piątek, 31 maja 2019

MROCZNY PIĄTEK: ZERWA, REMIGIUSZ MRÓZ





Remigiusz Mróz ma dziwny dar anektowania coraz większych obszarów naszego kraju, na swoje potrzeby. O ile przed spotkaniem się ze Złotym Dzieckiem Polskiej Literatury Kryminalnej, czy jak osobiście go nazwałem – Sulejmanem Wspaniałym Polskiej Literatury, Warszawa, Opole, czy Tatry wcale nie posiadały złowrogiego charakteru, to po lekturze powieści spod pióra tego autora, których akcja tam właśnie się rozgrywa – zaczynam coraz baczniej się rozglądać po bokach. Przechodząc koło Złotych Tarasów, zastanawiam się, czy przypadkiem drogi nie przetknie mi para warszawskich prawników, tak samo w Tatrach zaczynam czuć lęk przed polskim potworem, Bestią z Giewontu. O ile nasze polskie góry przez większość życia kojarzyły się z przyjemnymi wędrówkami, ogniskiem, bujną zielenią, bacą pasącą owce, pozdrawiającymi się w drodze turystami, a przede wszystkim smakiem prawdziwych oscypków; to ten sielankowy obraz spłonął w pożarze wywołanym przez Wiktora Forsta. Tatry stały idealnym miejscem dla wszelkich maści szaleńców pozostawiających po sobie jedynie rozszarpane ludzkie ciała swych ofiar. Żaden jednak pożar nie może trwać wiecznie, jednak każdy zostawia po sobie zgliszcza wymagające sprzątnięcia, ostatni etap pojedynku zakopiańskiego stróża prawa z psychopatą rozegra się na Zerwie.  


Wydawało się, że dawny koszmar wywołany tragicznymi zgonami turystów, przeszedł do historii. Już nic miało nie grozić górskim wędrowcom, a Tatry stały się ponownie bezpieczne dla turystów. Mimo tych płonnych nadziei, śmierć znów zawitała, zbierając na nowo obfite żniwo. Zbocza gór spłynęły krwią niewinnych ludzi. W samym środku sezonu na Rysach, idealnie u zbiegu granicy polsko-słowackiej odnaleziono zmaltretowane ciało starszego mężczyzny mającego w ustach dobrze znany przedmiot, starą monetę. Podobną do tych, które pozostawiała Bestia z Giewontu. Na domiar złego na jego torsie widnieje napis Revertar ad Ierusalem in misericordia. Już nikt nie ma złudzeń, że dawny koszmar powrócił. Zbrodnię bada zarówno polska, jak i słowacka policja. Dawna panika i strach wróciły, a ten który raz już powstrzymał potwora, leży właśnie w szpitalu i dopiero co wyszedł ze stanu śpiączki. Forst kompletnie nie pamięta tego, co działo się w jego życiu po opuszczeniu Hiszpanii, do której wrócił w celu odkrycia zawartości tajemniczej skrzynki bankowej.

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo, przeplatając ze sobą dwa okresy. Wcześniejszy opisujący wszystkie wydarzenia mające miejsce w życiu niepokornego komisarza, zanim znalazł się w zakopiańskim szpitalu, i druga związana z  aktualnymi wydarzeniami. Wydawałoby się, że przeszłość i teraźniejszość nie mają ze sobą większego wpływu, jednak w życiu Forsta nic nie dzieje się bez przyczyny. To co robił, co odkrył i kolejnych wrogów, jakich spotkał na swojej drodze, pozostaje w ścisłym związku, z tym co próbuje ustalić polska i słowacka policja. Zwłaszcza, że wszelkie tropy prowadzą właśnie do niego, a śledztwa nie może nadzorować z powodów osobistych Dominika Wadryś Hansen – wierząca w jego niewinność. Dochodzenie przejmuje Warszawa, wysyła w Tatry nikogo innego, jak prokuratora Paderborna, który jest sceptyczny w stosunku do Wiktora i od początku wiadomo, że współpraca między oboma panami będzie delikatnie mówiąc nieco szorstka.  Im bardziej prawnik zaczyna zagłębiać się w sprawę, tym coraz więcej rzeczy sugeruje związek Forsta z całym zamieszaniem, niewiadomą pozostaje nawet jego pobyt w  Finlandii, do której udał się wspólnie ze swoim przeciwnikiem, Aleksandrem Gercem. Niczym grzyby po deszczu mnożą się niewiadome, śledczy na każdym kroku są wyprowadzani w pole i natykają się na fałszywe tropy. Mają one na celu tylko jedno, ukrycie sprawcy. Od początku ma się wrażenie jakoby Forst próbował kogoś chronić, a jednocześnie sam przez cały czas był wodzony za nos. Nie ulega wątpliwości, że Bestia albo naśladowca odznaczający się równie genialnym umysłem znów się pojawił, chcąc dokończyć rozpoczęte parę lat temu dzieło. Swoistą misję mającą na celu wywołanie powszechnego zamętu. Im bardziej, próbuje się rozwikłać zagadkę, tym trudniej jest odpowiedzieć na pytania kto zabija i co dzieje się z Wiktorem. Jednym wydaje się, ze jest on bezpośrednim winowajcą całej hucpy, zaczynają wątpić w jego niewinność, inni natomiast próbują tłumaczyć jego dziwne zachowanie, tym co do tej pory przeżył oraz, że nigdy nie działał w racjonalny sposób. Odpowiedzi należy szukać głęboko w Tatrach i w samej przeszłości Forsta.


Niestety o ile jeszcze broniłem Remigiusza Mroza w Deniwelacji, to Zerwa jest najlepszym dowodem na to, że autor niepotrzebnie w ogóle ruszał cykl posiadający zamkniętą całość. W prawdzie tłumaczy to tym, że Wiktor nie miał zamiaru spocząć na trzech tomach, a wraz z jego wyjazdem z Krakowa, wiele pytań pozostało bez odpowiedzi – które dopiero mogły znaleźć się w kolejnych dwóch częściach, to jednak uważam, że nie potrzebnie dopisywał on dalszy ciąg, psując przez to znakomitą serię. Zerwa swoją konstrukcją przypomina po części Ekspozycję i Deniwelację, po części zaś wróciła do górskiego ducha Przewieszenia i Trawersu. Co do tego, osobiście nie mam najmniejszych zastrzeżeń i pod tym kątem książka bardzo mi się podobała. Problem w moim odczuciu tkwi zupełnie w czymś innym, przede wszystkim w tym, że finał pentalogii wraz z rozwojem akcji staje się coraz bardziej naciągany i coraz bardziej mniej wiarygodny, aby ostatecznie stwierdzić: Mróz skreślił zręcznym gestem świetne zakończenie trzeciego tomu, a w jego miejsce wprowadził o wiele gorsze. Doszukując się zalet Zerwy można stwierdzić, że utrzymał i ciekawie poprowadził rozwój bohaterów znanych z wcześniejszych powieści.  Świetnym pomysłem, który Remigiusz Mróz realizuje z niesamowitą konsekwencją jest przeplatanie się jego książkowych światów. W Trawesie spotkaliśmy dzielną panią mecenas, Joannę Chyłkę; aby teraz natknąć się na tego z którym toczy ona boje, niemniej barwnego Paderborna. Tak jak do tej pory Mróz nie oszczędza nikogo. Doprowadza czytelnika i bohaterów na skraj wytrzymałości fizycznej, psychicznej i emocjonalnej. Rozgrzebuje ich niezagojone rany, doprowadzając wręcz na skraj szaleństwa, tylko po to, aby przeszli swoistego rodzaju katharsis. Zgodnie z wcześniejszym zamysłem serii, tak i teraz dotyka  trudnych momentów polskiej historii, lecz obecnie nie skupia się na tych kartach, w których Polacy występują jako ofiary, ale na tych na których to my jesteśmy katami. Przez co całość nabiera dodatkowych rumieńców, ale przede wszystkim po raz kolejny możemy przekonać się o tym, jak nieraz bardzo trudna i skompilowana jest nasza ojczysta historia. Z wielu rzeczy mamy powody czerpać powody do dumy, wiele razy występowaliśmy jako ofiary, ale też nasi przodkowie zadawali cierpienie. Tylko patrząc holistycznie na to co trudne i niejednokrotnie bolesne, można dojść do momentu wzajemnego przebaczenia win i uzdrowienia. Wówczas rzeczywiście stare pożary zostaną dogaszone, a zgliszcza sprzątnięte.


Polecam.
Moja ocena 7/10
 
                                                Źródło: Wydawnictwo Filia

czwartek, 30 maja 2019

KANCELARIA, HELEN PHILLIPS.


Nie każde marzenie jest tym, czego w rzeczywistości byśmy pragnęli. Czasem zdarza się, że nowo wybrane miejsce, w którym zamierzamy spędzić swoją bliższą i dalszą przyszłość, staje się o wiele gorsze, od tego z którego za wszelką cenę chciało się wydostać. Zamiast szczęścia staje się pułapką, która osacza krok po kroku, zatruwa duszę i umysł. Nie widać żadnego sposobu  na wydostania się z niej, znikąd nie ma nadziei ratunku, każde rozwiązanie jest złe, a upragniona małżeńska idylla, każdego dnia pryska niczym bańka mydlana, stając się koszmarem. Przychodzi on powolnym krokiem, nie spieszy się, ukrywa się pod maską tego, co trudno zauważalne na pierwszy rzut oka, ale atakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Jeżeli natomiast połączy się go z kafkowskim absurdem, to uczucie zagrożenia wzrasta systematycznie, chociaż pozornie nic złego się nie dzieje. Jednak rzeczywistość zaczyna tracić swoja ostrość, obraz staje się coraz bardziej zamazany – wręcz zniekształcony. Jedyne co widać, to ciąg niekończących się cyfr i liter. W życie ludzkie zaczynają wkradać się absurdalne prawa, doprowadzające do utraty spokoju. Zupełnie nie wiadomo do czego mają służyć. Sprowadzają się do irracjonalnych zakazów i nakazów, burząc wcześniejszą spokojną egzystencję. A jeżeli do tego dołoży się makabryczne odkrycie, upragniona sielanka zamieni się w prawdziwy koszmar.
Tego typu opowieść będącą niejednokrotnie odzwierciedleniem codzienności wielu osób, przedstawia Helen Phillips w Kancelarii.


Josephine i Joseph to młode małżeństwo, które postanowiło opuścić rodzinną prowincję, zwaną przez nich grajdołem, aby w wielkim mieście rozpocząć nowe życie. Szybko przekonują się, że wyśniona idylla wcale nie nadchodzi. Najpierw przez osiemnaście miesięcy bezskutecznie szukali pracy, a kiedy w końcu jej udało się dostać posadę w biurze – stała się jedynie nic nieznaczącym inicjałem połączonym z długim numerem. Zamknięta w niewielkim pomieszczeniu ma wprowadzać do bazy danych imiona i nazwiska powiązane z ciągiem cyfr. W chwili, gdy poznaje ich znaczenie zaczyna wpadać w coraz większa frustrację, potęgowaną przez otaczających ją ludzi bez twarzy, albo z przyklejonym sztucznym uśmiechem, tym samym zaczyna coraz bardziej odczuwać duszną atmosferę panująca w nowym miejscu pracy. Zamiast małżeńskiego szczęścia, przychodzi niepokój i wzajemne omijanie się. Gdy do jej rąk trafia jedna z wielu teczek osobowy, kobieta dokonuje makabrycznego odkrycia, które wpłynie na kształt jej rodziny.


Kancelaria przeraża zawartym w niej z jednej strony realizmem, z drugiej odrealnieniem pokazanego miejsca pracy. Całkowitym odczłowieczeniem pracownika i sprowadzenie go do ciągu liter i cyfr, pozbawiając go tożsamości, zrobienie z niego automatu mającego sprawnie wykonywać  zaprogramowane w nim zadanie – bez zbędnego zadawania pytań bądź dociekania. Ma stać się całkowicie powolnym i posłusznym narzędziem. Już podczas rozmowy rekrutacyjnej zostaje się ograniczonym do roli ogniwa mającego być dobrze dopasowanym elementem w wielkiej maszynerii. Pozbawionym zostaje się prawa do poszanowania własnej prywatności. Otoczony ludźmi wyzutymi z emocji, albo manifestującymi swe fałszywie przyjazne usposobienie. W ten sposób całkowicie niezauważalny człowiek staje się coraz bardziej samotny, bezbronny i zastraszony perspektywą utraty pracy – której szukał przez wiele miesięcy.  Staje się maszyną mającą działać automatycznie i nawet, jeśli pozna na czym de facto polega jego praca, nie ma najmniejszego znaczenia, czy ma ochotę dalej ją wykonywać, czy też nie. Biuro staje się jego więzieniem, zamknięty w niewielkim i dusznym pomieszczeniu ma jedynie w bezmyślny sposób wykonywać powierzone mu zadanie. Nikogo nie interesuje, jak odnajduje się w nowej dla niego rzeczywistości. Praca niczym cień wpływa na rozkład jego życia rodzinnego. Wiadomo tylko jedno, z biura nie ma ucieczki, nie ma możliwości bezkarnie go opuścić, wróci się do niego wraz z końcem weekendu o własnej woli, albo zostanie się do tego zmuszonym. Praca ta staje się wręcz sennym koszmarem, na które: składa się monotonne i powtarzające się zajecie, ludzie bez twarzy, bez żadnego wyrazu, do bólu oficjalni, ograniczeni przez wewnętrzny regulamin zakładu poddający się mu w sposób bezdyskusyjny. Jeżeli nawet próbują przybrać „pozór luzaka” jest to niezwykle sztuczne, nienaturalne i niewiarygodne. Szybko stanowić mogą tak samo poważne zagrożenie, jak ci bez twarzy. Pojawiają się w wówczas, gdy najmniej się ich spodziewa, jawią się niczym strażnicy stojący na straży biurowego ładu i tajemnicy zawodowej. Inni zaś idealnie dostosowani do tego koszmarnego świata, stają się tacy sami, jak ich przełożeni. Oziębli, pozbawieni ludzkiego wyglądu i na wskroś biurokratyczni, nie zdolni do żadnego odruchu współczucia, czy po prostu życzliwego gestu. W tym wszystkim znajduje się człowiek przybywający do firmy z wielkimi marzeniami, pragnący uwolnić się z zaściankowej rzeczywistości, aby ostatecznie trafić do miejsca wrogiego i nieprzyjaznego. Helen Phillips nie oszczędza swej bohaterki. Obserwuje się narastające z każdym dniem coraz większe jej wycieńczenie zarówno pod względem fizycznym, psychicznym czy emocjonalnym. Przemierza biurowe korytarze, toalety, aby ostatecznie ponownie znaleźć się w swoim gabinecie o bardzo małej przestrzeni. Opuszcza go idąc do domu, ale praca udaje się cały czas z nią, nie potrafi  uciec od ciągu imion i cyfr, aby następnego dnia ponownie wrócić do swego więzienia. Powoli zarówno ona, jak i jej rodzina stają się tacy sami, jak ludzie, których dane wprowadza do Bazy. Jednym z wielu, numerem pozbawionym jakichkolwiek cech ludzkich. Bezimienną sygnaturą.


Pruderyjne uśmiechy, polecenia wydawane oschłym tonem, monotonia, przerażające w swej istocie zadanie, szereg zakazów i norm, wreszcie na końcu strach o najbliższą osobę doprowadzają do alienacji Josephine. Zostaje całkowicie wyobcowana – stopniowo traci nawet poczucie bliskości ze strony ukochanego męża. Jej samotność zaczyna coraz bardziej odczuwać czytelnik zatopiony wraz z nią w morzu imiennych ale nic nieznaczących teczek osobowych. Wydaje się, że z tego zatrutego biura nie ma możliwości uciec. Uwolnić się od jego toksyczności i złowrogiego charakteru, wraz z kobietą czujemy się wręcz skazani na wieczne w nim przebywanie. Człowiek staje się w nim anonimowy a jego przeszłość, czy teraźniejszość nie ma najmniejszego znaczenia. Nie liczą się jego uczucia, ani przeżywane w danej chwili emocje. Istotne jest tylko jedno. Wprowadzenie kolejnej porcji danych do jednej wielkiej Bazy stającej się decydentem ludzkiego życia lub śmierci. Wszyscy są jej podporządkowani, wpływa na każda osobę mająca z nią styczność, to ona praktycznie decyduje o losach ludzi.


