niedziela, 24 czerwca 2018

WODA, KTÓRA NIESIE CISZĘ - BRITTAINY C. CHERRY


Nasze życie składa się jedynie z chwil. Chwil krótkich, ulotnych, mijających w  błyskawicznym tempie, lecz zmieniających wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Chwil radosnych i bolesnych. Chwil odciskających niezatarte piętno, po których nic już nie jest takie samo, jak było przedtem. Składać się na nie może jedno zdarzenie którego byliśmy uczestnikiem, tylko dzięki temu, że znaleźliśmy w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiedniej porze. Jedno usłyszane zdanie, czy szept idący za nami przez resztę życia niczym cień. Rzeczy te są w stanie na zawsze  zniszczyć wszystko co kochaliśmy do tej pory, ale przede wszystkim zniszczyć nas samych.  W ułamku sekundy traci się poczucie własnej wartości i zapada w przejmującą ciszę trwającą latami. Zapominając, jak pięknie może zabrzmieć tłumiony od dawna głos ukochanej osoby, który gdy już wydostanie się, zabrzmi niczym cudowny śpiew słowika.
         O jednorazowych momentach, ułamkach sekund po których jedynym towarzyszem staje się wszechobecny lęk oraz woda dająca wolność i poczucie bezpieczeństwa; opowiada w trzeciej odsłonie Żywiołów Brittainy C. Cherry w Wodzie, która niesie ciszę.


Po śmierci matki, Maggie ze swoim ojcem przenoszą się do domu nowopoznanej przez niego  kobiety samotnie wychowującej trójkę dzieci. W  nowym miejscu dziewczynka poznaje przyjaciela swych przybranych braci, Brooksa. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i od początku wie, że kiedyś zostanie jego żoną. Chłopak jednak robi wszystko, aby tylko pozbyć się natrętnej adoratorki. Gdy  w końcu zgadza się na spotkanie z nią w lesie, spóźnia się. Samotnie oczekując na „narzeczonego” staje się świadkiem wydarzenia, które na zawsze odmieni ją samą i jej życie. Nastolatka o mało nie padła ofiarą gwałtu i nie została zabita przez napastnika, tylko rozchodzący się po lesie głos chłopaka spłoszył oprawcę. Na skutek przeżytej traumy, Maggie zamyka się w domu i na wiele lat przestaje mówić.  Jedynie w ścianach własnego pokoju czuje się bezpiecznie, a nie odłącznymi towarzyszami stały się dla niej książki oraz  Brooks, będący kotwicą zdolną wyrwać  ją z mroków ciemności i lęku. Z czasem pod wpływem wspólnych rozmów zapisanych na tabliczce, wspólnych lektur i słuchanej muzyki; młodzi powoli  zaczynają zakochiwać się w sobie i zbliżać do siebie. Po wielu latach, ponownie zdarzy się chwila, która zmieni wszystko. Teraz Brooks przeżyje dramatyczną sytuację, po której będzie żył w poczuciu beznadziei i bezsensu. Jedynie pod wodą będzie czuł się bezpiecznie, tak jak kiedyś Maggie. W nowej sytuacji chcąc nieść pomoc przyjacielowi, dziewczyna musi zmierzyć się z własnymi demonami, by móc stać się dla niego kotwicą.

 

Brittainy C. Cherry opowiadająca niezwykłe historie miłosne ludzi, którzy pod wpływem różnych doświadczeń zatracili samych siebie, swoje marzenia i pragnienia; a jedyną przystań widzieli w ukochanej osobie zdolną wyrwać ich z przeżywanego piekła wspomnień; odwołała się do czterech żywiołów będących mottem i symbolem przewodnim jej opowieści. Po powietrzu i spalającym ogniu, przyszła pora na wodę niosącą ciszę . Ciszę, w której milkną złe głosy, natrętne wspomnienia i usłyszane słowa; ciszę dającą odpoczynek i wytchnienie od prześladujących demonów. To historia dwójki młodych ludzi wiodących szczęśliwe życie, otoczonych rodziną i przyjaciółmi, którzy w skutek jednej chwili zmienili się na zawsze. Wcześniej radośni i pełni optymizmu, uparcie dążący do realizacji własnych marzeń, stali się cisi i milczący. Zamknięci we własnych traumatycznych przeżyciach i przeżywających je każdego dnia, lecz nie zdolnych opowiedzieć o nich nikomu. Dla otoczenia stali się dziwadłami od których lepiej trzymać się z daleka. Odmówiono im prawa do szczęścia i akceptacji, a pod płaszczykiem obłudnego współczucia raniono ich jeszcze bardziej, pokazując, że dla „odmieńców” nie ma miejsca w „zdrowej” społeczności. Nikt przecież nie będzie chciał wiązać się z nimi, stąd lepiej trzymać ich w zamknięciu. Skrzywdzona w dzieciństwie dziewczyna pragnęła miłości i ciepła, a od najbliższych doznała bólu osądu, gorzkich słów i odrzucenia. Rodzina mająca nieść wsparcie; w pewnym momentach ją zawiodła i odwróciła się o niej. Nie wielu potrafiło rozumieć noszone przez nią latami cierpienie, uniemożliwiające prowadzenie normalnego życia i paraliżujący strach przed tym, co znajduje się za drzwiami pokoju. Paradoksalnie pragnąc nią chronić przed niebezpieczeństwem, zadawali nowe rany i sprawiali, że dawny dramat każdego dnia wracał na nowo.

Maggie i Brooks skrzywdzeni przez los pragnąc wzajemnej bliskości, spędzania wspólnie czasu, dzielenia się własnymi pasjami i przede wszystkim człowieka przy którym dopiero będą mogli poczuć się szczęśliwi; paradoksalnie odtrącali siebie nawzajem w trudnym doświadczeniu. Potrzebowali kotwicy wyrywającej z głębiny rozpaczy, jednak nie chcąc unieszczęśliwić przyjaciela uparcie ją odrzucali. Kochali się, budując dla tej drugiej osoby potrzebną jej przestrzeń do odnalezienia siebie na nowo, jednak nigdy nie potrafili pokochać samego siebie. Nie chcieli stać się dla ukochanej istoty ciężarem i przeszkodą w prowadzeniu udanego i spełnionego życia.  To ludzie zdolni porozumiewać się bez słów, opowiadający o noszonym lęku za pomocą zaznaczonych w książce karteczek z refleksją nad ważną dla nich literacką sceną czy przeczytanym zdaniem. Autorka pokazała w ten sposób niezwykłą wręcz terapeutyczną moc sztuki, mogącej dawać człowiekowi prawdziwą pociechę, stać się najbliższym i zawsze obecnym przyjacielem. To właśnie dzięki niej może zrodzić się prawdziwa oraz silna więź łącząca dwa samotne serca na zawsze ze sobą. Mimo dużej odległości zawsze mogą być blisko siebie, dzięki jednej wspólnie przeczytanej książce, czy usłyszanej piosence.


Po niezbyt udanym Ogniu, który ich spala Cherry stworzyła przejmującą i ponownie chwytającą za serce opowieść, o tych którzy na skutek jednej chwili stali się lokalnymi odmieńcami, doznającymi powszechnego ostracyzmu, nawet od tych, którzy winni stać po ich stronie. To historia o dręczących wyrzutach sumienia, nie pozwalających nieraz pokazać miłości drugiej osobie oraz opowiedzieć jej, jak ciężko jest z nimi żyć. Autorka w Wodzie, która niesie ciszę w oparciu o własne wspomnienie z dzieciństwa, pokazała, że życie składa się z chwil będących ich sumą. Jedno niefortunne zdarzenie, na wiele lat potrafi zamknąć człowieka w jego lęku i strachu przed ponownym zranieniem i czającym się za rogiem niebezpieczeństwem kontaktu z innymi. Tymi, którzy stają się prześladującym diabłem niszczącym nas od środka i niepozwalającym się uwolnić się od siebie. Tylko miłość i wiara we własną wartość, wiarę w wewnętrzną siłę zdolną pokonać wszystko, może uwolnić człowieka od uciszającego go głosu demona.


Dziś z pewnością towarzyszy mi cichy szept wody i złowrogiego ciii….


Polecam,

Moja ocena 7/10.
 
                                                       Źródło: Wydawnictwo Filia
 
 

piątek, 22 czerwca 2018

MROCZNY PIĄTEK: W DOMU - HARLAN COBEN


MROCZNY
PIĄTEK


W DOMU – HARLAN COBEN


Istnieją domy przeklęte, miejsca naznaczone tragedią żywą w umysłach mieszkańców, nawet po upływie wielu lat. To niemi świadkowie wydobywającego się z nich krzyku dziecka – ofiary przemocy i ludzi nie zważających na jego wiek, lecz zdolnych do najohydniejszych czynów. W ich ścianach do dziś słychać płacz i lament rodziców, nie mogących pogodzić się z utratą potomka, tym bardziej, że nie wiedzą nawet co z nim się stało, oraz czy w ogóle jeszcze żyje. Domy te na zawsze przestały przypominać bezpieczny bastion, a zmieniły się w miejsce nieprzerwanej udręki lokatorów, przeżywających w nich prawdziwy koszmar.

Harlan Coben w najnowszej powieści „W domu” stanowiącej kolejne spotkanie ze śledczym Myronem Bolitarem opowiada losy dwóch rodzin, których życie w przeciągu jednej chwili zmieniło się w piekło i  naznaczone zostało wzajemnymi oskarżeniami, pretensjami oraz wiecznym poczuciem winy.


Dziesięć lat temu z domu Nancy i Huntera Moore`ów zostają porwani dwaj, sześcioletni chłopcy, Patrick i Rhys. Pierwszy z nich był synem właścicieli. Obecnie na jednej z ulic Londynu Win, kuzyn matki Rhysa widzi chłopaka przypominającego Patricka. Gdy tylko próbuje zatrzymać go i dowiedzieć się o tym, co wydarzyło się przed laty, zostaje zaatakowany przez trzech mężczyzn. W obronie własnej zabija napastników, ale ślad spotkanego przypadkowo nastolatka znika bezpowrotnie. Nie będąc w stanie samodzielnie dotrzeć do rozwiązania bolesnej sprawy z przeszłości, prosi o pomoc przyjaciela Myrona Bolitara. Ma on przede wszystkim odnaleźć  drugiego zaginionego chłopca i ponownie namierzyć pierwszego z nich. Wraz poszukiwaniem kolejnych śladów mogących naprowadzić na trop Rhysa, mnoży się coraz więcej pytań.  A sam pokrzywdzony i jego rodzice nie mają najmniejszej ochoty wracać do tamtego zdarzenia i mówić o traumatycznym dla nich doświadczeniu. Rozpoczyna się gra w której nikomu już nie można ufać,  zarówno Patrick, jego matka i ojciec wydaje się, że umyślnie robią wszystko, aby prawda o tym co stało się z Rhysem nigdy nie ujrzała światła dziennego.


Harlan Coben stworzył pełen napięcia i niepokoju thriller, który raz elektryzuje nie pozwalając nawet na moment oderwać się od lektury, jednak po drugie wprowadzający niestety pewien chaos dotyczący miejsca rozgrywania się akcji, przez co momentami trudno jest połapać się w prowadzonej przez pisarza narracji. Zdecydowanie W domu, poruszaną tematyką wpisuje się w nurt problemu handlu żywym towarem, który co pewien czas obecny jest w mediach. Ostatnimi laty pojawia się mnóstwo tytułów opowiadających o molestowaniu i wykorzystywaniu nieletnich, jednak najnowsza powieść mistrza thrillera psychologicznego robi to w zupełnie inny sposób, zrywając poniekąd z występującymi schematami. Pojawia się nie tylko kwestia samej pedofilii, lecz zostaje ona rozszerzona o wątki znęcania się psychicznego i fizycznego nad małolatami, czy zastraszania ich. Obserwujemy hierarchię panującą w grupach przestępczych i rządzące w nich prawo silniejszego, jak również samej kwestii prostytuowania się nastolatków, w tym  prostytucji homoseksualnej. Coben odsłania przed nami całą machinę roztaczającą nad własnymi członkami potężny parasol kontroli, a każdy kto spróbuje zaszkodzić interesom bossów gangu, musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Dzięki temu książka ta niepokoi, wyrywa czytelnika z jego dobrego samopoczucia i zmusza do większej uwagi i reagowania na to, co dzieje się w miejskich parkach, miejscach nieco odludnych. Wydobywa się z niej strach przed tym co obce, przed ludźmi zadającymi zbyt dużo kłopotliwych pytań i przed samymi „strażnikami” ich pracy, gotowymi ukarać zarówno niesubordynowanego „pracownika”, jak i niewygodnego klienta. W świecie tym słabszy z góry skazany zostaje na bicie i znoszenia upokorzenia ze strony alfonsów, zaś jedyną bronią mogącą ich uratować przed tym są sprawne pięści i imponująca muskulatura.

