poniedziałek, 29 października 2018

#1 MROCZNE DNI. KOBIETA W OKNIE, A.J.FINN



Podglądactwo i życie życiem innych ludzi, sąsiadów i znajomych, nieraz nawet całkiem obcych ludzi, miało się dobrze i czy to się komuś podoba, bądź nie nadal miewa się świetnie. Przyczyna tego stanu rzeczy jest niezwykle banalna. Łatwiej jest zajmować się cudzymi sprawami, niż zmierzyć się z własnymi problemami, stawić czoło gnębiącym wyrzutom sumienia i stanąć w oko w oko z prawdą, że już nie koniecznie udaje się kontrolowanie własnej egzystencji. Dom staje się bastionem z którego śledzimy poczynania sąsiadów. Idealną okazję do tego daje spoglądanie przez okno, niczym przez  magiczną dziurkę od klucza, pozwalającą w każdej chwili rzucić okiem, na to co dzieje się w przeciwległym domu. Dzięki temu łatwiej jest zapomnieć o swojej chorobie, wyrzutach sumienia nie pozwalających normalnie żyć i prześladujących demonach przeszłości.
         A.J. Finn w debiutanckiej Kobiecie z okna pokazuje obraz osoby cierpiącej na agorafobię, której jedynym zajęciem jest interesowanie się tym, co dzieje się u ludzi mieszkających w jej sąsiedztwie, nie wie tylko, że pewnego dnia hobby to, zmusi ją do stawienia czoła temu, przed czym od dawna usilnie ucieka.


Anna Fox jest psychologiem dziecięcym, który z powodu strachu przed tłumem, udziela porad na forum internetowym dla osób cierpiących na tą samą, co ona przypadłość. Choroba zabrała jej wszystko co było możliwe: rodzinę, pracę oraz zdrowie; a jedyną rozrywką na którą może sobie pozwolić, to podglądanie przez okno tego, co dzieje się w domach sąsiadów. Od miesięcy nie wyszła na zewnątrz, jedynie zamknięta w czterech ścianach w przerwie między kontrolowaniem tego, co obecnie dzieje się u znajomych z naprzeciwka, a odpowiedziami na czacie; jest oglądaniem starych thrillerów i kryminałów. Monotonię tę, przerywa u niej pojawienie się nowych sąsiadów, Russelów, którzy prowadzą życie podobne do tego, jakie sama jeszcze do niedawna wiodła. Szybko udaje jej się nawiązać z nimi kontakt, dzięki przypadkowej wizycie ich syna, Ethana. Nie wie jednak, że skrywane przez nich tajemnice, stopniowo doprowadzą ją do obłędu.


W dniu, kiedy staje się świadkiem morderstwa cały dotychczasowy, bezpieczny świat rozsypuje się niczym domek z kart. Kobieta doskonale wie co widziała, nikt natomiast nie daje wiary jej słowom. Policja podchodzi sceptycznie, mając ją za osobę chcącą za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę, nie wierzy jej współlokator, mąż sąsiadki staje się wobec niej agresywny, a w nią nieustannie wpatrzone są oczy wystraszonego nastolatka. Dom będący dla niej twierdzą, z każdym dniem przestaje być azylem. Ma poczucie, jakoby morderca czaił się za rogiem, był bliżej niż mogło się jej wydawać. Tajemnicze zdjęcie, obraz czy mail od nadawcy zgadnijktotoanno, skutecznie burzą jej spokój. Cała zaś sprawa zmusi ja do skonfrontowania się z bolesna dla niej prawdą. Najgorsze jednak jest, że została zmuszona samotnie stawić czoła szaleńcowi, mogącemu w każdej chwili wyrządzić jej krzywdę. Jak ma się bronić przed nim, kiedy nawet jej zmysły mogą ją zawodzić. To co widzi, niekoniecznie jest takie, jakim się jej jawi. Nie wiadomo nawet, czy samo morderstwo które widziała z okna domu, nie jest tylko wytworem jej chorego umysłu. Może pod wpływem alkoholu i kolejnego brutalnego filmu jaki oglądała, miała halucynacje?


A.J.Finn wciąga w grę zmysłów, które mogą zawodzić i którym do końca nie można wierzyć. To misternie skonstruowany thriller psychologiczny demaskujący zakamarki ludzkiego umysłu, zdolnego wytworzyć bezpieczną dla człowieka rzeczywistość, która jednak pod wpływem nieprzewidzianego bodźca zewnętrznego znika, niczym bańka mydlana. Autor dogłębnie wnika w umysł osoby cierpiącej na agorafobię, a wiec lęk przed otoczeniem, niezdolnej wyjść poza próg. Odcięta od wrogiego dla niej świata zewnętrznego, ucieka w iluzję i buduje własną idealną rzeczywistość, w której czuje się wolna od trawiących ją wyrzutów sumienia z powodu dawnego błędu i prześladujących niczym cień demonów przeszłości. W chwili, gdy dojdą do głosu burzą wszystko, to co z trudem budowała od wielu miesięcy. W powieści tej absolutnie niczego nie można być pewnym. Autor nieustannie wodzi za nos, sprawiając, że już sami nie wiemy ani komu można ufać, ani jaka jest prawda. Finn w bezwzględny sposób gra na emocjach i zmysłach samego czytelnika. Słyszymy przeraźliwe krzyki, widzimy makabryczne obrazy, czujemy na własnej skórze dotyk szaleńca, tylko czy tak jest na prawdę? A może komuś bardzo zależy, aby w to uwierzyć.


Jedynym niestety poważnym mankamentem powieści jest jej schematyczność, w trakcie lektury miałem wrażenie, ale to już było. Niewątpliwy natomiast atut Kobiety w oknie polega na umiejętności wyostrzenia wszystkich naszych zmysłów. Krótkie rozdziały, w których  napięcie rośnie stopniowo, potęguje poczucie osaczenia i niemożności ucieczki przed grożącym niebezpieczeństwem, do tego wszystkiego dochodzi niezwykle zwodnicza gra pozorów; wszystko razem sprawia, że lektury po prostu trudno jest się oderwać. Nieustannie zastanawiamy się, co jest prawdą a co ułudą.


Polecam,
Moja ocena 7/10
 
 
                              Źródło: Grupa Wydawnicza Foksal

niedziela, 28 października 2018

O CZŁOWIEKU, KTÓRY STRACIŁ CIEŃ - JOYCE CAROL OATES.




Pamięć jest niczym cień towarzyszący od momentu narodzenia, przez całe  życie. W chwili, gdy ją tracimy znikają wszystkie wspomnienia, a czas zatrzymuje się w miejscu. Dzieje się tak, zwłaszcza jeśli jedynie przez siedemdziesiąt sekund jest się świadomym tego, co obecnie ma miejsce: z kim rozmawiamy i co robimy; potem natomiast wszystko znika. Zostaje jedynie ostatni zapamiętany przez mózg dzień, dzień w którym świat zatrzymał się już na zawsze.
         Joyce Carol Oates, od lat uważana za jedną z czołowych kandydatek do Nagrody Nobla, w O człowieku, który stracił cień opowiada niezwykłą historię mężczyzny cierpiącego na amnezję, w wyniku której stał się przedmiotem niejednokrotnie kontrowersyjnych badań naukowych.


Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni lat 1965-1996. Elihu Hoopes w 1965 roku zapada na wirusowe zapalenie mózgu, na skutek którego część  mózgu odpowiedzialna za pamięć ulega zniszczeniu. Zostaje pacjentem jednego z czołowych przedstawicieli neuropsychologii, Miltona Ferrisa, który odtąd najpierw on, a potem jego uczennica Margot Sharpe – biorąca udział w Projekcie E.H. mającym na celu dokładne zbadanie zachowań osób cierpiących na amanezję, będzie prowadził szereg eksperymentów mających doprowadzić do poznania funkcjonowania jego umysłu i pamięci.  Od tego dnia, traci swą prawdziwą tożsamość i przebywa w laboratorium, jako tajemniczy E.H. Nikt poza personelem medycznym, nie zna jego nazwiska, lecz sam projekt badawczy na przestrzeni lat staje powszechnie znany. Odtąd chory pamięta dokładnie wszystko co miało miejsce w jego wcześniejszym życiu, ciągle jest przekonany jakoby był 37-letnim mężczyzną; a w ogóle nie pamięta tego co działo się kilka minut temu.  Spotkanie młodej adeptki psychologii i mężczyzny, który mimo że stracił własny cień, nadal pozostaje człowiekiem niezwykle inteligentnym, wykształconym, o niezwykłej charyzmie; na zawsze odznaczy się w życiu kobiety.