Helen Phillips stworzyła niezwykłe wręcz połączenie satyry i czarnego humoru z kafkowskim absurdem. Pokazanie rzeczywistości będącej udziałem wielu milionów osób na całym świecie ulokowanej w świecie godnym Franza Kafki.  Poniekąd otrzymujemy z pozoru lekką opowieść o parze małżonków, aby za moment wprowadziła ona nas w atmosferę zagrożenia, smutku i odsłoniła swe przerażające oblicze. Napisana prostym językiem nacechowanym wielokrotnie występującą w nim grą słów. Autorka odwołuje się do tego, co często jest udziałem wielu czytelników: tęsknota, samotność i poczucie obcości, niezrozumienie przeżywanej gehenny nawet przez tych będących najbliżej, przerażająca biurokracja, masa absurdalnych praw zapisanych w regulaminie, który nawet w chwili zagrożenia życia musi być przestrzegany z cała stanowczością. W tym wszystkim znajduje się odczłowieczony człowiek, którego osoba zostaje sprowadzona do długiego ciągu liter i cyfr decydujących o jego egzystencji.

 
Polecam,
Moja ocena 9/10
 
                                              Źródło: Wydawnictwo Prószyński i S-ka

środa, 29 maja 2019

MUZYKA TWOJEJ DUSZY, AGNIESZKA LIS


Śmierć jest tym, od czego staramy się uciec. Odwrócić wzrok i zgłosić głośny sprzeciw. Pojawia się niczym nie proszony intruz, wchodzi bez zaproszenia, zajmuje wygodnie miejsce i zabiera tych, na których odejście nigdy nie jest się gotowym. W swych decyzjach nie pyta o zgodę i nie prosi o pozwolenie, jest bezwzględna, okrutna, i z powodu, że współczesny człowiek wyparł ją całkowicie z pola widzenia – sprawia, że nie umiemy się z nią pogodzić. Walczymy ale ponosimy sromotne klęski. Stąd wpada się w rozpacz, wylewa się morze pretensji i pytań o dalsze jutro. Wydaje się, że wszystko co dobre, właśnie się skończyło. Minęło i już nie wróci. O ile dawne pokolenia przyzwyczajone do śmierci zbierającej swe żniwo także w młodym pokoleniu – kobiety często umierały w połogu, mężczyźni ginęli na polach bitew, a dzieci rodziły się martwe, umiały ją sobie w pewien sposób oswoić, sprawić, żeby nie wyglądała ona, aż tak złowrogo ale stanowiła nieodłączny element ludzkiej egzystencji; o tyle współcześni buntują się przeciwko niej i stawiają liczne pytania, zwłaszcza w chwili śmierci nastoletniej dziewczyny. Tylko próba pogodzenia się z kostuchą, pogodzenie się z tym, co nieuniknione, może sprawić, że łatwiej będzie zaakceptować kruchość ludzkiego życia i  jego przemijanie.
O śmierci, o pogodzeniu się ze stratą ukochanej osoby, o szukaniu szczęścia w środku ciemnej nocy rozpaczy oraz o konieczności podejmowania wyborów opowiada Agnieszka Lis w Muzyce twojej duszy.


Igor to młody chłopak pochodzący z niewielkiej mazowieckiej wsi, który pragnie iść inną drogą od tej, która stała się udziałem jego ojca i starszych braci. Jest skryty, zamknięty we własnym świecie i niezbyt chętny na poznawania nowych ludzi. W chwili, kiedy otrzymuje od wujka aparat fotograficzny i w nowej szkole poznaje Kamilę, jego życie zaczyna nabierać nowych barw. Pasja do fotografii i szkolna sympatia stają się dla niego największym skarbem i miłością. Młodzi zakochują się w sobie i podejmują decyzję o wspólnym założeniu rodziny. Dziewczyna zachodzi z nim w ciążę przyspieszającą ich decyzję o ślubie. Jednak wspólne szczęście nie jest im pisane. Kamila umiera podczas swojego wesela, a dziecka także nie ma możliwości uratować. Pogrążony w bólu chłopak, wraca w rodzinne strony i nie ma już ochoty walczyć o własne marzenia. Los szykuje dla niego niespodziankę, której po śmierci ukochanej żony, nigdy by się nie spodziewał. To właśnie miłość do fotografii sprawia, że robi coraz lepsze zdjęcia, a z czasem ponownie zgadza się dać sobie drugą szansę na szczęście.  Wraca na studia architektoniczne, podczas których na nowo zakochuje się w utalentowanej fortepianistce, Elżbiecie. Dla niej muzyka jest tym, czym dla Igora fotografia i w żaden sposób nie chce rezygnować z niej, nawet dla niego.


Oboje podejmują nieustanne próby doskonalenia własnego warsztatu. On rozdarty między miłością do kobiety, studiami mającymi zapewnić dostatnie życie jemu i jego przyszłej żonie a tym, co kocha najbardziej - robienie zdjęć. Ma niezwykły talent i umiejętności uchwycenia tego, co trudne do oddania. To zdolność, na którą niejeden profesjonalny fotograf musi pracować latami, u niego jest darem, jaki otrzymał za darmo. Ona utalentowana muzyczka, potrafiąca dzięki odrobinie pracy, zagrać tak, jak inni muszą na to ćwiczyć latami. On obarczony bolesną historią z przeszłości, o której nie potrafi zapomnieć. Musi na każdym kroku udowadniać przed całym światem, że mimo urodzenia się w ubogiej rodzinie, potrafi zdobyć wiele. Ona wychowana w luksusie, nieobarczona trudnymi doświadczeniami, spontaniczna i pełna radości życia, potrafi otworzyć serce chłopaka, na nowe uczucie. Wywodzący się różnych światów, mający różne doświadczenia, jednak  działający na siebie niczym magnes przyciągają się wzajemnie. Perfekcjoniści w tym, co robią. Bez reszty oddani własnej pasji, będącej dla nich nie mniej ważną od miłości, będą musieli nauczyć się trudnej sztuki kompromisu i podejmowaniu trudnych decyzji.


Muzyka twojej duszy to wędrówka pośród obrazów i dźwięków, odsłaniających z każdym następnym ujęciem i z każdym następnym akordem, całą gamę emocji i uczuć, pokazujących niezwykłą moc sztuki, zdolnej przynieść ukojenie nawet w największym bólu. Temat przemijania i kruchości życia jest bliski Agnieszce Lis, która podjęła go już wcześniej we wspaniałej Karuzeli. Teraz ponownie podejmuje tę kwestię w sposób niezwykle delikatny i subtelny. Powieść ta nie dołuje tak, jak robiła to jej wcześniejsza wspomniana przez mnie książka. Tym razem dostajemy pełną ciepła, miejscami pełną humoru opowieść o tym co nieuchronne w życiu człowieka, czyli o śmierci, o odkrywaniu każdego dnia własnych pragnień, cenie jaką trzeba zapłacić za szczęście, oraz o dążeniu do perfekcji – które nie zawsze daje to, co rzeczywiście chcemy.


Muzyka twojej duszy ma niestety pewien dość istotny zgrzyt, fałszywy dźwięk wyprowadzający czytelnika na manowce. Jest nim między innymi historia Isabel i Oleny, dwóch muzyczek posiadających światową sławę, o których opowieść zmierza praktycznie donikąd. Próbują się one wybić na równorzędnych do Igora bohaterów, jednak ta partia książki nużyła mnie, nie widziałem i praktycznie nie widzę dalej, większego powiązania ich losów z dziejami fotografa Igora. Stąd szczerze mówiąc nie za bardzo rozumiem zamysł autorki na wprowadzenie tych dwóch, dla mnie osobiście niepotrzebnych postaci. Oczywiście wpisują się one w nurt dążenia do doskonałości i perfekcji w wykonywanym „fachu”, jednak usunięcie tego wątku, absolutnie w niczym nie burzyłoby konstrukcji powieści. Mało tego sprawiłoby wręcz, że całość byłaby bardziej spójna i oczyszczona została ze zbędnych rozproszeń.  Wreszcie samo zakończenie jest dla mnie zbyt mało wiarygodne i mam wrażenie, że autorka wprowadzając dwa równoległe wątki, nie bardzo wiedziała, jak wybrnąć z tego. Finał jest za szybko, nie współgra za bardzo z tym obrazem bohaterów, który widzieliśmy wcześniej i gdyby Agnieszka Lis pozwoliła na dalszy bieg narracji, pokazaniu ewoluowania światopoglądu i zachowania Igora i Elżbiety, całość nabrałaby większej prawdziwości. Stąd właśnie odniosłem wrażenie, jakby opowieść, która do tej pory olśniewała swym pięknem, grała na najczulszych strunach ludzkiej duszy i wywoływała całą masę skrajnych emocji została nagle przerwana w sposób sztuczny. 


Mimo tych mankamentów Muzyka twojej duszy stanowić może lek na codzienny problemy, pokazując ich małość wobec dużych ludzkich tragedii. Niesie nadzieję na lepsze jutro i na to, że nigdy nie wiemy, co życie jeszcze dla nas przygotowało. Dotyka najgłębiej zakorzenionych w sercu lęków i obaw, udowadniając, że przemijanie jest czymś nieodwołalnym i wręcz nieuniknionym, czymś z czym jedynie musimy się pogodzić, aby nie pozwolić tęsknocie zawładnąć nami. Osobiście czytałem tę książkę w dość trudnym dla mnie momencie, może nie musiałem mierzyć się z niczyją śmiercią, ale doskonale odsłaniała ona drzemiące w mnie obawy.  Jej siłą jest pokazania życia ludzi podobnych do nas, którzy marzą i kochają, którzy cierpią i walczą z mozołem o własne marzenia – dzięki temu łatwiej jest samemu identyfikować się z bohaterami i uczyć się od nich zmagania z tym, co nie pozwala niejednokrotnie iść naprzód. Autorka po raz kolejny daje nadzieję, że znów po burzy zaświeci słońce. Może zdanie to brzmieć nieco banalnie, ale myślę iż każdemu taka perspektywa jest potrzebna i każdy bez wyjątku pragnie w nią uwierzyć. Tęsknota za tymi, od których z różnych względów zostało się rozłączonym, potrafi niczym trucizna zatruć duszę i serce, nie pozwalając na dostrzeżenie piękna tkwiącego w tym, co pozornie może być niedostrzegalne na pierwszy rzut oka.


Polecam.
Moja ocena 7/10

                                                  Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona

wtorek, 28 maja 2019

PODRÓŻ LUDZI KSIĘGI, OLGA TOKARCZUK


Bardzo rzadko zdarza się u mnie, abym przeczytał daną książkę więcej niż jeden raz. Nie biorę oczywiście pod uwagi klasyki, ponieważ to zupełnie inna kwestia. Natomiast z powodu wysypu nowości, stosu książek, które dawno powinienem był przeczytać, rereading jest praktycznie niemożliwy. Okazało się jednak, że wraz ze wznowieniem po trzydziestu latach od premiery Podróży ludzi Księgi Olgi Tokarczuk, po prostu musiałem ponownie pozwolić się porwać tej historii i wejść w mistyczny świat, jaki pisarka snuje przed swoim czytelnikiem.

Każdy z nas pragnie znaleźć złoty środek dający powszechne szczęście. Może stać się nim Mądrość. Nie mądrość ludzka, która na dobrą sprawę nie wiadomo, co oznacza. Ktoś jest mądry, ale z jakiego powodu? Poznanie faktów, których inni nie znają. Szeroki zasobem wiadomości. Doświadczenie i zaradność życiowa, dzięki której łatwiej jest rozwiązywać codzienne problemy. To wszystko za mało. Mądrość mogąca przynieść ludzkości wyzwolenie z cierpienia, jest Boska. Stanowi atrybut niedościgłego w swej idealności Absolutu. Zawarta została w Księdze zawierającej w sobie całą różnorodność stworzenia. Każda natomiast książka jest, jakbym niewielkim jej odpryskiem.


Każda książka może być odbiciem Księgi, stanowić jej odblask. Może przywodzić na myśl wszystkie ludzkie próby dotarcia do prawdy o świecie. Ludzie bowiem zostali obdarzeni przeczuciem, że każda rzecz, która wyda im się warta opisania, ma jakiś kosmiczny czy boski wymiar i stanie się wieczna. Dlatego właśnie cierpliwie, jak mrówki, zbierają słowa, żeby to nazwać


Jawi się niczym ogień będący własnością bóstwa, ukrywającego swój skarb przed ludzkością. Jedynie niewielka grupka XVII – wiecznych Prometeuszy, odważyła się po niego sięgnąć, aby przynieść ludziom szczęście, ład i prawdziwą mądrość wyzwalającą ich z okowów bólu. Śmiałkowie ci, sami są wewnętrznie podzieleni. Jedni uważają, że ludzkość nie jest jeszcze gotowa otrzymać tajemnicza Księgę, inni natomiast nie zważając na trudy i niebezpieczeństwa podróży – wyruszają w drogę, aby ją odnaleźć i podarować ją znękanemu światu. Oczarowani legendą, ci błędni rycerze postanawiają wyruszyć w drogę, aby odnaleźć mityczny przedmiot ożywiający wyobraźnię wielu pokoleń desperatów zdolnych poświęcić wszystko, aby tylko  go zdobyć.  Zaliczają się do nich: Markiz zakochany w alchemii, bankier i filantrop De Berle, Gauche – niemy woźnica z nieodstępującym go na krok psem, oraz kurtyzana Weronika.


Wyprawa z Paryża do Pirenejów, jaką podjęli, odsłania jednocześnie wszelkie echa tego wszystkiego, co dzieje się właśnie w samej Francji rządzonej przez Króla Słońce, Ludwika XIV. Władca zniósł istniejącą do tej pory tolerancję religijną i wszelkie prawa posiadane przez mniejszość hugenocką, przyczyniając się jednocześnie do prześladowania wszystkich tych, którzy nie byli katolikami. Polityka ta doprowadziła w konsekwencji do tego, że Francja utraciła najwartościowszych synów, którzy musieli uciekać z kraju przed okrutnym despotą. Walka z człowiekiem mającym inne przekonania, czy wiarę jest Złem. Stanowi oręż Szatana niosący krzywdę, śmierć i tortury. Zabijanie bez względu na pobudki to Zło samo w sobie. Jest ono wszechogarniające, niczym wirus atakuje, niszczy i doprowadza w konsekwencji do destrukcji całego organizmu. Jedynym ratunkiem wobec panującej wokół przemocy, może być zatem Księga, będąca zapisem doskonałości i nieskończoności samego Boga. Jednak owa wędrówka nie tylko odsłania bolączki świata, ale zaczyna puszczać korzenie do serca samych podróżników, pokazując ich osobiste dramaty. Weronika, kobieta będąca jedynie rozrywką dla spragnionych erotycznych wrażeń mężczyzn, nie zaznała prawdziwej miłości, lecz była jedynie zabawką w rękach arystokratycznych młokosów. To osoba oszukana i zdradzona przez wiarołomnego kochanka. Markiz natomiast zakochał się we własnym cierpieniu do tego stopnia, że stało się ono dla niego swoistego rodzaju przedmiotem czci, pozwalający mu przebywać u boku niekochanej żony. Będąc w małżeństwie czuł samotność doprowadzającą go do poznawania prawdy o sobie i szukaniu wewnątrz siebie siły, dzięki której będzie mógł pokonać wszelkie trudności. Podróż konfrontuje ich z sobą samym, z posiadanym przez nich światopoglądem, z  pragnieniami i zagłuszonymi latami uczuciami, którym nigdy do tej pory pozwalano zabrać głosu.

Poszukiwanie zatem zaginionej Księgi staje się swoistą metaforą życia człowieka, który wszystko poświęcił, aby odkryć ową Mądrość będącą przedmiotem uwielbienia przez starożytnych filozofów. Jest ona czymś znacznie większym niż tylko szerokim zasobem zdobytej wiedzy, ponieważ zawsze jest niedostępna dla śmiertelników. Czymś do czego nieustannie trzeba dążyć, każdego dnia brać udział w wyniszczającej wędrówce, po to, co zostało ukryte w niedostępnych górach. Są one strażnikami Księgi nie pozwalającymi na jej wyniesienie. Można na nią jedynie popatrzeć z oddali, ale nigdy nie zabrać z miejsca, w którym została ukryta. Góry te są złowrogie i bezwzględne dla tych, co odważyli się przekroczyć ich teren.


Podróż ludzi Księgi stanowi połączenie powieści historycznej z elementami baśni. W świecie stworzonym przez Tokarczuk sen miesza się z jawą, nierzeczywistość z rzeczywistością, to co magiczne z tym co realne. Przemieszczanie się stanowi panaceum pozwalające uciec od Zła siejącego się wokół. Doskonale się o nim wie, nawet zabiera się wobec niego głos krytyki, ale uważając się za nieuzbrojonego nie potrafi się samemu stawić mu czoła. Szuka się czegoś, co stanie się tarczą i bronią, która raz na zawsze położy mu kres. Książka ta jednocześnie jest opowieścią o przemijaniu, o śmierci, o Prometeuszach dążących do dania ludzkości doskonałego poznania. Prawdziwa Mądrość wymaga nie tylko podjęcia trudu fizycznego, znoszenia licznych niewygód, ale całkowitego zatracenia samego siebie, przekraczania swoich wewnętrznych i mentalnych granic w podążaniu za tym, co niedościgłe i niezdobyte. Pisarka stawia pytania i snuje rozważania na tematy wciąż aktualne, z niezwykłą subtelnością dotyka tego, co trudne i często niewygodne dla nas samych.


Polecam,
Moja ocena 9/10.
 
 
                                                  Źródło: Wydawnictwo Literackie

czwartek, 23 maja 2019

10 KSIĄŻEK DLA 10 TYPÓW MAM NA DZIEŃ MATKI


Kochani dziś ruszyły Warszawskie Targi Książki, czyli wielkie święto każdego bukoholika i nie ma co szczypać się z pieniędzmi. Wydajemy je w szaleńczym tempie, patrząc jak tylko szczupleje zasób gotówki w naszych portfelach, czy na kartach kredytowych. Zwłaszcza, że okres Targów pokrywa się z magicznym dniem 26 maja, czyli dniem Mamy, sprawia to, że korzystając z różnych megaśnych promocji, możemy sprawić naszym Mamom, Mamusiom, Matulom, Mateczkom smakowity książkowy prezent. Z tej okazji wybrałem dla Was i Waszych rodzicielek 10 absolutnie fenomenalnych książek, w sam raz dla każdego typu mamy.

 

1       MAMA, MIŁOŚNICZKA BAŚNIOWYCH STWORÓW.  IMOGEN HERMES GOWAR, SYRENA I PANI HANCOCK.

 
                                     Źródło: Wydawnictwo Albatros.
                             

Książka ta będzie w sam raz dla Mamy, która z jednej strony lubi wypatrywać niezwykłych stworów, z drugiej twardo stąpa po ziemi. W Syrenie i Pani Hancock nie spotkacie baśniowej Arielki, nic z tych rzeczy. Macie przed sobą najprawdziwszą syrenę, która wstrząsnęła życiem Londynu XVIII wieku. Powieść ta wspaniałe połączenie styli Jane Austen czy Charlesa Dickensa ze współczesną powieścią historyczną prezentowaną chociażby przez Sarah Waters. Odsłania świat londyńskich kupców i luksusowych domów publicznych działających w tamtej epoce, która uwielbiała wszelkie niesamowite morskie stwory. Dokładne omówienie znajdziecie TUTAJ.

 

2       MAMA PASJONATKA HISTORII.  OLGA TOKARCZUK, KSIĘGI JAUBOWE.



                                          Źródło: Wydawnictwo Literackie

To idealna pozycja dla Mamy kochającej historię Polski połączoną z niezwykle wręcz pięknym językiem narracji, jaki snuje przez prawie 1000 stron Olga Tokarczuk. Prezent taki, może być doskonałym przyczynkiem do poznania twórczości tej jednej z najwybitniejszych polskich pisarek. Jest to książka, którą kocha się od pierwszego zdania. Trudno na przykład nie zgodzić się ze zdaniem: "Bóg stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że człowiek ma się zajmować tym, co będzie, a nie tym co było". Takich smaczków powiedzmy natury filozoficznej jest więcej, choćby "Czym jest życiem jak nie tańcem na grobach". Jest to jeden z elementów zmuszających mnie czytelnika do głębszej refleksji nad życiem ludzkim.
Podobnie ujęła mnie refleksja autorki nad Umarłymi, że dopóty oni żyją, dopóki się o nich mówi. Nad żywym biedakiem zawsze znajdzie się osoba, która przejmie się jego losem. Natomiast o umarłych często i bogacz zapomni. Myślę, iż taka refleksja jest w stanie zmusić współczesnego człowieka aby przypomniał sobie choćby o członkach jego rodziny, którzy już odeszli.
W taki to sposób Olga Tokarczuk zabrała mnie w wielką podróż. W jej trakcie przemykały się osoby różnych stanów kupcy żydowscy, duchowni, polska arystokracja, a nawet władcy tamtego osiemnastowiecznego świata. W jej trakcie czytelnik widzi całą mozaikę wielokulturowości Rzeczpospolitej XVIII wieku. Słychać tu głosy osób mówiących w różnych językach i nic jest takie, jak gdzieś mamy utrwalone w pamięci z literatury pięknej - Polski jako taki monolit kulturowy. Pięknie pokazane jest to, już na początku powieści, gdy poetka Elżbieta Drużbacka wysiada ze swojego powozu i słysząc cały ten rwetes; woła: Czy tu ktoś mówi po polsku?".
Innym elementem, jaki zachwycił mnie w tej historii to samo zdobywanie popularności przez Jakuba Franka. Był on samozwańczym Mesjaszem, silnie siedzącym w filozofii Szbtaja Cwi. Widać tu wyraźnie przemianę jego z osoby prześladowanej przez ortodoksyjnych Żydów po wręcz człowieka będącego okrutnym tyranem, nie liczącym się z uczuciami innych. Taki zarzut słychać choćby w ustach Thomasa von Schonfelda. Zadziwiające jest, że żaden element z przepowiedni proroków o Mesjaszu nie pasują do Franka, jest on wręcz niekiedy ich przeciwieństwem. Sam też jego nauka niekiedy przyprawia o gęsią skórkę, na przykład na mnie osobiście wywarła ogromne wrażenie opowieść o Mojżeszu. Mojżesz schodząc z góry Synaj niósł kamienne tablice z przykazaniami Bożymi mającymi uczynić człowieka wolnego i szczęśliwego. Natomiast gdy zobaczył on Izraelitów pod podnóżem góry bawiących się, dyskutujących itp. rozbija tablice a na ich miejsce sam spisuje Prawo mające uczynić człowieka niewolnikiem i istotą nieszczęśliwą. Stąd też należy dążyć do odkrycia prawdziwego nakazu Boga. Frank więc namawia aby wszystko robić na odwrót niż jest w Dekalogu. Stało się to przyczyną oskarżeń frankistów o niemoralność. Do samej zaś powieści można wracać wielokrotnie. Chyba nigdy nie przestanie ona być aktualna, widać to choćby dziś porównując, jak społeczeństwo XVIII wieku patrzyło na Franka i jego zwolenników; a jak dziś wstrząsa Europę choćby dyskusja o uchodźcach. Tak więc chyba problem obcości, to jeden tylko z elementów, które będą zawsze aktualne.

 

3       MAMA DETEKTYW NA TROPIE BOLESNYCH WYDARZEŃ. JOANNA BATOR, CIEMNO, PRAWIE NOC.


    

                                             Źródło: Grupa Wydawnicza Foksal.  

Będzie  to w sam raz prezent dla Mamy lubiącej podążać śladami bolesnych wydarzeń, których ofiarami są bezbronne i niekochane dzieci. Ciemno, prawie noc to demon paraliżujący czytelnika strachem, wywołując w nim uczucie bólu brzucha pojawiającego się podczas lektury, chęci zwinięcia się w kłębek i okrycia kocem, byle tylko ukryć przed zbliżającą się watahą kotojadów. Zmusza  do konfrontacji z tym, co bolesne i trudne. To powieść będąca na granicy horroru. Nie ma bowiem do końca pewności, co z obserwowanych okropieństw dzieje się naprawdę, a co może jest tylko zjawiskiem zbiorowej histerii. Wyraża się ona cytowanymi  przez Bator wypowiedziami ludzi na forach internetowych – często z błędami ortograficznymi, często niepoprawnie napisanymi słowami, które niestety gro z tych zdań można spotkać na co dzień. Stanowi on swoisty apel autorki do pokazania, że jeżeli się nie opamiętamy z naszymi uprzedzeniami i fobiami, każdego dnia może robić się ciemno, aż zapadnie noc. Dopiero racjonalizacja, wzajemna tolerancja, wyzbycie się świadomości narodowego męczeństwa i  dostrzeganie wyimaginowanych wrogów, jest w stanie przynieść promyczek światła rozpraszające ciemności nocy. Dokładne omówienie znajdziecie TUTAJ.

 
 

4       MAMA KOCHAJĄCA WIEJSKIE SPOŁECZNOŚCI. KATARZYNA PUZYŃSKA, MOTYLEK.
 
 
                              Źródło: Wydawnictwo Prószyński i S-ka


Katarzyna Puzyńska będzie wprost idealna, jeśli Wasze Mamy kochają kryminał połączony z powieścią obyczajową. Wówczas, może zdarzyć się tak, że sama poczuje się mieszkanką Lipowa i Wasz prezent skłoni ją do zamieszkania w nim na dłużej – przez następne dziewięć tomów. Śledząc z jednej strony mroczne morderstwa dokonywane na polskiej prowincji, a z drugiej strony kibicować potyczkom miłosnym Daniela, Weroniki i Emilii, oraz przyglądać się z dociekliwością Klementyny Kopp osobliwym mieszkańcom wcale nie przyjaznej polskiej wsi.  Recenzję książki znajdziecie TUTAJ.

 

5       MAMA BIOGRAFKA. MARIE BENEDICT, PANI EINSTEIN.
 
 
                                Źródło: Wydawnictwo Znak
                

Jeżeli Wasze Mamy lubią poznawać życiorysy ludzi zapomnianych przez historię, jednak nie napisane akademickim językiem, lecz w zaserwowanych w formie beletrystki, to Pani Einstein będzie strzałem w dziesiątkę. To dramatyczna historia żony, Alberta Einsteina, której małżeństwo przyniosło wszystko to, co najgorsze. Poniżenie i rozczarowanie, kłamstwo i życie w cieniu człowieka – egoisty i okrutnika.  Recenzję znajdziecie TUTAJ.

 

6       MAMA CYNAMONOWE SERCE. GABRIELA GARGAŚ, WIECZÓR TAKI JAK TEN.
 
                                 Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona

Mama cynamonowe serce, to taki typ mateczki pragnącej dogodzić każdemu, przyjść z kubkiem gorącego kakao i ciepłym kocem, okryć nim i rozgrzać nieszczęśnika pogrążonego w smutkach, tych wielkich i tych małych, malutkich. To kobieta patrząca z optymizmem w przyszłość i nic nie jest w stanie zniszczyć jej wielkiego serca, czy uśmiechu na twarzy. Recenzja TUTAJ.

 

7       MAMA POZNAJĄCA TAJEMNICE DAWNYCH WIEKÓW. ANNA BRZEZIŃSKA, CÓRKI WAWELU. OPOWIEŚĆ O JAGIELLOŃSKICH KRÓLEWNACH.
 
                               Źródło: Wydawnictwo Literackie

 

Pozycja ta będzie idealnym prezentem dla Mamy, która lubi poznawać dworskie życie, ale również życie ludzi wywodzących się z różnych grup społecznych żyjących w dawnych czasach. Dzięki Wam będzie miała okazję przenieść się do Krakowa w dobie panowania ostatnich  Jagiellonów i poznać życie kobiet w tamtych czasach od narodzin do śmierci. Towarzyszyć im w połogu, pracy, nauce, poznać zasady wychowania jakie były im wpajane. Dokładną recenzję książki znajdziecie TUTAJ.

 

8       MAMA LUBIĄCA BABSKIE PLOTECZKI.  LIANE MORIARTY. WIELKIE KŁAMSTEWKA.
 
 

                                  Źródło: Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Niewielka społeczność mieszkająca na przedmieściach Sydney, skrywa swoje sekrety.. Ploteczki, babskie rywalizację i śmierć. Liane Moriarty w pozornie prostej i lekkiej książce porusza poważne tematy, typu kłamstwa i znoszonej nieraz przez wiele lat przemocy domowej. Zarówno jedno, jak i drugie stanowić mogą zamknięty krąg, w który jeśli raz się wejdzie, już nigdy się nie wyjdzie. Wielka kłamstewka to niebanalna powieść o świecie byłych i obecnych żon, kochanek mężów, oraz matkach dzieci. Pokazuje ich małe i duże problemy, z którymi zmagają się miliony ludzi na całym świecie. To uniwersalna opowieść ujęta w dość frywolny sposób, o sile kłamstwa, w którym się tkwi latami, aby tylko doczekać kolejnego dnia.

 

9       MAMA EKOLOŻKA. MAJA LUNDE, HISTORIA PSZCZÓŁ.
 
                                 Źródło: Wydawnictwo Literackie

 

Będzie to wymarzony prezent dla każdego, komu problemy ekologii i niebezpieczeństw czyhających na naszą planetę są bliskie. O książce można by wiele mówić. Dla mnie jest to cudowna, mądra, niezwykle refleksyjna powieść, której nie sposób czytać bez refleksji. Z jednej strony wzrusza, z drugiej przeraża. Ponadto jest piękna opowieścią o trudzie  rodzicielstwa, pokazującą różnice pokoleniowe i drogę do szukania tego co łączy, a nie dzieli.

 

10 . MAMA RODZINNA SAGA. AŁBENA GRABOWSKA, STULECIE WINNYCH. TRYLOGIA.
 

                                Źródło: Wydawnictwo Zwierciadło.


Mama kochające wielopokoleniowe historie rozgrywające się na tle burzliwych dziejów historii Polski, powinna być zadowolona właśnie ze Stulecia winnych. To nie tylko wielka opowieść o sile rodziny, poświęceniu dla bliskich, o ludzkiej wielkości i małości, ale przede wszystkim wspaniale opowiedziana historia rodziny na przykładzie której najlepiej widać, jak wielka Historia wpływa na te małe, codzienne, zwykłe historii zwykłych ludzi. Recenzja TUTAJ.

niedziela, 12 maja 2019

PUSTYNIA I MORZE. 977 DNI W NIEWOLI NA SOMALIJSKIM WYBRZEŻU PIRATÓW. MICHAEL SCOTT MOORE


O walce o przetrwanie, o zachowanie godności w świecie barbarzyńskiego okrucieństwa oraz o współczesnych piratach opowiada Michael Scott Moore w Pustyni i morzu. 977 dni w niewoli na somalijskim wybrzeżu piratów.


Wizja korsarzy posiadana przez współczesnego mieszkańca Zachodniej cywilizacji, ukształtowana została przez wielkie hollywoodzkie produkcje. Wyobrażamy sobie władców mórz opływających wody na swych drewnianych łajbach, toczących walki zarówno z przeciwnikami dążącymi do ich pochwycenia i osądzenia, jak również zmagają się z żywiołem i niejednokrotnie nieprzychylną pogodą. Chodzą z opaską na oku, na ramienia kapitana znajduje się gadająca papuga, a szabla i armaty stają się dla nich nieodłącznymi towarzyszkami pełnego przygód i niebezpieczeństw życia. Jednak ich prawdziwy obraz różni się od tego wykreowanego przez kino. Przekonał się o tym Michael Scott Moore, który zbierając materiały do książki poświęconej tej właśnie tematyce, został porwany i więziony przez współczesnych piratów.