Poruszając te kwestie W domu przeraża swym okrucieństwem, ale to co najbardziej straszy jest przekonanie, że historia ta mogła wydarzyć się naprawdę i trudno jest wpisać ją tylko w ramy literackiej fikcji. W opublikowanym w 2017 roku raporcie National Crime Agency ujawniono, że handel żywym towarem i zmuszanie do niewolnictwa ma miejsce w każdym dużym mieście Wielkiej Brytanii. Najmłodsze dzieci zmuszone do prostytucji są w wieku 12 lat.

Jeżeli do tego dołożymy problemy rodzinne rodziców Rhysa i Patricka, skrywane przez nich skrzętnie przed światem sekrety: zdrady, przemoc domową; otrzymujemy świetnie skonstruowany thriller rozgrywający się wielopłaszczyznowo, a wydobywające się z niego zło przez posiadaną realność przeraża i paraliżuje czytelnika przez wiele godzin.

W domu zachwyca także swoją amerykańskością. Rysuje przed nami życie przeciętnych Amerykanów, ich rozrywki z wrestlingiem i miłością do koszykówki na czele. Widzimy zwykłych ludzi, spotykanych na ulicach miast i wiosek każdego dnia,  z ich rozterkami i dylematami. Z ich pragnieniami i lękami. Znajduje się tu zarówno młodzież i dorośli, a autor konsekwentnie odsłania przed nami ich świat.

 Mimo tych blasków, najnowsza powieść Harlana Cobena posiada niestety i poważne cienie. Jednym z nich jest bardzo częste zmienianie przez pisarza miejsca akcji, z londyńskiej ulicy szybko trafiamy na Manhattan, a nawet do Rzymu. Kończąc jeden rozdział, dosłownie za moment znajdujemy się w zupełnie innej szerokości geograficznej i śledzimy nowy wątek, aby za kilkanaście stron powrócić do urwanej kwestii. Mając w pamięci doskonałą konstrukcję  Już mnie nie oszukasz, W domu pod tym względem stanowiło dla mnie wielkie rozczarowanie.

Nie sposób nie wspomnieć o samym zakończeniu, które stanowi istną petardę. Jest ono kompletnie nieprzewidywalne i wbijające w fotel. Jednym słowem sprawia, że jeszcze po skończonej lekturze macie powieść w głowie, zmusza ono do pewnej refleksji i pokazuje, jak obserwowana przez lata przemoc na zawsze jest w stanie zniszczyć psychikę młodego człowieka, a wyrządzone raz zło zawsze wróci z powrotem. Odsłania wszystko to, co dzieje się w domowym zaciszu i sprawiające, że rodzinny dom przestaje być dla dziecka miejscem bezpiecznym, a staje się wrogim i takim od którego woli się uciec.


Harlan Coben  W domu stworzył powieść wielopłaszczyznową poruszającą bardzo wiele trudnych dla odbiorców tematów, od których stara się odwrócić swój wzrok. Wyostrza ona zmysły i zmusza do większej czujności wobec tego, czego jesteśmy świadkami. Cichego płaczu skrzywdzonego dziecka wydobywającego się za ściany, za krzaka, czy wzroku przerażonego nastolatka spotkanego na ulicy. Autor mimo, że porusza w nim kwestie krzywdy wyrządzonej najsłabszemu, to jednak nie przekracza granic dobrego smaku. Stworzył powieść, która niepokoi i przeraża, oraz długo jeszcze nie pozwoli o sobie zapomnieć. I mimo posiadania pewnego chaosu w samej fabule, to jednak potrafi zachwycić i trzymać w napięciu do samego końca. Mam wrażenie, że Myron Bolitar i jego bratanek Mickey jeszcze do nas wrócą.


Polecam

Moja ocena 8/10


                                                              Źródło: Wydawnictwo Albatros

 

niedziela, 17 czerwca 2018

OSTATNI LIST OD KOCHANKA - JOJO MOYES


Jeszcze nie tak dawno, zanim nastała era smsów i maili, listy były jedynym nośnikiem wszystkiego tego, co działo się w życiu nadawcy i z czym chciał się podzielić z adresatem, oraz opowiadano w nich o wszystkim, co w duszy grało. Przy ich pomocy wymieniano się myślami, poglądami na wszelakie tematy, mówiły o uczuciach i przeżywanych przez autora stanach emocjonalnych. Stanowiły ludzką egzystencję zaklętą w słowach. Zawierały wyznania i prośby, relację z ostatnich dni – stąd poza faktami biograficznymi, zawierają kopalnie wiedzy o czasach w których powstały, będąc doskonałym odzwierciedleniem życia ludzi tamtej epoki. Są świadkami dawno minionych lat, i nawet gdy od dawna znajdują się w domowych skrytkach, archiwach i zdążyły narosnąć kurzem, to w chwili, gdy pozwala im się dojść do głosu, roztaczają wokół siebie swoistą magię i nostalgię. Szczególnie moc taką ma  korespondencja miłosna. Potrafiąca do dziś wzruszać czytelnika i stanowić wspaniałą, zapierająca dech w piersiach lekturę. W wielu rodzinach są bezcenną pamiątką po tych co odeszli, starannie przechowywaną i przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Dla innych zaś stanowią kopalnię życiowej mądrości, pokazującą wyjście z każdego impasu. Mimo, że pisane były w czasach różniących się od naszych mentalnością, obyczajowością czy sposobem postrzegania świata; nieustannie przekazują uniwersalną prawdę i rady zawsze aktualne.
         Brytyjska powieściopisarka, Jojo Moyes w Ostatnim liście od kochanka sięgając po zapomnianą współcześnie sztukę epistolarną, wykorzystuje fragmenty autentycznych listów, opowiadając w ten sposób niezwykłą historię kochanków żyjących w różnych okresach dziejowych, lecz przeżywających podobne dylematy.


Ellie i Jennifer mimo dzielącej je różnicy kilkudziesięciu lat posiadają ze sobą wiele wspólnego.  Obie rozpaczliwie pragną miłości i zakochały się w żonatych mężczyznach.  O ile pierwsza z nich jest osobą niezależną i pracuje w poczytnej londyńskiej gazecie, to druga – stłamszoną przez męża tyrana żoną.  Ellie szukając inspiracji do napisania artykułu, natyka się w zbiorach bibliotecznych redakcji, na stary list sprzed czterdziestu lat. Koniecznie chce dowiedzieć się, kto go napisał i do kogo był adresowany. To właśnie w tym momencie odsłania się przed nią dramatyczna historia Jennifer Stirling i dziennikarza Harrego O `Hare, zmuszająca ją do przewartościowania własnego życia. Ellie bowiem od dawna spotyka się z żonatym mężczyzną i bezskutecznie do tej pory czekała na wypowiedziane przez niego słowa: jestem wolny.  Poznając Jenny i jej odważną walkę o własne szczęście, sama zacznie zastanawiać się nad przyszłością własnego związku.


Dwie historie, dwie opowieści o dwóch pozornie tylko różnych kobietach,  splecione ze sobą w nierozerwalnym uścisku. Bohaterką pierwszej jest Ellie Haworth, która jeszcze nie tak dawno dzięki własnej ambicji potrafiła ulokować się w gronie najlepszych pracowników „Nation”, obecnie na skutek trapiących ją sercowych problemów jest jedynie cieniem samej siebie. Nie mająca zbyt wielu powodów do radości. Problemy w pracy z powodu wrednej szefowej, skończona dawno trzydziestka i  prowadzenie życia singielki beznadziejnie  zakochanej w żonatym mężczyźnie.
Druga zaś, Jennifer Stirling żyje w czasach, w których rozwód uchodzi za skandal, a romans z zamężną kobietą za obrazę dobrych obyczajów. W czasach jej młodości dominowała  pruderyjna moralność mająca wiele do powiedzenia, a osąd społeczny potrafił w przeciągu jednej sekundy zniszczyć na zawsze czyjeś życie. Od lat tkwi w małżeństwie bez miłości. Jej mąż jest bogatym i wpływowym biznesmenem, nie stroniącym od towarzystwa pięknych dam. W domu i pracy zaś z uwodzicielskiego dżentelmena, zmienia się w  tyrana żądającego bezwzględnego posłuszeństwa. Dopiero z poznaniem angielskiego dziennikarza, bawidamka i uwodziciela,  szare i wypełnione pustymi błyskotkami życie pani domu zmienia się radykalnie. Utrzymują  ze sobą bliskie relacje, a on wysyła do niej kolejne listy opisujące wszystko, to co do niej czuje. Są one pełne uczucia, ciepła, namiętności i tęsknoty za byciem razem oraz końcem ukrywania ich miłości.  Dzięki zachowanej korespondencji, historia nieszczęśliwych kochanków, na nowo wraca do życia  stając się  kanwą do napisania artykułu, mającego wywindować pannę Haworth na szczyt redakcyjnej hierarchii. Dopiero coraz bardziej zgłębiając się w stare listy, redaktorka dostrzeże, jak wiele wspólnego łączy ją ze Stirling.


Ostatni list od kochanka ma akcję rozgrywającą się dwutorowo. Rozpoczyna się współcześnie w XXI wieku, aby później na dłużej przenieść nas do roku 1960-1964 i w ostatniej części na powrót powrócić do dzisiejszych czasów. Na przestrzeni tych lat obserwujemy wszystko, to co dzieje się w życiu bohaterek. Poznajemy otaczających ich ludzi, towarzyszące im wspomnienia, emocje i pragnienia. Wchodzimy do najbardziej skrytych zakątków ich duszy, dzięki czemu czytelnik ma szansę zaprzyjaźnić się z nimi, i jak to u Moyes bywa – również poniekąd zobaczyć własne życie z perspektywy tych dwóch kobiet. Ludzie Jojo nie są landrynkowymi postaciami, lecz pełnokrwistymi bohaterami. Kochają i nienawidzą, podejmują kontrowersyjne decyzje, widzi się ich zachowanie z różnych stron i dokładnie zna  motywy ich postępowania; dzięki czemu bez trudu można w nich odnaleźć samego siebie. To ludzie mijani każdego dnia na ulicy, u fryzjera, w pracy i w sklepie.  Dzięki temu właśnie proza angielskiej pisarki, jest zawsze bardzo blisko realnego życia, a opowiadane przez nią historia potrafi wzruszyć do głębi. Oczywiście bohaterów tych, można lubić bądź nienawidzić i nawet czarne charaktery są u niej niezwykle wyraziste. Dzięki czemu dostarcza  inteligentnej rozrywki, podczas której musimy poniekąd spojrzeć na samych siebie. U Moyes bowiem żaden wybór nie jest jednoznaczny i prosty, lecz niesie ze sobą całe mnóstwo różnych wątpliwości i rozterek natury moralnej. Brytyjka nie moralizuje oraz nie poucza, pokazuje życie wielokolorowe. Raz z jasnymi barwami, a raz nieco okraszone szarością.


Jojo Moyes stworzyła powieść pokazującą miłość przeklętą, miłość zakazaną. Taką, która zamiast szczęścia niesie ze sobą łzy, cierpienie i pustkę towarzyszącą nieustannie bohaterom. Mimo tego, właśnie to uczucie staje się u nich siłą napędową pozwalającą stawić czoło największym przeciwnościom losu, podjąć decyzję o zerwaniu z dotychczasowym stylem życia i zawalczyć o własne prawo do szczęścia. Ostatni list od kochanka nie jest przesłodzonym i mało rzeczywistym romansem, lecz prozą bardzo dojrzałą. Poruszającą ważny dla wielu temat, co jest ważniejsze: tkwienie w nieszczęśliwym i upokarzającym związku, czy porzucenie rodziny i własnej bezpiecznej przystani, na rzecz prawdziwego uczucia. Przytaczane w książce fragmenty listów, stanowią wstęp do kolejnych rozdziałów, nadając powieści dodatkowego realizmu i pewnej nostalgii. To właśnie z nich utkana zostaje jedna niezwykle chwytająca za serce opowieść, nie pozwalająca o sobie zapomnieć jeszcze długo po przeczytaniu.


Polecam,

Moja ocena 8/10
 
                                                      Źródło: Wydawnictwo Znak

piątek, 15 czerwca 2018

MROCZNY PIĄTEK: WIĘKSZOŚĆ BEZWZGLĘDNA - REMIGIUSZ MRÓZ


MROCZNY
PIĄTEK


WIĘKSZOŚĆ BEZWZGLĘDNA – REMIGIUSZ MRÓZ

Z popularnymi pisarzami, jest poniekąd jak z jedzeniem. Ci co ich lubią, nawet bez specjalnej zachęty będą sięgać po nich, niczym po ulubioną potrawę; podczas gdy drudzy nie dadzą się przekonać za nic na świecie. Mam wrażenie, że zasada ta obowiązuje również złote dziecko polskiej kryminalistyki, Remigiusza Mroza. Przez lata ukształtowało się wierne grono wielbicieli wyczekujących jego najnowszych powieści, zaś hejterów nawet najbardziej pozytywna recenzja nie przekona.
Większość bezwzględna stanowiąca drugi tom W kręgach władzy nie zalicza się do wyjątku od reguły. Mimo, że jest to – jak wspomniałem przy Wotum nieufności, najambitniejszy projekt Mroza. Trochę podchodziłem do niego nieufnie z powodu wielkiej marketingowej machiny wprawionej w ruch przez wydawnictwo. Zawsze boję się wówczas, czy  nie spotka mnie nie miłe rozczarowanie. Zazwyczaj mija sporo czasu, zanim ostatecznie sam sięgnę po te pozycje. Nie ukrywam kierowany czystą ciekawością. A jak wygląda to w przypadku Większości bezwzględnej? Przekonajcie się sami.
 

W Polsce niebawem ma odbyć się międzynarodowy szczyt z udziałem światowych przywódców. Niedługo przed tym wydarzeniem służby bezpieczeństwa informują o planowanym podczas jego trwania ataku terrorystycznym. Nowo wybrany prezydent nie bagatelizuje tych informacji, jednak sensacje te traktuje ostrożnie – zwłaszcza, że wiadomość pochodzi od rosyjskich służb wywiadowczych. Pamiętając nie dawne wydarzenie związane z Igorem Ziarnikiem oraz, że w związku z nim Rosja  jawi się  jako przeciwnik, a nie sojusznik;  przypuszcza, że może to być próba zdyskredytowania Warszawy na arenie międzynarodowej. W dodatku, osoba z jego najbliższego otoczenia wyraźnie robi wszystko, żeby sabotować całe wydarzenie.  W sytuacji, gdy Polska staje na krawędzi chaosu, a zwalczające się dotychczas ugrupowania UR i PDP ponownie staną do walki, na scenie pojawia się trzeci gracz wyznający zasadę Winstona Churchilla, jakoby żaden porządny kryzy nie mógł się zmarnować. I to on jako osoba niezwiązana dotąd z polityką i znana ze swoich kontrowersyjnych wystąpień może mieć największe szanse zdobycia poparcia Polaków. Cała sytuacja, zmusi niedawnych rywali, Seydę i Hauera do połączenia sił. Pytanie tylko, na ile ten egzotyczny sojusz jest prawdziwy, a na ile próbą okpienia przeciwnika.


Czytając Większość bezwzględną i zestawiając ją z Inwigilacją i Oskarżeniem, mam nieodparte wrażenie, jakoby pisząc nowy cykl W kręgach władzy Remigiusz Mróz przeniósł swój polityczny pazur do świata Joanny Chyłki i Kordiana Oryńskiego, przez co obie serie zaczynają w naturalny sposób się uzupełniać. W pierwszym mamy do czynienie z wielką polityką i technikami manipulowania wyborcami, jednym słowem wszystko to, co zalicza się do PR – u polityka; w drugim schodzimy do poziomu zwykłych obywateli i wpływu , jaki polityka może mieć  na życie przeciętnego Kowalskiego, który oby nigdy nie musiał korzystać usług pani adwokat z Żelaznego & McVay. Zabieg ten osobiście bardzo mi się podoba, chociaż nie emocjonuje się i nie śledzę zbytnio najnowszych medialnych doniesień.

Jednak  powieść ta, nieco różni się od poprzednika. O ile w Wotum nieufności wielokrotnie pojawiały się odniesienia do najnowszych wówczas wydarzeń, to tym razem ich przywoływania jest zdecydowanie mniej. I nawet, że zabrałem się za nią kilka miesięcy po premierze, nie wpływa na mój odbiór książki. Nie mam zamiaru roztrząsać tej kwestii w kategorii dobrze bądź źle, mnie osobiście nie przeszkadzało to w odbiorze - chociaż miałem nadzieję, że ponownie autor w naturalny sposób połączy aktualne doniesienia medialne z literacką fikcją. Tego co stanowiło niewątpliwy plus pierwszej części zabrakło w drugiej.

Takich niespodzianek jest zdecydowanie więcej. W zakończeniu Wotum nieufności Remigiusz Mróz rozstawił pionki na szachownicy i mogło się wydawać, że już wiemy kto po czyjej stronie stoi. Czy zalicza się do czarnych, czy do białych figur – przy czym o każdych z nich trudno mówić jako dobrych lub złych charakterach historii. Każda bowiem z nich ma swoje grzeszki na sumieniu. W drugim tomie dochodzi w pewnym momencie do istnego przetasowania kolorów. Zastosowanej w powieści kombinacji i prób budowania sojuszów z dawnym wrogiem, trudno byłoby się spodziewać. Tak, pisarz z Opola ponownie potrafi doskonale zaskoczyć czytelnika i za jednym machnięciem piórem zniszczyć wszelkie jego wyobrażenia. Zabieg ten dodał całości mocnych rumieńców.  Atmosfera napięcia i przeczucie, że za moment jedna sensacja z życia Patryka i Darii może zniszczyć z trudem budowane zaufanie wyborców, towarzyszy przez całą powieść. Poczucie zagrożenia jest wszechobecne i wszystkie małe zwycięstwa Seydy i Hauera mogą okazać się jedynie pyrrusowym zwycięstwem. Mają do pokonania prawdziwie groźnego wroga w osobie premiera Chronowskiego, który nawet na moment nie pozwoli zapomnieć pani prezydent, kto w tej grze pociąga za sznurki. Ponownie wyciągnie on sprawę nocy, jaką jeszcze jako marszałek Sejmu spędziła w hotelu i zobaczymy, jak bardzo może być ona niebezpieczna nie tylko dla kariery prezydenta, ale również nieodwołalnie zniszczyć życie jej córce. Podobnych zawirowań jest zdecydowanie więcej. Autor umiejętnie bowiem połączył wątek polityczny skupiony na grze wyborczej prowadzonej na Wiejskiej z mającym się odbyć szczytem i zagrożeniem terrorystycznym; z życiem prywatnym bohaterów, nie tylko pary głównych graczy Darii i Patryka – którzy nie wiem, czemu ale coraz bardziej przypominają mi duet Zordon – Chyłka,  ale również samego zamachowca. Obserwujemy jego wcześniejszą egzystencję, wchodzimy w chory i spaczony umysł. Szczególnie w tym ostatnim przypadku można czuć ciarki na skórze, jak skutecznie wpajana przez terrorystów ideologia jest w stanie zmienić człowieka, robiąc z niego machinę do zabijania niewinnych ludzi.


O ile w pierwszej części sama akcja rozwijała się stosunkowo powoli, najpierw było mocne bum, aby potem na paręset stron zahamować i dopiero potem znów zyskać rozpęd; to w Większości bezwzględnej jest utrzymana na podobnym poziomie. Od początku pojawia się mocny akcent, wokół którego wszystko toczy się w dalszej partii książki, kolejne zaś wydarzenia potęgują poczucie powiększającego się napięcia. Pełno jest politycznych gier i sejmowej arytmetyki prowadzonej w kuluarach, a co pewien czas autor dostarcza kolejnych dawek adrenaliny po których wszystko, to co do tej pory śledziliśmy, może w jednej chwili przestać istnieć i mieć jakiekolwiek znaczenie.


Większość bezwzględna na pewno nie zaliczy się do typowych powieści Remigiusza Mroza, które można pochłonąć przez jedną bądź dwie noce. Wymaga ona nieco więcej czasu, żeby spokojnie wejść i zgłębić wszystkie zachodzące w niej przetasowania i zmiany układów sił, która raz waha się na korzyść pary Hauer – Seyda, a raz na korzyść premiera. Z całą pewnością podwyższa ona poziom postawiony przez Wotum nieufności i obecnie po Chyłce, W kręgach władzy wpisuje się do moich ulubionych cykli Remigiusza Mroza. Chociaż zasłużenie autor zbiera z nią prztyczek w nos za wykorzystywanie znanych już schematów. Zamach terrorystyczny i postać psychopatycznego zamachowca pojawia się już po raz trzeci, a samo zakończenie do złudzenia przypomina finał Inwigilacji. Oczywiście wprawia czytelnika w osłupienie, jest bardzo trudny do zaakceptowania i z całą pewnością nic już po nim nie będzie takie, jak wcześniej. Jednak to wszystko już było. Autorze czekam na coś nowego i mam nadzieję, że zapowiedziana Władza absolutna zaskoczy mnie czymś kompletnie nowym. Na koniec tylko pragnę podziękować za przeplatanie mrozowego świata, w Większości bezwzględnej nie brakuje przywołania moich ulubionych prawników z warszawskiej kancelarii i postaci słynnego behawiorysty, Gerarda Edlinga.  


Polecam,

Moja ocena 7/10
 
 

piątek, 8 czerwca 2018

MROCZNY PIĄTEK: OSKARŻENIE - REMIGIUSZ MRÓZ


MROCZNY
PIĄTEK


OSKARŻENIE – REMIGIUSZ MRÓZ


Legenda Solidarności jest nieustannie żywa w umysłach Polaków. Nawet nie interesując się zbytnio historią i polityką, bez trudu każdy kojarzy ją za symbol walki z socjalistycznym ustrojem, a wielu jej członków do dziś otoczonych jest laurem bohaterstwa. Z drugiej strony, to co wzniosłe również bywa przedmiotem gry politycznej, na której próbuje się ugrać wiele osobistych korzyści, jednocześnie kompromitując „dawnego kompana broni”, stojącego  po innej stronie sceny politycznej. Stąd ludzie, którzy po transformacji postanowili usunąć się w cień, nie przyłączając się do żadnego z czołowych ugrupowań politycznych, cieszą się powszechnym szacunkiem. Jednak w chwili, gdy na ich honorze pojawia się najmniejsza nawet skaza, nie trudno przewidzieć reakcję społeczną. Wczorajsi bohaterowie ze spiżu, stają się przedmiotem powszechnej krytyki.
         Dawnego opozycjonistę, któremu zapomniano zasługi z lat osiemdziesiątych, a  pamięta się dokonane rzekomo przez niego poczwórne morderstwo młodych mężczyzn, przedstawia Oskarżenie Remigiusza Mroza, stanowiące już szóstą odsłonę opowieści o parze warszawskich prawników. 
 

Kordian Oryński i Joanna Chyłka zdążyli już otrząsnąć się po dramatycznym finale sprawy Al Jassama. Teraz zaś prawniczka dostaje tajemniczego maila od Łucji Tesarewicz - żony byłego członka „Solidarności” i bohatera walki z byłym ustrojem, przebywającego obecnie w zakładzie karnym i oskarżonego o brutalne zbrodnie dokonane pod Warszawą. Kobieta twierdzi , jakoby była w posiadaniu materiału mogącego oczyścić męża z zarzutów i przywrócić mu dobre imię. Problem w tym, że Chyłka nie ma najmniejszej ochoty angażować się w jego obronę i wdawać się w kolejną medialną hucpę. Zwłaszcza, że zebrane wcześniej dowody nie pozostawiały najmniejszej nawet wątpliwości. Dopiero śmierć Tesarewiczowej, jak również odnalezienie w innym miejscu przestępstwa materiału DNA jednej z ofiar opozycjonisty, sprawiają, że adwokatka zmienia zdanie. Na domiar złego wiele w tej sprawie śladów prowadzi do Zordona, który właśnie ponownie znalazł się w poważnych tarapatach.

Człowiek będący dotąd ikoną niezłomnej walki z władzami PRL, dawniej postrzegany w charakterze narodowego herosa -  dziś zaś będący w niesławie; dawni jego wrogowie, jak i dotychczasowi przyjaciele wszyscy mają bezpośredni związek z brutalnymi mordami dokonanymi pod Warszawą; wreszcie także największy przeciwnik prawników z „Żelazny & McVay” odgrywa nie małą rolę w tym co obecnie dzieje się w życiu Joanny i Kordiana. Wszystko to razem wzięte nie pozostawia  najmniejszej wątpliwości, że Chyłka z Zordonem ponownie będą mieli nie łatwy orzech do zgryzienia. Szczególnie, gdy wszystko wskazuje na to, że obecne problemy byłego aplikanta wiążą się ze sprawą Tesarewicza. Problem tylko w tym, że nigdzie nie można znaleźć właściwego tropu, rzucającego właściwe światło na obie sprawy, przez co obie wydają się beznadziejne.