Choroba staje się jedynie pretekstem do początkowego pokazania życia osoby, która na skutek nieszczęśliwego zrządzenia losu, traci świadomość i kontrolę nad tym, co obecnie dzieje się w jej życiu. Zamknięta w pokoju, poddawana każdego dnia szeregowi różnorakich testów,  także tych zadających  cierpienie fizyczne, mających na celu zbadanie, na ile metody behawioralne są w stanie w sposób świadomy wywołać pożądaną reakcję, zapamiętaną przez umysł chorego na amnezję,  Stopniowo jednak zgłębiamy się w przeszłość Elihu, wraz z neuropsycholożką poznajemy jego historię życia, z której wyłaniają się demony przeszłości, wywołujące u spokojnego i dobrze ułożonego mężczyzny agresywne zachowania. Na przestrzeni tych trzydziestu lat E.H. jest dla ambitnej pani profesor nie tylko pacjentem, ale wręcz kimś komu poświęciła całe swoje życie, kogo pokochała nigdy do końca nieodwzajemnionym uczuciem i kogo za wszelką cenę starała się chronić przed światem zewnętrznym. Obserwujemy  krążenie i wzajemne przyciąganie tych dwóch osób. Ona widzi jak z biegiem czasu zmienia się ciało i osłabia się organizm mężczyzny, który wciąż uważa się za młodego i nie zdaje sobie sprawy z upływu lat; on natomiast staje się kompletnie nieprzewidywalny. Z początku grzeczny, uwodzicielski i dobrze ułożony, w ułamku sekundy może zmienić w agresywnego cynika, zdolnego posunąć się nawet do przemocy. Sama zaś Sharpe zostaje więźniem własnej ambicji zamkniętym w niezdrowych związkach. Najpierw poddana magnetyzującej sile swego mentora, potem pacjenta, zgadza się bez reszty oddać się tym dwóm mężczyznom jej życia, których potrafi wytłumaczyć ze wszystkiego i w każdych okolicznościach. Niezależna, na pozór silna i wręcz z czasem apodyktyczna pani profesor jest niewolnikiem własnej pracy i człowieka nierozerwalnie z nią związanego.


O człowieku, który stracił cień to  niezwykle wzruszająca historia opowiadająca o osobie, dla której zawsze jest teraz. Wokół niego wszystko zmienia się, zmienia się on sam, jednak jego pamięć pamięta tylko rok 1965. Margot Sharpe więc kocha mężczyznę, który co najwyżej może odwzajemnić się miłym słowem – jeżeli nie wywoła się u niego napadu złości, ale nawet nigdy nie zapamięta imienia kobiety próbującej za wszelką cenę przywrócić mu utracony cień. U Oates nie brakuje elementów powieści gotyckiej, takich jak: opuszczona  rezydencja, opustoszała okolica wokół jeziora będąca kilkadziesiąt lat wcześniej świadkiem brutalnego morderstwa. Jednocześnie poza pokazaniem rzeczywistości amnezjaka, autorka rewelacyjnie wręcz oddaje charakter małej społeczności pośród której upływało wcześniejsze życie tytułowego bohatera; jak również łączące go relacje z ludźmi z jego przeszłości, w tym z rodziną. Przeszłość ta niczym bumerang powraca nieustannie co pewien czas na kartach książki, budując złożoną postać Elihu Hoopesa nie będącego już jedynie utożsamianym z inicjałami E.H. Na tym tle Oates buduje swoją narrację, w której nie brakuje sporej dawki terminów psychologicznych.


Joyce Carol Oates stworzyła zatem fascynującą lekturę dla wielbicieli psychologii, miłośników zgłębiania tajemnic ludzkiego umysłu, ale przede wszystkim wyśmienicie opowiedzianą historię o miłości do człowieka niezdolnego nigdy zapamiętać nawet imienia i twarzy osoby obdarzającej go uczuciem, o amnezji i pragnieniu kariery zawodowej mogącej doprowadzić do rezygnacji nawet z samego siebie. To powieść nostalgiczna, melancholijna i dużą porcją filozoficznych refleksji nad człowiekiem i jego egzystencją. 


Polecam.

Moja ocena 7/10
 
                                                Źródło: Wydawnictwo Rebis

wtorek, 16 października 2018

BIEGUNI OLGA TOKARCZUK


Uciekajcie, ruszajcie z domów, idźcie, bieguni, bo tylko w ten sposób można się ustrzec przed pułapką antychrysta. (…) Zostawcie to, co posiadacie, porzućcie ziemię i ruszajcie w drogę.
            Bo wszystko, co ma swoje stałe miejsce w tym świecie, każde państwo, kościół, rząd ludzki, wszystko, co zachowało formę w tym piekle, jest na jego usługach. Wszystko, co określone, co odtąd-dotąd, co ujęte w rubryki, zapisane w rejestrach, ponumerowane, zewidencjonowane, zaprzysiężone; wszystko co zgromadzone, wystawione na widok, zaetykietowane. Wszystko co zatrzymuje: domy, fotele, łóżka, rodziny, ziemia, sianie, sadzeni, doglądanie jak rośnie. (…) Wynieś się daleko, poza zasięg jego oddechu, poza jego kable i przewody, anteny i fale, niech cię nie namierzą jego czułe instrumenty.
            Kto się zatrzyma- skamienieje, kto przestanie zostanie przyszpilony, jak owad, jego serce przebije drewniana igła, jego ręce i stopy będą przedziurawione i przebite do progu i powały.


Wyznając powyższą zasadę bieguni to odłam powstały w łonie prawosławia, który  od dawna prowadzi koczowniczy styl życia. Przekonani, że świat został opanowany przez siły zła, a wszelkie rządy i władze są tyranami na usługach antychrysta, wierzyli w idee wiecznego ruchu, podróży będącej ratunkiem przez zniewoleniem przez Złego. Gdy człowiek zatrzyma się w jednym miejscu, niechybnie umrze. W oparciu o tę właśnie filozofię, Olga Tokarczuk stworzyła niesamowitą. nie tylko powieść, ale wielki traktat o podróżowaniu oraz o ludziach z czasów nam współczesnych, oraz tych żyjących w ubiegłych stuleciach, którzy doskonale wpisują się w światopogląd prezentowany przez ten odłamów starowierców. Zatem kim są ci nowi wędrowcy? Na pytanie to odpowiada autorka w wielokrotnie nagrodzonych „Biegunach”.


Bohaterami książki są ludzie żyjący w różnych epokach i pod różną szerokością geograficzną. Zaglądamy zarówno do sułtańskich serajów, domów i pracowni wybitnych anatomów XVIII wieku, jak również do rosyjskiego metra w którym to spotykamy przebogate sylwetki ludzkie. W historii tej pojawiają się dosłownie wszyscy: bogacze i biedota, osoby wykształcone – naukowcy jak i prości, niezbyt wykształceni ludzie. Współczesne rodziny dla których podróż stała się początkiem wielu dylematów i rozterek, jak ludzie z minionych czasów dla których ta sama podróż miała dać odpowiedź na nurtujące ich od dawna pytania. Wszystko to natomiast okraszone przemyśleniami i anegdotami narratora. Ów narrator – podobnie, jak Jenta w Księgach Jakubowych jest poza wszelkim czasem, jest wszechwiedząca i wymyka się ramom czasowym i przestrzennym, dla niego nie ma żadnych granic. Snuje więc przed nami Wielką Opowieść o podróży i nieustannym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, o nieustannym oraz nieprzerwanym ruchu.


W Biegunach próżno szukać, większego uporządkowania pod względem opowiadanej historii, z drugiej jednak strony stanowią  pewną właśnie dość uporządkowaną całość. Dzieje bohaterów rozstrzelane są na kilka części przeplatające się zarówno z przemyśleniami narratora, jak również z innymi opowieściami; aby w pewnym momencie wrócić do urwanego wcześniej wątku. Tak prowadzona narracja na pewno nie ułatwia lektury, lecz wymaga maksymalnego skupienia, jednak potrafi nagrodzić poniesiony wysiłek intelektualny, przedstawieniem wspaniałej opowieści o ludzkim życiu i śmierci – stanowiącej pod tym kątem zwartą całość. Zadaniem bowiem nie jest pokazanie losów konkretnych osób, lecz odniesienie się do życia Człowieka napotykającego na swej drodze przeróżne pytania, dylematy na które musi szukać odpowiedzi. Jedne znajdzie w księgach mędrców np. w Nowych Atenach ks. Benedykta Chmielewskiego, obecnie niestety w pewnej mierze funkcje tą przejęła Wikipedia, innym zaś razem u innych ludzi. Ludzka egzystencja zatem stanowi nieprzerwany ruch w podążaniu za czymś, kiedy dobiegnie ona kresu – wówczas przybiera się już postawę bierną, nieruchomą. Jest to tylko jedna strona tej Wielkiej Opowieści, która w moim odczuciu z całą pewnością może stanowić Opus Magnum Olgi Tokarczuk. Druga natomiast to subtelnie ukryte poszukiwanie współczesnych nam „biegunów” żyjących często obok nas. Mieszkają w betonowych blokowiskach, chodzą codziennie do pracy itp. Są oni jednak w nieprzerwanej gonitwie, żyją w pośpiechu nie mając nawet chwili na zatrzymanie się. Ich życie wypełnia ciągła gonitwa, podróże służbowe, wyjazdy, pośpiech i gwar panujący na lotniskach i nawet zwykły wypoczynek wakacyjny nie może przebiegać biernie. Niezmordowanie poszukują czegoś lepszego, stawiają sobie kolejne cele nie pozwalające im się nudzić.  Jednocześnie autorka pokazuje, że wcale nie jest to domena naszych tylko czasów; ale również genialne umysły przeszłych wieków kierowały się podobnym stylem.


Z całą pewnością mogę stwierdzić, że książka ta opowiada o ludziach podróży, w których to sylwetkach bardzo często możemy zauważyć samych siebie. W tym może tkwi właśnie jej magiczna moc potrafiącą bez reszty przykuć uwagę czytelnika, stanowiąc wspaniałą wręcz literacką ucztę. Tokarczuk zachwyca stylem, niezwykle trafną analizą zachowań, uniwersalnym pragnieniem poznawania nowych lądów, zdobywania nowych doświadczeń, nieustannego dążenia za czymś więcej – podczas, gdy tracimy jednocześnie, to co już mamy. Jednak owa wpisana już od dziecka ciekawość świata popycha do nieprzerwanego jego odkrywania. Kula ziemska utożsamiona zostaje z organizmem człowieka. Tak w jednym, jak i drugim przypadku posiadają on własne prawa, reguły funkcjonowania, pierwiastek tajemnicy, ale przede wszystkim możne je odkrywać zawsze, nieustannie i nigdy nie da się ich poznać w całości do tego stopnia, że już nic więcej się o nich nie powie. To właśnie owe odkrywanie ma być swego rodzaju panaceum na ludzkie cierpienie, ból po stracie ukochanych osób, próbą pokonania śmierci. Tym samym „biegunem” jest każdy z nas, a natłok informacji napływających do nas z wszelkich stron, tylko jeszcze bardziej potęgują te postawę.


Polecam.