W styczniu 2012 roku ukończył cykl reportaży z hamburskiego procesu piratów somalijskich i pasjonując się od dzieciństwa korsarstwem, postanowił bardziej wnikliwie przyjrzeć się ich prawdziwemu wizerunkowi i możliwościom ukrócenia zjawiska kidnapingu, stanowiącego dla nich główne źródło dochodu. Chciał poznać przyczynę ich istnienia, zestawić historyczny obraz tych panów mórz i oceanów z tym obecnym.  W tym celu udał się do Somalii, miał mieć zapewnioną gwarancję nietykalności, tymczasem dowiedział się o planach  jego porwanie dla okupu. Wkrótce na własnej skórze przekonał się, że w Rogu Afryki każda pogłoska momentalnie może przeistoczyć się w prawdę. Uprowadzony i więziony przez blisko trzy lata, dogłębnie poznał prawdę o życiu somalijskich piratów, prawach jakimi się rządzą, istniejących między nimi podziałach i przede wszystkim regule siły panującej w obozie. Przyzwyczajony do europejskich i amerykańskich standardów egzystencji, przekonał się, że teraz znalazł się w zupełnie innej rzeczywistości, w której przetrwać mogą tylko najsilniejsi.


Moore doświadczał każdego dnia cienkiej granicy między depresją, poczuciem beznadziei, strachu a odnajdywaniem w sobie wewnętrznej siły do przeciwstawienia się okrucieństwu swych gospodarzy. Obecne klany rozbójników morskich nie mają nic wspólnego z Jackiem Sparrowem, a ich codzienność wiele nie różni się od tej, jaką prowadzili ich przodkowie żyjący dwieście lat temu. Na porządku dziennym jest podporządkowanie się surowym regułom, odpowiednie traktowanie więźniów - za przekraczanie dozwolonych granic, sami mogą zostać ukarani przez bossa. To ludzie wyklęci nie tylko przez świat Zachodu, ale również przez Islam potępiający praktyki porywania dla okupu. Podczas, gdy we własnej wyobraźni są bojownikami Allacha walczącymi z niewiernymi, ale przede wszystkim dążą do społecznej sprawiedliwości. Jeżeli Europejczycy bądź Amerykanie żyją na znacznie wyższym poziomie niż Somalijczycy, to czemu mają nie podzielić się swym bogactwem nawet, jeśli zostają do tego zmuszeni siłą. Autor zobaczył, że właśnie motyw wzbogacenia się i wyobrażeń milionów, jakie posiadają rodziny porwanych, stają się głównym motorem ich działania. Nie interesuje ich nic poza pieniędzmi. To ludzie ograniczeni, tępi, tacy których wbrew pozorom łatwo jest oszukać, nie istnieją między nimi żadne zasady wzajemnej lojalności – ważne jest tylko, komu uda się zgarnąć pieniądze. Stąd chcąc otrzymać oczekiwaną zapłatę, muszą zapewnić jeńcom bezpieczeństwo i nie pozwolić się wyśledzić przez służby wywiadowcze Stanów Zjednoczonych.  Strach więc jest nieodłącznym uczuciem, jaki czują nie tylko zakładnicy ale i sami porywacze. Jedni i drudzy boją się o życie, z tego też powodu podejmują na tyle, na ile potrafią walkę o przetrwanie. Strażnicy pilnują swych „gości” aby nie uciekli, zmuszają ich do przestrzegania narzuconych im zasad i rytmu dnia, kontrolują przy rozmowach, aby przekazali rodzinom dokładnie to, co tamci mają usłyszeć. Wśród nich nie brakuje sadystów, jak również tych nie zgadzających się na znęcanie nad uprowadzonymi i bezmyślne zadawaniem im cierpienia. Moore więc mimo odczuwanego lęku o własne życie, postanowił wykorzystać korsarski „kodeks” do przeciwstawienia się okrutnemu i tępemu okrucieństwu, torturom, jak również podejmował  próby przekazania wiadomości o swym obecnym miejscu przebywania. Walczył o lepsze jedzenie i warunki bytowania.


Autor nie tylko pokazuje codzienność zakładników, ale równocześnie analizuje przyczyny socjologiczne istnienia piractwa, odwołując się jednocześnie do jego wcześniejszych tradycji historycznych. Nawet cywilizowana Europa w swych dziejach ma epizody związane z grasowaniem piratów i walki, jaką podejmowały ówczesne potęgi morskie z tym zjawiskiem. Opisuje związki między nimi a gospodarką Somalii, czy walki klanowe. Podaje motywy działania i poglądy piratów na uprawianą przez nich praktykę. Równocześnie na tle tych dygresji, zamieszcza wiele wspomnień związanych z swoim życiem rodzinnym, czas dzieciństwa i życiowych wyborów.


Wszystko to sprawia, ze Pustynia i morze to z jednej strony swoistego rodzaju pamiętnik Moore`a z najgorszego w jego życiu okresu, z drugiej natomiast intersujące studium socjologiczno-kulturowe dotyczące współczesnego korsarstwa, z którym muszą się mierzyć  państwa europejskie i USA. Książka ta jest na granicy sensacji i mimo, że zawiera swoistą autobiografię, to niestety są w niej momenty, gdy wydaje się mało realna, kiedy zaczyna dominować w niej amerykański epos super bohatera.  Pisarz widząc śmierć swych współtowarzyszy, będąc bitym, głodzonym, widząc lęk w oczach innych zakładników, podejmuje swoiste starcie z porywaczami. Drażni ich, skarży się bossom, podejmuje strajki głodowe, jako formę protestu przeciw nieludzkiemu traktowaniu zakładników. Moore podejmuje również trudny temat,  ile dla państw Zachodu warte jest życie ich obywateli. Kraje Zachodu bowiem nie spieszą się z  płaceniem okupu, zamiast tego  prowadzą kilkuletnie negocjacje z porywaczami, podejmują akcje zbrojne mające na celu uwolnienie swych obywateli z rąk porywaczy, wysyłają agentów rządowych do rodzin ofiar ucząc ich sposobów rozmowy z porywaczami, próbują zlokalizować miejsce przebywania więźniów.  Przez to narażają ich tylko na większe niebezpieczeństwo. Autor jednak nie potępia zajmowanej między innymi przez Stany Zjednoczone postawy, lecz tłumaczy przyczynę, obrania przez nie takiej, a nie innej taktyki. Wreszcie książka ta stanowi istny tajfun emocji i dostarcza lektury, od której po prostu nie sposób się oderwać.

Polecam.
Moja ocena 7/10
 
                                                Źródło: Dom Wydawniczy Rebis

niedziela, 5 maja 2019

ZIMOWY ŻOŁNIERZ, DANIEL MASON


O koszmarze wojny, o miłości zrodzonej w brutalnym świecie, o nieustannym przesuwaniu granic ludzkiej wytrzymałości i o możliwości zachowania człowieczeństwa w nieludzkich warunkach, opowiada Daniel Mason w Zimowym żołnierzu.


Pierwsza wojna światowa patrząc z perspektywy sprawy polskiej była starciem państw biorących udział w rozbiorach Polski, które do tej pory stały na straży europejskiego porządku geopolitycznego, stąd w momencie gdy stanęły po przeciwnej stronie barykady, Polacy zostali wcieleni do wojsk zaborczych i w nich musieli pełnić swoją służbę wojskową. Stąd między innymi armia austro-węgierska była armią wielonarodowościową, w której jednak panował jeden oficjalny język niemiecki. W jej skład wchodzili Polacy, Węgrzy, Austriacy, Czesi i Słowacy.  W ten sposób miliony młodych mężczyzn zostało wcielonych do armii, pełniąc w niej rozmaite role: jedni wysłani na front, inni pracowali jako kucharze, inni natomiast delegowani zostali do szpitala w charakterze lekarzy. Część z nich nie miała nawet ukończonych w pełni studiów medycznych, a już musieli zajmować się rannymi wojakami, przeprowadzając na nich nieraz skomplikowane zabiegi chirurgiczne. W szpitalach polowych poza mężczyznami pracowały także kobiety, m.in. siostry zakonne opiekujące się chorymi i wspomagające swoją wiedzą i doświadczeniem młodych medyków. One też z niezwykłym oddaniem, nieraz z narażaniem życia, troszczyły się o swych pacjentów. Stąd dla środowisk polskich była ona okazją z jednej strony na odzyskanie niepodległości, jednak w jej wyniku wiele kobiet opłakiwało swoich zmarłych mężów, synów, braci i ojców. Wielu z tych co przeżyli, było kalekami pozbawionymi kończyn, wielu przeszło załamanie nerwowe – wówczas to po raz pierwszy świat medyczny pochylił się na nowym zjawiskiem nerwicy frontowej. Chorzy dotknięci nią, jeszcze wiele lat po wojnie nie potrafili odzyskać utraconego spokoju i wyzbyć się tkwiącego w nich lęku. To wszystko odsłania w swojej najnowszej powieści Daniel Mason.


Lucjusz Krzelewski pochodzi z zamożnej polskiej rodziny mieszkającej w Wiedniu. Po cichu kultywującej tradycję patriotyczną, która zawsze żywa była w jego domu rodzinnym. Po zdanej maturze, chłopak rozpoczyna swoje wymarzone studia medyczne, to medycyna staje się jego pierwszą miłością i najważniejszą pasję. Młodzieńczy zapał szybko zostaje zauważony przez wiedeńskie środowisko lekarskie, które zaprasza go do prestiżowych badań medycznych, podczas których styka się z najwybitniejszymi przedstawicielami świata nauki, m.in. ze swoją rodaczką Marią Curie-Skłodowską.  W chwili wybuchu I wojny światowej w 1914 r.  młody student widząc w obecnym konflikcie zbrojnym możliwość wcześniejszego rozpoczęcia praktyki lekarskiej, zaciąga się do austriackiej armii w charakterze lekarza wojskowego. Niestety jego marzenia dostania przydziału do świetnie zorganizowanego lazaretu rozmywają się, trafia za to do Lemnowic położonych u podnóża  Karpat. Tam to w zrujnowanym kościele utworzony został szpital wojskowy, a wszyscy wcześniej pracujący przed nim lekarze, uciekli stamtąd. Jedyną osobą, która może wesprzeć niedoświadczonego medyka jest tajemnicza siostra Margareta. To ona właśnie uczy go na czym polega szybka i sprawna opieka nad najciężej rannymi żołnierzami przywiezionymi z pól bitewnych.  Operacje, jakie przychodzi mu wówczas przeprowadzić zdecydowanie różnią się od  akademickich rozważań i to przy boku zakonnicy-pielęgniarki dowiaduje się, czym w istocie jest medycyna.  Osobliwa relacja, jaka ich połączyła zostaje wystawiona na ciężką próbę w momencie, gdy pewnej zimowej nocy do szpitala trafia nowy żołnierzy. Krzelewski chcąc za wszelką cenę go ratować podejmuje trudną decyzję, która zaważy na dalszych losach jego samego i siostry Margarety.


Daniel Mason oprowadza czytelnika po Wiedniu i po wschodnich obrzeżach wchodzących w skład monarchii Austro-Węgierskiej przed 1914 rokiem i w czasie I wojny światowej. Obserwujemy życie naukowe c.k., jak również odwiedzamy wiedeńskie salony polskiej elity społecznej. Polacy mieszkający w stolicy cesarstwa podtrzymywali polskość poprzez pielęgnowanie rodzimej historii: wspominanie ważnych wydarzeń,  królów i przedstawicieli życia kulturalnego działających na obczyźnie, w szczególności Fryderyka Chopina, którego muzyka rozlegała się w ich domach. To ludzie pamiętający o własnych korzeniach, chociaż publicznie wolący zachować postawę neutralną i ze względów często praktycznych otwarcie nie manifestujący swego pochodzenia. Posiadają liczne koneksje i znajomości. Nie przejawiają wrogości wobec zaborcy, jednak w chwili zrodzenia niepodległego państwa polskiego, nie ukrywają  swej przynależności narodowej do Polski. Część z nich ma szansę na karierę polityczno-wojskową w odrodzonej Ojczyźnie. Utrzymuje ze sobą bliskie stosunki towarzyskie, jak również zawierają w obrębie własnej grupy korzystne dla siebie mariaże. Wraz z końcem wojny zauważają koniec pewnej epoki, w której pochodzenie  było wskaźnikiem zajmowanej pozycji społecznej, w nowej rzeczywistości miejsce starej arystokracji zajmować zaczęła „arystokracja pieniądza”. Wpływy zdobywają przedsiębiorcy i bogaci kupcy, którzy dystansują w hierarchii dawnych książąt i hrabiów. Zachodzące zmiany widoczne są nie tylko w wiedeńskim salonie, ale również obejmują całą Europę. W Rosji obalony zostaje car, w Austrii abdykuje cesarz, a Niemcy pogrążają się w rewolucji robotniczej.  Wkraczamy również w świat szpitali polowych obserwując rozgrywające się każdego dnia piekło. Trafiają do nich żołnierze z ciężkimi obrażeniami odniesionymi w wyniku działań bojowych. Są wśród nich kalecy, ludzie znajdujący się na granicy śmierci i tylko sprawne przeprowadzenie operacji i zaszycie nieraz bardzo poważnych ran, może uratować im życie. Opisy przeprowadzanych zabiegów chirurgicznych dalekie są od wyobrażeń współczesnego czytelnika. Absolutnie nie ma tu mowy o zachowaniu jakichkolwiek warunków higienicznych. Przeprowadza się je często pod presją czasu. Rannych jest tak wielu, że brakuje rąk do pracy. Poważniejsze jednak od obrażeń ciała, są doznane urazy psychiczne. Mason z niezwykłą starannością oddaje warunki w jakich rodziła się psychiatria XX wieku oraz zajmowanie się schorzeniami natury neurologicznej, czy psychicznej. Weszła ona wówczas w etap eksperymentalny, często wręcz same podejmowane przez nią doświadczenia były dla pacjenta formą tortur. Wreszcie oprowadzani jesteśmy po polach bitewnych Galicji. Widzimy toczone w tamtym czasie bitwy, najazdy kozaków i walki oddziałów huzarskich z Rosjanami. Odczuwamy strach tamtych ludzi na wieść o przymusowej ewakuacji, obserwujemy trudności związane ze swobodnym przemieszczaniem się zarówno w czasie wojny, jak również po jej zakończeniu. Wraz z zakończeniem działań, nie kończą się walki. Nowe bowiem państwo polskie prowadzi nie mniej krwawe starcia ze swoimi wschodnimi sąsiadami, które są tak samo niebezpieczne dla ludności cywilnej, od tych mających miejsce w latach 1914-1918. Każdego dnia śledzimy podejmowaną dramatyczną nieraz walkę o przeżycie, zachowanie najmniejszych pozorów normalności życia. Zakochują się, oddają się możliwym na tamte warunki formom rozrywki; chociaż zdają sobie sprawę, że w każdym momencie może pojawić się nowe zagrożenie dla pacjentów w postaci okrutnego dowódcy wojskowego przyjeżdżającego skontrolować placówkę medyczną – czy przypadkiem nie przechowują dezerterów i symulantów,  jak również w postaci żołnierzy wrogiej armii.


Zimowy żołnierz to nie tylko romans, ale wręcz prawdziwa perła historyczna. Doskonale kreśląca rzeczywistość I wojny światowej, jak również realia powojenne. To przepiękna opowieść o sile ludzkiego charakteru, o zakazanej miłości i próbie wierności, jaką będzie musiała ona przejść. To nieszablonowa historia uczucia dwojga ludzi pochodzących z zupełnie różnych światów, która zrodziła się w piekle wojny. Siłą powieści jest konfrontacja wyobrażeń posiadanych przez mieszkańców Wiednia o tym, co dzieje się na polach walki, z tym co rzeczywiście miało na nich miejsce. Autor bezlitośnie gra na emocjach i snuje pozornie spokojną opowieść, której dramatyzm narasta z każdym rozdziałem. Zadbał  o staranne zachowanie najmniejszych nawet szczegółów historycznych, dzięki czemu fenomenalnie oddaje klimat, atmosferę strachu i niepewności tamtych dni. Pokazuje wielkość i podłość człowieka. Mason nie ocenia i nie moralizuje, za to stworzył historię zapadającą w serce i pamięć czytelnika.


Polecam.
Moja ocena 8/10
 
                                                  Źródło: Dom Wydawniczy Rebis