. Była policjantka, absolwentka kursów dochodzenia policyjnego i przyjaciółka wielu stróżów prawa. Przyjaźniła się również z najsłynniejszym seryjnym mordercą, Tedem Bundym.

W kultowym już reportażu poświęconym jego osobie kobieta przedstawia szczegóły ze swojej z nim znajomości, jak również nieznane wielu osobom fakty z biografii socjopaty. Człowieka o dwóch twarzach. Pierwszej łagodnej, genialnego prawnika pracującego w charakterze wolontariusza w telefonie zaufania, druga potwora w ludzkiej skórze, mordercy kilkudziesięciu młodych kobiet, człowieka o wysokim stopniu ilorazu intelektualnego i wyzutego z wszelkiej empatii. Niczym bumerang powraca pytanie, co kształtuje psychopatę, jakie są mechanizmy jego działania i próba zajrzenia do jego umysłu. Poznajemy jego rodzinę, dzieciństwo i młodzieńcze lata, czasy studiów prawniczych oraz pierwszej miłości zostawiającej w nim swe piętno na dalsze lata, członka sztabu kandydata na gubernatora, zwykłego człowieka i za razem bezwzględną bestię czyhającą w mroku na swą ofiarę. Człowieka ratującego czyjeś życie i pozbawiającego jego.


Rule i Bundy poznali się pracując w Klinice Antykryzysowej w Seattle. Trudne doświadczenia zbliżyły ich do siebie, utrzymywała z nim znajomość aż do wykonania na Tedzie kary śmierci. Nadawali na tych samych falach i nic nie wskazywało, by wrażliwy mężczyzna był mordercą kobiet. To daje jej szerokie spektrum przyjrzenia się z bliska mechanizmom nim kierującym i samym dokonanym przez niego zbrodniom. Szeroka wiedza o nim i własne spostrzeżenia z tej znajomości dały możliwość napisania szczegółowego reportażu o przyczynach zła, co czyni z człowieka okrutnego potwora, drobiazgową relację z policyjnego dochodzenia i z sal sądowych.


Ted Bundy. Bestia obok mnie powstał w latach 80 - tych i z początku miał być kroniką z zabójstw dokonywanych na studentkach, kolejne fakty z tych spraw sprawiły, że przyjął nieco inny charakter. Z jednej strony jest bardzo osobisty, autorce trudno uwierzyć w winę przyjaciela i wciąż musi mierzyć się z trudną o nim prawdą, nie brakuje osobistych wrażeń, spostrzeżeń i interpretacji tego, o czym dowiedziała się później. Z drugiej natomiast szczegółowa relacja z prowadzonych w tamtych czasach dochodzeń i jej współpracy z organami ścigania. Po prawie trzydziestu latach wydanie książki zostało wznowione i uzupełnione o kolejne materiały związane z najsłynniejszym w historii USA seryjnym mordercą. 


Świetnie udokumentowany reportaż, wzbogacony w dodatku o prowadzoną z nim korespondencję, wspomnienia, rozmowy telefoniczne i spotkania - także tych odbywających się w więzieniu, sprawiły, że Rule stworzyła opowieść, którą czyta się niczym genialny kryminał. Sama lektura jest różna tak, jak osoba tytułowego bohatera. Raz fascynująca, innym miejscu wstrząsająca i zadajemy nieustannie pytanie o to, co ukształtowało w nim bestię. Jednak nadmiar detali typu przemierzone kilometry, wydane przez autorkę sumy pieniędzy są nużące i utrudniają czytanie. Już przez pierwszy rozdział z powodu występującej achronologii i skakania między różnymi szerokościami geograficznymi dają efekt wymęczenia czytelnika. Potem jest już o wiele lepiej i nie brakuje miejsc, w których mamy z wrażenia otwarte usta. Na przykład przy prośbie o współpracę medium. Nieustannie dotykamy genezy okrucieństwa, tkwiącej w charyzmatycznym człowieku.


W osobistej relacji Anne Rule nawet na moment nie ma wątpliwości do jej obiektywizmu, lecz stanowi próbę zaakceptowania bolesnej prawdy, zadawanie miliona pytań i szok po tym, co odkryła. Nic dziwnego, bo kiedy docieramy do kulminacyjnych punktów i pierwszych zbrodni, również jesteśmy zszokowani zestawiając dotychczasową wiedzę z lektury o Bundym, z tym o czym właśnie się dowiadujemy. Sprawia, że budzi się w nas pytanie o mechanizmy manipulacji i o nasze znajomości, chociaż z pewnością odbiegają od tej posiadanej przez dziennikarkę. Nie mniej wyostrzają zmysły i potęgują czujność. Lekkie pióro sprawia, że po prostu mimo wspomnianych wcześniej trudności, ciężko jest oderwać się od tej opowieści. Niezwykła gratka dla wielbicieli kryminalnych historii.


Polecam. 

Moja ocena 7/10



                    Wydawanictwo SQN



wtorek, 23 listopada 2021

NARZECZONA NAZISTY, BARBARA WYSOCZAŃSKA

O tej powieści było głośno jeszcze przed premierą. Głosy zachwytu sprawiały, że coraz bardziej miałem ochotę poznać tę historię i po prostu nie można przejść obok niej obojętnie, nie można jej zignorować. Motyw zakazanej miłości nieustannie potrafi intrygować i zaciekawić czytelnika, jeśli jeszcze dołoży się do tego w tle zawieruchę II wojny światowej, to bez wątpienia opowieść ta jest w stanie chwycić za serce. - Narzeczona nazisty Barbary Wysoczańska. 


Rok 1950. Bibliotekarka Hania Wolińska spotyka od dawna nie widzianą niedoszłą szwagierkę, Ninę. Ta przekazuje jej informacje o byłym narzeczonym, Johannie. Rozmowa staje się pretekstem przeniesienia się do roku 1938, kiedy to Hania jest studentką germanistyki i w wakacje opiekuje się w Gdańsku ekscentryczną Niemką, hrabiną Irene von Richter. Przeddzień powrotu do Warszawy przypadkowo poznaje wnuka starszej pani, Johanna. Między młodymi rodzi się wzajemna fascynacja i uczucie. Nawet obecne ich związki nie przeszkadzają temu, że połączy ich miłość. Niedługo po powrocie do Warszawy dziewczyna dostaje telegram od pracodawczyni z prośbą o przyjazd do Monachium. W rodzinnej rezydencji von Richterów styka się z rosnącym w siłę faszystowskim fanatyzmem. Miasto jest nazywane gniazdem nazizmu. Kiedy wszystko zmierza do wojny, Hania i Johann rozumieją, że nie mogą już dalej żyć z dala od siebie. Wbrew protestom rodziców, złamaniu serca obecnych partnerów, zaręczają się planując wspólną przyszłość. Podczas ich wyjazdu do Monte Carlo, polski wywiad chce wykorzystać jej znajomości z czołowymi politykami Rzeszy i zwerbować do przekazywania tajnych planów Hitlera względem Polski. Wraz z atakiem Niemiec na Polskę stają się wrogami, znajdując się po przeciwnych stronach barykady. 


Barbara Wysoczańska od początku otula klasyczną opowieścią o zakazanej miłości. Związek poza postrzeganiem go jako mezaliansu, przede wszystkim łączy dwójkę ludzi pochodzących z różnych światów i wrogich wobec siebie narodowości. Kiedy Niemcy z dnia na dzień pogrążają się w rasowej nienawiści, Polacy coraz bardziej wrogo spoglądają na Szwabów. W ich otoczeniu nie brakuje ludzi życzliwych, iskierek dobra rozjaśniających mrok historii i kibicujących im w walce o szczęście wbrew wszystkim i wszystkiemu. Zło i pogarda rosną i z każdym dniem, budzą coraz większy lęk. Bezlitośni wobec przeciwników. Świat pogrąża się w przemocy i krwi. Oni zaś nie tylko muszą dopominać się swoich praw, przekonywać innych do siebie i dokonywać trudnych decyzji, ale też zachować swą pierwotną niewinność. Nie szukają wielkiej polityki, ale ona szuka ich i osacza. Gra na ich narodowej tożsamości i zmusza do przemiany, porzucenia dotychczasowych wartości i poglądów. Udowadnia, że kto raz wszedł w jej pajęczynę, ten nie łatwo się z niej wypląta. Ryzykują życiem, zmuszeni do pokonywania kolejnych prób, traumatycznych wydarzeń, wydają się zachować siebie sprzed 1939 roku.  Barbara Wysoczańska poza nostalgiczną opowieścią o miłości, zadbała o najmniejsze detale wpływające na wiarygodność historii. Rysuje drobiazgowe tło historyczne - zachowując odpowiednie proporcje, sprawia, że czytelnik nieustannie na własnej skórze odczuwa napięcie, zagrożenie i nadchodzącą katastrofę. Nie musi poświęcać większej ilości stron wojnie, by uzyskać odpowiedni skutek. Już to czego Wolińska staje się świadkiem w Monachium, a my wraz z nią, wystarczy do zrozumienia potęgującego się okrucieństwa, niebezpieczeństwa i bestialstwa nie szanującego żadnych świętości, liczy się dla niego ślepe oddanie Hitlerowi. Z jednej strony mamy nagromadzenie ciekawostek o tamtych czasach, próby utrzymania prawdy  historycznej, z drugiej natomiast ma się nieodparte wrażenie nie tylko walki o miłość, ale walki o zachowanie człowieczeństwa, walki dobra i piękna ze złem i ochydztwem.  Czytelnik z minuty na minutę coraz bardziej zanurza się w opowieści i ją przeżywa. 


Narzeczona nazisty łamie dotychczasowe stereotypy. Udowadnia, że w każdym narodzie nie brakuje szlachetnych osób, szanujących godność drugiego człowieka bez względu na jego pochodzenie społeczne, narodowościowe czy posiadanego światopoglądu i nie brakuje również zdrajców, karierowiczów i tych ogłupionych ideologią. Piękny język powieści, niesamowita delikatność i szacunek do ludzi znajdujących się po obu stronach barykady, którzy z narażeniem życia dążyli do normalności w nienormalnych czasach, sprawia, że płyniemy przez powieść. Przyglądając się im odczuwamy onieśmielonenie. W powieść wpadamy niczym śliwka w kompot. Nie można o niej zapomnieć, lecz zapada głęboko w serce. Genialna!


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



                   Wydawanictwo Filia



piątek, 19 listopada 2021

MROCZNY PIĄTEK: GAZ DO DECHY, JOE HILL

Joe Hill w najnowszym zbiorze opowiadań Gaz do dechy rzeczywiście daje czadu, serwując wszystko to, co było do tej pory najlepsze w jego prozie. Warto przygotować się na wybuchową mieszankę, a dwa z trzynastu opowieści napisał wspólnie z ojcem, Stephenem Kingiem.


Gang motocyklowy uciekający przed cysterną kierowaną przez mężczyznę bez twarzy. Mściwa karuzela. Grupka dziecięcych androidów udająca się nad jeziorem, w którym zanurzone są zwłoki morskiego potwora. Drzwi prowadzące z naszego świata do tego opanowane przez zło. Bibliotekarz wypożyczający książki tym, co umarli. Amerykańska agentka FBI po powrocie znajduje się na celowniku terrorystów. Atak zombie i media społecznościowe. Tajemnicze chryzantemy i chłopiec przeżywający śmierć matki. Wreszcie lot, podczas którego obcy i niechętni wobec siebie ludzie zmuszeni są do rozmowy. A to jeszcze nie wszystkie niespodzianki przyszykowane dla czytelników przez syna Króla Grozy.


Mam nieodparte wrażenie, że Joe Hill za wszelką cenę chciał by każdy znalazł coś dla siebie, coś w czym czuje się dobrze i co pozwoli wyjść poza własną strefę komfortu. Dostajemy nietuzinkową mieszankę od opowieści obyczajowych, sensacyjne, przez SF po horror sensu stricto. Różnorodność tematów i gatunków zapewnia niezłą jazdę bez trzymanki oraz na pewno nie pozwoli na nudę i powtarzalność. Chociaż autor wzorował się na utworach ojca czy m.in. Raya Bradbury, to bez wątpienia przerobił wszystko całkowicie po swojemu. Za każdym razem dotyka drzemiących w człowieku lęków, a że każdy boi się czegoś innego, toteż obawy i niepokoje mają różne oblicze. Jest przy tym pewien klucz łączący niemal wszystkie teksty zawarte w tomie, śmierć. Niegdyś była czymś naturalnym. Mężczyźni umierali na wojnie, kobiety w połogu, a sieroctwo było zupełnie naturalnym zjawiskiem. Kostucha siadała z domownikami do stołu i kładła się z nimi do łóżka. Obecnie rozwój cywilizacji sprawił, że na myśl o niej drżymy, próbuje się przed nią uciec, przechytrzyć ją. Właśnie te rozpaczliwe nieraz metody walki mocno rozbrzmiewają w Gazie do dechy. Przy czym bohaterowie opowiadań są całkowicie różni. Wywodzą się niemal ze wszystkich grup i w obliczu zagrożenia reagują na swój własny sposób. Dla jednych to niemożność przeczytania rewelacyjnej książki - nie wspomnę o tym, że można odejść z tego świata zanim skończymy powieść. Dla innych konieczność znajdowania się w centrum zainteresowania, co zapewniają media społecznościowe. U Hilla nie brakuje zatem inspiracji zarówno grozą współczesną, jak i tą Dickensowską. Przygląda się złu mającym zawsze swe źródło w człowieku, jak również stawia pytanie o człowieczeństwo, co czyni nas ludźmi. Odpowiedź niestety nie jest dla nas zbyt pochlebna. Zagrożenie za każdym razem stanowi karę za uczynione zło drugiemu. Pojawia się, jako pewnego rodzaju mściciel, dla którego zbaczenie z moralnych ścieżek, stanowi najlepsze zaproszenie. Zjawia się nagle, staje się bezlitosnym sędzią i nie zamierza odejść z niczym. Raz przybiera postać ducha, nawiedzonej karuzeli, diabła czającego się na schodach, czy wreszcie morderczych kwiatów albo wysokiej trawy. Jest to ten rodzaj opowieści z dreszczykiem niepokoju, intrygują niewiadomą dokąd zmierzamy. Nie raz potrafią wywieść w pole i szokować, ale na pewno nie straszą, więc jeśli nie lubicie się bać, to teksty te zdecydowanie sprawdzą się. Do najlepszych opowiadań należą Mroczna karuzela, Spóźnialscy, Jesteś dla mnie najważniejsza czy Chryzantemamy. Najsłabiej o dziwo wypadają napisane wspólnie ze Stephenem Kingiem, szczególnie W wysokiej trawie, które miejscami wręcz nużyło. Diabeł na schodach i Tweety z cyrku umarłych zaskakują formą, do której trzeba się przyzwyczaić. Pierwsze napisane niczym kolejne schody w dół, dosłownie prowadzą na samo dno piekła. Drugie zaś stanowi relację postów z Tweetera.


Wyraźnie wyczuwalna jest lekkość tekstów, nie warto czytać tom szybko, tylko dać sobie parę dni na rozkoszowanie się nim. Joe Hill bawi się słowem i formą. Widać jest wpływ wszystkich mistrzów grozy, czego autor nawet nie ukrywa, dzięki czemu można przypomnieć sobie wiele podobnych opowieści z przeszłości i znaleźć w tym misz maszu, coś dla siebie. Śmiało można stwierdzić, że Stephen King znalazł godnego kontynuatora horrorowej tradycji, a może nawet uczeń przerósł mistrza?


Polecam. 

Moja ocena 7/10



                 Wydawanictwo Albatros 

środa, 17 listopada 2021

SERIA SAGA DOBRZYŃSKICH, GABRIELA GARGAŚ

Wielu podejrzewa Gabrielę Gargaś o posiadanie jakiś magicznych umiejętności, coraz bardziej i ja mam wrażenie, że coś jest na rzeczy. Sagą Dobrzyńskich w skład, której wchodzą: Kiedyś się odnajdziemy, Zawsze będziemy razem, Nigdy cię nie zapomnę udowadnia, że nawet o najmroczniejszych czasach XX wieku potrafi snuć historię zapadającą w serce i umysł.


Wołyń 1943. Janeczka staje się świadkiem wydarzeń, jakich dziecko nigdy nie powinno oglądać. Kiedy robi się coraz bardziej niebezpiecznie, wraz z rodzicami opuszcza majątek i próbuje uciec do Polski. W okolicy grasują banderowcy i rozjuszeni Ukraińcy w bestialski sposób mordują polską ludność, również sąsiadów, dotychczasowych przyjaciół i członków najbliższej rodziny. Na skutek splotu różnych okoliczności dziewczynka zostaje zmuszona do rozłąki z niedawno urodzoną siostrą, Terenią. Pod jej opiekę natomiast powierzone zostaje inne niemowlę.

W Warszawie okupowanej przez Niemców rodzi się uczucie między Tadeuszem a Anną, które zostanie wystawione na wiele prób, w tym tą najgorszą związaną z walką w Powstaniu. Z czasem drogi Janeczki i Tadeusza łączą się...  Tym, których rozłączyła wojna, będzie dane ponownie się spotkać? 


Gabriela Gargaś wychodzi z dotychczasowej strefy komfortu i zabiera się za rodzinną opowieść mogącą być doświadczeniami wielu osób. Już sam początek, z każdą przeczytaną stroną, coraz bardziej mrozi krew w żyłach. Skonfrontowany ze sobą zostaje czas pokoju dwudziestolecia międzywojennego, w którym wędrujemy warszawskimi uliczkami odwiedzając popularne wówczas kawiarnie i przeżywane pierwsze uczucia, z okresem wojny kładzącej kres znanemu światu. Przywoływane zostają wydarzenia, o których przez długie lata zakazane było wspominać, a później obecne były jedynie śladowo. Dopiero teraz prawda historyczna o gehennie Wołynia rozbrzmiewa z całą mocą. Domaga się mówienia o niej i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jednak to nie jedyne tabu, które zostaje złamane. Podobnie rzecz ma się z latami stalinizmu i Polski Ludowej, której ludzkie cierpienie było przemilczane, bohaterowie doby okupacji stali się wrogami, a ich bliscy drżeli o ich los. Tym połączeniem wielkiej historii z dziejami zwykłych ludzi, autorka podbija serca czytelników. Snuje przejmującą opowieść, w której przeprowadza przez XX wiek i docieramy do czasów nam współczesnych, które dla Dobrzyńskich wcale nie są bardziej spokojne od poprzednich. Gabriela Gargaś robi to wszystko po swojemu. Saga ta, to historia silnych kobiet, które mimo przeżywanych dramatów potrafiły się podnieść oraz walczyć o siebie i dzieci. Są odważne, bezkompromisowe, zło nazywają złem i wierzą w powracającą niczym bumerang karmę. Nie uciekają przed trudnymi chwilami, lecz konfrontują się z nimi, nieraz biorąc się z życiem za bary. To opowieść o ludziach kochających, przeżywających młodzieńcze miłości, pragnących szczęścia w walce o które muszą zmierzyć się z rozterkami moralnymi. Upadają, popełniają błędy ale wciąż mają siłę podnieść się i stać się dla swego potomstwa przewodnikiem i autorytetem. Nie szukają polityki, lecz za każdym razem historia polityczna siłą rzeczy wciąga ich w swój wir. To przepiękne dzieje rodziny, w której mimo doświadczanego bólu, rozczarowania i nadwyrężonego zaufania członkowie trzymają się razem. Czasy zmieniają się, a kolejne pokolenia przejmują ten sam system wartości, muszą uczyć się z własnych błędów, wyciągając z nich wnioski. Silnie zostaje podkreślona siła rodziny, przyjaźni i przebaczenia niosącego ukojenia. 


Saga Dobrzyńskich to pozycja obowiązkowa dla miłośników Stulecia winnych, Kronik Cliftonów czy powieści Joanny Jax. Gabriela Gargaś dostarcza wszystko to, co do tej pory było u niej najlepsze i łączy z czymś zupełnie nowym, powieścią historyczną i sagą. Nawet w obliczu niewyobrażalnej grozy, nie brakuje dobra, ciepła i ukojenia. Odczuwamy przerażenie, niepokój ale jednocześnie przenosi do ludzi, których chciałoby się spotkać na swej drodze. Bez lukru i bezpretensjonalną szczerością przypomina o tym, co w życiu jest najważniejsze. To z trudów czerpiemy siłę i stajemy się bardziej ludzcy i dojrzalsi. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 





            Wydawanictwo Czwarta Strona 

 


piątek, 12 listopada 2021

MROCZNY PIĄTEK: DZIWNA POGODA, JOE HILL

Joe Hill początkowym okresie swojej pisarskiej działalności pracował wolno. W przeciwieństwie do swojego ojca, Stephena Kinga wydającego powieść co pół roku, on potrzebował kilku lat. Po Nos4a2 i Strażaku przyszła pora na zbiór nowel, w Dziwnej pogodzie spróbował swych sił w krótszej formie. Tylko z jakim efektem?


W skład tomu wchodzą cztery minipowieści. 


Zdjęcie opowiada historię chłopca będącego świadkiem histerycznego lęku starszej pani przed zrobieniem zdjęcia. Każdego, kto został sfotografowany przez tajemniczy aparat, będący w posiadaniu równie tajemniczego właściciela, czeka utrata wspomnień. 


Naładowany to historia ochroniarza centrum handlowego, który powstrzymuje morderczynię i staje się lokalnym bohaterem. Dla dziennikarki miejscowej gazety mężczyzna wydaje się dziwnym i zaczyna drążyć w jego przeszłości.


Wniebowzięty przedstawia zakochanego mężczyznę pragnącego zaimponować ukochanej, w tym celu skacze z samolotu na spadochronie. Zamiast wylądować na ziemii, utknął na chmurze. Ona żyje, ma swoją moc zdolną uwięzić przybysza.


Deszcz snuje opowieść o Boulder w stanie Maine, nad które nadciąga potężna ulewa kryształowych gwoździ. Pojawiają się ofiary, koniecznie trzeba ustalić, kto stoi za tym zjawiskiem i go powstrzymać.


Joe Hill konsekwentnie atakuje czytelnika tajemnicą i odwieczną walką ze złem. Aparat czy dziwny deszcz są narzędziami w ręku człowieka. Praktycznie w każdej noweli, poza Wniebowziętym, źli są ludzie i to oni stanowią główne źródło nieszczęść. Są nietolerancyjni i prześladują każda inność, czy to w wyglądzie, rasową czy o odmiennej orientacji. Dążą do zemsty albo pragną stać się wszechpotężnymi, zdolnymi decydować o życiu i śmierci drugich. Do perfekcji opanowali sztukę kamuflażu dopiero, gdy spada maska widać ich prawdziwe, mroczne oblicze. Za każdym razem jesteśmy niepewni tego z czym przychodzi się zmierzyć. Czujemy się zagubieni i zdezorientowani niewiedzą dokąd zmierzamy, co zastaniemy na końcu drogi. Joe Hill nieustannie intryguje ale nie straszy. Jego opowiadania są bardziej obyczajowe i dotykają konkretnych problemów. Tyle, że o ile świetnie sprawdza się w "grubaśnych tomiszczach", to krótka forma jeszcze na tamten moment nie była dla niego. Przede wszystkim każda historia jest przegadana, niemiłosiernie dłuży się i nuży, gdy docieramy do finału nagle wszystko nabiera przyspieszenia, przez co mamy wrażenie szybkiego przerwania historii. Jeśli chodzi o Zdjęcie i Deszcz są niezupełnie przemyślane. Mają genialny wręcz pomysł, który rozmywa się w gąszczu narracji, a czytelnik zostaje praktycznie z niczym, ma wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Tajemnica natomiast pozostaje nierozwikłana. Najlepszym opowiadaniem będącym najbardziej spójnym jest Wniebowzięty ale i on zostawia ze znakiem zapytania. Najgorzej wypada Naładowany. Autor idąc w ślady ojca powołuje spore, jak na nowelę, grupę postaci i zaczyna coraz bardziej nudzić czytelnika. Nie mogłem wręcz doczekać się końca. Wszystko praktycznie było do przewidzenia. Jednym słowem dość przeciętne opowiadanie sensacyjne. 


Szczerze pisząc mam pewien dylemat z całościowym ujęciem zbioru. Najlepiej odzwierciedla to pierwszy człon tytułu "dziwny". Z jednej strony potrafi zaintrygować, nie daje wszystkiego na tacy, ale równocześnie nie brakuje też nudy. Czyta się szybko, przyjemnie i może stanowić świetną rozrywkę wieczorową porą tyle, że też szybko się zapomina o przeczytanych nowelach. Miesza thriller z opowieściami obyczajowymi z nutką dreszczyku. Trochę niestety zwiodłem się, oczekując jednak zdecydowanie więcej.


Polecam. 

Moja ocena 6/10



                  Wydawanictwo Albatros 

wtorek, 9 listopada 2021

TYLKO TY, GABRIELA GARGAŚ

Każda miłość jest inna, odmienna od tych, które dotąd znaliśmy. Przychodzi nagle, rodząc się z wiary i nadziei. Za każdym razem potrafi rozświetlić ciemną noc życia. O różnych jej odcieniach snuje wzruszającą opowieść Gabriela Gargaś w Tylko Ty.


