piątek, 24 września 2021

MROCZNY PIĄTEK: METODA ODDYCHANIA, STEPHEN KING

Opowieść w opowieści, którą Stephen King zamieścił w Metodzie oddychania czyli przypisanej przez Króla Horroru, jako Zimowa opowieść nawiązuje tradycją do Charlesa Dickensa snującego przed świętami opowieść z dreszczykiem. Tylko ile jest grozy w grozie?


Pewnej zimowej porze David otrzymuje zaproszenie od swojego szefa do klubu mieszczącego się przy Trzydziestej Piątej Ulicy. Propozycja ta szeregowego pracownika kancelarii prawniczej mocno zaskoczyła, no ale cóż się nie robi, by nie urazić pracodawcy. Lokal otwiera całą gamę atrakcji, są tam unikatowe książki, bar, oryginalny wystrój i przede wszystkim miejsce, w którym członkowie opowiadają sobie historie. Kto raz przekroczył próg tego miejsca, ten nie potrzebuje ponownego zaproszenia. Na kolejnym spotkaniu tuż przed Bożym Narodzeniem, zachowując zwyczaj, że wówczas należy opowiedzieć o czymś z dreszczykiem, doktor McCarron przytacza przypadek pewnego porodu, którego był świadkiem.


Metoda oddychania zamyka zbiór Cztery pory roku, którego opowiadania są obyczajowe, a z grozą mają nie wiele wspólnego. Jeżeli straszą to człowiekiem i tym, do czego może się posunąć. Tak jest w Pojętnym uczniu i w Ciele. Natomiast ostatnia opowieść nie ma w sobie nic, co mogłoby nastraszyć czytelnika. Bardziej stanowi rozrachunek Kinga z pewną epoką i ponownie staje po stronie kobiet. Mistrz niejednokrotnie pokazał, że doskonale zna kobiecą psychikę i potrafi to wykorzystać. Dotyka kwestii niewiast wyklętych przez konserwatywną część społeczeństwa i robi to po swojemu. Rozbiera na czynniki pierwsze przyczyny nieszczęścia bohaterki, jej zachowanie i postawy innych ludzi. To właśnie ta historia staje się centrum opowiadania, a klub, którym zaintrygował czytelnika na początku, schodzi zupełnie na bok. Tu jak parokrotnie podkreśla Stephen King ważna jest opowieść, nie opowiadający. I rzeczywiście tak się dzieje. Wszystko staje się tylko okazją do opowieści o dyskryminacji, odrzuceniu i konieczności samotnej walki o siebie. O czasach tych bardziej uprzywilejowanych, cieszących się społecznym szacunkiem i tych strąconych na margines.


King ponownie udowadnia, że świetnie sprawdza się w krótkich formach. Jest bardziej spójny. Cały czas czeka się na ten element z dreszczykiem, jaki został wcześniej zapowiedziany, gdy się pojawia dosłownie na moment domyka całą historię. W prawdzie zbiór Czterech pór roku nie należy do moich kingowych ulubieńców i Metoda oddychania również się do nich nie zaliczy, ale pokazuje nieco łagodniejsze oblicze Króla Grozy, próbującego zerwać z siebie etykietę jedynie autora horroru.


Polecam. 

Moja ocena 7 /10



                  Wydawanictwo Albatros 



czwartek, 23 września 2021

CÓRKA NAZISTY, MAX CZORNYJ

O II wojnie światowej napisano i powiedziano wiele, ale za każdym razem historie te wstrząsają i przerażają. Zwłaszcza jeśli dotyczy to dziecka, któremu przyszło dorastać i żyć z piętnem tego, czego było mimowolnym świadkiem. W Córce nazisty Maxa Czornyja słuchamy relacji dwóch ofiar. Jednej, która przeżyła piekło i drugiej żyjącej z poczuciem winy za nie swoje grzechy.


Greta Rott powoli dobiega do końca swojego życia. Była córką niemieckiego oficera SS i mieszkała z nim obok obozu koncentracyjnego. Chociaż dla niej był czułym ojcem, to nie potrafi zapomnieć tego, co widziała i słyszała w związku z traktowaniem więźniów. Od lat boi się, że odziedziczyła zło, które będzie przekazywane w kolejnych pokoleniach. Kiedy natrafia na dziennik dziewczynki przywiezionej wraz z matką do obozu, odżywają dawne wspomnienia. Wraz z lekturą potęguje się w niej świadomość pokutowania i niemożność zadośćuczynienia za grzechy rodzica.


Czy istnieje gen zła? Czy kolejne pokolenia muszą być skazane cierpieć i ponosić karę za winy rodziców? Czy kiedykolwiek uda się potomkom zmazać winy przodków? Na te pytania próbuje odpowiedzieć polski mistrz makabry, Max Czornyj. Tym razem zamiast straszyć brutalnym thrillerem, sięga po powieść obyczajową osadzoną w realiach II wojny światowej. Snuje opowieść nieco inną od tych, które dominują w literaturze obozowej. Przypomina nieco miejscami Chłopca w pasiastej piżamie ale idzie krok dalej. Nie ogranicza się do wojny postrzeganej oczami dziecka, lecz pokazuje dalsze życie córki nazisty. Także w samej relacji zarówno Grety jak Anny brakuje naiwności. Obie zdają sobie sprawę czego są świadkami, jeśli nawet Niemka nie wiedziała dokąd przyjechała, nie do końca zdaje sobie sprawę z realiów nowego miejsca zamieszkania, to bardzo szybko je pojmuje. Nie rozumie, jak czuły, kochający ojciec, z którym się wspólnie bawi, może w innych wzbudzać tak ogromny strach. Dlaczego dla niej jest delikatny i łagodny, a dla innych szorstki i przerażający. Anna szybko dorosła, doświadczyła życia z każdym nowym dniem wypełnionym lękiem i niepewności jutra, obawą czy nie straci również matki, tak jak została oddzielona od innych bliskich jej ludzi. Obie zaś widziały to, czego nigdy nie powinny doświadczyć. Chociaż ich losy były tragiczne, to nie brakowało radosnych chwil. Dla jednej były to rozmowy i wspólnie spędzony czas z chłopcem rzucającym dowcipnymi tekstami, dla drugiej zabawy z ojcem. 


Można zastanawiać się nad tym, jak mistrz makabrycznych i perwersyjnych dreszczowców, poradzi sobie z nowym dla siebie gatunkiem. Okazuje się, że wyszło całkiem nieźle. Pojawiają się przebłyski starego Czornyja, jednak i tak w delikatniejszej formie niż ta znana dotychczas. Nowy Czornyj zaś pokazuje twarz wypełnioną czułością, szacunkiem dla ofiar i potomków nazistów, naznaczonych na zawsze piętnem zbrodni. Nieustannie gra na emocjach przez, co trudniej czyta się powieść, a jednocześnie snuje opowieść, od której nie sposób się oderwać. Już kiedyś wspominałem, że potrafi być refleksyjny, stawiać trudne pytania na nie łatwe tematy i udowodnił to po raz kolejny. Przeplata przeszłość z teraźniejszością przez, co jeszcze bardziej uwydatnia się cierpienie starszej kobiety. Niestety potrafi zacząć ciekawy wątek, aby przerwać go niedokończonym i przejść do następnego. Zdecydowanie o ile sama całość pokazuje, że Czornyj nie tylko straszy ale i potrafi wzruszać do łez, to zakończenie jest niedopracowane. Kompletnie niewiarygodne i mocno naciągane. Ma się wrażenie, że nie za bardzo wiedział, jak zamknąć historię. Udało mu się jednak mimo to udzielić odpowiedzi na pytanie o gen zła. 


Córka nazisty to powieść subtelna, która jednak przeraża okrucieństwem, do jakiego jest w stanie posunąć się człowiek. O posiadaniu dwóch zupełnie innych twarzy. O miłości i nadziei, o walce o przetrwanie i honorze, o życiu w poczuciu winy za zło wyrządzone przez innych. To opowieść ku przestrodze. 


Polecam. 

Moja ocena 7 /10 



                 Wydawanictwo Filia





wtorek, 21 września 2021

WARSZAWIANKA. OD ZMIERZCHU DO ŚWITU, IDA ŻMIJEWSKA

 Ida Żmijewska powraca snując historię zakazanego uczucia i zemsty prowadzącej do zbrodni w trzecim ostatnim tomie Warszawianki. Od zmierzchu do świtu.


Uwaga, jeżeli nie znacie wcześniejszych dwóch części, to zapraszam do recenzji Warszawianki oraz Warszawianki. Gdy zgasną światła. Tę serię powinno się czytać pokolei.


Karnawał 1894 r. Leontyna po siedmiu latach pobytu w Odessie wraz z córką wraca do Warszawy. Teraz już jako wdowa po Januszu Burzyńskim, czuje się pewniej niż w czasach panieńskich i jest w stanie stawić czoła matce i teściowej. Swój powrót do stolicy zaznacza udaniem się na bal w Resursie Obywatelskiej organizowany przez Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności. Nie brakuje złych spojrzeń kierowanych pod jej adresem. Radosny i beztroski nastrój przerywa dokonane na nim zabójstwo dziennikarki i znawczyni mody, Jozefiny Majerowej. Ciało zmarłej znalazła Leontyna, co daje powód niektórym matronom, oskarżać ją o morderstwo. Śledztwo przejmuje Aleksander Woronin i nowy sędzia Jerzy Szuster, dawny adorator Heleny Rapackiej. Niedługo potem ginie kolejna osoba z ręki tego samego sprawcy. Policji ponownie potrzebna jest pomoc pani Burzyńskiej, co może doprowadzić do kolejnego skandalu.


Ach, jak Ida Żmijewska potrafi oczarować czytelnika. Warszawa pokryta śniegiem, terkot dorożek, uliczny gwar i miasto tętniące życiem. Socjeta wykorzystując, karnawał wydaje wystawne bale. Na nich wirowanie w tanecznych krokach, plotki, złośliwości kierowane do rywalek i to co najważniejsze, próby złapania dobrej partii. Autorka po raz kolejny w genialny sposób oddaje klimat XIX - wiecznej stolicy. A ten mimo pląsania, jest poważny. Na skutek rządów Hurki i wzmożonej rusyfikacji, zaostrzają się antagonizmy narodowe. Odżywa pamięć o powstaniu styczniowym, jego bohaterach i tych, co nie wywiązali się z patriotycznego obowiązku. Konflikt na linii sióstr Rapackich a Leontyną i Aleksandrem jest nieunikniony. Tu nie ważna jest w sumie zbrodnia, istotniejsze staje się, jakie wywołała skutki. Wzajemne oskarżenia, jakie matrony kierują w stronę adwersarzy i brak dowodów. Powiększa się grono osób podejrzanych, ale w żaden sposób nie można udowodnić im winy. A polska elita jest nie chętna do współpracy. Ośmiesza śledczych, odmawia zeznań i na każdym kroku pokazują swą wyższość. Damy zastanawiają się, kto mógłby mieć motyw zabić guru warszawskiej mody, która zawsze pisała szczerze i dawała cenne wskazówki.

O ile zagadka kryminalna a wątek miłosny albo były w równym stopniu, albo  przeważał ten pierwszy, to w finałowej części zdecydowanie wysuwa się romans i pytanie, czy Leontyna i Woronin mają jeszcze szansę być razem. Historia powtarza się. Potajemne spotkania, ukradkowe rozmowy, spojrzenia i gesty kierowane w stronę ukochanej osoby. Oboje dorośli, wiele doświadczyli i wiele poświęcili, teraz już nie zamierzają poddać się dyktaturze innych. Wdowa Burzyńska staje się kobietą samodzielną, nie boi się konfrontacji z rodziną, żąda szacunku i nie zamierza oddać innym steru nad majątkiem pozostawionym przez męża. Woronin również jest pewniejszy siebie i wie czego pragnie. Boi się tylko ponownego odrzucenia.


Ida Żmijewska ma niezwykły talent nie tylko opowiadania o historii przeplatając prawdę z fikcją, ale tworzenia silnych i wyrazistych postaci, takich jakie spotykaliśmy na kartach dzieł dziewiętnastowiecznych powieści. Trudno nie polubić charakternej Agaty Pietrownej, nie śmiać się z salonowych rozmów toczonych między Amelią, Oktawiąi i Leontyną. Warszawianka czaruje humorem, dowcipnymi dialogami i językiem ówczesnych mieszkańców. Każdy mówi we właściwy dla siebie sposób, dzięki czemu całość nabiera większej wiarygodności.


Trzeci tom, podobnie jak wcześniejsze czyta się jednym tchem. Odrywa od trosk i przenosi do świata i ludzi, z którymi pragnie się przebywać jak najdłużej. Otula i koi, rozgrzewa niczym ciepły koc i gorąca kawa. Udowadnia, że kryminał tak samo jak romans ma wiele twarzy, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. Razem tworzą wybuchową mieszankę. I cóż, zostaje czekać na nową serię spod pióra Idy Żmijewskiej.


Polecam .

Moja ocena 8 /10



       Wydawanictwo Skarpa Warszawska 











niedziela, 19 września 2021

WARSZAWIANKA. GDY ZGASNĄ ŚWIATŁA, IDA ŻMIJEWSKA

Ida Żmijewska w Warszawiance. Gdy zgasną światła ponownie zabiera nas do stolicy Kongresówki, w której śledzimy kolejną zbrodnię.


Uwaga, jeżeli nie znacie pierwszej części, dobrze byłoby zajrzeć do wcześniejszej recenzji. Tę serię najlepiej czytać pokolei.


Rok 1887. Minęło półtora roku po tragicznych wydarzeniach związanych ze śmiercią adwokata Rapackiego. Helena doszła już do siebie i wraz z Leontyną i matką wraca do domu. Na miejscu starsza panna Rapacka dowiaduje się, że Aleksander Woronin został osadzony w więzieniu w Ratuszu w związku z oskarżeniem o zabójstwo kochanki, aktorki Teatru Rozmaitości. Mężczyzna odmawia widzenia się z adwokatem Paszkiewiczem, nie zgadza się na obronę i przyznaje się do winy. Tyle tylko, że nikt nie wierzy w jego winę. Przyjaciele uważają, że coś ukrywa i proszą Leontynę o pomoc w przekonaniu, aby w końcu zaczął zeznawać. W dziewczynie z każdym dniem coraz bardziej odżywa zakazane uczucie, które bezskutecznie próbowała stłamsić.


Ida Żmijewska ponownie serwuje zagmatwaną zagadkę kryminalną związaną ze światem teatru. Panuje w nim mocna rywalizacja, rodzą się przyjaźnie i nienawiść prowadząca do zemsty. Aktorki otacza krąg wielbicieli, dostają od nich kwiaty, a nieraz inna artystka potrafi odbić koleżance zakochanego kochanka. Tu każdy ma coś do ukrycia, nawet krawcowe mają swoje grzeszki. Szybko okazuje się, że wśród nich panuje ścisła hierarchia. Wokół diwy, przyciągającej tłumy widzów, wszystko się kręci. Garderobiany muszą spełniać jej kaprysy, a reszta występujących na scenie kobiet pogodzić się z byciem w cieniu. 


Jednak w drugim tomie na pierwszym planie jest zbrodnia, a wątek romansowy zaczyna schodzić na drugie tory. Stanowi przyczynek do poznawania losów bohaterów, które mogą mieć większy bądź mniejszy związek ze śledztwem. Do Warszawy przybywają między innymi Nikita Woronin, ojciec Aleksandra oraz była narzeczona policjanta, Tatiana. Dzięki nim intryga nabiera rumieńców. Zabójstwo warszawskiej aktorki od początku ma wiele niejasności, a im dłużej trwa dochodzenie, tym bardziej rodzą się liczne wątpliwości co do sprawcy. Przybywa podejrzanych, pojawiają się nowe dowody winy Rosjanina. W prawdzie od początku mamy wątpliwości, że on mógł zrobić krzywdę kobiecie ale kto próbuje go wrobić albo kogo kryje. Od razu mogę dodać, że w pewnym momencie od razu łatwo odkryć sprawcę. W sprawie główny prym wiodą kobiety. To one czynnie pomagają policji i wokół nich toczy się akcja. Ida Żmijewska uknuła zagadkę, której nie powstydziłby się Artur Conan Doyle, czy Agatha Christie. 


Wraz z bohaterami odbywamy spacer po XIX - wiecznej Warszawie, której klimat coraz bardziej przypomina ten znany z Lalki . Z jednej strony zaglądamy na salony socjety, obserwujemy okazałe kamienice i wędrujemy wzdłuż Aleji Ujazdowskiej, aby nagle przenieść się do całkowicie innej rzeczywistości, do warunków życia na Powiślu zamieszkanym przez biedotę i licznych rzezimieszków. Do szynków w których przebywali, do szpitala na Solcu, gdzie z powodu braku dobrej opieki medycznej umierały kobiety w połogu.  Przy tej okazji ponownie zostaje poruszona kwestia ograniczonego dostępu do wyższych uczelni dla kobiet, nie mówiąc już o szansie zaistnienia przez nie w zdominowanym przez mężczyzn świecie lekarskim. Panie mimo to, nie zamierzają poddać się konwenansom i męskim rządom, tylko czynnie walczą o swoją pozycję, co nie podoba się matronom bojącym się o towarzyski skandal. Dla nich nadal rola kobiet ogranicza się do za mąż pójścia i rodzenia dzieci. Tymczasem młode panny zaczynają się buntować i same chcą decydować o sobie. Wkraczają w zakazane dla nich rewiry aresztów, sądów, nie zamierzają ograniczyć się do pensji ale mają znaczenie ambitniejsze plany. 