Remigiusz Mróz po finale Inwigilacji [ recenzja TUTAJ] będącym nie do przyjęcia dla wielbicieli serii o parze warszawskich prawników, miał nie lada zadanie napisania kolejnego tomu utrzymującego  wysoki poziom cyklu i będącego w stanie zadowolić jego fanów utrzymując ich w niemniejszym niż dotychczas napięciu.  W Oskarżeniu udowodnił, że nadal ma niewyczerpaną kopalnię pomysłów na to, jak skutecznie znęcać się nad swymi bohaterami, dając niejednokrotnie trudne dla czytelnika rozwiązania wątków osobistych ich życia. O ile w pierwszych dwóch tomach dominował prowadzony przez nich casus, to od trzeciej części stopniowo poznajemy coraz więcej faktów z ich przeszłości i ich trudne relacje z najbliższymi. Mam wrażenie, że właśnie owa przeszłość jest czynnikiem determinującym, że Oryński i Chyłka nieustannie mimo kłótni i wzajemnych pretensji, po prostu nie umieją bez siebie żyć oraz rozumieją motywy postępowania partnera – chociaż nie zawsze się z nim zgadzają. W szóstym tomie cyklu praktycznie można już wyróżnić dwa dominujące wątki. Pierwszy bezpośrednio związany z Tesarewiczem, który jawi się niczym kameleon, nieustannie zmieniając barwy, dzięki czemu do samego końca nie możemy być przekonanymi, czy rzeczywiście jest winien zarzuconych mu  czynów; a może tylko padł ofiarą swych dawnych przeciwników. I drugi skupiony na bolesnej dla Oryńskiego wydarzeniu sprzed lat oraz na dalszej jego relacji z Joanną. Obie kwestią, jak wspomniałem wcześniej przeplatają się tworząc jedną niezwykle spójna całość trzymającą czytelnika w napięciu od pierwszego do ostatniego zdania.


Oskarżenie absolutnie nic nie traci ze swej świeżości i zasada słabszej kontynuacji, jak za każdym razem autor udowadnia, w przypadku Chyłki się nie sprawdza. Spotykamy się z bohaterami z którymi już bardzo dobrze się znamy. Których lubimy, czasem się na nich wściekamy, innym razem zaś współczujemy i mocno trzymamy za nich kciuki; czyli dokładnie tak jak z naszymi znajomymi w realu. Mimo, że zarówno Kordian i Joanna są postaciami literackimi, dla mnie stali się bardzo bliscy i zawsze nie mogę doczekać się kolejnego spotkania. Uwielbiam pyskatą, wredną i bezkompromisową panią mecenas stosującą w swej pracy taktykę spalonej ziemi, czyli gdzie się tylko pojawia anektuje obszar dla siebie, nie dając rozmówcy żadnych szans. Tym razem pojawia się jej nieco inna natura, natura o którą wcześniej trudno byłoby ją podejrzewać. Co byście bowiem powiedzieli, że zamiast bronić, będzie miała występować w roli oskarżyciela posiłkowego?  Godna podkreślenia jest sama postać Oryńskiego, który od pewnego czasu przestał być cieniem swej byłej patronki, a staje się dla niej równorzędnym partnerem, chociaż i tak dalej dostaje nieraz od niej przytyki. Jednak niczym nie przypomina już nieopierzonego aplikanta z Kasacji.  Duet ten nieustannie ewoluuje, zachowując przy tym swe charakterystyczne cechy. Autor nie pozostawia nawet cienia wątpliwości, że po sprawie opozycjonisty życie zarówno Chyłki, jak i Oryńskiego nie będzie już takie samo, jak wcześniej. A obecne wydarzenia odcisną niezatarte ślady.


Samo zakończenie Oskarżenia ponownie jest istną petardą i nie pozwoli oderwać się od lektury, aż nie padnie ostatnie zdanie. Jest ono godnym uwieńczeniem tomu, którego akcja nieustannie przypomina istny rollercoaster i na każdym kroku zaskakuje. Stanowi poniekąd naturalne zamknięciem tego, co przez 560 stron śledzimy, dając ostateczną odpowiedź końca obu prowadzonych spraw. Jednak i tym razem przecierałem oczy ze zdziwienia,  a po skończonej lekturze miałem kłębowisko myśli. Chyłka i Oryński wracają w siódmym tomie w którym czeka na nich nie jedna niespodzianka. Dla mnie Oskarżenie nieustannie utrzymuje wysoki poziom serii i oby tak dalej.


Polecam,

Moja ocena 8/10
 
                                                  Źródło: Wydawnictwo Czwarta Strona

piątek, 1 czerwca 2018

MROCZNY PIĄTEK: RĘKA MISTRZA - STEPHEN KING


MROCZNY
PIĄTEK


RĘKA MISTRZA – STEPHEN KING


To, co miało dać początek nowemu życiu i ukojeniu skołatanych nerwów; z całą pewnością da początek nowemu doświadczeniu. Problem tylko, że nie koniecznie takiemu, jakiego by się oczekiwało.
Malownicza wyspa położona na tle bajecznego krajobrazu, wydająca się idealnym miejscem do tego. Jawi się, jako istna oaza spokoju i ciszy, miejscem gdzie odzyska się utraconą równowagę psychiczną; skrywa wiele tajemnic i wcale nie jest, tak bezpieczną jaką się wydaje. Zwłaszcza w kwietniowe noce, gdy przybywa do niej okręt wiozący na swym pokładzie zmarłych szykujących się do nowych łowów na bezbronne dusze. W tym czasie nikt nie może się czuć się bezpiecznym, gdyż właśnie rozpoczynają się krwawe łowy. Tym samym nowe życie, nowe miejsce zamieszkania i odkryty obecnie talent malarski, zamiast leniwej egzystencji z dala od traumatycznych wspomnień, niosą z sobą koszmar i walkę o przetrwanie.
Tajemniczy dar, obrazy zwiastujące wydarzenia mające wkrótce się urzeczywistnić, odgłosy tych co odeszli i niepozwalających o sobie zapomnieć, stają się codziennością Dumy Key w „Ręce mistrza” Stephena Kinga.


Utalentowany architekt i właściciel firmy budowlanej, Edgar Freemantle wiedzie spokojne życie, pełne zawodowych sukcesów. Szczęśliwą passę  przerwa wypadek przy pracy, jakiemu ulega mężczyzna. W jego wyniku ponosi poważne obrażenia głowy i traci rękę. To jednak nie jedyne problemy rekonwalescenta. Jednym z najpoważniejszych stają się nagłe napady  agresji, podczas których jest niebezpieczny dla otoczenia. Za namową swego terapeuty przenosi się na piękną, położoną wśród bajecznej przyrody i odludną wyspę Dumę Key, znajdującą się na wybrzeży Florydy i będącą własnością sędziwej Elizabeth Eastlake. W nowym miejscu zamieszkania odkrywa nieznany u siebie wcześniej talent malarski, z chorobliwą pasją maluje obrazy i nie potrafi oderwać się od tego zajęcia. Musi malować coraz więcej i więcej, a kolejne dzieła zwiastują makabryczne wydarzenia związane z ludźmi będącymi w jego otoczeniu. Same zaś malowidła stopniowo odsłaniają mroczną przeszłość rodziny seniorki i  przerażającą prawdę o Dumie Key. Na domiar złego obrazy nieustannie pokazują swoją niszczycielską moc.
 

Każde spotkanie z twórczością autora z Maine należy dla mnie zarówno do bezpiecznych przystani wędrowania po literackich morzach, jak i tych niosących ze sobą wielką niewiadomą. Z jednej strony do tej pory nie rozczarowałem się powieściami wychodzącymi spod jego pióra, może jedynie nieco Desperacja  pozostawała niewiele w tyle. Z drugiej strony dostarcza olbrzymią ilość adrenaliny i nigdy nie wiadomo z czym tym razem przyjdzie się zmierzyć. Szczególnie cenię go za tworzenie opowieści mogącej poniekąd stać się udziałem każdego z nas: poważny wypadek, nękanie przez szkolnych rówieśników, kontrola drogowa dająca początek horrorowi, czy psychopatyczna fanka; w połączeniu z tym co pozaziemskie, nadprzyrodzone i odkrywające najciemniejsze demony czające się w ludzkiej duszy. Nie inaczej jest w przypadku Ręki mistrza.  Z całą pewnością zaliczyć ją można do Kinga niezwykle dojrzałego pisarsko i tego z późniejszego okresu. W powieści obserwujemy zwyczajnych ludzi spotykanych każdego dnia na ulicy: nieszczęśliwe żony żyjące w poczuciu krzywdy wyrządzonej im przez męża – nawet jeśli jest już ich eks, staruszkę wydającą się cierpieć na demencję starczą i tylko czasami odzyskującą przebłyski świadomości, lekarzy, psychologów, prawnika, córki mające odmienne relacje z ojcem – starsza nieco chłodniejszą, podczas gdy młodsza jest oczkiem w głowie tatusia; poza tym realistycznym obrazem nie brakuje elementów nadprzyrodzonych: czucie utraconej ręki, pojawiające się zjawy, odgłosy i szepty słyszalne w głowie Freementle`a, które  w rewelacyjny sposób budują nastrój grozy. Pierwsza połowa książki może wydawać się nieco przegadana i senna, sama zaś akcja posuwa się dosyć powoli. Poznajemy Dumę Key i absolutnie nawet, przez myśl nie przejdzie wszystko to, co za kilkaset stron stanie się udziałem bohaterów – oczywiście dla nieznających prozy króla grozy, gdyż jego wielbiciele doskonale wiedzą, że owa sielanka nie może trwać wiecznie. A sam King daje wiele przebłysków, jak owa cisza  jest niezwykle pozorna. Owa przyjazna i znajdująca się na odludziu, z dala od cywilizacji wyspa; zmienia się w pułapkę z której nie ma ucieczki. Osacz i wciąga przybyszów w swój mroczny i nieco mitologiczny świat rządzony przez Perse/Persefonę.

            W wierzeniach starożytnych Greków i Rzymian występuje ona, jako królowa podziemi, u Kinga zaś, jest władczynią mórz, morskich otchłani, ciągle niezaspokojonego głodu krwi i nienawiści do wszystkich ludzi. Jak przystało na monarchinię dysponuje armią zmarłych, cieni skupionych i przybywających na statku widmo do walki ze śmiałkami odważającymi się zagrozić jej panowaniu. Utożsamia wszystkie najgorsze emocje, uczucia ludzkie, i brutalną, niszczycielską siłę uderzającą we wszystkich znajdujących się w promieniu jej oddziaływania. Opanowuje umysł „wybranka”, który od tej pory będzie dostarczać dla niej całe rzesze nowych ofiar. Karmi się jego pragnieniem zemsty, nienawiścią, zazdrością i niepochamowanym gniewem będącym wynikiem straty - nie mogącej już nigdy być zaspokojoną. Nic dziwnego, że szuka  życiowych rozbitków, osób nieszczęśliwych, a zarazem niezwykle wrażliwych, próbujących odnaleźć własną drogę do zapomnienia o przeżytym dramacie i pragnących rozpocząć życie od nowa. Mimo swych starań poczucie krzywdy i niezrozumienia wraca do nich przy każdej najmniejszej okazji, wówczas to odczuwana złość toruje Perse drogę do sprawowania nad nimi rządów i kreowania rzeczywistości zgodniej z jej wolą. Niosące przez nią „ukojenie” jest pozorne, szybko jednak przeraża swą mocą oddziaływania,  kieruje do fikcyjnych przeciwników i nie pozwala równocześnie dostrzec prawdziwego zagrożenia, czającego się za rogiem.  

            Ręka mistrza idealnie wpisuje się do tego co jest charakterystyczną cechą prozy Stephena Kinga, granie na emocjach czytelnika. Początkowo tworzy dość mocno rozbudowany „wstęp” wprowadzając nas w emocje, odczucia, myśli i pragnienia towarzyszące bohaterom. Każdy z nich jest inny, każdy czegoś innego oczekuje. Małżonkowie  wplątują się w pajęczynę wzajemnych pretensji i żalów, z której nie potrafią się wydostać. Jedynym co ich łączy, stanowiąc pewnego rodzaju most wspólnego przedmiotu zainteresowania, to dzieci i troska o nie. Stopniowo obserwujemy próby odbudowania utraconego świata i życia po traumie, aby szybko dostrzec, że to co miało dać wytchnienie, staje się początkiem czegoś znacznie gorszego. W ten sposób autor z Maine pozwala nam zżyć się z każdą z występujących w powieści postacią, oczywiście którą można lubić bardziej lub mniej, przygotowując  czytelnika do pożegnanie z nią i zapowiadając jej rychłą śmierć. Genialnie potrafi  uśpić naszą czujność, przenosząc do chwil bardzo szczęśliwych, abyśmy za moment stali się świadkami koszmaru i dramatu w życiu bohaterów.  .

Ręka mistrza wpisuje się do kanonu moich ulubionych powieści Stephena Kinga, intrygując swoją tajemniczością, niepewnością tego co za chwilę może się wydarzyć i genialnie budowanym napięciem. A odgłosy rozchodzące się z Duma Key jeszcze długo będą mi towarzyszyły.


Polecam,
Moja ocena 8/10
 
                                              Źródło: Wydawnictwo Prószyński i S-ka