Paulina niegdyś przeżyła wielką młodzieńczą miłość, niestety ukochany wyjechał. Ona została samotną matką dorosłej już Bianki, która tylko odkąd zaczęła dorastać, zadawała pytania o tatę. Przypadkowo w supermarkecie spotyka swoją pierwszą miłość, od razu odżywa dawne uczucie i wspomnienia. Ewa i Michał wychowują dwójkę bliźniąt. W przeszłości przeżyła zawód i od lat nosi w sobie głęboką ranę w sercu, związaną ze swoim pochodzeniem. Te dwie kobiety połączyła przyjaźń i zawsze mogą na siebie liczyć, zwłaszcza, gdy życie przewraca się im do góry nogami.


Gabriela Gargaś za każdym razem udowadnia, że nie bez powodu określa się ją "czarodziejką ludzkich uczuć". Potrafi opowiadać o nich w sposób szczery, z ograniczoną wrażliwością i ukazywać ich blaski i cienie. Jej proza jest subtelna, delikatna niczym wiosenny wiatr i ma w sobie moc rozgrzewać serca czytelników, przywracając im utracone z nawarstwianiem się trudnych doświadczeń nadzieję i optymizm. Nieustannie koncentruje się na codzienności, zwyczajnych czynnościach, na przykład pieczenie ciasta. To właśnie ową zwyczajność wypełnia najważniejszymi tematami, jak: pragnienie miłości i ciepła, macierzyństwo, tęsknoty i bólu noszonego w sobie nieraz wiele lat. W Tylko Ty dorzuca kwestię adopcji, która dla wielu nadal pozostaje czymś, że na myśl o nie odczuwają niechęć. Przekonuje w charakterstyczny dla siebie sposób, że również ona daje szansę rodzicielstwa i zaspokojenie potrzeby posiadania potomstwa, szczęście otrzymywane od maleńkiej istoty i obdarowywanie nim jej. Bohaterowie są nam bliscy, głównie za sprawą, że odzwierciedlają nas samych. Nie są kryształowi lecz, jak każdy popełniają błędy i sztuką jest przyznanie się do nich, mają gorsze dni, czują rozgoryczenie prozą życia, brakiem uwagi i nieustannie muszą podejmować nowe decyzje. Upadają i podnoszą się, wskazując na ogromną rolę rodziny i przyjaciół. My natomiast czujemy się niczym powiernik czyjeś tajemnicy, problemów i rozterek. Kibicujemy i trzymamy kciuki. Raz śmiejemy się z humorystycznych scen, aby za moment uronić łzę. Takie bowiem jest życie i nie ma w nich ideałów, ważne jest czerpać radość z drobiazgów. Uśmiech, drobny gest i dobre słowo ma u Gargaś niesamowitą siłę zdolną przenosić góry i nieść pociechę. Czy my sami nie czekamy nieraz właśnie na to?


Gabriela Gargaś wskazuje na konieczność wybaczenia, które działa niczym balsam na poranione serca. Nigdy nie wiemy, czym kierowała się druga osoba, czy co czuła. Tylko Ty jak to bywa u tej autorki działa niczym kubek gorącej czekolady, ciepły koc otulający ciepłem, czy ramiona przyjaciela stojącego przy nas, dającego wsparcie, otrze łzy i przywróci wiarę w lepsze jutro. Dotyka najczulszych strun i zawsze sprawdza się na gorszy czas. Kiedy jest wszystko w porządku uczy cieszyć się z tego, czym zostaliśmy już obdarowani i przekonuje, że wszystko jest po coś. Nic więc dziwnego, że do jej powieści nieustannie ma się ochotę powracać.


Polecam. 

Moja ocena 7 /10



             Wydawanictwo Czwarta Strona 

niedziela, 7 listopada 2021

MIŁOŚĆ I WOJNA, MAX CZORNYJ

Seria wojennych opowieści spod pióra Maxa Czornyja są dla czytelników nie lada niespodzianką. Cały czas mamy w pamięci historie pełne makabry, a tymczasem autor daje się poznać w zdecydowanie łagodniejszej formie. Miłość i wojna jest po Córce nazisty najlepszym tego przykładem.


Łódź była dla wielu Ziemią Obiecaną, do której zmierzali. Tu rodziły się wielkie majątki fabrykantów głównie pochodzenia niemieckiego, równocześnie nie brakowało tych żyjących w skrajnej nędzy. Franciszek Franz Brilke miał szczęście należeć do zamożnych mieszczan. W rękach jego ojca był antykwariat dzieł sztuki i kamienica. Tyle, że zawsze wypominano mu pochodzenie, od dzieciństwa musiał nieustannie udowadniać swą polskość. Z czasem zdążył się do tego przyzwyczaić i wieść normalne życie. Wraz z pojawieniem się tajemniczej Ewy, która zamieszkała w jego domu, burzy się dla sporej części ludzi dotychczasowa poukładana egzystencja. W powietrzu wyczuwa się zbliżającą katastrofę i wzajemnie napięte relacje, które dopełnią się wraz z wybuchem wojny. Osiemdziesiąt lat później córka Franciszka czyta skierowany do niej list od ojca, z którego dowiaduje się o swoich korzeniach i losach rodziny. 


Max Czornyj podobnie jak w krwawych dreszczowcach, ewidentnie dobrze czuje się w powieściach obyczajowych, w których z dużą precyzją odmalowuje tło społeczno - historyczne. Ukazuje Łódź taką, jaką była w okresie międzywojennym. Miasto wielu narodowości i wielu kultur, których przedstawiciele wypracowali pewien modus operandi zgodnego współżycia. Jednak wraz z 1938 r. dochodzi do coraz częstszych podziałów na Polaków i Niemców, które osiągną swe apogeum po wrześniu '39 r. Wraz z bohaterami wędrujemy po Pietrynie, czyli ulicy Piotrkowskiej. Zaglądamy do mieszczańskich kamienic. Bierzemy udział w zabawach karnawałowych. Poznajemy handlarzy dzieł sztuki, potrafiących bez mrugnięcia okiem odróżnić falsyfikat od oryginału. Opowiadać przedstawioną na obrazie scenę, nadając jej życia i ożywiając namalowane postacie, które zaczynają iść własną drogą. Normalność kończy się, gdy docieramy do okupowanej Łodzi, a potem Warszawy. Rysują się choćby getta i koszmar milionów Polaków. Czornyj dodaje do tego parę metafor, które stają się w pełni jasne, dopiero po poznaniu całej powieści. Mimo, że właśnie te opisy dominują w pierwszej części, to ostatecznie mają doprowadzić do punktu kulminacyjnego, w którym zakazana miłość i zakazana odtąd przyjaźń rozbrzmią z całą siłą. Należy przy tym podkreślić, że próżno doszukiwać się ciekawostek historycznych, gdyż główny akcent skierowany jest na ludzi tamtych czasów, którzy nagle stają się współczesnemu czytelnikowi bardzo bliscy. Tak samo przeżywali pierwszą miłość, nawiązywali szkolne przyjaźnie zdolne przetrwać z upływem lat, czy nie brakowało między nimi kłótni i rodzinnych sporów. II wojna światowa położyła kres znanemu im świata, rozpoczynając obcą rzeczywistość terroru, strachu i dzielenia na "swoich" i "obcych". Gdyby autor ograniczył się tylko do tego, nie byłoby w sumie niczego, co już wcześniej wielokrotnie by nie występowało. Robi krok do przodu i wszystkie zdarzenia obserwujemy z punktu widzenia Niemca polskiego pochodzenia, który wcale nie jest wolny od wielu rozterek. Czornyj snując opowieść o miłości i wojnie unika zarówno nazbyt sentymentalnych, jak i mrożących krew w żyłach scen, co w ogólnym odbiorze wyszło na dobre. Za to od samego początku otula niepewnością tego, co przygotował dla czytelników. Nieustannie zaskakuje. Na początku sugeruje, że mamy historię o Żydach, aby szybko przekonać się, że główni bohaterowie to Niemcy. Ta, która wydawała się być postacią wiodącą często znika, aby potem znów się pojawić, niosąc za każdym razem pewien przełom. Kiedy wreszcie docieramy do wybuchu wojny, czeka następna zagadka, której sens wyjaśni się z czasem. Groza staje przez to subtelną, obecna w atmosferze, na ulicy i potęguje się z kolejnymi wydarzeniami. Niby nie epatuje przemocą, ale wywołuje niekomfortowe poczucie. 


Miłość i wojna ma charakter listu, spowiedzi umierającego człowieka, pragnącego przed śmiercią ujawnić wszystkie sekrety. Przeplata go opowiadanie o relacji Jezusa i Marii Magdaleny, oraz notatki polskiego ruchu oporu. Powieść można interpretować na wiele sposobów, jako mówiącą o obcości i swojskości, pragnieniu bliskości, ludziach wykluczonych ze społeczeństwa - na których patrzy się z pogardą i z góry wiadomo o ich winie wobec stawianych zarzutów, wreszcie o tytułowej miłości i wojnie. Mimo, że Czornyj powstrzymuje się od okrucieństwa to i tak buduje silne napięcie na swój własny sposób. Wzrusza, gra na najczulszych strunach i cały czas obecna jest kwestia wielkości i podłości człowieka bez względu na czasy. Całość jest niezwykle przemyślana i spójna. Pełna nostalgii, melancholii i tęsknoty za tym, co bezpowrotnie utracone. Dla tych, którzy znają pisarza jedynie z thrillerów, będzie miłą odmianą. Ci, którzy poznali Córkę nazisty szybko zauważą, że Czornyj odrobił lekcje w stu procentach, nauczył się nie popełniać tych samych błędów i zawrzeć to, czym poprzednio urzekał. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



                     Wydawanictwo Filia


sobota, 6 listopada 2021

WILCZA RZEKA, WIOLETTA GRZEGORZEWSKA

Opowieść w formie pamiętnika o życiu, kobietach, imigrantach i pandemii. O ile o tym ostatnim aspekcie często wspomina się mimo chodem, to Wioletta Grzegorzewska uczyniła z niego motyw przewodni Wilczej rzeki. Jeśli nie najlepszej, to na pewno będącej w ścisłej czołówce najlepszych książek 2021 roku.