Moja ocena 10/10
 
                                                  Źródło: Wydawnictwo Literackie

piątek, 12 października 2018

MROCZNY PIATEK: CZWARTA MAŁPA - J.D.BARKER


MROCZNY
PIĄTEK


CZWARTA MAŁPA – J.D. BARKER


Trzy mądre małpy wyrażone za pomocą japońskiej rzeźby, przedstawiają japońskie przysłowie – które tak często oddają spotykane w naszym społeczeństwie postawy: nie widzę, nie słyszę, nie mówię. Pierwsza z nich zatyka usta, druga – oczy, a trzecia- uszy. Sentencję i samo dzieło można również interpretować, jako ciche przyzwolenie na zło, kiedy odwracamy wzrok, słuch lub milczymy, widząc wyrządzaną komuś krzywdę.
Do symboliki tej odwołuje się J.D. Barker w Czwartej małpie  przenosząc czytelnika do Chicago, w którym grasuje psychopatyczny morderca, uważający siebie za anioła sprawiedliwości, wymierzającego zasłużoną karę tym, co czynili źle.  Autor odwołuje się przy tym do mało komu znanego faktu, że na początku były cztery mądre małpki, czwarta oznaczała „nie robię nic złego”.

 
Kiedy nad ranem, detektyw  Sam Porter  dostaje telefon od swego partnera z pracy, Nasha informujący go o wypadku autobusowym, w którym został potrącony pieszy, jest mocno zdziwiony, że w tak błahej sprawie zostaje wezwany na miejsce zdarzenia. Dopiero po przybyciu poznaje kim jest ofiara. To człowiek nazwany przez miejscowych stróżów prawa i od dawna ścigany Zabójca Czwartej Małpy (#4MK). Przy jego ciele zostaje znalezione pudełko, w jakie wkładał części ciała ofiar i następnie wysyłał do ich rodzin. Znajdowały się w nim za każdym razem, kolejno: oczy, uszy i język. Dzięki temu przedmiot ten, pozwala na jednoznaczną identyfikację zmarłego. Ponadto w marynarce mężczyzny znajduje się  pamiętnik zawierający swoistą spowiedź psychopaty, w której ze szczegółami opowiada historię swego nietypowego dzieciństwa.  Sam Porter podczas lektury musi wejść w chory umysł mordercy i zrozumieć jego zagmatwaną przeszłość oraz wszystkie okoliczności, które popchnęły go na drogę zbrodni, aby odnaleźć ostatnią porwaną przez szaleńca ofiarę, nastoletnią Emory. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym podczas śledztwa stopniowo zaczną wychodzić na światło dzienne liczne brudy skrywane dotąd przez pewną wpływową rodzinę.


Co do samej powieści mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogę powiedzieć, że książka w ogóle mi się nie podobała, ale też nie powaliła mnie specjalnie na kolana. Przede wszystkim, to co już wielokrotnie wspominałem, akcja promocyjna jest  niewspółmierna do treści. Czwarta małpa przedstawiana jest jako odpowiednik Milczenia owiec. Co w moim odczuciu nie do końca jest prawdą. Poza samą postacią genialnego psychopaty nie odnajduję żadnych innych punktów wspólnych. Przede wszystkim brakuje mi magnetycznej wręcz siły przyciągania uwagi czytelnika, jaką dysponuje Thomas Harris. Hanibal Lecter to klasa sama w sobie, a #4MK dopiero wiele może się nauczyć od swego kolegi po fachu . Tak samo, jak Barker ma jeszcze wiele lekcji do odrobienia, zanim doścignie autora Milczenia owiec. Chociaż muszę przyznać szczerze, że jest na najlepszej drodze ku temu. Jednak nie lubiłem i nie lubię takich porównań do kultowych utworów, gdyż za każdym razem niosą tylko rozczarowanie.


