niedziela, 6 stycznia 2019

CIEMNO, PRAWIE NOC - JOANNA BATOR


 Nie ma chyba w Polsce miasta, które nie skrywałoby swoich mrocznych stron przed światem. Próbowało ukryć wszystko to, co jest powodem wstydu i jakby odwracając od swojej ciemnej natury wzrok przybyszów, chciało na siłę eksponować tandetę, szukając w ten sposób błyskotki, którą mogłoby się pochwalić. Zamiast przemocy, dziejącego się w nim od dawna zła atakującego najsłabszych jego mieszkańców, pokazuje pruderyjną religijność doskonale wpisującą się raz do eposu Polaka – katolika, a dwa do toczonej i niezwykle popularnej wojny polsko-polskiej. Tym samym owo miejskie zło coraz bardziej czuje się bezkarne, będąc niewidoczne może bezkarnie grasować w domach, polować na nowe ofiary i żywić się dawną bolesną historią oraz dziecięcym strachem. Dostaje się do lokalnego krwioobiegu i toczy ono życie tamtejszej społeczności, tam dokąd sięgnie, pozostaje po nim tylko cierpienie i łzy bezbronnych, oraz potęgująca się nienawiść i destrukcyjna siła niszcząca wszystko, co spotka na swej drodze.
         O kotojadach, kociarach, trudnych powrotach i odkrywaniu dramatycznej historii rodzinnej, o zaginionych dzieciach oraz wojennych demonach do dziś żywych w umyśle Wałbrzycha, opowiada Joanna Bator w Ciemno, prawie noc.


Alicja Tabor po latach wraca do rodzinnego Wałbrzycha, aby napisać reportaż o zaginionej bez śladu trójce dzieci: Kalince, Andżelice i Patryku. Przyjazd ten jest dla niej o tyle trudny, że wraz z przekroczenie progu dawnego domu, w kobiecie na nowo odżywają uśpione dotąd demony. Przypomina sobie bolesną przeszłość własnej rodziny, wracają do niej trudnej dla wspomnienia związane ze zmarłą siostrą, Ewą. Samo reporterskie śledztwo również nie uprzyjemnia jej pobytu, styka się z miejscową patologią, ludźmi żyjącymi na marginesie tamtejszej społeczności, poznaje ich wypaczoną moralność, a przede wszystkim z  relacji tych rodzin poznaje historie niekochanych dzieci, po których zniknął wszelki ślad istnienia. Przepadły niczym kamień w wodę. Do tego w mieście zaczyna grasować samozwańczy prorok doprowadzający część mieszkańców do fanatyzmu religijnego, do okrutnej i złej religijności żywiącej się wszelkimi uprzedzeniami, przemocą i nietolerancją do każdego, który ma odmienne poglądy. W ten sposób rodzi obłęd, w który wciągnięta zostaje patronka miasta, Matka Boska Bolesna.

Mam wrażenie, że Joanna Bator czyni głównym bohaterem powieści Zło. To z jego dalekosiężnej skali oddziaływania poznajemy Wałbrzyszan, w tym również samą Alicję Tabor i jej rodzinę. Posiada ono różne oblicza. Jednym z nich jest panująca tu przemoc i wrogość do najmniejszego rodzaju „obcości”. Wyrażona zostaje niejednokrotnie zarówno w sposób fizyczny: pobicia, włamania, porwania, gwałty i wykorzystywanie seksualne nieletnich, jak również w sposób słowny – w tym przypadku, co ciekawe zostaje przede wszystkim wyrażona w postaci internetowego hejtu. Zakorzeniło się ono w Wałbrzychu na tyle mocno, że niszczy kolejne pokolenia. Swym początkiem sięga II wojny światowej i dramatycznych losów pani na Zamku Książ, księżnej Daisy; następnie działania czerwonoarmistów potęgujące fale przemocy, aż wreszcie wkradło się do tutejszej lokalności, że nawet rodzice krzywdzą własne dzieci i nie mają w stosunku do nich najmniejszych odruchów litości. Owe Zło w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat urosło tak bardzo w siłę, że stało się wręcz niezniszczalne i nie do pokonania.


Zło odradza się jak karaluchy, za jednego zabitego przychodzi sześć.


Jest to Zło w najczystszej postaci. Okrutne, bezlitosne, atakujące znienacka, z zaskoczenia, nie sposób go ominąć i obronić się przed nim. Sięga każdego. Niszczy rodziny. Utożsamia w sobie wszystko to, co najgorsze w człowieku i przed czym próbuje się uciec, odwracając niejednokrotnie wzrok. Co gorsze wyraża się ono również pod płaszczem fałszywego katolicyzmu, doprowadzając do swoistej histerii religijnej. Dąży do eksterminacji każdego, kto wychodzi poza sferę stereotypowego Polaka – katolika. Karmi się narodową martyrologią, uprzedzeniami, ksenofobią, gotowe walczyć z każdą „innością”, podczas, gdy samo daje się ogłupić przez samozwańczego posłańca patronki miasta Matki Boskiej Bolesnej. Tym samym o ile postać Najświętszej Dziewicy jest uosobieniem matczynego ciepła, miłości, opieki, czystości serca; u Bator jej postać zaczyna służyć jako sztandar do walki, popularny slogan powtarzany w sposób bezmyślny -  aby modlić się do niej. Każdy kto tego nie robi, godny jest najwyższej pogardy. W ten sposób widzimy zło typowo polskie sięgające już do czasów nam współczesnych, lubiące toczyć walkę każdego z każdym, dzielące ludzi na lepszych i gorszych, odwołujące się do krzyży, rzekomych relikwii świętych, wzniosłych haseł, szkoda tylko, że nie ma ono nic wspólnego z prawdziwym katolicyzmem. Przemawia głosem fanatyków zarówno tych stojących po stronie „nowego świętego”, jak i antyklerykalnych. Obie te grupy zwalczające siebie wzajemnie, nie przebierają w słowach i zdolne posunąć się do wszystkiego.