Wiola, to kobieta po przejściach. Zbliża się do pięćdziesiątki i samotnie wychowuje córkę, Julię. Już parę razy zmieniała w życiu miejsce pobytu. Z Polski przybyła na Wyspy Brytyjskie, teraz po latach wyprowadza się z małej wysepki położonej na kanale La Manche i wraz z nastolatką, psem i kotem wsiada na prom płynący do Hastings. Podczas przeprawy dociera wiadomość o wybuchu epidemii covid 19, a na miejscu okazuje się, że została oszukana i bez dachu nad głową. Odtąd zmuszona zostaje do tułaczki po kolejnych stancjach i podjęcia walki o przetrwanie. Jedyne co stałe to miłość do pisarza Marka, tyle tylko, że on jest żonaty i mieszka w Polsce. Na ile uczucie na odległość, ma w ogóle rację bytu? 


Wioletta Grzegorzewska zachwyciła mnie Stancjami, obecnie zmienia nieco charakter opowieści i robi krok do przodu. Od pierwszych zdań czaruje czytelnika, snuje historię o tym, co znane jest każdemu z nas i o tym, co wielu fascynuje - życie emigranta. Proza pisarki jest niezwykle płynna i wędruje przez przeplatające się wzajemnie czasookresy. Rzeczywistość PRL, przybycia do Wielkiej Brytanii i realia doby koronowirusa. Czytając mamy wrażenie, jakby Wiola wracała do własnych doświadczeń autobiograficznych, będąc przy tym niezwykle szczerą. Odczucie to potęguje narracja pierwszoosobowa, główna bohaterka ma tak samo na imię, jak autorka i również jest pisarką. Dla tych, co poznali Guguły i Stancje, obecna powieść stanowi kolejną odsłonę jej losów. Chociaż cofamy się do szarej rzeczywistości lat 80 XX wieku i obecnej sytuacji, kiedy każdego dnia za sprawą wirusa, świat staje na głowie, to nie ma uczucia, że tematyka przygniata swym ciężarem czytelnika. Wręcz odwrotnie. Grzegorzewska pokazuje się jako znakomita gawędziarka, meandruje między opisami, które bolą, a humorem obecnym w dialogach. Roztacza tak, jak tylko ona potrafi całą galerię osobliwości. W jej skład wchodzą kobiety z różnych stron świata, o odmiennym temperamencie i noszące odmienne bagaże doświadczeń. Nie brakuje oczywiście interesujących męskich bohaterów, jednak oni bardziej pozostają w cieniu. To panie wiodą prym i są tymi najbardziej charakternymi. Wreszcie napotykamy na życiowych rozbitków, którzy skutecznie potrafią przykuć uwagę. Olga Tokarczuk napisała "Apokaliptyczny klimat tej intymnej, biograficznej prozy hipnotyzuje i niepokoi". Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. W każdym z trzech okresów rozgrywa się mała apokalipsa, niosąca kres temu, co znane dotychczas. Po niej nic już nie jest takie same i znajdujemy się w zupełnie nowym świecie, do którego przystosowujemy się, aby ponownie doświadczyć kolejnej rewolucji życiowej. Nieustannie zadajemy pytanie o finał i dokąd ostatecznie zmierzamy. Wędrujemy w kierunku tego, co nieznane ale mimo owego niepokoju, towarzyszy nadzieja na normalność, której zalążki niezmordowanie wszyscy próbują zbudować. Zadziwiające jest, jak w niewielkiej objętościowo w stosunku do poruszanych tematów, autorce udało się zawrzeć trudnych kwestii. Przemoc domowa i trauma przekazywana z pokolenia na pokolenie, nieustanna walka o przetrwanie i lepsze jutro, potrzeba bliskości i poczucia bezpieczeństwa, czy relacji zwierzę - człowiek, w której ten ostatni często zawodzi. Chociaż za każdym razem pozostają w duszy blizny, to właśnie one sprawiają, że nie brakuje sił do sprzeciwu i podniesienia z upadku. Ciosy dotykają zarówno ludzi i zwierzęta, jedni i drudzy muszą się z nimi uporać z traumą.


Wioletta Grzegorzewska snuje nostalgiczną opowieść o bólu i małych radościach. O tym, co bezpowrotnie minęło i mija każdego dnia. Bawi się słowem i formą, dotykając jednocześnie codzienności, która za każdym razem wybija się na plan pierwszy. Tu nie ma wydumanych i oderwanych od rzeczywistości historii, czy górnolotnych wzlotów. Ich miejsce zajmują zwyczajne, często bezbarwne sprawy i czynności, przedstawiające non stop prawdę o człowieku, prawdę o nas i pytaniu dokąd zmierzamy, jako ludzie. Wilczą rzeką Wioletta Grzegorzewska udowadnia, że nadal pozostaje jednym z ważniejszych głosów polskiej literatury.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



                      Wydawanictwo W. A. B



Recenzja powstała we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal, której bardzo dziękuję za zaufanie i egzemplarz recenzencki.