Ida Żmijewska w Warszawiance. Gdy zgasną światła udowadnia, że jej poprzedni sukces nie był jednorazowym wybrykiem. Snuje przepiękną opowieść o miłości, przyjaźni, poświęceniu w imię wyższych celów, patriotyzmie i walki o samodecydowaniu o sobie. Bez zbędnego sentymentalizmu, rozgrzewa serca i sprawia, że nie ma się ochoty wychodzić z jej świata. Chce się pozostać w nim jak najdłużej. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



         Wydawanictwo Skarpa Warszawska 






piątek, 17 września 2021

MROCZNY PIĄTEK: CIAŁO, STEPHEN KING

W tym roku przypada 35 rocznica powstania filmu Stań przy mnie, opartego na opowiadaniu Ciało Stephena Kinga z tomu Cztery pory roku. Warto zatem poznać literacki pierwowzór. 


To miały być kolejne typowe wakacje dla czwórki przyjaciół, którzy jak zawsze wałęsali by się po Castle Rock i szukali rozrywki. Chłopcy na wieść o znalezieniu w innej miejscowości trupa, podejmują decyzję, że wspólnie wyruszą w drogę, żeby go zobaczyć. W trakcie wędrówki zdążą zadrzeć z paroma osobami, przede wszystkim jednak poznają prawdziwą więź, jaka ich łączy.


Inny tytuł nadany przez Stephena Kinga, to Jesień niewinności i jest trzecim tekstem w zbiorze Cztery pory roku. Pierwsza myśl, że akcja toczy się w tytułowej porze roku i już na dzień dobry Mistrz Grozy gra czytelnikowi na nosie, bo szybko dowiadujemy się, że właśnie znaleźliśmy się w samym środku lata. Potem przypatrując się czwórce przyjaciół, można powiedzieć o nich wiele, ale nie to, że są wzorem niewinności. Skąd zatem tak chybiony pozornie tytuł? Odpowiedź może być wieloraka. Stanowi on metaforę i symbol zmiany, jaka miała nastąpić. Historię opowiada dorosły mężczyzna, Gordon i wspomina największą przygodę przeżytą z kolegami w okresie szkolnym. Po niej przyszła dorosłość i wejście w inny etap życia. Skończyła się beztroska i wspólne spędzane chwile. W konfrontacji z ludźmi napotkanymi w czasie samotnej wędrówki i niektórych rodziców dzieci, Gordon, Van, Teddy i Chris nikomu nie wyrządzili krzywdy, nie zrobili nic złego, jedynie bronili się, a więc byli niewinni słyszanych pod swoim adresem zarzutów albo ponosili karę za cudze grzechy. Akcja rozgrywa się, jakby w trzech etapach. W pierwszym z nich rozgrywa się na tle rodzinnego miasteczka Castle Rock. Poznajemy rodziny głównych bohaterów oraz słuchamy opinii mieszkańców o rodzicach jednego z nich. W formułowanych sądach pełno jest zawiści i wypowiedzi o tych, których dobrze się nie zna. Liczy się etykieta i koniec. Tylko w swoim gronie czują się dobrze. Akceptują siebie takimi, jakimi są i chociaż zdarzają się między nimi sprzeczki, zawsze w obliczu wroga solidaryzują się. Drugi etap to droga i narodziny ich "niewinności", trzeci - wydarzenia mające miejsce po powrocie do domu. 


Druga myśl, która nachodzi w trakcie lektury to, że znowu King snuje opowieść, w której nic się nie dzieje. Przemierzamy drogę od miejscowości do miejscowości, aż do osiągnięcia zamierzanego celu podróży. Prawda jest taka, że dzieje się bardzo wiele. Król dotyka kwestii dorastania, w której zawsze bryluje. Chłopcy nie tylko muszą znosić trud drogi, zadbać o samego siebie i towarzyszy, ale zachodzi w nich istotna zmiana. Każdy z nich nosi własny balast i musi uporać się z dręczącymi go demonami. Dla jednego to duch starszego brata, dla innego szalony ojciec - weteran wojenny, czy rodzina kryminalistów. Poznają wartość przyjaźni i wzajemnego wsparcia, czy wreszcie mają odwagę stawić czoła silniejszym od siebie i chociaż nie odnoszą pozornie sukcesu, to z tej konfrontacji wychodzą zwycięsko. Ponadto pojawia się jeden z ulubionych kingowych tematów, przemoc w rodzinie. Mistrz rozlicza się z małomiasteczkową manierą nadawania piętna, które przylega i nie sposób się go pozbyć oraz postrzegania bohaterów wojennych i niszczącej siły wojny. 


Powiedzmy sobie szczerze, że King w Ciele nie straszy. Słysząc o Castle Rock fani jego prozy od razu dostają dreszczy, oczekujemy zagrożenia, które niespodziewanie wyskoczy, by dopaść i osaczyć. Sam zresztą podsyca strach wspominając o Cujo mającym rozgrywać się dwadzieścia lat później. W rzeczywistości nie ma się czego bać. Lęk rodzi się z zasłyszanych opowieści. Jest w umyśle i wynika z tego, czego sami się boimy. W rzeczywistości straszni są jedynie ludzie. Tchórze wykorzystujący własną przewagę nad słabszym albo chowający się za kimś. 


Ciało to King obyczajowy, który pokazuje, co jest najważniejsze w życiu. Przyjaźń i trzymanie się razem. To daje siły do pokonywania przeszkód, poczucie szczęścia płynącego z akceptacji i bliskości kogoś na kim można polegać. Opowiadanie daje nadzieję na lepsze jutro. Nie zawsze lato jest tą  najlepszą porą, czasem warto poczekać na jesień niosącą ukojenie.


Polecam. 

Moja ocena 7/10



                Wydawanictwo Albatros 







czwartek, 16 września 2021

WARSZAWIANKA, IDA ŻMIJEWSKA

Zbrodnia i zakazana miłość, na tle Warszawy końca XIX wieku. Poznajcie nagrodzoną Nagrodą Wielkiego Kalibru, Warszawiankę Idy Żmijewskiej. Potwierdza tylko, to co powtarzam od dawna - Polska kryminałem silna.


Rok 1885. W warszawskiej Cytadeli osadzony został socjalista, Ignacy Osiński. Wszystko wskazuje, że w najlepszym razie zostanie skazany na katorgę i zesłany na Syberię. Obrony podejmuję się najlepszy w mieście adwokat, Wiktor Rapacki, ojciec narzeczonej więźnia, Leontyny. Problem w tym, że pewnej listopadowej nocy prawnik zostaje znaleziony martwy w burdelu. Rodzinę czeka obrona przed skandalem, który na zawsze zniszczy jej reputację. Śledztwo ma prowadzić przybyły do stolicy Rosjanin, Aleksander Woronin, któremu od początku w oko wpadła Leontyna. Dziewczyna mimo początkowej niechęci, z każdym dniem coraz bardziej zbliża się do niego. Tylko czy miłość Rosjanina i Polki będzie miała szanse powodzenia?


Zgadzam się z głosami mówiącymi o nowej jakości polskiego kryminału stworzonej przez Idę Żmijewską. Łączy w sobie retro kryminał z powieścią obyczajową. Prowadzi warszawskimi uliczkami do tutejszego domu rozpusty pokazując, jak funkcjonowało to miejsce w XIX wieku. Poznajemy środowisko prostytutek i stosunek do nich społeczeństwa. Przyczyny, które skłoniły niektóre dziewczyny do zajmowania się tym fachem. Główną zasadą panującą wśród elity były pozory. Wielu wpływowych mężczyzn po cichu, by nikt się nie dowiedział korzystało z ich usług. Skandal obyczajowy był jedynie wówczas, gdy zostało się przyłapanym na gorącym uczynku. One same obracały się w różnym środowisku i miały wielorakie kontakty mogące ściągnąć na nie poważne problemy. Odwiedzamy domy inteligencji, wkraczamy na ich salony i słuchamy rozmów, w których nie brakuje wbijania szpili, pruderii i niekoniecznie szczerej troski. Wchodzimy do więzienia i tutejszych komisariatów podpatrując pracę i życie rosyjskich stróżów prawa. To Warszawa tętniąca życiem. Pełno w niej intryg, romansów i spisków mających na celu obalenie dotychczasowego systemu społeczno - politycznego. Jednak panuje ścisły podział na Polaków i Rosjan z mocnym antagonizmem narodowym. Polka wiążąca się z wrogiem stawała się wyklęta. Pozbawiona społecznego szacunku, rodziny wyrzekającej się zdrajczyni nie tylko Ojczyzny ale i wiary. Polacy na każdym kroku dają zaborcy odczuć, że nigdy nie pogodzą się z utratą niepodległości. Rosjanie zaś dają odczuć, że w razie zamieszek czeka Warszawiaków surowa kara. Nad miastem roztacza się cień Cytadeli i ponad 500 działami skierowanymi na nie. Traktują pobyt w Kraju Nadwiślańskim, jako zsyłkę za karę. Żmijewska nie tylko wprowadza w klimat Warszawy, ale wręcz tworzy go za pomocą drobiazgów. Gestów, spojrzeń, słów i sposobu bycia panującego w tamtej epoce. Pokazuje los kobiet, które zawsze musiały mieć męskiego opiekuna. Gdy zabrakło męża i ojca, rolę tą spełniał syn i brat. Nie mogły same decydować o sobie i rodzinnym majątkiem. Często pozbawione prawa do studiów wyższych, a ich jedynym celem jest znalezienie odpowiedniej partii. W ciszy znoszące zdrady, sprzedawane za korzyści materialne, jakie miała rodzina z mariażu. Leontyna jawi się jako symbol buntu. Walczy o swoje prawa i często postępuje wbrew społecznym konwenansom, nie licząc się z konsekwencjami, jakie odbijają się na opinii towarzyskiej. Chociaż i ją ogranicza gorset obowiązujących norm, to zdecydowanie różni się od wielu ówczesnych niewiast pogodzonych z losem.


Ida Żmijewska zachowuje równowagę między zagadką, rozwiązanie której śledzimy a obrazem Warszawy XIX wieku i narodzinami zakazanej miłości. Myli tropy, na jaw wychodzą sprawy pośrednio bądź bezpośrednio związane ze śmiercią adwokata. Równocześnie wprowadzając w sercowe rozterki i dylematy. Nieustannie przy tym zmuszając bohaterów do zajęcia konkretnego stanowiska, popycha do działania, by na końcu pokazać ich prawdziwą twarz. Zakończenia nie jest się w stanie przewidzieć. 


Warszawianka doskonale łączy w sobie cechy XIX - wiecznych powieści z kryminałem. Udowadnia, że nawet ci co albo unikali kryminalnych zagadek, albo nie lubią romansów i w szkole mieli problem przebrnąć przez pozytwistyczne lektury, mogą wpaść jak śliwka w kompot. Zachwyca stylem, otula swym ciepłem i mądrością życiową. Stanowi piękną opowieść o zbrodni i karze, o miłości do rodziny, kraju i do mężczyzny, którego nie wolno kochać. O poświęceniu dla krewnych i honorze. O przyjaźni. Podczas, gdy panuje moda na historie kryminalne rozgrywające się w dwudziestoleciu międzywojennym, to Ida Żmijewska włamała się spod tego trendu, snując opowieść w belle epoque, która miała wiele grzeszków i wiele do ukrycia. Doskonała na jesienną porę, albo poprawę humoru. 


Polecam. 

Moja ocena 8/10 



          Wydawanictwo Skarpa Warszawska 








środa, 15 września 2021

TERROR, MAX CZORNYJ

Niewiadomo czy dwudziesta rocznica ataku na WTC w Nowym Jorku, skłoniła polskiego mistrza makabry, Maxa Czornyja do stworzenia słuchowiska i wydania powieści o tym samym tytule - Terror. W każdym razie słowo terroryzm od 11 września 2001 r. odmieniane było na wszelki możliwy sposób. Teraz zaś na szczęście tylko w powieści dotknie stolicę Polski.


Wielki Piątek. Wszyscy myślą o zaczynających się za moment świętach i nikomu nie przychodzi do głowy, że dzień ten stanie się przełomowy, a oczy całego kraju zwrócą się na Warszawę. Około 5 rano policja otrzymuje nagranie od islamskich terrorystów z żądaniem uwolnienia trzech więźniów muzułmańskich w ciągu trzech godzin. Jeżeli do tego nie dojdzie, poleje się krew. Wszystkie służby zostają postawione na nogi. Ze strony policji działania nadzoruje inspektor Adam Knap. Warszawiaków oblewa blady strach, a politycy próbują wykorzystać całą sytuację do zbicia poparcia wyborców. Kiedy dochodzi do pierwszych zamachów, wszyscy wiedzą, że właśnie rozpoczął się wyścig z czasem.


Wszystko wskazywało, że będzie to kolejna mocna powieść Maxa Czornyja. Ciekawa fabuła, intrygujący śledczy i to czym uwiówdł w pierwszych trzech tomach serii o komisarzu Eryku Deryło - liczne odwołania do religii. Tyle, że właśnie wydawało się i na końcu spore rozczarowanie. O ile doskonale radzi sobie w dreszczowcu, to powieść sensacyjna wypadła w jego wykonaniu mizernie. Pędząca na łeb na szyję akcja i nieustanne zwroty akcji mające podnosić ciśnienie, sprawia, że trudno nadążyć za narracją i najzwyczajniej w świecie zaczyna się w tym galimatiasie gubić. Długie dialogi naszprycowane dość specjalistycznym językiem, osobę nie będącą w temacie czy średnio lubiącą sensację, nudzą. A częste nawiązania religijne kompletnie nic nie wnoszą do samej fabuły. Adam Knap będący gorliwym katolikiem, na początku intryguje. Samotny ojciec wychowujący dorastającego syna, wdowiec przeżywający śmierć żony, a do tego obarczony opieką nad trudnym w kontakcie ojcem. Adam jest prawy, rzeczywiście gra rolę lidera, który ma w zespole autorytet. Problem w tym, że tak świetnie pokazana postać z czasem staje się przerysowana i karykaturalna. Czornyj co pewien czas, zbacza w wątki poboczne, które de facto nic nie wnoszą, aby znowu wrócić do ataku terrorystycznego, po tym jak już gdzieś indziej jesteśmy myślami.


Tak, jestem zły, kiedy trafiam na książkę ulubionego i bardzo zdolnego pisarza, która mocno mnie rozczarowała. Temat terroryzmu doczekał się już świetnych opowieści, jak choćby Gdzie jest prezydent? Jamesa Pattersona i Billa Clintona czy Uprowadzony Lee Childa. Tam adrenalina wydzielała się z strony na stronę, nie można było oderwać się od lektury, a przede wszystkim były nie tylko rozrywką na wysokim poziomie, ale poruszały ważne problemy i wzbudzały niepokój. Czornyj w Terrorze nie niepokoi. Nie ma makabrycznych scen, ale poza średnią rozrywką, nie otrzymuje się nic więcej. Ci, co znają go z innych powieści, wiedzą jak genialnie wchodzi w psychikę bohaterów, gra na emocjach i dotyka trudnych kwestii, tym razem tego zabrakło. Są pewne próby ale to za mało, by rzeczywiście zaciekawić historią.


Terror mam nadzieję, że nie doczeka się kontynuacji, a jeżeli powstanie to Max Czornyj nauczy się czegoś na błędach i pokaże swoją prawdziwą klasę. Tymczasem lepiej już o tej powieści po prostu zapomnieć.


Moja ocena 5/10


                         Wydawanictwo Filia






wtorek, 14 września 2021

KĄKOL, ZOŚKA PAPUŻANKA

Wakacje za nami, lato zbliża się ku końcowi, ale nic nie przeszkadza temu, by chociaż książka przeniosła nas w upalne dni. Jest to możliwe między innymi za sprawą Kąkolu Zośki Papużanki, tyle tylko czy opowiedziany przez nią pobyt u dziadków napewno jest tym, o czym chciałoby się pamiętać?


Podobnie jak było w Przez, tak i w Kąkolu fabuła jest bardzo prosta. Pewna miejska rodzina zgodnie z co roczną tradycją, wyjeżdża na czas wakacji na wieś do domu dziadków. Już w drodze wyczuwa się między nimi pewne napięcie. Dla Niego ważniejszy od pociech jest nowy Opel. Po przyjeździe atmosfera tylko się zagęszcza, chociaż niby wszystko jest normalnie. Dzieci bawią się na łące, główna bohaterka ma przyjaciółkę z którą lubi spędzać czas i ukrywają się przed młodszym rodzeństwem. Dorośli zajmują się swoimi sprawami, a ze strony Dziadka nie brakuje złośliwości kierowanych w stronę wnucząt. Nie akceptuje synowej, która stara się zaskarbić sympatię teściów. Szybko okazuje się, że członkowie rodziny nie lubią się i z trudem muszą się tolerować, a wzajemne animozje potęgują się z każdym dniem.


Zośka Papużanka jednocześnie otula nas wiejskim klimatem - łąki pełne ziół leczniczych i kwiatów, gorące letnie słońce, rzeka i ekscentryczni mieszkańcy, jak przystało na porządną prowincję i ta wieś ma swoje zwyczaje i prawa, ale też wywołuje niepokój, gdyż nie wszystko jest takie przyjazne, jak się wydaje. Wyczuwa się, że dom dziadków stanowi odzwierciedlenie relacji panujących w wiosce. Każdy mimo, że ma rodzinę i wszyscy się doskonale znają, to żyje samotnie pozbawiony bliskości i ciepła drugiej osoby. Wyłamanie się z tej reguły stanowi przyjaźń narratorki z Bejatką, co też budzi złość rodziców tej drugiej. Zamiast zająć się obowiązkami domowymi i gospodarskimi, włóczy się z miastową. Tylko spędzając czas wspólnie, dziewczynki czują się naprawdę wolne i szczęśliwe. Zawsze musi niestety nastąpić powrót do rzeczywistości i należy zapłacić cenę za te momenty radości.


Zośka Papużanka ponownie bawi się przy tym słowem, formą i dźwiękiem. Tworzy własną wymowę na przykład przez wymawianie podwójnego r, seplenienie czy dodawanie przed każdą sylabą fa. Zabieg ten dodaje postaciom cechy charakterystycznej, bardziej ich uwiarygadnia, albo stanowi dla nich swoisty język komunikacji. Nie unika wiejskiej gwary przez co, podobnie jak w Przez i tu czujemy się tak, jak byśmy tam byli. Z jednej strony jest to dojrzały literacko język, w którym jest mnóstwo odwołań do mitologii greckiej i Biblii, z drugiej strony wzrusza dziecięcym postrzeganiem rzeczywistości. Zachwyca umiejętnością wyłapywania detali i mówienia o nich, codziennością niby nudną, a tak bardzo u niej fascynującą. Kąkol łączy w sobie różne gatunki i rodzaje literatury, mamy prozę, pojawia się dramat, bajka w której pokazani są mieszkańcy. Wiele mamy metafor, symboli i porównań. Głos mają ludzie, przedmioty mówiące o swych użytkownikach, a nawet części ciała.


Kąkol to chwast zakradający się w krzakach owoców i warzyw, czy w pszenicy i niszczy to, co dobre. Jest złem, które niszczy wszystko i trzeba go, jak najszybciej wyplenić. Im bardziej przyglądamy się rodzinie narratorki i ludziom ich otaczającym, coraz bardziej dostrzega, że są zżerani przez zło, które zakiełkowało się w ich sercu i duszy. Trawi ich bunt, wzajemna niechęć, złośliwości, poczucie niesprawiedliwości i żal odczuwany z tego powodu. Czasem nie okazują tego, co myślą i czują, gdy zaczynają mówić dochodzi do kłótni. To dom do którego wszyscy przyjeżdżają z niewiadomych przyczyn ale chcą, jak najszybciej stamtąd uciec. Złem jest dziadek Antoni, despota gardzący rodziną i ustawiający wszystkich i wszystko. Nieustannie wyczuwa się potrzebę dokonania żniw, by wyplenić chwasty, którymi obrośli.


Zośka Papużanka snuje słodko - gorzką historię, idealną dla miłośników realizmu magicznego. Kąkol burzy sielski obraz wsi, im dłużej w niej przebywamy, tym bardziej chce się z niej wyjechać. To opowieść o pragnieniu miłości, rodzinnego ciepła, samotności i braku akceptacji. To proza trudna i wymagająca, boli i śmieszy jednocześnie, skłania do refleksji, ale wciąga przez co, trudno się oderwać od lektury.


Polecam. 

Moja ocena 8/10



                Wydawanictwo Marginesy





poniedziałek, 13 września 2021

PRZEZ, ZOŚKA PAPUŻANKA

Opowieść w formie dziennika. Wypełniona codziennością i wspomnieniami. Taka, że nie wiadomo, gdzie na końcu dotrzemy. Zośka Papużanka w Przez zaprasza do świata obrazów z dnia powszedniego.


Sama fabuła jest bardzo prosta. On rozstaje się z nią po pięciu latach związku. Zamiast iść swoją drogą, wprowadza się do sąsiedniego bloku i podgląda ją, a przy okazji sąsiadów i pana od szlabanu. Opracowuje swoją metodę działania. Po pierwsze nie wychodzić z domu. Po drugie nie odbierać telefonów, domofonu i drzwi, tym którzy zapukają. Po trzecie zrobić zapasy jedzenia w sklepie z dostawą do domu, a śmieci wynosić tylko nocą. I najważniejsze z nikim nie rozmawiać. Wszystko po to, aby Ona nie wiedziała, że jest blisko niej. Pytanie jak długo uda mu się żyć w pełnej konspiracji, podczas gdy życie każdego dnia weryfikuje jego zamiary.


Zośka Papużanka konfrontuje czytelnika ze zwyczajnością, w której obserwujemy niejednokrotnie samych siebie w krzywym zwierciadle. Pełno jest wydarzeń znanych nam z własnego doświadczenia. Zagłośni sąsiedzi, krzyczące za oknem dzieci, prośby o sąsiedzką przysługę czy wścipski stróż, który pyta szanowny pan do kogo? Pierwszy raz widzę. Małżeńskie sprzeczki o nic, fochy i próbowanie udowodnić, kto ma rację. Ktoś dzwoni domofonem, ktoś puka do drzwi i w tym wszystkim człowiek, który za wszelką cenę chce, aby nikt nie wiedział o jego obecności. Piotr Kofta napisał: "Papużanka swobodnie wydobywa z tła detale, których człowiek nieuważny nie dojrzałby pod mikroskopem." Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Obserwujemy ludzi ale też przedmioty otaczające bohaterów. Tu każda rzecz ma znaczenie, jest związana z konkretnym wydarzeniem. Ma się wręcz uczucie, jakbyśmy sami brali udział w akcji powieści, byli obecni w niej. Czytamy i zastanawiamy się o czym tak naprawdę jest ta opowieść. O miłości? O obsesji czy szaleństwie? A może po prostu o życiu zwykłych ludzi? Myślę, że o wszystkich tych rzeczach po trochu. Zastanawiamy się, co doprowadziło do rozstania i kiedy ona zorientuje się o jego obecności, jaki będzie finał. Czeka się na jakiś przełomowe wydarzenie w życiu tej pary, a tu cały czas jesteśmy atakowani codziennością. Kiedy dochodzi się do kluczowego momentu, kompletnie jest on niezrozumiały, ba wręcz paradoksalny.


Papużanka stworzyła ludzi z krwi i kości, takich jak my sami. On owiany jest tajemnicą, czasem śmieszy, a czasem irytuje. Im bardziej poznaje się jego przeszłość, większe zrozumienie i sympatię budzi Ona. Trudno przy tym nie przyznać, że po cichu mu kibicujemy. Poza Nim mamy całą galerię osobliwości. Jest Tomek Polak uprawniający nord walking i chętnie zawiązujący nowe znajomości. Sąsiadka pilnująca "porządku" na klatce w przerwie na drzemkę przed serialem. Studenci urządzający głośne imprezy. Wszyscy oni są przelotem. Pojawiają się znikąd i szybko znikają, ale trudno potem zapomnieć o ich obecności.


Całość oprawiona jest słowem i formą. Papużanka bawi się jednym i drugim. Tworzy liczne neologizmy. To proza minimalistyczna. Dialogi wplecione w narrację, bez żadnego oznaczenia. Przez wymaga od czytelnika skupienia, bawi ale żąda zatrzymania się. Przemieszczamy się w przestrzeni i czasie, przeskoki te są płynne. Obrazy osiedla migają, co chwila się zmieniają, o czym innym jest mowa. Wypełnione są różnymi kontekstami, porównaniami i metaforami.


Przez niby jest o niczym, nic się specjalnie w nim nie dzieje podczas, gdy dzieje się tak dużo. To historia, w której płynie się, chce się w niej zanurzyć i pokazuje, jak zwykły dzień może być fascynujący. Piękna literatura.


Polecam. 

Moja ocena 8/10


    
                 Wydawanictwo Marginesy




piątek, 10 września 2021

MROCZNY PIĄTEK: BEZSENNOŚĆ, STEPHEN KING

Ludzkie życie i śmierć mogą służyć dobremu bądź złemu celowi. Jedni bezinteresownie niosą pomoc, interesują się w pozytywnym sensie losem przyjaciół i sąsiadów - przy czym nie są w stosunku do nich bezkrytyczni. Inni natomiast może nawet przy słusznej sprawie, wybierają źle metody realizacji. Owocem tego jest cierpienie zadawane najbliższym, zniszczenie i samodestrukcja. Temat poruszany w Bezsenności przez Stephena Kinga jest nadal aktualny i wciąż budzi wiele kontrowersji, a ostrzeżenie płynące z powieści wciąż rozbrzmiewa.


Ralph Roberts to siedemdziesięcioletni mężczyzna, który po śmierci żony, Carolyn cierpi na chroniczną bezsenność. Samotnie tuła się po domu, parzy sobie herbatę i siada w fotelu przed oknem wpatrując się opustoszałą ulicę. Kolejne metody na sen proponowane przez znajomych nie przynoszą skutku. Coraz bardziej zmienia się obraz świata i spotykanych przez niego ludzi. Widzi otoczającą ich aurę. Brak snu okazuje się nie jedynym problemem, przypadkowo zostaje wciągnięty w miejską awanturę. Do Derry ma przyjechać i wygłosić mowę Susan Day, czołowa feministka i zwolenniczka aborcji. To zagrzewa obrońców życia do protestu i manifestacji przed kliniką, w której dokonuje się przerywania ciąż. Na czele manifestacji staje Ed Deepneau, dotychczasowy przyjaciel seniora i człowiek obecnie oskarżony o przemoc w rodzinie. Głosi, że w mieście działają tajemnicze siły, matkom zabiera się i morduje dzieci - jak było za czasów Heroda. Dokonują tego "centurioni", których należy powstrzymać za wszelką cenę. Ralph negując hasła i pomagając żonie szaleńca, ściąga uwagę nie tylko ze strony fanatycznych działaczy pro life, ale też jeszcze kogoś innego. Kogoś, kto przeznaczył dla niego misję zachowania równowagi w świecie.


Stephen King po raz kolejny występuje w roli obrońcy kobiet, tak jak miało to miejsce w Dolores Claiborne. Tyle tylko, że oddaje głos zarówno im, jak również mężczyznom. Znikają różnice płci, jeśli chodzi o ochronę przed sadystycznym mężem i ojcem, czy w posiadaniu konserwatywnej i liberalnej wizji rodziny i roli kobiety w niej. W ten sposób bardzo szybko krystalizuje podział na dobrych i złych. Mieszkańcy Derry są podzieleni, atmosfera jest gorąca, co sprzyja działaniom fanatyków. Król Horroru robi przy tej okazji krok do przodu i pokazuje jak dobry i łagodny człowiek może zmienić się w szaleńca. Być kimś innym niż się znało go do tej pory. Jak łatwo manipulować opinią społeczną i wpływać na jej reakcje, czy stworzyć z ludzi z manią spiskowej teorii bezwzględne maszyny do zabijania, głoszące paradoksalnie hasła obrony życia. Granica obrony własnych przekonań, a radykalizmem jest wbrew pozorom bardzo płynna, a po jej przekroczeniu nie ma już odwrotu. King jak zawsze potępia wszelkie formy przemocy i zaprasza do obiektywnej oceny feminizmu. Poza promowaniem aborcji, która zawsze będzie miała zwolenników i przeciwników, robi dla kobiet wiele dobrego. Organizuje domy dla kobiet i dzieci, pomaga maltretowanym żonom stanąć na nogi i uwierzyć we własne możliwości czy wspiera ofiary gwałtów. Do grona tych, co stawiają czoło fantykom stają ludzie starsi przeżywający jesień życia. Do tej pory wiedli normalne życie i niczym specjalnie się nie wyróżniali. To chwila i sytuacja wobec, której zostają postawieni czyni z nich bohaterów. Pokazują na czym polega istota człowieczeństwa. Tylko my jako ludzie możemy czuć empatię, czuć potrzebę bliskości i dotyku drugiej osoby, kochać, potrzebować przyjaciół, tęsknić i nieść pomoc potrzebującym. Jednak też człowiek może zabijać dla idei, stać się bezwolną marionetką siejącą śmierć. Stać się potworem, który przeraża bardziej niż najgorszy upiór z kanałów. 


Mistrz wykorzystując kontrowersyjny temat społeczny, dokonuje refleksji nad życiem i śmiercią. Ta ostatnia niesie z sobą początek zmian. Jedną z nich jest bezsenność. Każdy kto cierpi na nią doskonale rozumie problem. Sen staje się największym pragnieniem, czymś najlepszym, co może spotkać człowieka. To między innymi sny odpowiadają za nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Jednak i sen służy Celowi. To on decyduje o naszym losie, miejscach w których się znajdujemy w danej chwili i czynach. Przy czym ostateczny wybór zawsze należy do człowieka. Poza Celem na nasze życie może oddziaływać Przypadek. Te same prawidła dotyczą umierania.  Śmierć jest tym, co od zawsze budzi przerażenie, sprzeciw i bunt. Chce się zrobić wszystko co tylko możliwe, by jej przeszkodzić w zbieraniu ofiar. Wyprzedzić ją, aby nie postawiła na swoim. King próbuje ją nieco oswoić, złagodzić jej złowrogą twarz. Czasem niesie ona ulgę w cierpieniu tak fizycznym, jak i emocjonalnym. Ona też daje początek czemuś nowemu, o co wcześniej byśmy siebie nie podejrzewali. 


Bezsenność straszy obłędem i tym, do czego może on popychać. Boimy się nie tego, co nadprzyrodzone i wygląda akurat tym razem wręcz karykaturalnie i groteskowo, ale ludzi obłąkanych. Zdolnych poświęcić wszystkich i wszystko dla światopoglądu. Król otula niepewnością tego, co jeszcze może się wydarzyć. Sprawy od początku wyglądają niebezpiecznie, ale prawdziwe zagrożenie dopiero nadchodzi i czujemy, że nie można od niego uciec. Kto raz opowie się zdecydowanie, po któreś ze stron, ten już nie będzie zdolny zrobić krok do tyłu. Strach ten jest bardzo realny i namacalny, ponieważ wydarzenia z Derry mogą powtórzyć się w każdym miejscu na Ziemi, mało tego obserwujemy je z ekranów telewizyjnych. To zło dzielące ludzi, obce na poglądy innych. Przekonane o swej słuszności i zamknięte na dialog, na racjonalne argumenty, przez co jest tak groźne i nieobliczalne. 


Bezsenność odwołuje się do odwiecznych lęków i walki dobra ze złem. To King bardzo dojrzały, filozoficzny, refleksyjny. Początkowo bardziej obyczajowy, by dopiero powoli nabierać cech horroru. Dużym plusem jest, że nie gromadzi dużej ilości bohaterów, przez których fabuła rozłazi się i nie umie nad nimi zapanować. Tym razem Król wszystko trzyma spójnie, w prawdzie miejscami jest nieco przegadany, ale kontroluje swe zapędy zbaczania na boczne tory. Wszystkie elementy są po coś i stopniowo wskakują na swoje miejsce. Zakończenie natomiast wydaje się naciągane, ale dopiero na końcu rozumie się zamysł Króla. Powieść ta jest idealna na rozpoczęcie przygody z tym autorem, fani zaś zobaczą nieco inne oblicze Mistrza i czasy, w których był w najlepszej formie. 


Polecam. 

Moja ocena 7/10 



                Wydawanictwo Albatros 







środa, 8 września 2021

WICHRY CAMINO, JOHN GRISHAM

W Wichrach Camino John Grisham wraca na malowniczą wyspę, by snuć opowieść o życiu po katastrofie i zbrodni.


Minęły trzy lata od kradzieży rękopisów Fitzgeralda i po powrocie ich do właściciela. Mercer ułożyła sobie życie z nowym partnerem oraz odniosła wydawniczy sukces. Teraz na zaproszenie księgarza Bruce'a Cable wraca na Camino. Radość z ponownego spotkania i promocja nowej powieści zostaje przerwana na skutek huraganu Leo, który pustoszy Amerykę i teraz dociera do nich. Mieszkańcy zostają ewakuowani, kto zdąży próbuje ratować dobytek, a wyspa zostaje kompletnie zniszczona. Jest też jedna ofiara śmiertelna, to Nelson Kerr przyjaciel Bruce'a i pisarz thrillerów, który dotarł do materiałów mogących zaszkodzić wielu wpływowym ludziom i wywołać w kraju potężną aferę. Informacje te zamieścił w powieści mającej niedługo ukazać się na rynku. Obrażenia jakie odniósł sugerują, że zginął nie na skutek nawałnicy ale został zabity tępym narzędziem. Policja bagatelizuje doniesienia i sugestie Bruce'a. Księgarz postanawia zatem samemu znaleźć mordercę. Pomogają mu były więzień i obecnie pisarz Bob, oraz student i fan kryminałów, Nick. Z każdym dniem ich śledztwa cała sprawa przybiera coraz poważniejsze rozmiary.


Grisham poraża i hipnotyzuje czytelnika tajemnicą i niepewnością dokąd dotrzemy, jaką cenę przyjdzie zapłacić za rozwiązanie zagadki. Znika ten lekki klimat z Wyspy Camino, a otrzymujemy mocny thriller. Zamiast wystawnych przyjęć, flirtów żartobliwych rozmów i opowieści o książkach, obserwujemy wyspę po przejściu niszczycielskiej siły i poznajemy kulisy przekrętu na olbrzymią skalę. Pojawia się to, co charakterystyczne dla mistrza thrillera prawniczego, czyli ludzie gotowi posunąć się do wszystkiego, by uciszyć na zawsze niewygodne i wiedzące za dużo osoby oraz bezwzględne firmy mające wiele na sumieniu. Coraz bardziej z rozwojem akcji powiększa się grono podejrzanych i przybywa motywów zbrodni. O ile poprzednio akcja powieści toczyła się leniwie, teraz przybiera tempa. Co jakiś czas pojawiają się nowe tropy, fikcja literacka zaczyna przybierać realne zagrożenie. Docieramy do domów opieki i to, co o nich się dowiadujemy nie spodoba się wcale. 


Ponownie zachwycają bohaterowie, a szczególnie Bruce i Nick. Księgarz i handlarz unikatowych pierwszy wydań nie próbuje kreować się na kogoś kim nie jest. Otwarcie przyznaje się do udziału w sprawie kradzieży rękopisów, opowiada o intrydze wymierzonej przeciw niemu. O ile na początku widzimy go takiego, jakiego poznaliśmy w pierwszej części - hedonista i promotor autorów, których uważa za interesujących, to wizerunek ten szybko się zmienia. Staje się poważny, znika jego uwodzicielski zapęd w stosunku do kobiet i zdeterminowany w odkryciu prawdy o śmierci przyjaciela. W tym celu wykorzystuje swoją przebiegłość, tak często pomagającą w szarej strefie. Przede wszystkim chce działać zgodnie z prawem, nie wyznaje zasady cel uświęca środki i kieruje się moralnymi zasadami, których nie zgadza się na przekroczenie. Pozostając przy tym godnym przeciwnikiem. Nick natomiast wprowadza nieco humoru i rozładowania ciężkiej atmosfery. Młody wiek niczym nie przeszkadza mu dorównać inteligencją i dedukcją swemu pracodawcy, a może nawet go przewyższa. W tle przewija się postać Mercer i szkoda, że tym razem nie odgrywa ona pierwszych skrzypiec. 


Wichry Camino odchodzą od powieści obyczajowej, jaka dominowała w pierwszym tomie, na rzecz kryminału. Zamiast zabawy i wakacyjnej przygody, czuć powagę, żałobę i dążenie do sprawiedliwości. To już nie ta piękna, tętniąca i otwarta na turystów wyspa, lecz ziemia zniszczona, pogrążona w ruinie, nawet żółwie i ryby zniknęły z jej wybrzeży. Jest ona odzwierciedleniem tego, co dzieje się w życiu bohaterów. Oni też się zmieniają, zaczynają czegoś innego pragnąć, są bardziej dojrzalsi. Grisham jednak nie wdaje się w sentymentalizm, lecz cały czas na pierwszym planie jest zagadka kryminalna. Do lektury może niekoniecznie trzeba znać poprzednią część, ale na pewno warto, by lepiej wiedzieć o czym jest mowa, ponieważ Grisham robi wiele nawiązań do wcześniejszej historii, jak również zobaczyć metamorfozę głównego bohatera. Mam nadzieję, że jeszcze będzie dane nam ponownie zagościć na Camino. 


Polecam. 

Moja ocena 7 /10 



                 Wydawanictwo Albatros 











wtorek, 7 września 2021

WYSPA CAMINO, JOHN GRISHAM

Książka o książkach w wykonaniu mistrza thrillera prawniczego, Johna Grishama. W Wyspie Camino zabiera nas do malowniczej wyspy będącej rajem dla paserów, handlarzy białych kruków i pisarzy.


Kradzież rękopisów F. Scotta Fitzgeralda z Biblioteki Firestone'a należącej do Uniwersytetu Princeton staje się początkiem intrygi, do której zostaje wciągnięta pisarka i wykładowczyni, Mercer. W prawdzie FBI szybko złapało dwóch złodziei ale pozostali i ich łup przepadli bez śladu, a ubezpieczyciel będzie musiał wypłacić horendalne odszkodowanie, aby tego uniknąć zwraca się do firmy detektywistycznego. Biuro ma swojego podejrzanego, księgarza Bruce'a Cable'a. Niestety nie ma przeciw niemu żadnych dowodów, stąd prosi Mercer o inwigilację. Miałaby udać się na Camino, gdzie mieszka mężczyzna i wejść do grona najbliższych znajomych, zdobywając jego zaufanie. Dla kobiety to nie tylko okazja do zbicia małej fortuny ale też powrót do domu zmarłej babci, z którą łączy się wiele wspomnień. Kwestia w tym, jak daleko posunie się w zleconym zadaniu, do którego ma wiele wewnątrznych oporów.


John Grisham zmienia akta sądowe i sale rozpraw na książki i dzieła sztuki. Zamiast prawników pojawiają się pisarze i księgarz zbierający pierwsze wydania największych dzieł literatury amerykańskiej. Wyspa Camino wydaje się być istnym rajem na ziemi. Morze, plaża, malownicze krajobrazy, wydmy, domy epoki wiktoriańskiej i wszelkie warunki do tego, by zapomnieć o problemach, tylko oddać się pracy twórczej. Stanowi oazę dla pisarzy, którzy uwielbiają poznawać nowych autorów przybywających na Camino. Tworzą własną enklawę, uwielbiają drobne złośliwości, wystawne kolacje, spotkania autorskie gości przybywających do tutejszej księgarni, ale mają też swoje grzeszki, których specjalnie nie ukrywają. Grisham nie ogranicza się tylko do tego grona, ale snuje opowieść o życiu i romansach "wielkich" autorów, jak Fitzgerald, Hemingway czy Virginia Woolf. Coraz bardziej wnikamy nie tylko do świata literackiego, odkrywając przy tym jego tajemnice i prawa, ale też poznajemy tajniki i metody działania handlarzy białych kruków, złodziei dzieł sztuki i paserów. Ci ostatni doskonale zdają sobie sprawę, że właściciel będzie wolał odzyskać skradzione oryginały niż dostać odszkodowanie i tym właśnie kierują się w działaniu. Na to liczą i chcą wykorzystać w stawianiu warunków. 


Jednocześnie przyglądając się mieszkańcom w tym głównie Bruce'owi i przybyłej na wyspę Mercer, cały czas budzą się liczne wątpliwości do winy mężczyzny. Od początku zdobywa sympatię czytelnika swoją przedsiębiorczością i manierami. Tak jak jego goście wyznaje hedonizm, ale nie plecie trzy po trzy, ma szeroką wiedzę, jest wpływowy, krytyczny do gości i owiany pewną nutką tajemnicy, co jakiś czas sprytnie przez Grishama podsycaną. Mercer zaś to kobieta borykająca się z problemami, po wspaniałym debiucie przeżywa kryzys twórczy, ma swoje zasady i skrupuły, z którymi musi walczyć chcąc wykonać zadanie. Im bardziej zbliża się do księgarza, tym bardziej rośnie ciekawość jak potoczy się ta "znajomość" i jaki będzie miała finał. 


Wyspa Camino świetnie łączy z sobą powieść szpiegowską z powieścią obyczajówą. Dużo w niej uszczypliwości kierowanej w stronę popowych powieści i gorzkiej refleksji nad sposobem działania rynku wydawniczego. Odsłania obraz dnia codziennego pisarza i punktuje błędy popełniane przez autorów. Grisham snuje powolną opowieść, w której czas upływa leniwie ale sprawia, że chce się z nią przebywać jak najdłużej. Doskonała pozycja dla osób szukających lekkiej opowieści. 

Polecam. 

Moja ocena 8/10 



                  Wydawanictwo Albatros 








sobota, 4 września 2021

POWOLNE SPALANIE, PAULA HAWKINS

Długo było trzeba czekać na ukazanie się nowej powieści Pauli Hawkins, autorki Dziewczyny z pociągu i Zapisane w wodzie. Powolne spalanie stawia pytanie o formę literacką pisarki.


Zabójstwo na barce dwudziestotrzyletniego, Daniela Sutherlanda stawia pytanie o rolę trzech kobiet. Laury zbuntowanej, pełnej gniewu dziewczyny, która wychodziła z jego łódzi i była ostatnią osobą, która widziała go żywym. Carli, ciotki mężczyzny opłakującą inną śmierć i od dawna pogrążonej w żałobie. Miriam sąsiadki, która znalazła zwłoki mężczyzny i zawiadomiła policję. Wszystkie one praktycznie się nie znają ale miały większy bądź mniejszy związek z ofiarą. Świadomie bądź nie domagają się zadośćuczynienia za zło, jakie je spotkało. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy policja trafia na ciało zmarłej matki chłopaka. Prawdopodobnie umarła w tym samym czasie co syn i obie śmierci mogą mieć ze sobą związek. Stają się one katalizatorem pod wpływem, którego budzą się uśpione demony pałające złością i chęcią zemsty.


Paula Hawkins na początku wyjaśnia sam tytuł. Powolne spalanie to proces w którym stopniowo pod wpływem ognia dochodzi do rozkładu papieru. Tak samo wewnętrzny ogień pcha bohaterów do destrukcji. Po takim wstępie zaostrza się apetyt czytelnika, który szybko zostaje zgaszony. Przyglądając się Laurze, która wzbudza największe zainteresowanie, ma się wrażenie, że dostajemy kalkę Dziewczyny z pociągu. Zagubiona, nie radząca sobie z życiem i emocjami zostaje wplątana w morderstwo, będąc przy tym główną podejrzaną. Podobieństwo to przekłada się także na sposób poprowadzenia tej postaci i emocji, jakie wzbudza. Raz ma się jej dojść, raz chciałoby się potrząsnąć, a innym razem współczujemy. Na tym skojarzenia z debiutancką powieścią autorki się kończą. Wchodzimy w świat pięciu kobiet, których dzieli pozycja społeczna ale łączy samotność, strata jaką poniosły w życiu, wyobcowanie i cierpienie jakie noszą w sercu. Problem jest w tym, że mimo bardzo dobrego pomysłu na nie, tylko dwie panie przez większą część historii wzbudzają prawdziwe emocje. Poza wspomnianą Laurą, jest to Irene. Starsza kobieta mieszkająca samotnie po śmierci męża, może nieco wścibska ale pełna chęci pomocy niesionej życiowym rozbitkom i mądrości.


Powolne spalanie w poruszanej treści, nijak się ma do formy. Dotyka trudnych tematów żałoby, gniewu, nieustannego myślenia nad doznanym złem nie pozwalającym iść na przód i zbudować wszystko od nowa. Obserwujemy ludzi mieszkających w Londynie, gdzie wydawałoby się łatwo zachować anonimowość, ale bardzo ograniczona przestrzeń, w której przebywają sprawia, że praktycznie każdy przynajmniej z widzenia się zna. Każda z opowieści jest bolesna, traumatyczna i zachęcająca do wzięcia odwetu. To rzeczywistość bogatych i wpływowych osób, którym z pozoru więcej wolno, mających poczucie wyższości oraz czujących się bezkarnych, zetknięta z tymi, co są wyklęci przez społeczność, nie mogą się skutecznie bronić i zdanych na samych siebie. Jedyne co im zostaje to trzymać się razem i wziąć sprawy w swoje ręce. Dla jednych z nich ucieczkę stanowi alkohol, narkotyki i przypadkowy seks, dotykają ostatecznie samego dna i nie wszystkim udaje się od niego odbić. Inni kryją się pod maską sukcesu i popularności, nie pokazując prawdziwej twarzy. Problem w tym, że tak genialny zamysł Pauli Hawkins słabo wypada w realizacji. Opowiadane przez nią historię, zaczynają w pewnym momencie być kompletnie niewiarygodne. Samo zaś zakończenie jest zaskakujące, ale mocno naciągane.


Powolne spalanie budzi wątpliwość co do formy Pauli Hawkins i tego, czy jest w stanie wymyśleć coś, czym znów zaskoczy. Co nie będzie powielaniem tego, co u niej było i do tego wykonane na znacznie lepszym poziomie. Nie zrażam się jednak i mimo rozczarowania, czekam na kolejną powieść.


Polecam. 

Moja ocena 6/10



            Wydawanictwo Świat Książki 






piątek, 3 września 2021

MROCZNY PIĄTEK: ZIELONA MILA, STEPHEN KING

Zanim przeczytałem powieść, Zieloną milę znałem ją tylko z ekranizacji, którą obejrzałem dwukrotnie. Za każdym razem byłem wstrząśnięty i emocjonalnie rozbity, stąd przez lata bałem się zabrać za książkę. W końcu się udało i John Coffey powraca w literackim pierwowzorze.


Paul Edgocombe jest starszym człowiekiem, którego dni powoli zbliżają się ku końcowi. Przed śmiercią chce spisać historię wielkiego Murzyna, Johna Cofffeya. Przybył on do więzienia w Cold Mountain w 1932 r. kiedy Paul pełnił tam rolę strażnika w pawilonie przeznaczonym dla więźniów skazanych na śmierć na krześle elektrycznym. Byli tam gwałciciele i mordercy. Ci co popełnili najbardziej brutalne zbrodnie. Wśród nich Coffey, skazany za zabicie i zgwałcenie dwóch małych dziewczynek. Od początku wyróżnia się nie tylko wzrostem, ale przede wszystkim grzecznością, spokojem, ciągle ma załzawione oczy i boi się ciemności, dlatego chce by w nocy paliło się światło. Od początku wzbudza niezrozumiałą sympatię. Im bliżej Edgocombe go poznaje, tym coraz bardziej wątpi w jego winę. Dzień egzekucji zbliża się nieuchronnie.


King od początku zasiewa ziarno niepewności. Już po przekroczeniu Cold Mountain i znalezieniu się na Zielonej Mili - korytarzu jaki prowadził skazańców na krzesło elektryczne, zaczyna się czuć niepewnie. Nie wiemy czego można się spodziewać. Z jednej strony czuć atmosferę Skazanych na Shawshank i czeka się na sadystycznego strażnika, którego też nie brakuje oraz poznajemy regulamin, z drugiej zastanawiamy się, co takiego wydarzyło się w tym więzieniu, że człowiek u schyłku życia tak dobrze zapamiętał te zdarzenia i do nich wraca pamięcią. Kompletnie nie wiadomo, co myśleć, kiedy pojawia się John Coffey. Umięśniony olbrzym mający budzić strach, to on w momencie aresztowania trzymał w rękach zakrwawione zwłoki dziewczynek, ale od początku budzi sympatię nie tylko u Edgocomba ale również w czytelniku. Czyn za który został skazany, z jego zachowaniem, wyglądem i wypowiadanymi słowami zaczyna budzić wiele wątpliwości. Zwłaszcza, gdy zostaje przywieziony William "Bill Kid" Wharton. Jest on nieobliczalny, niebezpieczny, budzący strach od chwili zjawienia. Wydaje się wcieleniem samego diabła. Co jeszcze bardziej stoi w sprzeczności z Coffeyem. Kiedy Duży - jak nazywa Johna Paul, zaczyna pomagać innym, wątpliwości potęgują się. Jak w jednym człowieku może być tyle zła i dobra jednocześnie? Potem kiedy poznajemy dowody na podstawie, których został skazany i obserwujemy zachowanie ludzi biorących udział w procesie, rodzinę dzieci, zaczynamy jeszcze bardziej niepokoić się, czy przypadkiem nie zostanie zabity niewinny człowiek. Historia zabójstwa dziewczynek staje się dla Kinga okazją do rozprawy z rasizmem i Ameryką czarnych i białych. 


Król Horroru straszy złem znajdującym się w człowieku. To on często jest największym potworem i tak jest też tym razem. Na przeciwko siebie stają dobrzy i źli, przy czym dobro nie zawsze może ochronić przed złem. Raz bywa już za późno by pomóc, innym razem jest po prostu bierne. Jedni pragną ulżyć więźniom, nie zapominając o przyczynie znalezienia się ich w tym miejscu, mimo to dostrzegają w nich ludzi i nie widzą sensu w perspektywie losu, jaki czeka osadzonych jeszcze bardziej ich dręczyć. Drudzy zaś czerpią dziką satysfakcję z wykorzystania zajmowanej pozycji, którą wykorzystują do maltretowania psychicznego i fizycznego. Zło w Zielonej mili jest przy tym tchórzliwe, boi się gorszych od siebie, boi się przyłapania na łamaniu zasad, czy po prostu ustępuje przed tym, kto zajmuje wyższą pozycję. Występuje ono w każdym czasie i miejscu, zarówno w więzieniu jak i domu opieki. Jest jeszcze drugi rodzaj zła, które swe źródło ma w uprzedzeniach rasowych i nienawiści. Ślepe i głupie, z zawziętością broni posiadanej opinii. To ono panowało w Stanach Zjednoczonych doby Wielkiego Kryzysu, w których czarnoskóra ludność zawsze była winna zarzucanych czynów i sądy nie widziały potrzeby zastanawiania się nad tym, czy weryfikowania werdyktu. 

Dobro zaś jest posłańcem niebios. Tak jak zło przemierza ziemię siejąc śmierć i cierpienie, tak i dobro wędruje samotnie i zamiast zadawać ból, leczy. Nigdzie nie może się zatrzymać, jest świadkiem katastrof i ludzkiej nędzy. Cierpi czując nienawiść, jaką inni odczuwają do niego, ludzką złość i okrucieństwo. Słyszy głosy wyjących z bólu. Ostatecznie zadaje zasłużoną karę. Jest odważne i bierze na siebie cierpienia innych. 


Zielona mila odwołuje się do czasów "starego" Stephena Kinga, za którym jego fani tak bardzo tęsknią i wyczekują. Nie jest to typowy horror, chociaż straszy złem namacalnym na codzień. Bardziej jest to powieść obyczajowa, która porusza problem kary śmierci i obiektywizmu sądów. Król pokazuje niezwykle plastycznie, jakie potworne cierpienie i wygląd przybierali skazańcy w chwili śmierci. King wzrusza, nieustannie gra na emocjach czytelnika, wywołując skrajne uczucia. Na koniec zostawia poranionego, skulonego z bólu czytelnika ze załamanym sercem. 


Polecam. 

Moja ocena 10/10 



                Wydawanictwo Albatros