Niewątpliwie sama fabuła jest dobrze przemyślana. Akcja powieści jest dwutorowa: ma miejsce w teraźniejszości i w przeszłości. Obecne zdarzenia rozgrywają się w przeciągu  trzech dni, w których trwa śledztwo w sprawie porwanej nastolatki i w których poznajemy przeszłość szaleńca. Natomiast historia opowiedziana w pamiętniku dzieje się kilkanaście lat wcześniej, kiedy #4MK jest jeszcze dzieckiem, będącym świadkiem makabrycznego morderstwa. Z zapisków tych wyłania się obraz małego chłopca  wychowywanego delikatnie mówiąc w nietypowej rodzinie, a zasady wpojone przez ojca towarzyszą mu przez resztę życia. Z lektury jego wspomnień wyłania się przerażająca wizja środowiska zdolnego ukształtować chory i wypaczony umysł szaleńca, który pod płaszczem ukarania winnych tragedii jego rodziny, zdolny jest do najpotworniejszych czynów.  W tym miejscu mam znów pewien problem. Sama akcja pamiętnika jest wartka i  przykuła moją uwagę, przez cały czas  trzyma ona w napięciu; w przeciwieństwie do opowieści rozgrywającej się we współczesnym Chicago. O ile w pierwszym przypadku mamy wręcz istny rollercoaster, to w drugim na odwrót.  Wiele rzeczy jest przegadane, a samo rozwiązanie zagadki kryminalnej zbliża się bardzo powoli.  Dopiero w ostatnich stu stronach, akcja nabiera rozpędu i kompletnie trudno przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się oraz kto jest odpowiedzialny za cały bałagan powstały w mieście. W każdym razie, bez wątpienia u Bakera nie ma miejsca na oczywistości.  Tu nic nie jest takie, jakie pozornie może się wydawać i gdy tylko zaczynamy się czegoś domyślać, wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Samo natomiast zakończenie stanowi istną petardę, będąc godnym domknięciem tomu i dając szerokie pole do popisu w drugiej części. Czwarta małpa  stanowi wstęp do większej całości i nie ukrywam, że bardzo jestem ciekawy, jak dalej potoczą się losy Portera w kolejnych tomach.

Wreszcie niewątpliwym plusem powieści są świetnie pokazane sylwetki bohaterów. Zarówno Sam Porter, jak i jego przeciwnik #4MK, to ludzie o genialnym umyśle, błyskotliwi, inteligentni, prowadzący z sobą dość ciekawą rozgrywkę porównaną w pewnym momencie do partii szachów. Są godnymi siebie przeciwnikami, nic więc dziwnego, że od początku szaleńcowi będzie zależało właśnie na  konfrontacji z chicagowskim policjantem. O ile dość dokładnie poznajemy dzieciństwo Zabójcy Czwartej Małpy, a nic nie wiemy o jego dorosłym życiu; również przeszłość Portera i jego sfera prywatna owiana jest aurą tajemnicy. Dowiadujemy się jedynie, że jest w związku z pewną kobietą, której głosu ani razu nie słyszymy. Dla mnie natomiast zdecydowanie godną zainteresowania okazała się Clair, która jest twardą kobietą z jajami. Nieustępliwa, odważna, doskonale radząca sobie zarówno w świcie zdominowanym przez mężczyzn, jak w pościgu za psychopatą. Do tego jest wierną przyjaciółką Sama i doskonałym śledczym.


Czwarta małpa może nie okazała paraliżującym thrillerem mrożącym krew w żyłach, nieco mnie pod tym względem rozczarowała, jednak bez wątpienia jest krwistym i niezwykle brutalnym kryminałem potrafiącym przerażać zawartym w nim okrucieństwem. Barker nie stara się upiększyć rzeczywistości, lecz pokazuje ją taką jaką jest. Znajdziemy u niego przemoc, oszustwa, rodzinne tajemnice prowadzące do tragedii - a za winę rodziców muszą zapłacić ich dzieci, krwawą zemstę oraz niezwykle plastycznie pokazuje jak z małego chłopca można stworzyć psychopatę zdolnego do najbardziej wyrafinowanych zbrodni. Książka otwiera większą całość, która ma szansę stać naprawdę dobrym cyklem. Fani kryminałów nie powinni być zawiedzeni.


Polecam,

Moja ocena 6/10

Źródło: Wydawnictwo Czarna Owca