Patrząc z tej perspektywy widać, jak Joanna Bator sama wywodząca się z Wałbrzycha stworzyła ze swojej rodzinnej miejscowości, miasto – potwór pożerającego każdego, kto w nim się znajduje. W nim wszystko jest nasiąknięte złem. Nawet powietrze, ziemia, lasy, domy są morowe i złe. Jego ludność nie cofnie się przed najbardziej wyszukanymi torturami w stosunku do dzieci i zwierząt. Cała ta społeczność tworzy konglomerat „ludzi niekochanych” -  spirala przemocy toczy się z rodziców na dzieci i jest wręcz przejmowana z mlekiem matki.

Duchy zmarłych przenikają do świata żywych i nie pozwalają zapomnieć o wyrządzonej im krzywdzie. Siadają z tymi co żyją do stołu, z nimi zasypiają, odsłaniają przed nimi nieznane szczegóły rodzinnych tajemnic, pukają do okien domów z nadzieją, że ktoś zlituje się nad nimi. Wskazują na Zło nazwane przez Wałbrzyszan kotojadami. Dopiero z ich relacji oraz opowiadań tych co przeżyli wojenną gehennę dowiadujemy kim one są. Kotojady utożsamiają wszelkie istniejące na ziemi zło. Dostaje się ono do wnętrza człowieka wraz z wdychanym powietrzem, po odbytym stosunku seksualnym – przenikając do krwi i niczym trucizna opanowując ciało i umysł ofiary. Są bez twarzy, bezosobowe, mogą być każdym kogo sobie upatrzą na ofiarę. Potrafią przetrwać każde warunki, aby tylko gdy znajdą dogodna dla siebie okazję do ataku, zapolować na pojawiającą na ich horyzoncie ofiarę.

W tymi mieście Zła jedyną iskierką nadziei i dobra są kociary. Należą do nich kobiety opiekujące się lokalnymi kotami, chroniąc zwierzęta przed grożącym im niebezpieczeństwem. To apostołki, zwiastunki obwieszające zbliżanie się kotojadów i ostrzegające przed ich nadejściem. Łączą w sobie dawne i obecne czasy. To istoty niezdolne do nienawiści. Przenikają tutejszą społeczność. Nie tylko są tajemniczymi mieszkankami lasów, ale również pracują jako bibliotekarka miejscowej Biblioteki, przechowujące listy zmarłych adresowane do żywych członków rodzin. To one też decydują o tym, kiedy nadeszła odpowiednia pora, aby przekazać pozostawioną u nich korespondencję. Są niczym drogocenne perły nadające Alicji sił do zmierzenia się ze całym doznanym w dzieciństwie okrucieństwem i z tym, jaki poznaje z historii zaginionych dzieci. To one też pomagają jej w przezwyciężeniu, mieszkającej w niej samotności i panicznego lęku przed utratą bliskich sobie osób.


Uświadomiłam sobie, że wszystkie podróże, w które udawałam się kierowana wewnętrznym przymusem, podejmowałam za moją siostrę w złudzeniu, że gdy zobaczę to, co ona pragnęła zobaczyć, poczuję się mniej spustoszona i samotna.


Ciemno, prawie noc to książka demon paraliżująca czytelnika strachem, wywołująca w nim uczucie bólu brzucha pojawiającego się podczas lektury, chęci zwinięcia się w kłębek i okrycia kocem, byle tylko ukryć przed zbliżającą się watahą kotojadów. Zmusza  do konfrontacji z tym, co bolesne i trudne. To powieść będąca na granicy horroru. Nie ma bowiem do końca pewności, co z obserwowanych okropieństw dzieje się naprawdę, a co może jest tylko zjawiskiem zbiorowej histerii. Wyraża się ona cytowanymi  przez Bator wypowiedziami ludzi na forach internetowych – często z błędami ortograficznymi, często niepoprawnie napisanymi słowami, które niestety gro z tych zdań można spotkać na co dzień. Stanowi on swoisty apel autorki do pokazania, że jeżeli się nie opamiętamy z naszymi uprzedzeniami i fobiami, każdego dnia może robić się ciemno, aż zapadnie noc. Dopiero racjonalizacja, wzajemna tolerancja, wyzbycie się świadomości narodowego męczeństwa i  dostrzeganie wyimaginowanych wrogów, jest w stanie przynieść promyczek światła rozpraszające ciemności nocy.


Polecam,
Moja ocena 8/10
 
                                                  Źródło: portal lubimyczytac.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz